#Rozdział 9 "Ancestral Rings"

4
COM


Siedziałam w gabinecie i wpatrywałam się w niską kobietę. Na sobie miała elegancką ołówkową spódnicę i białą koszulę. Prosiła, żebym opowiedziała jej o sobie.
- Nazywam się Adelajda - zaczęłam nieśmiało. - Mam 15 lat, jestem w ostatniej klasie gimnazjum. Mam przyjaciółkę Weronikę...
- A dlaczego zdecydowałaś się do mnie przyjść? - przerwała mi.
- Mam problemy z emocjami i osobowością... tak myślę - nie przypuszczałam, że mówienie o tym wszystkim będzie aż tak ciężkie. Wiem, że ta osoba ma mi pomóc, ale jednak jest obca.
- A jakie masz relacje z rodziną?
- Z mamą świetne, z tatą nie rozmawiam prawie w ogóle, a z bratem, no cóż czasem się o coś posprzeczamy - westchnęłam.
- A czy czujesz, że masz w nich oparcie? - pytała spokojnym tonem.
 - W mamie tak. Reszta ma mnie totalnie gdzieś. Nie obchodzę ich - odrzekłam zgodnie z prawdą.
- Mhm, mhm - notowała coś. - Zwykle problemy emocjonalne mają związek z relacjami rodzinnymi. A powiedz mi jeszcze czy wydarzyło się coś znaczącego w twoim życiu? Co bardzo przeżyłaś? - zapadła głucha cisza, a po chwili pani psychoterapeutka znów się odezwała. - Czyli jest coś na rzeczy. Abym mogła ci dalej pomóc muszę wiedzieć co to było.
- To dla mnie trudne, naprawdę... - nie chcę do tego wracać, a co dopiero opowiadać.
- Bez tego słoneczko ani rusz. To posłuży nam tylko, by ci pomóc - uśmiechnęła się ufnie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać. Wymieniłam każdy drobny szczegół, żeby nie było dodatkowych pytań, by zamknąć temat. Kiedy skończyłam, odezwała się.
- Tak, to na pewno miało duży wpływ na ukształtowanie twojej psychiki, Adelajdo. Mogę tak mówić?
- Wolę Ada lub Adela - odpowiedziałam cicho.
- A więc Ado, problemy są po to, żeby je rozwiązywać, a ja jestem po to by pomóc ci z twoimi. Na następną sesję chciałabym porozmawiać z twoimi rodzicami i bratem.
- Wolałabym nie, jeśli to nie będzie konieczne. Chyba, że tylko z mamą.
- No cóż, nie ukrywam, że myślałam o całej trójce, ale lepiej jedno niż wcale. W takim razie wszystkie informacje sobie poukładam i od następnego spotkania zaczniemy terapię - uśmiechnęła się, pożegnałam ją, wstałam i wyszłam. Od razu wykonałam telefon.
- No i jak było? Opowiadaj - usłyszałam głos Weroniki.
- To chyba nie dla mnie. Musiałam dużo opowiadać o sobie, o uczuciach i o "tamtym" - zrobiłam pauzę.  - Wiesz, że tego nie lubię robić, a ona jeszcze chce gadać z moją rodziną.
- Adelcia, ale może w ten sposób się otworzysz! Nie rezygnuj od razu, pójdź na kilka spotkań, a  jeśli nadal będziesz tak czuła to zrezygnujesz, ok?
- Okay.
- To widzimy się jutro, pójdź wcześniej spać, żebyś znowu nie zaspała.  Muszę zrobić matmę, ona mnie wykańcza.
- Jakbyś miała problem to dzwoń, wytłumaczę ci - powiedziałam i chwilę później zakończyłyśmy rozmowę. Dostałam jeszcze sms.
Weronika:
Zapomniałam ci wcześniej powiedzieć, to sprzątanie z Karolem... wyczuwam, że coś się będzie działo. Przeznaczenie...
Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Weronika jest jedyna w swoim rodzaju. Założyłam słuchawki, już pierwsze tony głosu Freddiego mnie uspokoiły. Właśnie słuchałam "Spread Your Wings" i rozmyślałam. Zdecydowałam się pójść do specjalisty, bo ostatnio nie poznaje siebie. W duszy jestem spokojna, wrażliwa, a to co okazuje to tylko pogarda i lekceważenie. Tak mnie widzą inni. Nie chcę tego, nie jestem taka. W tym momencie zaczął się refren i zaczęłam śpiewać pod nosem:

- Spread your wings and fly away
Fly away far away
Spread your little wings and fly away
Fly away far away
Pull yourself together
Cos you know you should do better
That's because you're a free man.

"Spread your little wings and fly away" skrzydła by mi się teraz przydały. Dotarłam do domu, weszłam do mojego pokoju i stwierdziłam, że tak bardzo brak mi rysowania. Wzięłam szkicownik, usiadłam przy biurku. Trzymałam ołówek w ręce i czekałam. Czekałam na ten moment kiedy sama zacznie prowadzić ołówek i nic ani nikt nie będzie mógł w nią ingerować. Tak jak to zawsze było, jednak nie tym razem. Przez pół godziny gapiłam się w ścianę z przyborem w dłoni. Przecież to nie może być takie trudne! Dobra, zacznij od czegoś prostszego, powiedzmy... o kubek! Przede mną stał niebieski kubek w gwiazdki. To się na pewno uda! Przykładałam ołówek do kartki, ale ciągle go odciągałam, nie wiedziałam jak zacząć, nie umiałam. Czułam się jakbym miała pierwszy raz coś do pisania w ręce. Niewiarygodne, ale nie potrafię narysować głupiego kubka!
Zostawiłam wszystko i rzuciłam się na łóżko. Nic mi nie wychodzi! Dziwne było jedynie to, że nie zanosiło się na płacz. Chyba mój organizm był odwodniony po niedawnym wodospadzie łez. Tak leżąc z głową w poduszce usłyszałam dźwięk wiadomości na facebook'u. Otworzyłam portal i zobaczyłam imię "Karol". Jutro przecież piątek, może coś chce w związku z tym. Odczytałam wiadomość.

Karol:

Hej :) Podaj mi swojego ulubionego wokalistę/zespół, który ma żwawe piosenki ;)

Po co mu to? Nie ważne. Odpisałam:

Nie sądzę, żeby Ci się spodobały, słucham... innej muzyki ;)

Na odpowiedź nie czekałam długo:

Nie ważne, jaki to rodzaj, byle żeby była żywiołowa. Pilna sprawa, pomożesz czy nie?

Zastanowiłam się chwilę a następnie, wystukałam kilka słów na klawiaturze.

Zespół rockowy Three Days Grace ma takie piosenki. Ale to mocny rock. Natomiast ja ich uwielbiam ;)

Karol:

Super! Dzięki wielkie i pamiętaj, że widzimy się jutro :D

Widzimy się codziennie. Chodzimy do jednej klasy od trzech lat.

Do zobaczenia ;)
***

Piątek. W ten dzień mamy luźne lekcje. Mijał dosyć szybko i całkiem przyjemnie. Na jednej przerwie, gdy stałam z Weroniką, naprzeciwko nas siedział Karol, jego "fani" i dziewczyna. Przechodząc obok nas, ukradkiem na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Odwzajemniłam, ale było mi trochę przykro, że nawet głupiego "cześć" przy tych swoich koleszkach nie mógł mi powiedzieć. Oczywiście zaczepiali Werę, lecz to się często zdarza, jest bardzo ładna, nakłada makijaż, natomiast on tylko podkreśla jej walory. Koleżanka zręcznie ich zbywała. Na mnie nigdy nie zwracali uwagi.
Po ostatniej lekcji odprowadziłam przyjaciółkę do szatni, chwilę rozmawiałyśmy.
- A no i pamiętaj, dziewczyna nie ściana da się przesunąć - szturchnęła mnie w łokieć i się zaśmiała.
- Jasne, dzięki za złote rady - odpowiedziałam zażenowana.  - Będzie tak romantycznie, w końcu my dwoje, śmierdzące mopy, pełno kurzu, achh nie mogę się doczekać - powiedziałam ironicznie. Pośmiałyśmy się jeszcze chwilę, a następnie pożegnałam Werkę i ruszyłam na salę. Przy wejściu ujrzałam chłopaka.
- No no, spóźniłaś się koleżanko - uśmiechnął się.
- Cześć Karol, miło cię widzieć - podeszłam i zabrałam mopa z jego ręki.
- Przecież już się widzieliśmy - powiedział.
- No tak, ale nie raczyłeś się przywitać, także ja to robię - posłałam mu wymuszony uśmiech i zaczęłam ścierać  od końca sali, która była ogromna, a on od początku. Im bardziej odległość między nami się zmniejszała tym więcej rozmawialiśmy. W pewnym momencie szatyn powiedział, że idzie do toalety.
 Zostałam sama na wielkiej hali. Sala gimnastyczna niegdyś była jak mój drugi dom. Tyle się zmieniło od tamtego czasu. Przede wszystkim ja się zmieniłam. Moje rozmyślania przerwały jakieś odgłosy, które stawały się coraz głośniejsze. Nie wierzę! Na salę wszedł Karol, wiózł dwa ogromne głośniki, z których wydobywała się muzyka. Moi ukochani! Aktualnie leciało "Landmine". W jednym momencie się rozpromieniłam. Przybliżył się do mnie i powiedział.
- To mam nadzieję, że teraz nam szybciej pójdzie - zaśmialiśmy się. Zaczęliśmy ścierać podłogę do muzyki, a ja śpiewałam... no dobra wyłam, tekst piosenek.

- I'M LIVING LIKE A LANDMINE WAITING TO EXPLODE
I'M TICKING LIKE A TIME BOMB READY TO GO
I'M A DANGER TO MYSELF AND EVERYBODY ELSE
I'M LIVING LIKE A LANDMINE WAITING TO EXPLODE
I'M READY TO GO!

Sprzątanie szło o wiele szybciej kiedy mieliśmy podkład muzyczny. Cały czas się wygłupialiśmy. Gdy już byliśmy przy końcu usłyszałam pierwsze nuty jednej z najpiękniejszych piosenek. Podparłam się na kiju od mopa i zamknęłam oczy. Muzyka przepełniała całe moje ciało, była wszędzie, razem z emocjami jakie towarzyszą przy słuchaniu. "Fallen Angel" niesamowicie ważny dla mnie utwór. Tekst jest tak piękny i uczuciowy. Rzadko jej słucham, nie chcę by mi się przejadła. Słysząc kolejne linijki łzy zebrały mi się do oczu. Pochłaniałam każdy dźwięk. Cały czas mając zamknięte oczy, puściłam kij i przysiadłam na ziemi.
- Ada, wszystko w porządku? - usłyszałam zaniepokojony głos chłopaka.
- Tak...chyba tak - położyłam się i ukryłam twarz w dłoniach. Płakałam, ale to nie był ten rodzaj łez, który najczęściej towarzyszy człowiekowi. Wzruszenie, emocje, uczucia.  Wyczułam, że obok mnie kładzie się Karol, w bezpiecznej odległości. Nie odzywał się, uszanował moją chwilę, jestem mu za to wdzięczna. Cały czas szeptałam słowa refrenu.

"Fallen angel close your eyes."               "I want let you fall tonight."
"Just let go."                                    "You don't have to be alone"

