#Rozdział 17 "In gradibus amoris"
Sponsorem dzisiejszego rozdziału jest poetka Madzia
Tytuł: "Schody po miłość"
Wszystkie pożółkłe liście pospadały z drzew. Pogoda
codziennie była przygnębiająca, szara i bura. Siedziałam na łóżku i robiłam to
co kocham. Rysowałam. Towarzyszyła mi przy tym muzyka klasyczna. Ruchy mojej
ręki idealnie wpasowywały się w melodię graną przez wiolonczelę. Tak jakbym w
jakiś sposób mogła nią dyrygować. Oddałam się w pełni tej czynności i
pogrążyłam się w rozmyślaniu. Miłość jest skomplikowana. Jak dla mnie do bani.
Można ją porównać do wielkich schodów. Na początku musisz takowe znaleźć, potem
stopniowo po nich wchodzisz. Schodek po schodku i jesteś coraz bliżej szczytu.
Następnie gdzieś w połowie zaczynasz czuć że to już niedaleko, a już jesteś
blisko. Wchodzisz coraz wolniej, bo się zmęczyłaś. A gdy został ostatni stopień
do pokonania, coś cię blokuje. Kiedy wydaje ci się, że już masz to na
wyciągnięcie ręki, kładziesz nogę na piętrze, zahaczasz nią o dywan,
przewracasz się i jesteś znów w połowie lub na początku, zależy do tego jak
jesteś niezdarna w uczuciach. Pozbierać się stamtąd nie jest jednak tak łatwo.
Jesteś obolała, masz siniaki. Zastanawiasz się czy jest sens, czy może lepiej
sobie odpuścić. Nie chcesz zejść, bo stracisz całą przebytą drogę, a z drugiej
strony boisz się kolejnej wpadki albo tego co zastaniesz po wejściu. I tak
zaczynasz od początku. Jesteś w czarnej dupie. A mówią, że miłość jest taka
piękna. Tylko chyba musi być odwzajemniona, moja niestety nie należała do tej
kategorii. Bo spieprzyłam, jak zwykle.
Jak ze snu nagle wybudził mnie brzęczący telefon. Zegar
wskazywał godzinę 21, spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam:
- Hej Werka, coś się stało? - spytałam koleżanki.
- Adela, moja mama znów ma nocną zmianę. Nie chcę być
kolejny raz sama w tym dużym mieszkaniu. Czy mogę... czy mogę dziś u ciebie
spać? - zapytała niepewnie, a mi w jednym momencie zrobiło się jej ogromnie
szkoda.
- Pewnie, że tak - odpowiedziałam bez zbędnego zastanawiania
się. - Dam znać mamie i będziemy po ciebie za jakieś 30 minut.
- Nie chcę robić więcej kłopotów. Przyjadę autobusem.
- Nawet się nie wygłupiaj. Weź wszystko i nie zapomnij o książkach i zeszytach, bo
jutro idziemy do szkoły, jasne? - zaśmiałyśmy się i zakończyłam rozmowę.
Opowiedziałam mamie, jak wygląda sytuacja, bez problemu się
zgodziła. Powiedziała jednak, że mam wysprzątać pokój, bo w takim bałaganie nie
będę przyjmować gości. Więc sama pojechała po moją przyjaciółkę, a ja zabrałam
się za ogarnianie chaosu. W pewnym momencie spostrzegłam mój szkicownik.
Zaciekawiona najnowszym rysunkiem, którego oczywiście nie pamiętam, zajrzałam
do środka. No nie! Mogłam się tego spodziewać. Przynajmniej ładnie wyszedł.
Zamknęłam czarny zeszyt i włożyłam go do szuflady. Szybko powkładałam resztę
rzeczy. Dawno nie miałam tu takiego porządku. Wizyty są potrzebne.
Chwilę później
siedziałam w pokoju, przebrana w pidżamę, gotowa do snu i czekałam na Werkę,
która brała prysznic. Zastanawiałam się czy przygotować materac, jednak
stwierdziłam, że moje łóżko jest na tyle duże, że zmieścimy się obie.