Gdy piosenka się kończyła ściągnęłam całe mokre dłonie z twarzy i wpatrywałam się w wysoki sufit hali. Teraz kątem oka widziałam, że zielone oczy Karola też wędrują w górę. Leżał pół metra ode mnie, cieszę się, że był ze mną, że nie byłam sama.
- Wow, to było coś cudownego - powiedziałam nieobecnym głosem. - Ja... nawet nie wiem co się właśnie stało.
- Płakałaś? - spytał łagodnie.
- Tak, ale to jedne z najprzyjemniejszych łez jakie wylałam - w moim głosie dominował zachwyt . - Nnie wiem co się stało, ale dziękuję - wyjąkałam.
- Cała przyjemność po mojej stronie - obrócił głowę w moją stronę, a ja zrobiłam to samo. Wpatrywaliśmy się tak w siebie chwilę, potem jego twarz rozpromienił uśmiech i zobaczyłam jego równe, białe zęby.
- Jasne, czyli odwołujesz nasze spotkanie, żeby poleżeć sobie z jakąś laską na podłodze? Zajebiście - obydwoje poderwaliśmy się z miejsc, w wejściu stała, czarnowłosa dziewczyna. O nie! Przecież to jest dziewczyna Karola. - Nie przeszkadzajcie sobie - dodała  i wyszła.
- Zaczekaj! -  krzyknął Karol i wybiegł za nią. Zostałam na sali zupełnie sama. Pozbierałam wiadra, umyłam mopy, sprzęt też złożyłam. Nie chowałam złości do kolegi. To naturalne, że musiał wyjaśnić sprawę. Mam nadzieję, że nie będzie miał przeze mnie problemów. ZNOWU. Pogasiłam światła i wychodząc ze szkoły nadziałam się na zdyszanego Karola.
- O przepraszam, nie zauważyłam cię - powiedziałam cicho. - I jak sytuacja?
- Kiepsko. Syśka jest mocno wkurzona. Próbowałem jej wytłumaczyć, że my nic złego nie robiliśmy, ale nawet nie dała mi dojść do słowa. Pojechała do domu - odpowiedział smutny. Super, nie dość że sama komplikuję sobie życie, to jeszcze innym.
- Może ja z nią porozmawiam i wytłumaczę Sylwii, że nic nie było, nie ma i nie będzie między nami? - zapytałam. Naprawdę się głupio czuję. Muszę to naprawić.
- Nie, lepiej nie. Sylwia ma trudny charakter. Spróbuję jeszcze jutro. W końcu sobie to wyjaśnimy - rzekł. Kiedy był zmartwiony, zieleń jego oczu stawała się ciemniejsza i bardziej nasycona.  
- Przepraszam, to moja wina. Wszystko... ta kara, problemy z dziewczyną. Lepiej się ze mną nie zadawaj. Jestem chodzący nieszczęściem - zwiesiłam głowę w dół.
- No co ty w ogóle wygadujesz - przytulił mnie. On mnie pociesza? To ja powinnam przytulić jego. To Karol jest w dołku nie ja. - Syśka po prostu źle zrozumiała to, co zobaczyła. Nie dziwię jej się to mogło wyglądać dwuznacznie, ale jestem przekonany, że to sobie wyjaśnimy. - Wypuścił mnie z przyjacielskiego uścisku i dodał - Chodź, odprowadzę cię do domu.
Rozmawialiśmy aż do momentu kiedy, doszliśmy do drzwi wejściowych murowanego domu, w którym mieszkałam od urodzenia.
- To do zobaczenia w poniedziałek.
- Tak, dziękuję za dziś. Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie sprzątało. Jeszcze raz przepraszam - odpowiedziałam.
- Daj spokój - uśmiechnął się. - Też spędziłem przyjemnie czas. Trzymaj się - odwrócił się i odszedł pod osłoną nocy.
Wchodząc po schodach na górę przywitałam się ze wszystkimi domownikami. Odpowiedziała mi tylko mama. Zamknęłam drzwi do pokoju, odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się sama do siebie. Powód mojej radości dotyczył jednego ważnego odczucia. Poczułam jak napełnia mnie chęć tworzenia. Przysiadłam na krześle z ulubionym przyborem w ręce i zaczęłam kreślić cienkie i grube, wyraźne i rozmazane, proste i zaokrąglone linie. Nie umiem opisać uczuć, które towarzyszą mi za każdym razem, oto właśnie w tym chodzi. Dlatego to kocham. Ostatnie pociągnięcie ołówkiem i spojrzałam na całokształt. Na białej kartce znajdowała się twarz, mocno wyrysowany podbródek, w przeciwieństwie do ust, nosa i uszu, które rozmyte, trochę niewyraźne nadawały subtelności. Włosy poczochrane, niedbałe. Główną uwagę przyciągały duże oczy, narysowane z niemal każdym szczegółem. Do tego stopnia, że mimo to, że obraz był w odcieniach szarości, to gdyby nadać mu kolor dokładnie wiedziałam jakim wypełniłabym oczy. Zero wątpliwości, gdyż żadna inna barwa oprócz tej by nie pasowała. Wyłącznie głęboka zieleń.

***

Obudził mnie dzwoniący telefon. Jak ja tego nie lubię! Zerknęłam najpierw na zegarek, który wskazywał 8, a potem na telefon. Nie zdziwiłam się, bo któż inny mógł do mnie dzwonić w ten sobotni poranek.
- Halo - wypowiedziałam  zaspanym głosem.
- Pomocy! Nie wiem w co się ubrać! Ani jak umalować! Nie mogłam spać przez pół nocy! Nawet sobie nie wyobrażasz jaka jestem podekscytowana - piszczała Weronika do telefonu.
- Czyli teraz będzie tak za każdym razem? Zaczęło się od tego, że dostałaś bilety...
- Wygrałam! - poprawiła mnie koleżanka.
- Dobra, wygrałaś bilety, potem koncert, następnie tłumaczenie listów, a teraz spotkanie z Charlie'm. Za każdym razem będziesz do mnie dzwonić bardziej podekscytowana? Dziewczyno, jak tak dalej pójdzie to umrzesz ze szczęścia - mówiłam nadal nieprzytomnym głosem.
- Bardzo śmieszne - skwitowała. - Ok, rozumiem masz mnie dość, wystarczy powiedzieć.
- Wera wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu dzwoń dwie godziny później, a nie jak śpię - wytłumaczyłam.
- Jasne - kontynuowała naburmuszona. - To już nie ważne, sama poradzę sobie z outfit'em.
- Weronika... - zaczęłam.
- Nie spoko, przecież - ech... zawsze strzela tak szybko fochy. - Zgadamy się wieczorem, miłego dnia.
- Tobie również, kocham cię - przeciągnęłam ostatnią sylabę.
- No ja ciebie też, pa - zaśmiałam się na jej odpowiedź i zakończyłyśmy rozmowę.
Z Leondre umówiliśmy się na 15 pod kinem. Zdecydowaliśmy sie na komedię "Siódme niebo" , gdyż powiedziałam mu, że nie zamierzam przy nim płakać...znowu. Pogoda na zewnątrz wyjątkowo łaskawa, porównując ostatnie dni. Ubrałam zwykłe rurki, sweter, który u dołu niebieski, stopniowo stawał się jaśniejszy przy górze, czyli efekt ombre. Stanęłam przed lustrem, standardowo luźny warkocz, a teraz co z makijażem? Miałam ochotę pomalować się jakoś ładnie, wieczorowo. Jednak znając moje umiejętności wyszłabym jak klaun lub gorzej. Podkład, korektor, puder, tusz. Tyle wystarczy. Kolczyki dopełniały całość, te same co zwykle. Opuszczając dom narzuciłam na siebie parkę i wsunęłam czarne trampki na stopy, i pojechałam komunikacją miejską, którą wręcz uwielbiam, sarkazm, pod kino. Chwilę wypatrywałam bruneta.
- Cześć - podskoczyłam, obróciłam głowę w bok, a tam stał Leo z kapturem na głowie. W pierwszej chwili go nie poznałam, dlatego się wzdrygnęłam.
- Wiem Leondre, że spędzasz już w Polsce trochę czasu, natomiast nie musisz się bawić w osiedlowego dresa. Czemu nie zdejmiesz kaptura? - zaśmiał się.
- Tu jest dużo ludzi, nie chcę żeby od razu Bambinos się na mnie rzuciły - wyjaśnił.
- Dobra rozumiem. Lepiej już chodźmy, bo zaraz się film zacznie - kiwnął głową i ruszyliśmy na salę kinową. Oczywiście nie obyło się bez kupna popcornu. Film nawet mi się podobał, momentami rzeczywiście mnie śmieszył, trochę jednak głupkowaty. W przeciwieństwie do mnie Leo bawił się świetnie myślałam, że zaraz posika się na fotel ze śmiechu. Może nie rozumiem tych angielskich żartów? Po zakończeniu seansu wychodząc z kina chłopak się spytał.
- Jak mogłaś wytrzymać? Ta komedia była zarąbista, rzadko się zdarza aż tak śmieszna - na wspomnienie o filmie znów zaczął pękać ze śmiechu.
- Widocznie mamy inne poczucie humoru - odpowiedziała, zaraz jednak dodałam. - Ale cieszę się, że ci się podobało.
Teraz nadszedł moment, gdzie miałam wykazać się jako przewodnik. Cały czas rozmawiając, poszliśmy na rynek, chodziliśmy między starymi kamieniczkami, wzdłuż Wisły. Nie obyło się bez ataków Bambinos. Nie mam nic przeciwko, rozumiem że fani chcą zrobić sobie zdjęcia i pogadać ze swoim idolem. Natomiast dla mnie to były postoje i wpatrywanie jak się tulą i robią selfie. Trochę męczące, ale przygotowałam się na to. Doszliśmy do kładki Bernatka. Tak nazywa się w Krakowie most z kłódkami dla zakochanych. Przechodząc tłumaczyłam brunetowi, niektóre napisy. Już szliśmy w stronę Kopca Kraka, skąd jest niesamowicie ładny widok na miasto, gdy chłopak zaczął.
- Chciałbym kiedyś zawiesić taką kłódkę z "tą jedyną" - powiedział.
- Ja nie - powiedziałam.
- Zwykle to dziewczyny są ROMANTYCZNE i chcą zawieszać - zaakcentował i się zaśmiał.
- Ja to bym chciała posadzić drzewo.
- Drzewo? - zapytał zdziwiony.
- Drzewo - spojrzał na mnie wciąż zmieszany. - Na przykład taki dąb. Najpierw malutki, gdy się zakorzeni to stopniowo rozrasta się do ogromnych rozmiarów. Staje się coraz twardszy, rozgałęzia się, starszy i żyje nawet kilkaset lat. Nie taka powinna być miłość? Z każdym dniem mocniejsza, rozwijająca się i nie do zniszczenia? Kłódki rdzewieją, nie które spadają do rzeki inne są zdejmowane. Dla mnie żyjąca roślina jest większym symbolem miłości, niż jakiś przedmiot - opowiedziałam.
- Nigdy nie patrzyłem na to z takiej perspektywy - uśmiechnął się.
- Takie czasy, ludzie szukają prostych rozwiązań, we wszystkim skracają sobie drogi. O drzewo trzeba dbać, aby wyrosło zdrowe. Kłódkę wystarczy zawiesić i tyle. Tak właśnie wyglądają związki teraz.
- Niesamowite.
- Ale co? - nie zrozumiałam.
- Ty - popatrzył w moje oczy. - Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej osoby.  Jesteś wyjątkowa - powiedział ciepło.
- Dziękuję - zarumieniłam się. - Ty też jesteś fajny - serio Adela? Fajny? Jedna wielka porażka. On się tylko zaśmiał i poszliśmy dalej. Wyszliśmy na kopiec i usiedliśmy na trawię. Akurat słońce kończyło już swoją wędrówkę po niebie. Otuliłam się mocniej parką. Chłopak przeczesał niedbale włosy, a ja zwróciłam uwagę na jego dłoń.
- Czym dla ciebie są te pierścionki ? - zaciekawiona zapytałam.
- Kojarzą mi się z takimi pierścieniami rodowymi, jak przed wiekami nosiły całe rodziny. Oznaczają dla mnie przywiązanie do kogoś. Ten - wskazał na pierwszy - symbolizuje, że jestem Devries, z kolei ten znaczy, że wszystkie Bambinos są, jak moje narzeczone. Ostatni jest dla mnie najważniejszy - podniósł głowę i wpatrywał się w nieskończoną przestrzeń. - Dostałem go, jako mały chłopiec od ojca "na szczęście". Zawsze, jak na niego patrzę to wydaje mi się, że tata jest przy mnie. Że nigdy nas nie zostawił i tylko zawołam, a pójdziemy jeździć na deskorolkach, tak jak kiedyś. To on mnie nauczył, jak utrzymać balans, jak stać na desce by nie spaść. Zresztą nie tylko tego. Potem znalazł sobie młodszą, ładniejszą laskę od mojej mamy i zapomniał o nas. Dopóki mam ten pierścień , to mam nadzieję, że będzie tak jak dawniej, że któregoś dnia wróci do naszego domu i zostanie, jakby nigdy z niego nie odszedł - zakończył, a łza spłynęła po jego gładkim policzku.
- Jesteś zbyt wrażliwy w tym podłym świecie - powiedziałam i przytuliłam go mocno. - Ale nie martw się, jest nas dwoje - uśmiechnął się smutno i odwzajemnił uścisk. Chciałam go pocieszyć, więc zażartowałam.
- No Leondre, jak będziesz miał dziewczynę, z którą zawiesisz kłódkę, to będziesz musiał pościągać pierścionki. Dziewczyny lubią chodzić za rękę - zaśmialiśmy się.
- Myślę, że nie będą problemem. Zobacz - chwycił mnie za dłoń i pociągnął żeby pomóc mi wstać. Tak trzymając wymachiwał nią do przodu i do tyłu. Potem po prostu trzymał moją rękę. - I co, przeszkadzają? - spytał.
- Kłują, jak cholera. Współczuję twojej przyszłej dziewczynie - zaśmialiśmy się obydwoje.
- Przyzwyczaiłabyś się.
- Ja? - spytałam zdziwiona.
- To znaczy, moja przyszła dziewczyna oczywiście - odpowiedział szybko, a nasze dłonie już nie były splecione. Sytuacja stała się niezręczna. Jednak Leo rzucił jakimś żartem i gadaliśmy tak całą drogę powrotną. Pożegnaliśmy się pod hotelem, a ja wróciłam do domu. Poczułam wibracje w kieszeni. Dostałam sms:

Weronika:
Wejdź na fb! Teraz!

Ach, pewnie chce mi opowiedzieć, jak było u nich. Wzięłam komputer na kolana, otworzyłam portal. W wiadomości, którą dostałam od Weroniki był jeden link. Weszłam w niego a moim oczom ukazał się artykuł zatytułowany:
"Leondre Devries związał się z Polką, co na to Bambinos?"

Pod napisem widniało wielkie zdjęcie, jak Leo trzyma mnie za rękę. Rzeczywiście wyglądało jakbyśmy byli parą. Super! Czekam tylko na to, jak fanki będą mnie dojeżdżać na każdym kroku. Przecież nie mam dość problemów.   

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!
Kolejny raz, nie jestem zadowolona z rozdziału. Pomysł mam i wiem, jak chcę to zrealizować, ale nie miałam czasu, by dopracować tekst. Na pewno z drugiej części jestem zadowolona, ale co do pierwszej...grrrr. Nie wiem czy pojawi się rozdział w piątek, bo chcę dodać coś z czego będę w pełni dumna :D To chyba tyle. Mokrego dyngusa! Piszcie co myślicie ;)
Asieneczka Lia

#Rozdział 8 "Animals' habits"

9
COM



Popatrzyłyśmy po sobie wielkimi oczami. Nagle dostałyśmy głupawki i zaczęłyśmy się tarzać po podłodze ze śmiechu, bez powodu. Telefony wciąż dzwoniły.
- Dobra odbierzmy, ciekawa jestem o co chodzi - powiedziała i równocześnie odebrałyśmy.
- Halo?
- Cześć tu Leo. Słuchaj, mam do ciebie ważną sprawę, taką życia lub śmierci. Chodzi o listy... - zawiesił teatralnie głos, czego nie wyczułam.
- Co jest? - spytałam, a uśmiech zszedł z mojej twarzy.
- Chciałem ci podziękować za pomoc i czas. Razem z Charlie'm chcieliśmy wam to jakoś wynagrodzić.
- Leondre! Następnym razem nie strasz mnie tak, już myślałam, że coś się stało - powiedziałam stanowczo. - A co do tego, to przecież nie ma problemu, to była czysta przyjemność.
- O nie, tak łatwo nie odpuszczę, poza tym jestem ci winien jeszcze przeprosiny... - zaczął.
- Daj spokój, już o tym gadaliśmy, nie masz za co przepraszać - przerwałam chłopakowi.
- Dziewczyny są takie skomplikowane - westchnął. - Pomyślałem, że może pójdziemy do kina, a potem się przejść, słyszałem że Kraków, jest piękny.
- Wszystko fajnie tylko wiesz, jesteśmy w Polsce, a to oznacza, że w kinach filmy są po polsku - zaśmiał się.
- Myślałem, że pójdziemy na jakiś angielskojęzyczny z napisami. Wtedy i dla mnie będzie dobrze i dla ciebie - wyjaśnił. Że też ja o tym nie pomyślałam. Ostatnio mój mózg słabo pracuje.
- W sumie czemu nie, a kiedy?
- W sobotę.
- Ok.
- To jeszcze się dokładniej dogadamy.
- Dobra, to dziękuję za zaproszenie, ale wiesz...nie wiem czy jestem godna - powiedziałam z sarkazmem.
- Ja też nie wiem czy jesteś, ale zaryzykuję - zaśmialiśmy się oboje, a chwilę później zakończyliśmy rozmowę. Popatrzyłam na Weronikę, która odkładała słuchawkę.
- Ale super! Charlie powiedział, że chce mi się odwdzięczyć za pomoc w tłumaczeniu i spotykamy się w sobotę. Mówił, że to będzie niespodzianka! Wow! To wszystko dzięki tobie, a właśnie co powiedział Leo?
- To samo, tylko że idziemy do kina, a potem się przejść po Krakowie - odpowiedziałam.
- Już nie mogę się doczekać soboty! - krzyknęła uradowana, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Zerknęłam na wyświetlacz komórki: 21: 37.
- Wera ja będę się zbierać, już późno, a wiesz mój autobus to jeździ tak często, że nie nadążam - oczywiście sarkazm.
- Jasne, głupio mi trochę że musisz wracać tak późno sama, nie da rady cię nikt odebrać? - zapytała z troską.
- Niby kto? Mój ojciec? Może i mógłby, ale wiesz mamy ostatnio takie ciche dni, ostatnie 13 lat. Dam sobie radę, nie jestem małym dzieckiem - uśmiechnęłam się do niej.
- No tak, zapomniałam że jesteś taką dorosłą nastolatką - parsknęłam śmiechem. Pożegnałyśmy się i skierowałam się w stronę domu. Wcześniej wysłałam mamie sms, żeby się nie martwiła. Położyłam się, ale długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o wydarzeniach z ostatnich dni. Wszystko było takie dziwne. Dzisiejszy dzień naładował mnie pozytywną energią na kilka następnych. Cieszę się, że mam Weronikę, nie wiem jak bym sobie bez niej poradziła. Z przyzwyczajenia sięgnęłam na półkę obok po gruby, czarny zeszyt. Mając go już na kolanach zdałam sobie sprawy, że od dobrych kilku dni nic nie rysowałam. Nigdy mi się to nie zdarzało. Ani nie miałam ochoty ani weny, co się ze mną dzieje? Jedna z niewielu rzeczy, które sprawiały mi przyjemność i uspokajały nagle zniknęła. Czy bezpowrotnie? Mam nadzieję, że nie. Odłożyłam szkicownik na miejsce, jeszcze przyjdzie na niego czas. Zasypiałam przy szalejącej burzy na zewnątrz. Te dźwięki w naturalny spokój usypiały moją duszę.
Obudziłam się rano, przetarłam oczy, przeciągnęłam się. O dziwo się wyspałam , rzadkie uczucie w czasie tygodnia szkoły. Moja radość jednak nie trwała zbyt długo. Półprzymknięte jeszcze oczy powędrowały wzrokiem na zegarek. O nie! Za 15 minut zaczynam lekcje. Najgorsze uczucie na świecie! Jakby się tak zastanowić po ostatnich wydarzeniach, to jednak odwołuję. Ale na pewno nie należało to do przyjemnych. Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ubrania, brałam po kolei szczotkę do włosów, gumkę, plecak, jakąś bułkę z chlebaka, wodę i wybiegłam na autobus. W drodze na przystanek wykonywałam wiele czynności. Śniadanko, fryzurka, dopakowałam książki. Jak dobrze być kobietą i mieć podzielną uwagę, żaden facet by sobie w takiej sytuacji nie poradził. Zaśmiałam się do siebie, a ludzie na przystanku zerkali na mnie z politowaniem. Szczerze to nie dziwię się im, też bym tak na siebie patrzyła na ich miejscu. W szkole byłam 20 minut później, zdążyłam jeszcze przeżuć dwie gumy. W szybkim tempie, zdyszana weszłam do klasy. To był błąd. Fizyka... każdy gimnazjalista wie co, to znaczy. Sam przedmiot jest bardzo ciekawy, natomiast ich nauczyciele już nie koniecznie.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie - wydusiłam z siebie. Klasa odwróciła się i zaczęła śmiać. Naprawdę wyglądam aż tak źle? 
- Zdaję sobie z tego sprawę, że nastolatki mają pewną potrzebę wyrażania siebie przez wygląd, natomiast to już trochę za wiele - skrytykował mnie nauczyciel i zaśmiał się na co klasa znów zawtórowała. Szukałam wzrokiem Weroniki, ale nigdzie jej nie było. Ze spuszczoną głową skierowałam się w stronę ławki. - A dokąd to się wybierasz? Właśnie miałem zamiar wziąć jakąś osobę do odpowiedzi, chodź pogadamy sobie - wskazał miejsce przy tablicy. Naprawdę oni mają z tego taką satysfakcje? Z gnębienia uczniów? Na szczęście mimo, że mam "duszę artystki", to przedmioty ścisłe idą mi całkiem dobrze. Ostatnie lekcje dotyczyły tematów z optyki, więc trochę się wyluzowałam.
- Dobrze, w takim razie powiedz mi, jakie siły zadziałały na Twoją głowę, by uzyskać taką fryzurę? Może tarcie? Omówisz? - znów wszyscy pękali ze śmiechu. A walcie się wszyscy!
- Tego nie wiem, ale zastanawiam się jakie siły działały na pana kiedy stwierdził, że chce uczyć kogokolwiek. A jeszcze bardziej zastanawia mnie jakim cudem pana w ogóle przyjęli. Nie wymagam, żeby mnie pan lubił, ale niech pan chociaż mną nie pomiata, jakbym była jakimś psem! Nie obchodzą mnie pana ambicje, wymagam tylko aby pan szanował innych. A potem się dziwić, że szkoła przypomina zoo. Ciągłe walki o dominacje, jak na Animal Planet. Nie liczy się zaangażowanie, chęci, tylko humorki nauczycieli. Mam już tego dosyć! - Podeszłam do swojej ławki, wzięłam plecak i udałam się szybkim krokiem do drzwi.
- Mam nadzieję Adelajdo, że zdajesz sobie sprawę, że poniesiesz konsekwencje za swoje zachowanie- powiedział jak gdyby nigdy nic nauczyciel. Zatrzymałam się prze drzwiami. Ten sposób mówienia, ta ignorancja bardzo przypominała mi mojego tatę. Od razu się otrząsnęłam i bez słowa wyszłam z sali. Nie wiem co się dzieje. Nigdy taka nie byłam, ale nie wytrzymałam. Powiedziałam tylko to co myślę. Ale odegrałam pyskówkę, no nic. Tak bardzo potrzebowałam teraz przyjaciółki. Szłam wzdłuż ciemnego korytarza, usiadłam w kącie i czekałam. Na co? Nie mam pojęcia, patrzyłam się przed siebie i nie myślałam o niczym. Dostrzegłam postać zmierzającą w moją. Czego on ode mnie chce?
- Karol, idź sobie - powiedziałam do chłopaka, który stanął nade mną. Nigdy z nim za bardzo nie rozmawiałam. Zalicza się raczej do elity klasowej, do której ja, można się domyślić, nie należę. Weronika czasem z nimi zamieniała słowo, ale ona jest bardziej otwarta i towarzyska niż ja. Nie miałam w tej chwili ochoty wysłuchiwać szyderstw jakiegoś fejma.
- Ej nie bądź taka ostra - zaśmiał się. Co za człowiek!
- Może nie zauważyłeś, ale nie mam za  bardzo nastroju, na kolejne żarty także z łaski swojej odpuść sobie - powiedziałam zrezygnowana.
- Nie chcę sobie z ciebie żartować. To co powiedziałaś gościowi od fizyki... to trzeba mieć odwagę - przysiadł się obok. - Czuję się tutaj tak samo, rozumiem cię.
- Co ty możesz o tym wiedzieć! - zirytowałam się. - Wszyscy w szkole cię znają, wszyscy chcą z tobą gadać, nie masz problemów z kontaktami, a nauczyciele cię lubią i nigdy nie robią ci problemów - poskarżyłam się. Znowu zaczynasz? Ech Adela... jak małe dziecko.
- Tak myślałem, że z zewnątrz to tak wygląda - patrzył się przed siebie w niewidzialny punkt. - To fakt, znam dużo osób w tej szkole, ale jedynym moim kumplem, któremu zawsze mogę zaufać jest Tony - ksywka chłopaka z równoległej klasy - to tak jak powiedziałaś, jak zwierzęta. Trzymamy się w stadach, żeby przetrwać. Dokładnie tak jak to określiłaś. - czemu go od razu przekreśliłam? Przecież to oczywiste, jestem introwertykiem, który ma problem z kontaktami międzyludzkimi.
- Będziesz miał kłopoty przeze mnie - stwierdziłam.
- Może w końcu przestaną mnie oceniać przez pryzmat mojego brata. Nie jestem taki idealny jak on i nigdy nie będę.
- Karol, przepraszam za to co mówiłam. Zauważyłeś, jak jestem zła mam trochę nie wyparzoną gębę - zwróciłam głowę w stronę chłopaka, zrobił to samo.
- Nie szkodzi, teraz trzymamy w jednej drużynie, nie? U dyrektorki na dywaniku jeszcze nie byłem - zaśmiał się.
- Ja też, ale jak to się mówi,  zawsze musi być ten pierwszy raz. - podniósł się z ziemi i podał mi dłoń aby pomóc mi wstać. - Czy naprawdę wyglądam aż tak źle?
- Zaczekaj - zaczął szukać coś w plecaku. Po chwili wyciągnął szczotkę, podszedł bliżej. - Odwróć się - kiedy zobaczył zdziwienie na mojej twarzy rzekł - Moja dziewczyna zostawiła szczotkę w moim domu i miałem jej ją dziś oddać - wyjaśnił. Bez słowa odwróciłam się, a on zaczął mi czesać włosy.
- Czy ty robisz mi kłosa? - to chyba niemożliwe, ale wyczułam charakterystyczne dobieranie pasemek.
-Mhm - mruknął skupiony. - Masz bardzo długie włosy. Podobają mi się.
- Dzięki - odpowiedziałam. Zajęło to dłuższą chwilę, aż chłopak powiedział.
- Ok, skończone jeszcze tylko poluzuję i będzie - wyraźnie zadowolony z siebie. Przejechałam dłonią po warkoczu. Był zrobiony niemalże perfekcyjnie.
- Skąd ty umiesz zapleść taką fryzurę? - totalnie oszołomiona spytałam.
- Mam młodszą siostrę, ciągle chce żeby ją czesać. To co robi starszy brat? Włącza poradniki na youtube i robi - wytłumaczył.
- A wasza mama nie ma czasu?
- Nasza mama ma nas gdzieś, nawet nie wiem gdzie teraz jest - powiedział. Znów palnęłam głupotę, ekstra. Zauważył moją reakcję i od razu dodał - Nie masz się czym przejmować, skąd mogłaś wiedzieć? Poza tym, to już stara sprawa, więc jest ok - powiedział, a mi ulżyło. W tym momencie zadzwonił dzwonek.
- Karol... dziękuję, nawet nie wiesz jak mi pomogłeś - powiedziałam szczerze.
- To ja dziękuję, uświadomiłaś mi wiele rzeczy swoimi słowami. Szkoda, że nasza pierwsza rozmowa odbywa się dopiero po trzech latach, ale lepiej późno niż wcale. - Uczniowie zaczęli się wylewać na korytarze, a Karol odszedł powolnym krokiem. Skierowałam sie w stronę sali, w której miała odbyć się następna lekcja. Idąc zobaczyłam Werę.
- Hej Adela! Przepraszam, ale zaspałam na pierwszą lekcję. Dużo robiliście? - podeszła bliżej, widząc mój wyraz twarzy powiedziała. - Coś mnie ominęło?
W 10 minut streściłam jej przebieg wydarzeń z dzisiejszego poranka.
- Jestem z ciebie dumna! Może to nie było najlepsze rozwiązanie, ale wygarnęłaś komuś, Adela postawiłaś się. Pamiętasz,  chciałaś tego tak bardzo po... tamtym - przypomniała przyjaciółka.
- Wiem, dziwne uczucie - podsumowałam.
- A to, że Karol do ciebie przyszedł to już w ogóle! Rozmawiałam z nim kilka razy, ale myślałam że jest zadufany w sobie, a tu taka niespodzianka. Poza tym jest przystojny, dobrze się uczy - zaczęła koleżanka, podnosząc brwi, sugerując mi "coś".
- ... i ma dziewczynę - dokończyłam. - Zresztą ledwo go znam. Gadałam dziś z Karolem pierwszy raz.
- I zrobił Ci kłosa! To coś znaczy - podekscytowana Weronika intensywnie myślała.
- To znaczy, że masz urojenia - uśmiechnęłam się do niej, a ona się nadąsała.
- Mów sobie co chcesz, ale ja i tak wiem swoje.
Kolejne lekcje minęły dosyć szybko, na początku matematyki, która była ostatnia w dzisiejszym planie, wszedł pan od fizyki i wziął mnie i Karola do dyrektorki. Szliśmy w milczeniu. Gabinet był zimny i nieprzyjazny. Nauczyciel zaczął opowiadać przy nas wydarzenia z lekcji, następnie pani dyrektor zapytała nas:
- Czy chcielibyście coś sprostować lub wytłumaczyć się?
- Nie, ja chciałam tylko przepro... - zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć.
-... Ada powiedziała tylko prawdę. Może użyła trochę  nieodpowiednich słów, ale w pełni zgadzam się z jej opinią. Z tym jak jesteśmy traktowani - mówił zielonooki chłopak.
-Jestem przekonana, że szkoła zapewnia uczniom to co powinna, a wasze zachowanie jest definitywnie nie na miejscu, szczególnie zachowanie panny Klimczyk - powiedziała cierpko.
- Właściwie to nie jej wina, tylko moja, bo... - co on mówi? W jednej chwili mu przerwałam,
- Nie to nie prawda! On nie miał z tym nic wspólnego, to moja wina. Wszystko, biorę całą winę na siebie.
- Nie, ona mnie kryje, ja zaraz opowiem, jak to było...
- Dość! - zakończyła pani Dyrektor. - Skoro nie możecie się zdecydować, karę dostaniecie obydwoje. Przez następny miesiąc w każdy piątek będziecie zostawać po lekcjach i sprzątać salę gimnastyczną. Nie mam nic więcej do powiedzenia, idźcie na lekcje.
W milczeniu wyszliśmy z pokoju, sala od matematyki była tuż obok.
- Karol, nie musiałeś tylko narobiłeś sobie obowiązków - powiedziałam zmartwiona.
- Wiem, że nie musiałem, ale chciałem. Przynajmniej się lepiej poznamy. Mop i woda łączy ludzi - roześmiani weszliśmy do sali.