Gadałyśmy chyba pół nocy, a jeden z tematów dotyczył
oczywiście moich miłosnych niepowodzeń.
- No co ty, Leo czekał pod twoim domem? - spytała
podekscytowana. A ja opowiedziałam o naszej rozmowie związanej z Zuzią.
- A potem jak się żegnaliśmy chciałam mu powiedzieć.... to
wszystko co czuję - mówiłam, a Weronika nie wytrzymała.
- I co? Powiedziałaś? - przerywała ciągle.
- Nie, nie mogłam.
- Jak to? - zdziwiła się, a entuzjazm natychmiast opadł.
- A ty powiedziałabyś chłopakowi, że ci się podoba, zaraz po
tym, kiedy właśnie ci oznajmił, że chce się z tobą tylko i wyłącznie
przyjaźnić? - spytałam, a łzy napłynęły mi do oczu. Ciężko mi o tym mówić, to
moje pierwsze takie zakochanie i totalnie sobie z nim nie radzę. Z czym ja
sobie w ogóle radzę? Chyba z niczym. Przyjaciółka to zauważyła, przytuliła mnie
mocno i powiedziała:
- Ej, nie martw się! - pokrzepiała mnie. - Ułoży się, mówię
ci. Po każdej burzy wychodzi słońce, a miłość zawsze zwycięża.
- Ta nieodwzajemniona chyba nie - powiedziałam gorzko.
- My to nie mamy szczęścia do tych chłopców - stwierdziła.
Popatrzyłam się na nią wzrokiem, który
zrozumiała nawet jak dookoła panował mrok. - Marcel i Jasiek pamiętasz jacy
byli. A reszta to widzą we mnie tylko cycki i ładną twarz. A ja tego nie chcę.
Żaden się nie zainteresuje co lubię robić, czy mam jakąś pasję, nic. To uwierz
wolisz nie mieć powodzenia niż takie.
Rozmawiałyśmy jeszcze, aż ustaliłyśmy, że lepiej pójść spać,
bo musimy wstać o szóstej. Szybko zasnęłam. Z Weroniką jakoś tak raźniej i
nawet koszmary mnie tym razem nie odwiedziły.
Poranek zapowiadał się spokojnie. Właśnie jadłyśmy z Werką
śniadanie i rozmawiałyśmy w najlepsze, kiedy moja mama weszła do kuchni z
codzienną pocztą w ręce. Przysiadła się do stołu i zaczęła otwierać koperty i
oglądać ulotki. Gdy zaczęła czytać list z białej koperty zauważyłam, że jej
mina diametralnie się zmieniła, spoważniała.
- Mamo, co jest? - zwróciłam się, a na odpowiedź się nie
doczekałam. Mama bez szelestnie podała mi białą kartkę, jedną z dwóch z
rozerwanej koperty.
" Rozprawa o
rozwód będzie w piątek. Dołączyłem list sądowy dla formalności. Macie się
stawić we trójkę, dzieci jako świadkowie. Nie zamierzam stawiać oporów. Będę
płacił alimenty, ale bez składania wizyt. Jak się nie pojawicie to będziecie płacić
grzywnę."
List był od mojego ojca. Kartka miotała się, gdyż moje ręce
zaczęły niekontrolowanie drżeć.
Porównując wszystkie wydarzenia jakie przeżyłam, nigdy nie czułam się tak jak
teraz. Do tej pory chyba nie zdawałam sobie do końca sprawy co się dzieje
dopóki, nie zobaczyłam listu
sądowniczego i tego, który tak bardzo mną wstrząsną. Wydawało mi się, że jakoś
to będzie, zawsze było. Mimo wszystko myślałam, że tata wróci... wiem, że to
głupie, ale byłam nawet tego pewna. Aż do teraz. Nie czułam gniewu czy nawet
złości, lecz smutek, który wypełnił całe moje ciało. Zaczęłam się trząść, jakby
z zimna i nie potrafiłam tego opanować. Wera przybliżyła się do mnie, coś
mówiła, ale ja nie słyszałam. Tępy ból psychiczny zagłuszał wszystko co piękne
i dobre. Czułam jedynie delikatnie, jak ktoś gładzi moją dłoń. Nie wiedziałam
zaś czy to mama, czy przyjaciółka. "
Nie zamierzam stawiać oporów. Będę płacił alimenty, ale bez składania wizyt"
te słowa dźwięczały w mojej głowie, jak echo w wielkim kanionie. On mnie
naprawdę nie chce. Nie cierpi mnie. Czym zawiniłam? Wiem, nie byłam idealna,
ale starłam się. Zawsze próbuję. Zawsze na marne. Chciałam płakać, nie mogłam.