Adelajdo Klimczyk jesteś mistrzem w komplikowaniu życia nie tylko sobie, innym też.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 Ostatnio coś nie jestem do końca zadowolona z tych rozdziałów. Krótki WIEM :D Ale jakoś tak sobie wymyśliłam. Mało Bam WIEM x2, natomiast mam to wszystko przemyślane, zaufajcie mi :P Stwierdziłam, że przed każdym rozdziałem będę wklejać na górze jakiś obrazek ( uwielbiam przeglądać tumblr ) nie koniecznie związany z treścią ;) Dla tych co jeszcze nie wiedzą, kolejne rozdziały pojawiają się zawsze w poniedziałki i piątki :) Jestem ciekawa co myślicie, więc wyrażajcie opinie w komentarzu :) A teraz życzenia :)
Wesołych Świąt! Duuużo odpoczynku, jedzenia ( to podstawa xD ), śmiechu, spędzonego czasu z rodziną i jakiegoś mokrego dyngusa :) 
Asieneczka Lia

#Rozdział 7 "Kid's life"

14
COM

Siedzieliśmy w takiej pozycji długą chwilę. Każde z nas powoli uspokajało się, normowało oddech. W końcu odsunęłam się od niego.
- Czuję się jakbym weszła do Wesołego Miasteczka o nazwie "Wariatkowo" i wsiadła na rollercoster "Huśtawka emocjonalna - zapewniamy zwroty o 180 stopni, niczego nie możesz się spodziewać, aż do ostatnich chwil." - roześmieliśmy się.
- "Pewnie po 10 minutach o nas zapomnicie" mówisz? - przypomniał i znowu wybuchliśmy śmiechem. Spojrzałam na jego białą koszulkę.
- Pobrudziłam cię - stwierdziłam. Czarne ślady tuszu do rzęs były mocno widoczne na materiale przy ramieniu chłopaka. Najpierw zerknął na rękawek, a potem na mnie i parsknął śmiechem. - O nie, chyba wiem co to znaczy, rozmazałam się?
- Tylko odrobinkę.
- Achh, czyli panda? - zamiast odpowiedzieć zarechotał, a ja przyłączyłam się do niego. Oho, Adelajda, od kiedy ty się stałaś takim śmieszkiem? Ruszyłam do łazienki, jako że znajdowałam się w hotelowym apartamencie, to każdy osobny pokój miał swoją łazienkę. Zmyłam calusieńki makijaż pod ciepłą wodą. Nie należę do grupy naturalnie pięknych dziewczyn. Moja cera skłonna do zaczerwienień, blade obwódki wokół oczu, rzadkie brwi. Adela sto procent natural? Nic tylko brać. Na tą chwilę, w której znajdowałam się teraz, mój wygląd wydał się tak mało ważną kwestią, że bez żadnego skrępowania weszłam znów do pokoju.
- Trochę głupia sprawa - zaczął brunet, a ja chyba nie chciałam, żeby kończył tego zdania - ale nawet nie wiem jak masz na imię? - Uff, ciśnienie w sekundę spadło.
- Adela - powiedziałam jednocześnie rozplątując zniszczonego warkocza i zbierając włosy w cebulę.
- Adele? - powtórzył z brytyjskim akcentem.- Tak jak ta wokalistka?
- Nie do końca. W zasadzie nazywam się Adelajda, ale wolę jak się do mnie mówi Adela lub Ada. Obojętne. Jak lepiej ci wymawiać Adele też może być, lubię tą piosenkarkę - odpowiedziałam.
- Ok. W końcu nic nie zrobiliśmy z tymi listami.
- O kurde! - wypowiedziałam po polsku. - Totalnie o nich zapomniałam. A już jest 19! Prawie nic nie zrobimy - zmartwiłam się.
- Dobra, to weźmy się do roboty i coś pomyślimy - wstał, wyciągnął z szafy pudełko. - Podzieliliśmy się z Charlie'm na pół. To jest nasza część - wskazał głową na wnętrze kartonu, znajdowało się tam na oko 100 kopert.
- To wszystko napisały dzieci ze szpitala? - zdziwiłam się.
- Nie, dużo też dostaliśmy podczas wczorajszych spotkań z fanami. Na pewno też są jakieś po polsku - wyjaśnił.
- Tego jest mnóstwo, nie mam pojęcia, jak  my to zrobimy - zamknęłam oczy, głowa mnie zaczynała boleć. Czemu wszystko nie może być takie zorganizowane?
- Na dzisiaj dajmy sobie z tym spokój. Dam Ci te listy do domu. Jak znajdziesz chwilę to przetłumaczysz je na angielski i wyślesz do mnie. Ja napiszę odpowiedź, przełożysz na polski, odeślesz a ja odręcznie odpiszę. Może tak być czy nie masz czasu? - spojrzał na mnie tym beztroskim wzrokiem, który mnie uspokoił.
- To dobra myśl. Będę ci stopniowo przysyłać na maila - trochę mi ulżyło. Na dzisiaj to już chyba koniec wrażeń i zwrotów akcji. Chociaż... nigdy nie mów nigdy. Leondre wziął laptopa i położył się na łóżku. Popatrzył się na mnie i kiwnął głową na znak, żebym zrobiła to samo. Gdy tylko się ułożyłam, odezwał się.
- Wow! Twój kolczyk...
- Tak wiem co chcesz powiedzieć - szybko mu przerwałam. -  Takie ozdoby to noszą "bad girls, które wyszły z więzienia na warunkowym" - tyle razy już to słyszałam.
- Właściwie to chciałem powiedzieć, że super wygląda, ale dziewczyna na warunkowym też spoko - zaczęliśmy się śmiać.
- Dzięki, nie często słyszę coś pozytywnego dotyczącego mojego piercingu.
- Lubię takie rzeczy, tylko nie jak są wszędzie nawalone. Czyli na wardze, w nosie, na brwi i tysiące w uszach. Wszystko z umiarem - przeniósł wzrok z mojego industriala powoli na moje oczy. Jesteśmy tak blisko, stykamy się ramionami, a nasze twarze oddalone są maksymalnie o 20 centymetrów. Czuję i słyszę oddech bruneta. Jego oczy są, koloru czekolady, ale nie gorzkiej. To zdecydowanie mleczna, taka, która rozpływa się w ustach i smakosz delektuję się nią... co ty w ogóle wygadujesz?! Otrząsnęłam się. W jednym momencie odsunęłam się od chłopaka. Sytuacja stała się niekomfortowa. Leondre odchrząknął.
- No właśnie chciałem ci pokazać taką piosenkę - zmieszany, zaczął wpisywać coś w youtube. Drzwi do pokoju się otworzyły, następnie zobaczyłam Werę, a zaraz za nią Charlie'ego.
- My nareszcie skończyliśmy. To znaczy muszę jeszcze przepisać na kartkę po polsku te wszystkie listy. A jak wam idzie? - zapytał blondyn.
- No całkiem, całkiem - odpowiedział brunet, co oczywiście było nie prawdą. Spojrzałam na przyjaciółkę. Szybka wymiana spojrzeń, uzgodniłyśmy wszystko.
- My już się będziemy zbierać - odezwałam się, wstając powoli i zbierając rzeczy. Zegar na ścianie wskazywał już 20, a że tegoroczna jesień zaczęła się dobry miesiąc temu, na zewnątrz było ciemno.
- Czekajcie zamówimy wam taksówkę - powiedział naturalnym głosem Charlie. - Nie będziecie wracać same o takiej porze.  - Oczywiście na początku protestowałyśmy, widząc że nic z tego podziękowałyśmy. Miło z ich strony. Wracając do domu przez całą drogę Weronika opowiadała mi z każdym szczegółem przebieg z ostatnich kilku godzin.

***

Zmrok zapadł, miasto nie daje jednak za wygraną i migota tysiącem świateł. Jedno z nich pochodzi z okna pokoju numer 310. Tam na kanapie siedzi dwóch chłopców. Zmęczeni, ale pochłonięci rozmową.
- ...po tym wszystkim ani ona ani ja nie mieliśmy ochoty pisać listów. Ale spoko umówiliśmy się i wyśle mi tłumaczenie na skrzynkę mailową - zakończył monolog młodszy z nich trwający już długi czas.
- Leo, czemu ty zawsze masz jakieś akcje, co? - westchnął blondyn.
- Nie wiem stary. Nie znam za bardzo tej dziewczyny, ale polubiłem ją. Jest trochę zamknięta w sobie. Jedyne co mnie zastanawia to, to że opowiedziałem jej całą moją historię, a ona o sobie powiedziała tylko, że dotknąłem "trudnego punktu z jej przeszłości". Nic się nie dowiedziałem, nic - brunet oparł głowę o tył sofy i wlepił wzrok w sufit.
- Nie dziwię się. Leo, swoją historię już raz opowiadałeś, wszyscy fani o tym wiedzą. Więc to dla ciebie nie jest tak trudne opowiedzenie tego po raz kolejny, a dla niej na pewno tak - Leondre najwidoczniej oczekiwał innej odpowiedzi. Spojrzał na przyjaciela i powiedział:
- Uwierz, nie było tak łatwo - chwila ciszy, a potem znów się odezwał - Ech, nie gadajmy już o mnie. Opowiadaj, jak tam było u was.
- Hmm, było... miło.
- Miło? - Leondre uniósł brwi.
- Tak.
- Aha. Charlie, nie rozgaduj się tak, bo czasu nam nie starczy - zaakcentował ironicznie brunet. Czuł, że przyjaciel nie chce mu czegoś powiedzieć.
- No wiesz, na początku zajmowaliśmy się tymi listami, trochę przy tym gadaliśmy. Czasem Weronika miała problem ze słowami przy rozmowie, ale internet służył pomocą. Dużo się dowiedziałem o niej, a ona o mnie. Raz przyłapałem się na tym, że obserwuję ją, jak pisze. Tylko to nie było zwykłe patrzenie. Musisz przyznać Weronika to ładna dziewczyna - Leo pokiwał głową. - Działa na zmysły i...już się miałem do niej trochę zbliżyć. Właściwie nie wiem co wtedy chciałem zrobić w stosunku do niej. W  środku poczułem taką potrzebę bliskości. Dokładnie w tym momencie zadzwoniła Chloe zapytać się co u nas i tak dalej. Myślę, że to po prostu taka chwila słabości. Dawno nie widziałem się ze swoją dziewczyną, może to dlatego - myślał na głos.
- Jak myślisz co byś zrobił  gdyby nie zadzwoniła? - rozmawiali jak dobrzy przyjaciele. Zero tajemnic, zero krępowania, by o cokolwiek spytać.
-  Nie wiem Leo. Nie mam pojęcia i z całego serca cieszę się, że zadzwoniła. Uświadomiła mi, że bardzo za nią tęsknie. Chloe to nie dziewczyna na kilka dni. Kocham ją najmocniej na świecie - szczerość  i miłość do dziewczyny była łatwo słyszalna w głosie Charlie'ego.
-Wiem stary, widzę - westchnął młodszy z nich. - Jestem wykończony tym dniem, idę się położyć. Nie martw się księżniczko dokończymy tę rozmowę jutro - uśmiechnął się łobuzersko, a zielona poduszka już leciała w stronę jego twarzy.
- A zamknij się, chociaż raz - udawał złego, mimo wszystko zadowolony, ze swojego celnego trafienia blondyn.
- Dobranoc kotku - rzucił na pożegnanie Leo i zamknął drzwi.
- Czy ten chłopak jest jakiś niewyżyty czy co? - pytanie retoryczne zawisło w pokoju, który kilka chwil później przepełniony był ciemnością, tak jak cały apartament.

***

Dojechałyśmy pod blok Weroniki, pożegnałam się i miałam już wsiąść do samochodu, gdy koleżanka zapłaciła kierowcy, a taxi zniknęła mi sprzed oczu.
- Miałam zamiar wrócić dzisiaj do domu - popatrzyłam się na nią zdezorientowana.
- Najpierw sobie poważnie pogadamy. Chodź tam jest ławka - wskazała ręką mebel, znajdujący  się pod latarnią, a delikatne światło rzucało na niego cień. Usiadłyśmy,  Wera powiedziała. - Adela, co się dzieje?
- A co ma się dziać? - zapytałam. Ufam Weronice, ale nie chcę tego opowiadać, szczególnie że to dotyczy jej idola.
- Znam cię i wiem, że coś cię dręczy. Przecież widzę, czemu nie chcesz mi powiedzieć? Co takiego wydarzyło się po koncercie? Ktoś ci coś zrobił? Czy to ma związek, no wiesz... z nimi? -spytała zaniepokojona. Zimny dreszcz przeszedł po całym moim ciele, gdy przypomniałam sobie ich twarze, nie chciałam ich pamiętać. Na szczęście nie widziałam tych ludzi od kilku lat, od tamtego dnia.
- Nie nie. Serio wszystko jest okey. Po prostu jestem zmęczona i tyle - uśmiechnęłam się blado. Właściwie dlaczego ją okłamuję? Przecież to moja przyjaciółka, pomogła mi wtedy pomoże i teraz. - Właściwie to jest jedna sprawa, którą chciałam ci powiedzieć...
- Słucham - zwróciła się do mnie i wpatrywała przez cały czas, gdy opowiadałam jej dokładnie wydarzenia z ostatnich dni. Wszystko oprócz najnowszego rysunku, nie musi tego wiedzieć. - Co za dupek! Co on sobie wyobrażał, ale potem... tak uroczo się zachował, no musisz przyznać. Bidulka moja, czemu ty zawsze masz takiego pecha? A opowiedziałaś mu, wiesz o czym?
- No co ty oczywiście, że nie. Jeszcze tego by mi brakowało. Aktualnie jest już dobrze. Myślę, że nasze relacje są w porządku - powiedziałam, a Weronika przybliżyła się i mocno mnie przytuliła.
- Zawsze możesz mi wszystko powiedzieć, nie ważne czy to mój idol czy wróg, jeśli coś ci leży na wątrobie to chcę o tym wiedzieć, zresztą sama zauważam, jak coś jest nie tak. Ale nie będziesz przechodzić przez to sama. Jesteś dla mnie ważniejsza niż ktokolwiek inny - szepnęła. Te słowa zapadły mi w pamięć, w przyszłości będę jeszcze wspominać te słowa, nie koniecznie z uśmiechem tak, jak teraz.
Siedziałyśmy jeszcze chwilkę, a do domu wróciłam na 23.
- Mogłaś dać znać, że wrócisz tak późno ani telefonów nie odbierasz, ani nic. Martwiliśmy się - powiedziała do mnie mama zaraz, jak weszłam. W salonie siedziała ona z podkulonymi nogami i komórką w ręce i tata wpatrzony w obraz telewizora. Chyba mnie nawet nie zauważył.
- MartwiliśMY? - zapytałam z naciskiem na ostatnią sylabę. - Przepraszam, następnym razem  dam znać.
- A jak ci minął dzień? - troska zniknęła z jej twarzy.
- Podsumowując cały dzień, nie było źle - zaśmiałam się sama do siebie. - Pomyślałam sobie...
- Nie widzicie, że coś oglądam? Nagle wam się zabrało na pogaduszki, nie możecie tego robić gdzieś indziej? - poirytowany ojciec nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem. Jednak plusem jest to, że stały się dla mnie takie sytuacje obojętne. Zbyt często się zdarzają, by się ciągle nimi przejmować. Poza tym, nie wiem czy została jakakolwiek woda w moim organizmie. Więc zwróciłam się do zmartwionej rodzicielki.
- Idę się położyć, już późno a jutro szkoła. Dobranoc - uśmiechnęłam się do niej, a ona zrobiła dokładnie do samo.
Szybki prysznic, pidżamka i już byłam w łóżku. Może te wszystkie sytuacje to jeden wielki sen? To chyba niemożliwe, by tyle się wydarzyło. Zaraz ktoś mnie uszczypnie i powie: "Adela szybko bo spóźnisz się do szkoły, piątek jeszcze wytrzymasz!". Ciekawe co bym zrobiła, gdybym cofnęła czas do piątku, poszłabym na ten koncert czy nie? Ten chłopiec, jest całkiem sympatyczny. Mieliśmy nieciekawy start, ale wydaje mi się, że już jest dobrze. Potłumaczę jutro listy, muszę się zorientować kiedy wyjeżdżają. Zerknęłam na czarny zeszyt na biurku. Ostatnio straciłam całą ochotę na rysownie, książek też nie czytam. Potrzebuję snu, tylko snu.

***

Kolejne dni mijały normalnym tempem. Listy od dzieci ze szpitala przetłumaczyłam szybko,  już po dwóch dniach. Krótkie i zwięzłe, co oznacza że nie miały siły dużo pisać, przemęczone chorobą, trudem życia. Przygnębiły mnie, jednocześnie wzruszały tym co pisały do chłopaków. Cudowne uczucie poczytać takie słowa, mimo że są skierowane do kogoś innego. Korespondencje od fanek zajęły trochę dłużej, ale wszystkie wyglądały prawie tak samo. Czyli, kochają Bam ponad wszystko, pomogli im, są szczęśliwe, kochają Bam, niesamowite że mogą ich spotkać, niezapomniane chwile, kochają bam i tak w kółko. W ciągu 5 dni wszystkie listy zostały przetłumaczone. Dowiedziałam się również, że chłopaki zostają na miesiąc. W pierwszym momencie się zdziwiłam, co oni chcą tutaj robić przez tyle czasu? Okazało się, że nagrywają teledysk do piosenki "Complicated".
Deszcz pada już cały tydzień, piękna, złota jesień się skończyła. Natomiast dla kogoś takiego jak ja, taka pogoda jest odpowiednia. W pochmurne dni, wchodzę na strych, siadam przy małym okienku, gruby koc, herbata z imbirem i zwykle to był szkicownik, ale ostatnio raczej sięgam po książki. Wsłuchuję się w stukające krople, szum drzew, porywczy wiatr. Potrafię tak przesiedzieć godzinami, uspokaja mnie to, czuję jakby czas się zatrzymał. Wszyscy ci ludzie, którzy tak w pośpiechu biegną po ulicy, pędzące samochody, nagle zwalniają. Taki stan przeżywam tylko na jesieni, właśnie to sprawia że jest taki wyjątkowy.
Pogoda dziś, niczym się nie różniła od tej z ostatnich dni. Zadzwonił dzwonek na koniec lekcji, dla mnie zabrzmiało to, jak: "dziś jesteście wolni, ale jutro znów będę was od rana gnębił ". Umówiłam się z Weroniką, że po szkole pójdziemy do niej trochę się wyluzować. Moja przyjaciółka mieszka w bloku, wchodząc na czwarte piętro trochę się zmachałyśmy.
- Oj, lata już nie te - wysapałam. Mieszkanie nie było duże, ale wystarczało. Weronika mieszkała tylko z mamą. Tata i jej siostra bliźniaczka zginęli kilka lat temu w wypadku samochodowym. Dziewczyna bardzo to przeżyła, z mamą jej kontakty nie układają się najlepiej. Na stole w kuchni leżała karteczka:

Redakcja dała mi nagłe zlecenie. Będę w nocy, zostawiam ci pieniądze jakbyś czegoś potrzebowała
Mama

- Po co się podpisywała? Przecież nikt inny nie mógł by tego napisać - stwierdziła zirytowana. Każda wzmianka o jej najbliższych, każde wspomnienie, powiązanie wkurzało Weronikę. Widziałam ból w jej oczach i bardzo jej współczułam. Nagle zesztywniała, stała tak chwilę po czym odwróciła się w moją stronę, uśmiechnęła i powiedziała.
- Czujesz to?- zapytała.
- Że teraz? Czekaj... - chwilowy zawias. - Tak to dzisiaj!
- Wiesz co to znaczy? - rozpromieniła się jeszcze bardziej.
- Aż za dobrze - uśmiechnęłam się szeroko, pokazując zęby.
- Dobra, to ty zamów pizzę, leć kupić picie i jedzenie. Ja znajdę płyty, przygotuję odtwarzacz i ogarnę resztę rzeczy. Wszystko gotowe za pół godziny, jasne?
- Jak słońce - wzięłam telefon, pieniądze i wybiegłam z bloku. W drodze do marketu, zadzwoniłam po pizzę.
Z Weroniką znam się prawie od dziecka. Wiem o niej wszystko, a ona o mnie. Każde przyjaciółki mają jakieś swoje zwyczaje. My nie do końca takie mamy, ale zdarza się, tak jak dziś, kiedy obydwie poczujemy tę chwilę, że to właśnie teraz. Nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu obydwie dostajemy jakiegoś pozytywnego szału i głupawki. Rzadko się nam to zdarza. Dziwna sytuacja, ale nie powiem dla nas świetna.
Po pół godzinie już wszystko było gotowe. Na stoliku do kawy leżały 3 części " High school musical" , pizza właśnie przyszła i stygła na stole. Przesypałyśmy chipsy do miski, colę i mirindę postawiłyśmy obok i już wszystko było tak jak należy.
- Gotowa? - zapytała rozentuzjazmowana przyjaciółka.
- Zawsze. - przez kolejne kilka godzin oglądnęłyśmy wszystkie części, ulubionego filmu z dzieciństwa. Tańcząc, śpiewając, jedząc, śmiejąc się. Oczywiście jako wierne fanki znałyśmy wszystkie piosenki, a podczas ostatniej części, przy "Can I have this dance?" tańczyłyśmy razem walca. Dwie dziewczyny, które totalnie nie umieją śpiewać, krzyczą każdą piosenkę po kolei, aż dziwne, że żaden sąsiad nie przyszedł ze skargą o zakłócanie spokoju. Spędziłyśmy fantastycznie kilka godzin. To były takie nasze chwile, których od dawna mi brakowało. Potrzebowałam tego, zarówno ja, jak i ona.
- Tęsknie za tym - westchnęłam, kiedy obydwie leżałyśmy na dywanie i żadna z nas się nie ruszała. Pizza + cola + chipsy + taniec to nie do końca dobre połączenie. - Za tym kiedy było się dzieckiem. Zero problemów, a jak już się pojawiały to ktoś rozwiązywał je za ciebie. Można było się bawić bez końca, a życie było takie beztroskie.
- Też za tym tęsknie, wtedy jeszcze miałam ojca i Klarę, teraz mam matkę, która mnie nawet nie lubi - powiedziała cicho. Przewróciłam się niezgrabnie na brzuch i przyczołgałam do Wery.
- Nie mów tak, ona cię kocha tylko nie umie tego okazać - przytuliłam ją mocno, tak jak się przytula dzieci, by czuły że już nic im nie zagraża i są bezpieczne.
- Już chyba wiem co nas łączy, obydwie jesteśmy takimi ofiarami losu - wybuchłyśmy śmiechem. Może dla kogoś z zewnątrz nasza rozmowa mogłaby wydawać się poważa, ale nie dla nas. Tak leżąc gadałyśmy jeszcze kilka godzin, aż zadzwonił mój telefon.
- To pewnie mama - w tym momencie telefon Weroniki też zadzwonił.
- Moja pewnie też - ledwo udało nam się wstać, wzięłyśmy w tym samym czasie telefony do ręki i powiedziałyśmy zdumione:
- Leondre?