Nie potrafiłam, zaabsorbowana uczuciami chyba zapomniałam, jak to się robi.
Wstałam w milczeniu, ruszyłam do łazienki. Ubrałam się, spakowałam plecak i
nadal bez słowa pojechałam wraz z przyjaciółką do szkoły. Nie mam już sił, by
zakładać kolejną maskę. Więc zapewne smutek jest wręcz wymalowany na mojej twarzy. Niech
się śmieją i tak nie zranią mnie bardziej niż jestem.
Dochodziłyśmy do szkoły, kiedy usłyszałam głos Weroniki:
- Adela, nie musimy tam iść. Możemy się przejść do parku,
pospacerować - popatrzyła na mnie z ukosa.
- Ja... wolałabym iiść do szszkoły - wyjąkałam pierwsze
słowa od dłuższego czasu.
Na lekcjach nic mi nie wychodziło. Matematyka nagle stała
się ciągiem hieroglifów, historia wchodziła do mojej głowy jak przez mgłę,
zjawiska chemiczne były niezrozumiałe. Wszystkie przedmioty wypadały z moich
trzęsących rąk. Gdy podchodziłam do tablicy cała roztrzepana, nauczyciele z
politowanie prosili bym usiadła. Nie wiem, co się dzieje. Czy to się skończy?
Zaczynało mi być trochę lepiej. Rozmawiałam z Weroniką,
jednak nadal ze smutnym, a może nawet nostalgicznym głosem. Wtedy dostałam
smsa:
Leondre:
Wpadłabyś po lekcjach? Pilnie potrzebuję przetłumaczenia
kilka nowych listów, bardzooo jesteś mi
potrzebna.
Przeczytałam wiadomość razem z Weroniką, zanim zdążyłabym
cokolwiek powiedzieć, odezwała się:
- Nie musisz iść. Jeśli nie chcesz, ja mogę coś pokombinować
z tłumaczeniem, skoro to pilne.
Zastanawiałam się chwilę.
- Pojadę - stwierdziłam cicho. - Może czytanie tych listów
poprawi mi humor.
Skrzywiłam się przy wypowiadaniu tych słów. Mimo wszystko
oderwanie od własnych spraw mi się przyda. Po lekcjach dojechałam do hotelu
"Ester", recepcjonistka wpuszczała mnie już bez problemów. Zapukałam
do apartamentu. Otworzył mi brunet, zapraszając przy tym do środka i swojego
aktualnego pokoju.
- Mam tu kilka listów od fanek. Charlie akurat pojechał
załatwiać sprawy z managerem, więc potrzebowałem pomocy w tych listach. Są
skierowane do mnie i bałem się, że Charlsowi zrobiłoby się przykro. Mam
nadzieję, że to nie problem - powiedział, uśmiechając się przy tym.
- Nie, nie - odpowiedziałam z pewną dozą nieśmiałości.
Chłopak to wyczuł, ale zignorował.
- Ok, to masz coś do zapisywania na brudno, jakieś kartki?
- Tak - otworzyłam plecak, moimi nie do końca sprawnymi dziś
rękami i zaczęłam poszukiwać brudnopisu. Z plecaka wyciągnęłam niezgrabnie
czarny zeszyt, który nie był tym czego szukałam. Jak on się tutaj znalazł? Nie
zdążyłam się zastanowić, ponieważ wypadł mi z dłoni i otworzył się bardzo
niefortunnie. Otóż na stronie znajdował się mój wczorajszy rysunek. Brunet
najpierw spojrzał na mnie, zdziwiony moim zdenerwowaniem, następnie przeniósł
wzrok na rysunek.