-Charlie? 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć wszystkim, 
Rozdział tym razem jest naprawdę długi. Ogólnie jestem zadowolona, natomiast trochę nie dopracowałam końcówkę, ale może nie było źle. Chciałam jeszcze wspomnieć, że w moim ff narratorką jest Adela, więc nie będzie tzw. "perspektyw" innych bohaterów, ewentualnie narracja trzecioosobowa, tak jak to było we fragmencie. Nie będę się rozpisywać, dziś to nie mój dzień. Każdy ma chyba taki, kiedy smutne wspomnienia cię przytłaczają. Takie dni są też potrzebne, żeby nigdy nie zapominać o przeszłości. Bo sęk w tym, żeby zostawić przeszłość za sobą, ale pamiętać wszystkie błędy, zwycięstwa, porażki. Te doświadczenia mogą nam się jeszcze przydać, w kreowaniu przyszłości.
Asieneczka Lia

#Rozdział 6 "Rollercoaster"

10
COM

Moich zdolności plastycznych nikt nie może podważyć, to talent. Artysta malując zwykle ma plan, czy będzie to nadmorski krajobraz albo portret ukochanej osoby. Gdy biorę ołówek do ręki, nigdy nie wiem co powstanie. Nie świadomość tego co rysuje, jest poniekąd niesamowita, ale równie dziwna. Tym razem jednak byłam ogromnie zaskoczona, kto znajdował się na ilustracji. Na pewno na wszystkie moje rysunki ma wpływ podświadomość. Tylko, że pozostawało kilka pytań, co robił w niej członek zespołu, którego nie słucham? Czemu akurat "bad boy a la upadły anioł" ? Dlaczego myślę o nim skoro, tam nie skrzywdził? Głupia...
Mimo, że było tak wcześnie postanowiłam, że ogarnę swoje życie. Mam w tym doświadczenie i wiem, że nie warto się długo pastwić nad tym jaką jest się ofiarą losu, tylko podnieść głowę do góry i próbować naprawić to, co zniszczone. Ciepły prysznic? Oj, przyda się. Weszłam do łazienki i zobaczyłam swoje odbicie. Super, teraz będę miała kolejne koszmary. Odświeżyłam się, ubrałam nowe ciuchy, spięłam włosy w niedbałego koka. Następne 2 godziny spędziłam na wysprzątaniu mojego pokoju na błysk, zrobieniu sobie zdrowego śniadanka i oczywiście cały czas towarzyszyła mi muzyka, tym razem Gunsi. Dochodziła dziewiąta, zerknęłam na telefon, który migał,  co oznaczało nieodebrane połączenia lub sms-y. Wyświetlacz ukazał: 7 nieodebranych połączeń - 4 od mamy, 3 od Nikodema, 5 sms-ów:  4 od Weroniki, 1 od operatora mojej sieci komórkowej. Hmm, w sumie nie tak źle, odczytałam sms-y:

Wera:
Chyba właśnie widziałam czuprynkę Charliego!!!

Wera:
A nie to tylko jakiś Polak, zmylił mnie!

Wera:
Chyba ich nie ma w tym hotelu, ktoś miał złe info!!!

Wera:
Zadzwonię jutro, jestem wykończona, a ty z łaski swojej mogłabyś odpisać.

Potem do niej zadzwonię. Usłyszałam ciche pukanie. Drzwi się otworzyły:
- Mogę? - jak to cudownie ją zobaczyć, kiedy kilka godzin temu widziałam jej grób.
- Jasne - powiedziałam i usiadłam na łóżku, a mama na przeciwko mnie.
- Wszystko w porządku? - popatrzyłam się na nią - no tak , głupie pytanie wybacz. Co się stało, kochanie? - nastała chwila ciszy, przez kilka minut bardzo intensywnie myślałam. W końcu się odezwałam.
- Wczorajszy dzień, był na prawdę okropny. Nic nie zapowiadało takich wydarzeń, ale zdążyłam się już nie raz przekonać, że życie zaskakuje. Nie chcę o tym opowiadać, mam do ciebie ogromne zaufanie, jednak tłumię powoli w sobie te wspomnienia i nie chcę, by wróciły na nowo. To tak, jakbym rozdrapywała gojącą się ranę. Już mi lepiej, serio - mój spokojny głos, szokował mnie samą.
- Na pewno? - mama wciąż patrzyła niepewnie w moje oczy.
- Na pewno. Tylko mam jedną prośbę - rodzicielka posłała mi pytający wzrok. - Zapiszesz mnie do psychologa? 
- Oczywiście, cieszę się że w końcu zmieniłaś zdanie. To zwykły lekarz, też dla ludzi. Uzgodnimy jeszcze wspólnie termin dobra? - uśmiechnęła się do mnie. Kolejny raz mama udowodniła mi, że mogę na nią liczyć.
- Dziękuję, jesteś najlepsza - odwzajemniłam uśmiech, szczerze.
- Mam nadzieję, bo już myślałam, że wolisz tego starego faceta, którego śpiew towarzyszy nam przy rozmowie -zażartowała.
- Ej! Axl jest super - zaśmiałam się. Wychodząc pocałowała mnie w czoła i obdarzyła kolejnym uśmiechem. Ta sytuacja naładowała mnie pozytywnie na cały dzień, już nie myślałam o przykrych wydarzeniach.
Pozostała jedna sprawa, o której nie chciałam myśleć. Umówiłam się przecież z Leondre, żeby pomóc im w odpisywaniu na listy do chorych dzieci. Wymigałabym się od tego, gdyby nie chodziło o tak piękny cel. Z drugiej strony, mogą sobie wziąć każdą dziewczynę z ulicy. Ale już się zobowiązałam. To że on mnie tak potraktował nie znaczy, że ja też nie szanuję ludzi. Głupie poczucie moralności. Nie chcę iść tam sama, poza tym Weronika nigdy, by mi nie wybaczyła gdybym jej nie zabrała, także wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała po drugim sygnale.
- Najpierw udajesz martwą, a teraz zrywasz człowieka z łóżka? - przywitała mnie.
-Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia związaną z Bam, ale jeśli nie chcesz... - zaczęłam.
- Dobra no, mów.
- Nie pytaj jak i dlaczego, ale o 10:30 spotykamy się na przystanku, jedziemy do hotelu "Ester" i pomagamy twoim idolom tłumaczyć listy, jasne?
- Coo? Jak? Dlaczego? - zapytała zdziwionym, ale podekscytowanym głosem.
- Miałaś nie pytać. Czy to ważne? Odzyskasz koszulę, pogadasz sobie ze swoimi kochasiami i sprawimy uśmiech na twarzach chorych dzieciaków.
- Ok, super, będę na przystanku - prawie to wykrzyczała i się rozłączyła.
Zrobiłam dzienny makijaż, ubrałam mojego industriala, już miałam schować szkicownik do torebki, ale przypomniało mi się do kogo idę. Włożyłam zeszyt pod materac, tak żeby nikt go nie znalazł. Zaplotłam luźnego francuza i wyszłam. Przyjaciółka już na mnie czekała.
- Ale super! Nie wiem jak ty to zrobiłaś, ale cię kocham! - wypowiedziała, cała rozpromieniona.
- Uwierz masz za co -  westchnęłam.
 Na miejscu byłyśmy 40 minut później. W recepcji zapytałyśmy się o pokój 310.
- Niestety goście nie życzą sobie wizyty - powiedziała cierpko recepcjonistka.
- Ci "goście" - podkreśliłam teatralnym gestem - sami nas zaprosili. Może pani im powiedzieć, że jesteśmy te od tłumaczenia? - popatrzyła się na nas wymownie i sięgnęła po telefon. Chwilę rozmawiała, a potem zwróciła się do nas.
- O dziwo, jesteście oczekiwane. Trzecie piętro po lewej - powiedziała zmieszana.
- Dziękujemy - odpowiedziałyśmy równocześnie i ruszyłyśmy po schodach w górę. Zapukałyśmy i otworzył nam jakiś mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Pewnie ochroniarz naszych gwiazdek. Zaprosił nas do środka. Apartament dwupiętrowy, noclegi tutaj muszą kosztować majątek.  Rozglądałyśmy się chwilę, nagle do pokoju weszło dwóch chłopaków. Poczułam w środku lekki chłód i stres, ale nie dałam tego po sobie pokazać.
-Cześć  - przywitał się blondyn, a drugi wlepiał wzrok w podłogę.
- Hej - odpowiedziałam.- Przyszłam z Weroniką, będzie szybciej, może podzielmy się na dwójki i będziemy tłumaczyć? - już chciałam zaproponować, żebym była z Charlie'm, kiedy powiedział.
- To może, ja będę z Weronika, a ty z Leo? - zaproponował od razu. - Tak wiecie po kolorze włosów - szybko dodał, dosyć podejrzane. Nie chciałam być z Leondre. Trudno sama zdecydowałaś się tu przyjść teraz płać.
- Ok, Wera? - dziewczyna była tak podekscytowana, że zgodziłaby się  na wszystko. Kiwnęła głowa i Charlie zabrał ją do innego pokoju. Zostaliśmy we dwójkę, żadne z nas się nie odzywało.
- Może się weźmiemy za te listy? - zapytałam poirytowana. Zaprowadził mnie do pokoju obok tego, do którego weszli Charlie i Wera. Pokój sterylny, typowo hotelowy, łóżko dwuosobowe. Leżał na nim biały Macbook. Usiadłam na skraju, a Leo na krześle. Czułam się niekomfortowo, zupełne przeciwieństwo niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Chwila ciszy, a potem w końcu się odezwał.
- Byłem pewny, że nie przyjdziesz - odezwał się cicho.
- Jak masz inne plany, to trzeba było powiedzieć, w każdej chwili z przyjemnością mogę wyjść - popatrzyłam się mu prosto w oczy, w co on ze mną pogrywa?
- Nie mam, tylko po tym co się stało... nie sądziłem, że się jeszcze zobaczymy - spojrzał na mnie, a ja próbowałam wyczytać coś z jego twarzy, nie dał się jednak, dobrze maskował uczucia.
- Uwierz mi wolałabym, teraz robić milion różnych rzeczy, ale skoro się zobowiązałam to przyszłam. Tylko dla dzieci, którym mamy odpisać. Nic więcej - wpatrywaliśmy się w siebie, znowu zapadła cisza. To są jakieś żarty. - Aha, najpierw nie szanujesz mojej prywatności, a teraz czasu, super. Po co ja w ogóle przychodziłam - łza skapnęła mi po policzku, wcale tego nie chciałam, pokazywać słabości. Wykończony psychicznie człowiek nie do końca może nad takimi rzeczami zapanować. Wybiegłam z pokoju. Powtórka z rozrywki, tylko tym razem, gdy zbliżyłam się do drzwi z numerem 310, ktoś uniemożliwił mi przejście, oczywiście wiadomo kto.
- Po co to robisz? Co ja Ci takiego zrobiłam? - wybuchłam płaczem, to dla mnie za wiele.
- Możemy pogadać?
- Totalnie cię nie rozumiem, najpierw się nic nie odzywasz, a teraz nagle zachciało ci się na pogaduchy? - w moim głosie dominowała o dziwo nie złość, ale bezradność.
- Proszę, ta sytuacja jest chora. Trzeba to wyjaśnić, nie mam pojęcia jak się rozwinęła do takiego etapu - czy to zrezygnowanie? Tak, to właśnie słyszałam w jego słowach.
- Mam wyjście? - Wróciliśmy do tamtego pokoju, wskazał żebym usiadła na łóżku. - Co chcesz mi...
- Nie, teraz ja - przerwał, jak tylko zaczęłam. - Słuchaj, ta cała sytuacja to jakieś jedno wielkie nieporozumienie. Zacznę może od początku. Po twoich słowach dotyczących mnie... zabolało. Myślałem o tym cały koncert i potem również. Zobaczyłem cię siedzącą z tyłu Areny, chciałem o tym z tobą pogadać. Rozmowa się rozwinęła, wszystko było w porządku. Potem ten zeszyt, nie miałem pojęcia, że to twój pamiętnik, to miały być tylko żarty. Taki jestem, trochę lekkomyślny, ale na pewno nigdy nie chciałem skrzywdzić żadnej kobiety - wysłuchiwałam jego słów, po policzkach co pewien czas nadal leciały mi łzy. Zauważył, że się nie odzywam i mówił dalej. - Nie chcę żebyś myślała, że jestem pustą gwiazdką, jak to powiedziałaś. Hopeful zaśpiewaliśmy w BGT, nie dlatego że moim marzeniem było, by cały świat się nade mną użalał, tylko żeby komuś pomógł... by nie czuł się samotny, tak jak ja się czułem - na dywanie pojawiła się mała plamka, zwróciłam głowę w jego stronę, policzki miał mokre. - Wstawałem codziennie z łóżka, czułem siniaki i rozcięcia na całym ciele. Marzyłem, by móc nie wykraczać poza progi domu. Szkoła kojarzyła mi się z ciągłym strachem, bólem. Nienawidzili mnie, byłem słaby, nie umiałem się postawić. Wykorzystywali to na każdym kroku i szantażowali. Tyle razy w ręku miałem żyletkę, nóż czy inne przedmioty, ale nigdy tego nie zrobiłem. Szczerze? Nie bałem się śmierci, myśl o niej to był rodzaj ukojenia, pragnąłem jej. Jednak cały czas powtarzałem sobie, że nie mogę zostawić mamy, zranić jej jeszcze bardziej, jak tata. Właśnie dlatego za każdym razem cofałem rękę, a przelewanie emocji na papier mi pomagało - wziął głęboki oddech, otarł oczy i kontynuował. - Najgorszy okres w moim życiu, skończył się, rodzina mi pomogła, prześladowcy odczepili się, a ja w końcu mogłem wyjść na dwór, nie trzęsąc się cały. Poznałem Charlie'ego, dużo rozmawialiśmy, nie naciskał na mnie, to ja pragnąłem zaśpiewać tą piosenkę. Nie dla żadnych pieniędzy, ale by słuchająca to osoba nie przestała wierzyć w lepsze jutro. Nie ważne w jakiej trudnej sytuacji się znajdowała. Rapowałem, jako żywy przykład. Odnieśliśmy sukces, wydaliśmy album, stałem się pewniejszy siebie, potrafię żartować, tak jak kiedyś. Popełniam też błędy, jak każdy człowiek. Mam 15 lat, ciąży na nas ogromna odpowiedzialność za te wszystkie dziewczyny, musimy uważać na to co robimy i mówimy. Na prawdę nie jestem żadnym pustym idiotą za jakiego mnie uważasz - kończąc spojrzał na mnie. Obydwoje zapłakani wpatrywaliśmy się w siebie. Jego przemowa brzmiała tak jakby ćwiczył ją co najmniej kilka razy.
- Leondre, przykro mi. To co mówiłam o tobie w złości... może jest bezpodstawne. Prawdą jednak jest, że dotknąłeś mój bardzo czuły punkt i wyśmiewałeś się z tego co przeżyłam. Może nie chciałeś, ale stało się. Mam problemy emocjonalne, z osobowością. To nie jest takie proste... nie uzewnętrzniam moich emocji, a to co trzymałeś w ręce... oprócz mnie tylko ty widziałeś jego zawartość - skup się, musisz dokończyć. - Poczułam się wtedy, że ktoś ma do dyspozycji przeglądnięcie całego mojego życia, wszystkie emocje, które ukrywałam, myśli, lęki. Bezradnie, błagałam cię żebyś mi go oddał - mój głos na to ostatnie zdanie zmienił się tak, że nie mogłam go rozpoznać. A potem zakończyłam - Stałeś tam i śmiałeś się z mojego życia.
Dosyć, nie mogę, oczy tak szczypały. Przestań mu o tym mówić. Nie otwieraj się przed obcym. Nie możesz.
- Nawet nie wiesz, jak mi przykro. Nie miałem pojęcia, nie wiedziałem, gdybym... jestem beznadziejny, zawsze wszystko psuje. Chcę tak bardzo to naprawić. Opowiedziałem ci, coś czego prawie nikomu nie mówię. Podzieliłem się tym, żebyś zobaczyła we mnie wrażliwego chłopaka, który nie chciał cię skrzywdzić, bo dobrze wie jak to jest być krzywdzonym.