- Czy to...my? - spytał, wlepiając wzrok w kartki. Wczoraj
leżąc w łóżku stworzyłam dwie postacie trzymające siebie nawzajem w objęciach.
Dziewczyna i chłopak. Ten rysunek, mimo że czarno biały wyraźnie pokazywał, kto
to jest. Leo i ja byliśmy oddani na śnieżnobiałej kartce niemal perfekcyjnie.
Że też akurat to musiało mi tak dobrze wyjść.
- Nie, to... z filmu, który ostatnio oglądałam -
powiedziałam i szybko się schyliłam, by podnieść szkicownik, przy okazji wypadł
mi plecak i piórnik. Chaotycznie
próbowałam zebrać rzeczy. W normalnych okolicznościach bym się zarumieniła, ale
one do takich nie należały. Brunet na początku oszołomiony moim zachowanie,
potem chwycił mnie za rękę i podniósł z ziemi. Zaprowadził do łóżka i
delikatnie przymuszając, posadził mnie na nim, a sam usiadł obok.
- Adele - zaczął. - Co się dzieje?
Czy miało sens powiedzenie, że nic? I tak by to ze mnie
wyciągnął.
- Dostałam dziś rano...list - wydukałam. - Z sądu i od taty.
Rozprawa jest w piątek. Mamy być. Tata mnie nie chce. Koniec naszej rodziny.
Mówiłam krótkimi zdaniami, bo tylko na takie mnie było stać.
W dodatku musiałam się skupić, gdyż zdania wypowiadałam w innym języku.
- Ale przecież już o tym wiedziałaś trochę czasu, to nie
jest nowa informacja.
- Może i nie. Ale dopiero teraz wiem, co to wszystko
oznacza. Koniec - nagle przypomniało mi się, jak się płacze. A więc jedna
próbna łza spłynęła zakręcają łuki po moim policzku.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Miałam pewność, że nic co w
tej chwili powie nie zmieni mojej sytuacji ani samopoczucia. Pragnęłam jedynie chłonąć
ciepło, to które wyczuwam zawsze w jego głosie.
- Kilka lat temu, kiedy czułem, że jestem nikomu nie
potrzebny, byłem gnębiony, moi rodzice to była świeża sprawa, czułem się w
totalnie rozsypany. Potrzebowałem taty, żeby pomógł mi z tymi chłopakami,
którzy dzień w dzień się ze mnie naśmiewają, którzy mnie szykanują, biją. Wtedy
poznałem Charlie'ego. Próbował mi pomóc. Dla mnie to nie miało znaczenia.
Chciałem ojca. Pewnego dnia wszedł do mojego pokoju i dał mi ten pierścień -
wskazał na swój palec. Pamiętam, jak mówił, że jest dla niego najważniejszy. -
powiedział, że on w tej chwili daje mi jego osobistą nadzieję. Wie, że moim
pragnieniem jest, żeby tata wrócił i dopóki noszę ten pierścień, to posiada
podwójną moc. Moją i jego, a nadzieja to potężne uczucie. Bardzo wtedy tego
potrzebowałem, mimo że moje prośby nie zostały wysłuchane. Chodzi o samą wiarę,
która czasem przy odrobinie szczęścia spełnia nasze pragnienia. Dziś już go nie
potrzebuję. Jestem w tym miejscu, gdzie chcę być, jako szczęśliwy chłopak.
Teraz ja, chciałbym podarować ci moją nadzieję. Niekoniecznie na powrót taty.
Sam coś o tym wiem. Ale, żeby twoje życie się rozpromieniło i nie było ponure.
Daję ci nadzieję na lepsze jutro. Moc tego pierścienia działa pod jednym
warunkiem - popatrzył się na mnie. - Jeśli dwie osoby, wkładają w niego potężne
uczucie i wierzą w lepsze jutro.