Przysiadł się obok. Przytulił mnie, a ja wtuliłam się w jego ramię. Płakaliśmy obydwoje. Ostatnie 48 godzin to dla mnie jedna wielka bomba emocjonalna. Dziwię się, że nie wylądowałam jeszcze w psychiatryku. Tymczasem siedziałam w pokoju hotelowym razem z Leondre Devries i wylewaliśmy całą wodę ze swoich organizmów. Najdziwniejsza sytuacja w życiu.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Mam kilka rzeczy do powiedzenia, a mianowicie:
1. Wydaje mi się, że rozdział z jednej strony wyszedł sztywno, z drugiej tak emocjonalnie, no nie wiem. Ostatnio musiałam przeczytać lekturę do szkoły, pt. "Poczwarka" jest to ciężka książka, o losach dziecka z zespołem Downa i jego rodziców. Bardzo uczuciowa, przykra, ogólnie mocna. A , że ja książki bardzo przeżywam, to dla mnie to było trochę za dużo i może dlatego wyszedł mi taki rozdział? 
2. We wtorek wybiło na blogu 1000 wyświetleń! Bardzo za to dziękuję ;) Nie zwracam dużej uwagi na liczby na moim blogu, bardziej zależy mi na Waszych opiniach w komentarzu, właśnie dlatego chciałam podziękować za te wszystkie miłe słowa :) Zachęcam do dzielenia się opinią, nie musi to być pozytyw, jeśli macie uwagi piszcie śmiało, również na maila: fangirllia@gmail.com Dziękuję!
3. Jak pewnie się domyślacie, czytam też inne fanfiction, nie tylko o Bam. Natomiast chciałam polecićć jeden, który bardzo mi się podoba, ma ciekawą fabułę i dopiero się rozwija. Niestety autorka złapała małego doła, ale mam nadzieję, że wkrótce z tego wyjdzie. Czytajcie, komentujcie i dajcie jej motywacje, bo ma talent i po prostu nie może zamknąć tego bloga! Tu jest link Blog , tak Dagmara Xyz mówię o Tobie! :)
4. Jeśli byliście albo jedziecie na koncert Bam, to też napiszcie jak tam wrażenia ;) 
To chyba tyle z ogłoszeń, achh rozpisałam się :D Do następnego ;)
Asieneczka Lia

#Rozdział 5 "Fallen Angel"

7
COM
Weronika przez kolejne pięć minut stała, jak wryta. Zastanawiałam się czy powinnam coś zrobić, aż w końcu sama się odezwała.
- Czy ty widziałaś co się właśnie ...  czy to było naprawdę? - zapytała z przerażeniem.
- Oczywiście, że tak - zaśmiałam się. - A my lepiej już chodźmy pod barierki, jeśli chcesz mieć jeszcze jakieś dobre miejsca.
- Nie wierzę, Leondre Devries ubrał moją koszulę, pocałowali mnie obaj w policzek do zdjęcia i rozmawiali ze mną. Adela, ty nawet nie wiesz jakie to jest dla mnie przeżycie emocjonalne - wypowiedziała te słowa nieobecnym głosem.
- Właśnie widzę, mówisz tak, jakbyś miała zaraz umrzeć. Otrząśnij się dziewczyno i idziemy. - Wzięłam ją za rękę i poprowadziłam na halę. Przepchałyśmy się do barierek, koncert miał się za chwilę zacząć.
Trwał w sumie półtorej godziny. W tym czasie, zaśpiewali chyba wszystkie swoje piosenki, powygłupiali się, nawet nie bawiłam się tak źle. Najlepszy moment to ten, w którym chłopaki zaczęli utwór "Shining Star", a Wera nagrywała snapy. Leo to zauważył i przed rozpoczęciem swojej części piosenki, przybijał piątki fankom stojącym najbliżej. Gdy dotarł do nas wziął telefon od Weroniki i wrócił na scenę. Zaczął rapować tekst piosenki, a kiedy nadszedł moment "Kocham Cię my Polish Queen. I really like girls that have never been seen. " włączył nagrywanie przdniej kamery. Śpiewając dalej oddał telefon Werze, która aż piała z radości. Oczywiście od  razu zapisała filmik. Leondre chyba, aż za bardzo przejął się moimi słowami, ale to dobrze. Moja przyjaciółka przynajmniej przeżyje niezapomniany wieczór. Koncert minął dość szybko. Wychodząc spotkałyśmy koleżanki Werki.
- Słyszałyście?? Ponoć Bars and Melody są w hotelu " Everest" ! - zaczęła jedna z nich.- Dużo fanek tam teraz jedzie. My oczywiście też, chcemy ich jeszcze zobaczyć! Idziecie z nami? - zwróciła się do nas.
- Jakby inaczej! Dziś tyle rzeczy mnie zaskakuje. Nie mogę przegapić takiej okazji! Poza tym Leo musi oddać mi koszulę - ucieszyła się moja przyjaciółka, a potem popatrzyła na mnie - idziesz?
- Chyba odmówię, wiesz nie kręci mnie ciśnięcie się w tłumie fanek pod hotelem dwóch nastolatków - odpowiedziałam.
- Jasne, to zadzwonię do ciebie jutro. Dziękuję ci, że ze mną poszłaś, to był najlepszy dzień w moim życiu - powiedziała i przytuliła mnie.
- Dla ciebie wszystko, ale liczę na rewanż - zaśmiałam się.
- Jasne - odpowiedziała tym samym i poszła z resztą dziewczyn.
O tej godzinie panował już zmrok. Krakowska Arena znajduje się na obrzeżach miasta, ulokowana na delikatnym wzniesieniu. Obeszłam ją i usiadłam na murku. Popatrzyłam na panoramę mojego miasta. Tysiące świateł, mnóstwo budynków, wieczne miasto. Obserwowanie było cudowne. Poczułam w rękach chęć rysowania. Wyciągnęłam dwie rzeczy, z którymi nigdy się nie rozstaje, ołówek i szkicownik i poniosła mnie wodza fantazji.
- Co ty tu robisz sama? - prawie spadłam z murku, na którym siedziałam po turecku. Odwróciłam się, stał przede mną chłopak uwielbiany przez tysiące nastolatek, które dałyby się zabić za taki moment. To niesprawiedliwe, mogłabym się zamienić z jedną z nich. Leondre nie robi na mnie nieziemskiego wrażenia, to sympatyczny chłopak i tyle.
- Siedzę, świeże powietrze i te sprawy - przysiadł się, a ja przymknęłam zeszyt.
- No pewnie, słyszałem właśnie, że w Krakowie macie super jakość powietrza, nic tylko wdychać - zaśmialiśmy się równocześnie.
- Słuchaj, nie zdążyłam ci podziękować, za to co zrobiłeś dla Weroniki. Cieszę się, że będzie miała na zawsze takie piękne wspomnienia.
- Bliskość z fanami jest dla nas bardzo ważna. Uwielbiamy to, jesteśmy wdzięczni za wsparcie, za wszystko. Dla nas takie spotkania też są super przeżyciem i to co powiedziałaś wtedy było przykre. Jakbyśmy byli pustymi gwiazdkami, którzy nikogo nie szanują - powiedział wlepiając wzrok w mur, ja zrobiłam dokładnie to samo.
- To nie tak. Nie mówię, że to dla was nie jest ważne. Jednak siłą rzeczy, was jest dwóch, a ich tysiące.  Nie będziecie pamiętać nawet większości tych spotkań, kiedy one będą pamiętać każdą sekundę. Staracie się jak możecie widzę to, ja po prostu... stwierdziłam fakt - wyjaśniłam, ale to chyba nie był dobry pomysł.
- Dzięki, dobrze że to powiedziałaś, bo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Czuję się super z tym co właśnie usłyszałem, nie ma co - podnieśliśmy głowy w tej samej chwili, po czym szybko wróciły na dawne miejsca. Przez ten ułamek sekundy dostrzegłam...smutek? Nie, chyba nie.
- Przepraszam, nie patrzyłam na to z takiej perspektywy, trochę przesadziłam - szczerze wypowiedziane słowa zawsze robią swoje.
- W sumie nie ważne. Mam pytanie, ani ja ani Charlie nie znamy nikogo z Polski, a potrzebujemy tłumacza. Dzieci ze szpitalu w Krakowie, napisały do nas mnóstwo listów tylko, że po polsku i niestety nic nie rozumiemy, a co dopiero mówić o odpisaniu. Pomogłabyś nam? Zauważyłem, że dobrze znasz angielski, byłoby super gdybyś się zgodziła - poprosił. Jeju to takie urocze.
- Pewnie, to bardzo szczytny cel. Tylko kiedy?
- Najlepiej jutro. Może przyjechałabyś do naszego hotelu "Ester " około, hmm... 12? - zaproponował. - A zapomniałbym, pokój 310.
- Ok czemu nie, czekaj... a wy nie jesteście czasem w hotelu "Everest"? - zapytałam zdziwiona.
- Nie, podajemy takie informacje, bo fani nigdy nie daliby nam spokoju, uwielbiam ich naprawdę, ale też potrzebuję spokoju i odpoczynku.
- Nie w tym życiu - parsknął śmiechem, w tej samej chwili wypadł mi na ziemię ołówek z półprzymkniętego szkicownika. Odłożyłam go na murek i sięgnęłam po złamany od upadku przedmiot. To był błąd. Podniosłam się, a brunet miał już mój szkicownik w rękach.
- Ooo co to jest? - zaczął wertować zeszyt.
- Oddaj to! - próbowałam mu go wyszarpnąć on jednak był szybszy.
- Jakieś bazgrołki, a gdzie rysowałaś mnie? Nie widzę - śmiał się, a mi wcale do śmiechu nie było. Obca osoba miała przed sobą całe moje życie.
- Leondre to nie jest śmieszne, oddaj mi to! - powiedziałam błagalnie, a chciałam stanowczo. On jednak nadal się śmiał i wertował dalej.
- Ładne te obrazki, masz talent. Tylko ten jest dziwny, taki "dom wariatów" powiedziałbym - zobaczyłam, o którym rysunku mówi. Nie pamiętam kiedy ostatnio otwierałam szkicownik na tej stronie. Od tamtego momentu, od tego dnia, który zmienił moje życie, przez który śnią mi się koszmary ani razu. Nagle cały ból wrócił, z tak mocną podświadomie siłą, że zgięłam się w pół. Tego już za wiele.
- Jednak jesteś pustą gwiazdką. Na początku wydawało mi się, że może woda sodowa nie odbiła ci do głowy. Myślisz, że tylko ty miałeś ciężkie życie? Złe wspomnienia ? Trudne chwile, wybory? Nie! Nie którzy nie chcą upubliczniać swoich emocji , przeżyć i zarabiać na tym spore pieniądze. Mógłbyś to uszanować . Cały świat płacze nad biednym Leondre, dostajesz tyle współczucia, a w sobie nie masz go za grosz. Nie znasz mnie, a wyśmiewasz się z najtrudniejszego momentu w moim życiu - stanął jak wryty. Na jego twarzy malowało się mnóstwo emocji, ale najbardziej dostrzegłam ból. Nie obchodzi mnie to, nawet nie wie, jak mnie zabolały te wydarzenia. - A teraz, jak już skończyłeś to łaskawie oddaj mi mój zeszyt - wyciągnęłam rękę i wzięłam go bez żadnych oporów. W pośpiechu schowałam wszystkie rzeczy do torebki, a łzy spływały po moich policzkach.
- Ja... nie wiedziałem - zaczął, ale szybko mu przerwałam.
- Oczywiście, że nie! Bo skąd mógłbyś wiedzieć?!  Ty po prostu myślisz, że skoro jesteś tym kim jesteś to możesz wszystko, nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji - zaczerpnęłam tchu, czułam smak łez w moich ustach, nie mogłam ich powstrzymać, nie byłam w stanie... - Żyj sobie nadal beztrosko w swoim idealnym świecie i spokojnie nie zaprzątaj sobie główki moją osobą, taką szarą, nudną dziewczyną - odwróciłam się i zaczęłam biec. Słyszałam jeszcze jakieś krzyki za sobą, ale nic mnie nie obchodziło, chciałam być w domu, tak bardzo chciałam zamknąć się przed całym światem...