Po tych słowach wsunął mi ,na palec serdeczny, pierścień.
Delikatnie wisiał na moim smukłym palcu, lecz nie to teraz jest ważne.
Spojrzałam w ciemno bursztynowe oczy chłopaka.
- Tak bardzo ci dziękuję, ja... tak bardzo dziękuję - to
jedyne co teraz byłam wstanie powiedzieć. A on nachylił się i przytulił mocno
do siebie. Oczywiście wszystkie te gesty wykonywał "po przyjacielsku"
i szepnął mi do ucha:
"Cause I'm hopeful, yes I am
Hopeful for today
Take this music and use it
Let it take you away
And be hopeful, hopeful
And He'll make a way
I know it ain't easy, but, that's okay
Just be hopeful"
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Znów to samo. Czyli mam mieszane uczucia co do rozdziału. Koncepcje mam, wszystko jest, tylko słowa, w które to ubieram nie do końca mi się podobają. Grrr... ale pracuję nad tym, spokojnie :D
Przejdźmy do ważnych kwestii. Dziękuję Poetce Madzi, która mnie zainspirowała do napisania akurat takiej treści rozdziału. Chyba nawet o tym nie wie... Ale już tak! Dziękuję Ci bardzo!
Proszę o komentarze, wyrażanie opinii albo zwykłe znaki interpunkcyjne, które mi wystarczą.
Miłego dnia!
Asieneczka Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
A! Pierwwszaaa!
OdpowiedzUsuń*miejsce*
Dobra, jestem. Tak... Bardzo mi się nie chciało xD Usiłuję sklecić jakiś beznadziejny rozdział... w ogóle to chcę ci bardzo podziękować, że dodałaś rozdział! Bo nie miałam co czytać! A inni tak jakby trochę... CHCĄ MNIE ZABIĆ NIEDOBOREM ROZDZIAŁÓW!! NOSZ... MACIE SPIĄĆ TYŁKI I NAPISAĆ MI RODZIAŁ!!! Tak, koniec wiadomości. Teraz przejdźmy do twojego. Boże... Cudowny! Te zdania! Pięknie napisane! A to o tych schodach do miłości! Zakochałam się! Jak ty cudownie piszesz... Weź mi pomóż...Pisz za mnie xD Po raz miliardowy oglądam nowy cover chłopaków i trochę mnie to rozprasza, więc ten komentarz nie będzie miał większego sensu... To wszystko było takie sweet<333 Leo taki kochany i pomocny <3 Chyba już mówiłam, że się zepsułam i piszę krótkie komentarze... Tak... Jak dla mnie rozdział jest idealny <33 No, ale to pewnie dla tego, że cię tak bardzo wielbię i kocham <33
UsuńJuż nie mogę się doczekać nexta!
A tak btw, to na snapie to ty, czy jakiś twój psychofan, mnie dodał xD
Kc <333333
XoXo
Spinam tyłek! Ale i tak dodaje w poniedziałki piątki xD
UsuńNie będę pisać za ciebie, bo jakość Twojego bloga się pogorszy :D Ja też oglądam, fajny tylko zrobili identycznie jak oryginał co mi się średnio podoba.
Dziękuję bardzo! Tak to ja na snapie :3 Ładne warkoczyki ;*
MIEJSCE co tam, że drugie xD
OdpowiedzUsuńJejku sponsorem?
UsuńA już rozumiem!
Schody po miłość!
Ale zacznijmy od tego, że teraz to ja już nie jestem taka pewna tego tłumaczenia tytułu xD
Nie masz za co dziękować! To ja dziękuję. Napisałam zdanie, które właściwie samo ze mnie wypłynęło, a ty je w tak piękny sposób wykorzystałaś. Jestem dumna i z ciebie i siebie, choć bardziej z ciebie, bo zwróciłaś uwagę na to jedno niby nie istotne zdanie a tu proszę jakie efekty!
Ślicznie to rozbudowałaś. To wszystko, te porównanie się sprawdza (a przynajmniej tak mi się zdaje, bo nie miałam z tym większej styczności. - Nie mam chłopaka :( xD) Ale jak na mój gust jest pięknie!
Jestem zakochana w twoim stylu pisania, który mimo iż jest (choć nie dla mnie) amatorski to sprawia wrażenie jakby pisała go osoba z mega dużym doświadczeniem
Nawet sobie nie zdajesz sprawy ile daje mi twój blog.
Dzięki niemu się częściej uśmiecham i ten uśmiech przekazuje innym i dzięki temu cały świat się śmieje :D
Jak ja się cieszę, że trafiłam na to ff i, że je czytam :D
Nie rozumiem jak ten rozdział może ci się nie podobać.
Dla mnie jest IDEALNY *-*
No ja cie kocham <33
Życzę ci mega dużo weny, wyświetleń, motywacji, pomysłów, dobrych ocen, chwila stop! xD
No w każdym razie buziaki xoxo
Akurat tutaj tłumaczenia ja nie jestem w ogóle pewna, ale musiałam no! xD
UsuńBoże, takie CUDOWNE WSPANIAŁE SŁÓWKA! Bardzo się cieszę, a na kawalera jakiegoś przystojnego jeszcze na sto procent trafisz ;*
A no z jednej strony mi się podoba z tej merytorycznej, ale z wykonania nie zbyt :D
Dziękuję, dziękuję, dziękuję! <3
Na początku chciałam przeprosić za moją nie obecność pod ostatnim rozdziałem, ale przeczytałam tylko nie miałam na nic siły
OdpowiedzUsuńA teraz do rozdziału
Woow! Nie wiem co mogę jeszcze o tym powiedzieć był genialny, taki uczuciowy
Początek niesamowity, uwielbiam te twoje opisy, jeju oddaj mi choć troszkę tego talentu.
Po ostatniej rozmowie Leo i Adeli miałam ochotę cię udusić, nie o taką rozmowę mi chodziło...
Ale wybaczam haha kocham takie dramatyczne zwroty akcji.
Co kolejny rozdział zaskakujesz mnie na nowo. Kiedy już myślę że wszystko wiem ty dodajesz kolejny rozdział i znów mieszasz.
Ta scena na łóżku z Leo była świetna, genialna, IDEALNA ❤❤
No to chyba tyle czekam na poniedziałkowy rozdział 💓💓
Nic się nie dzieję, mam nadzieję że u ciebie wszystko dobrze i już jesteś pełna sił :)
UsuńCzemu mnie? To jest wina Leo nie moja, więc przestańcie wszyscy mi grozić :D
Ooo naprawdę zaskakuję? To super, bo taki mam cel, a myślałam że wszyscy się domyślają dalszych wydarzeń ^.^ Dziękuję za ten komentarz, emanuję teraz radością i szczęściem także dziękuję BARDZO! :*
Nigdy nie komentuje bo boje sie ze cos zle napisze itp. ale mniejsza poprostu czuje ze musze cos tu napisac. Kocham twojego bloga mega sie z nim zwiazalam(?) nwm jak to ujac. To w jaki sposob piszesz jest piekne masz wieki talent. Rozdzial mega i czekam na nastepne <3
OdpowiedzUsuńNiesamowicie mi miło, że jednak skomentowałaś. Każdy komentarz dla mnie wiele znaczy, a taki to już w ogóle kosmos! Dziękuję bardzo <3 I na przyszłość nie bój się nie gryzę ;) A takimi słowami sprawiasz mi Wielką radość :) Dziękuję ;*
UsuńNie ma za co ;*
UsuńRozdział cudowny (zresztą tak jak każdy :D) Kocham twojego bloga i kocham to jak piszesz <3 Czekam na next i życzę weny!
OdpowiedzUsuńDziękuję! Ja też kocham i dziękuję że komentujesz ;*
UsuńBoże,popłakałam się. Tylko ty umiesz mnie doprowadzić do tych wszystkich emocji, smutku, gniewu, radości <3 to jest takie raw raw *.* /andrejka
OdpowiedzUsuń