Telefon wciąż dzwonił, ale ignorowałam to. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, nie obchodziło mnie kto jest na wyświetlaczu. Jedyne o czym w tej chwili marzyłam to mój pokój. W głowie miałam natłok myśli, krążyły w niej stare wspomnienia i te z ostatnich godzin. Czemu ja? Co ja takiego zrobiłam, że gdy udało mi się poukładać jako tako życie, to znowu się zaczyna. Myślałam, że mój umysł zaraz eksploduje, ludzie dookoła mnie ciągle się na mnie patrzyli, czy oni nie mają własnych problemów?
Dotarłam do domu, ściągnęłam buty i od razu udałam się na górę. Za sobą słyszałam jakieś głosy, chyba ktoś mnie wołał. Niewzruszona zatrzasnęłam drzwi do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, wylewając kolejne hektolitry łez. Wzięłam poduszkę i przycisnęłam ją do uszu. Cisza, tego potrzebuję. Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu, ta dłoń pomagała mi wstać, gdy pierwszy raz spadłam z roweru, prowadziła mnie do szkoły, kiedy zaczynałam swoją edukację, robiła fikuśne warkoczyki do przedszkola, wykrzywiała usta małej dziewczynki w uśmiech. Teraz jednak nie mogła pomóc, to nie były już problemy malutkiej Adelci. Wiem, że moje zachowanie nie jest normalne, nikt nie przeżywa takiego drobnego incydentu. Jednak nikt nie jest mną. Chyba mam depresję. Nie umiem sobie z tym radzić.  Jutro się nad tym zastanowię, dziś potrzeba mi wyłącznie spokoju.
- Mamo, błagam cię zostaw mnie samą. Wyjaśnię ci wszystko, ale nie teraz, nie mogę... nie jestem w stanie, błagam cię wyjdź... - co kilku słów przerywałam, łzy wciąż skapywały nieubłaganie szybko po moich policzkach.
- Kocham cię. Nie jesteś sama, zawsze wystarczy przejść kilka kroków, a ja tam będę. Obiecuję, zawsze będę dla ciebie - pocałowała mnie w tył głowy i wyszła. W tej chwili byłam jej niesamowicie wdzięczna za te słowa.
Poduszkę przycisnęłam jeszcze mocniej. Błoga cisza... oddech się wyrównuje, oczy hamują produkcję wody, w umyśle pustka. W tym momencie pomyślałam, tak to na pewno depresja, pójdziesz do specjalisty, on ci pomoże, wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Achh i znowu gadam do siebie, ale w myślach to co innego. Jutro - "nowy dzień, nowe życie", musisz tylko przetrwać noc. Ale czy to było tylko czy aż? Szybko się o tym przekonałam, że kolejne kilka godzin do łatwych nie należały. Koszmar o dziwo nie dotyczył przykrych wspomnień, co wcale nie oznaczało niczego dobrego.
 Szłam między drzewami, po zielonej, krótko ściętej trawie. Widziałam przed sobą niewyraźny zarys czegoś dużego. Z każdym kolejnym krokiem stawało się coraz bardziej jasne, co znajdowało się przede mną. Grób, cały przykryty starymi liśćmi, dawno nikt tutaj nie był. Nagle zawiał wiatr, wprawiając wszystko dookoła w ruch i odsłaniając napis na grobie. Zrobiło mi się słabo, to niemożliwe.  Epitafium brzmiało tak: Matylda Klimczyk, śmierć dosięgła ją poprzez niewdzięczną córkę". Zaczęłam krzyczeć, płakać , uderzać w drzewo potem we wszystko dookoła... W tej chwili się obudziłam. Najgorszy sen w życiu, zabiłam własną matkę, osobę na której zależy mi najbardziej na świecie. To tylko sen, pamiętaj. Cała mokra, spojrzałam na zegarek, który wisiał na ścianie, wskazywał 5 rano. Nie mam zamiaru kłaść się spać, wykończę się emocjonalnie. Na podłodze leżała otwarta torba, z której wystawał skrawek czarnej oprawki zeszytu.

 Wstałam szybko i wyciągnęłam szkicownik, chcąc zobaczyć co rysowałam wczoraj. Nie mogłam sobie przypomnieć, co mogło się tam znajdować. Muszę wiedzieć co to było, muszę. Gdy w końcu znalazłam tę stronę, spojrzałam na nią, a zeszyt wypadł mi z ręki. Rysunek przedstawiał chłopca ze spuszczoną głową, włosy miał ciemne, poczochrane, delikatnie krótsze po bokach, ubrany w za dużą , luźną koszulę i workowate spodnie. Miał skrzydła, unosił się nad ziemią. Przypominał motyw "upadłego anioła". Wokół niego zarysy kilkunastu twarzy, to chyba miały być jakieś dusze, ale obrazek nie był skończony. Najgorsze jest to, że choć nie wiem jak bardzo bym nie chciała dobrze wiedziałam, kto to jest. Do cholery, dlaczego ja narysowałam Leondre Devries?!


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział piąty już jest. Długość nie powala, wiem :/ Ciekawa jestem co sądzicie, moim zdaniem jest trochę dziwny. Dziękuję za wszystkie komentarze, to ogromnie motywuję i zachęcam do dzielenia się opinią w komentarzach :) 
Miłego wieczorku ;*
Asieneczka Lia

#Rozdział 4 "Beginning of the story"

8
COM
Obudziło mnie słońce, które dostało się promieniami do mojego pokoju.  Wstałam z łóżka i wyjrzałam przez okno.  Cały ogród był w kolorowych liściach o ciepłej barwie. Delikatny wiatr przeganiał je z miejsca na miejsce.  Przypomniały mi się lata dzieciństwa i przeróżne zabawy w jesienne dni. Uśmiechnęłam się sama do siebie i pomyślałam o pewnym cytacie : " Nowy dzień,  nowe życie". Rozpromieniona na twarzy ruszyłam do łazienki, wykonując  poranne czynności. Następnie zebrałam się w sobie i zrobiłam wszystkie zadania domowe i nauczyłam się do szkoły. 
W tak piękny dzień nie można siedzieć w domu. Zabrałam mój szkicownik, ołówek i wyszłam z domu narzucając parkę na siebie i zakładając pierwsze lepsze buty. Mimo, że mieszkam w wielkim mieście jakim jest Kraków,  to mam to szczęście i mój dom ulokowany jest na obrzeżach. A dokładniej na wzgórzu.  Widok stąd jest piękny i niedaleko są pola, łąki a nawet mały lasek.  Ruszyłam wolnym krokiem do mojego miejsca, czyli tam gdzie kończy się uprawa pszenicy i rozpoczyna zielone poszycie.  Zawsze siadam wśród traw, obserwuje przyrodę, wsłuchuję się w nią. Gdy się rozejrzę widzę nieograniczoną przestrzeń, miliony barw.
Odetchnęłam głęboko, wzięłam ołówek do ręki i zaczęłam rysować. Nie wiem ile czasu minęło. Już się ściemniało, a ja skończyłam. Na kartce znajdowały się masywne, stare drzewa bez liści ze spiralnymi gałęziami, niczym zakończenie morskiej fali, a między nimi mnóstwo pajęczyn, większość uszkodzonych i pozrywanych. Całość wycieniowana oczywiście szarym grafitem. Ilustracja nie należała do pozytywnych, ale co na to poradzę? Nie mam wpływu na to co rysuję, a czasem chciałabym.
Wstałam, otrzepałam spodnie i wróciłam do domu. Stwierdziłam, że wieczór spędzę w łóżku, odpoczywając pod ciepłą pierzynką. Na podjeździe przed domem stał niebieski ford. W końcu! Pośpiesznie weszłam do domu.
- Hej tato! - widziałam go pierwszy raz w tym tygodniu. Paradoks tej sytuacji polega na tym, że mój tata nie wyjechał na żadną delegację. Po prostu tyle pracował, że rano wychodził zanim się obudziłam, a wracał bardzo późno w nocy. Człowiek biznesu ma to wpisane w życie, zawsze mi powtarza. Cieszyłam się jednak, że w końcu sobie pogadamy. - I jak tam? Wszystko w porządku? - zagadnęłam.
- Mhm - mruknął.
- A wydarzyło się może coś ciekawego? - próbowałam dalej.
- Nie - uciął.
- Aha, u mnie wszystko w porządku. Wiesz dzień jak co dzień. Za tydzień idę na koncert z Weroniką. Zespół nazywa się Bars and Melody - przerwałam, bo wpatrzony w gazetę nawet nie zwracał na mnie uwagi. - Ok, jesteś zajęty, dobra to... ja już pójdę - skierowałam się w stronę schodów.
- A właśnie, Adelajda?
- Tak tato? - odwróciłam się, a uśmiech zagościł na mojej twarzy.
- Jak następnym razem robisz coś w kuchni, to posprzątaj a nie zostawiaj taki syf - powiedział nadal wlepiając wzrok w gazetę i lekko marszcząc czoło.
- Jasne - uśmiech spełzł mi z twarzy. Tyle razy już słyszałam tekst, jak ja to mam fajnie. Idealna rodzina, jak z amerykańskich filmów komediowych, patrz: mama, tata, brat i siostra. Nie wydaje mi się. Super jest mieć ojca, którego tak naprawdę nigdy nie ma, nic o mnie nie wie. Brata, który całymi dniami nałogowo klika w klawiaturę i myszkę lub wychodzi gdzieś ze znajomymi. W sumie jest jeszcze jedna opcja, mijamy się czasem na schodach. Ach, nie ma to jak 5 sekundowe spotkania, wbrew pozorom można usłyszeć wtedy wiele sympatycznych słów. Taaa..., więc męska część naszego domu jednym słowem ma mnie głęboko w dupie. Cieszę się, że mam mamę. Nie wyobrażam sobie, co by się stało, gdyby zabrakło jej pewnego dnia.
Weszłam do pokoju, wzięłam  komputer, wśliznęłam się pod kołdrę i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe.  Po pewnym czasie okazało się, że nie ma żadnych nowości. Już kliknęłam w ikonkę spotify, z zamiarem włączenia Amy, kiedy wpadła mi do głowy pewna myśl. Za tydzień jest koncert Bars and Melody, na który zmuszona jestem iść. Praktycznie nic o nich nie wiem, a piosenek słyszałam tylko jakieś urywki. Jakbym się zapytała o nich Weronikę, opowiedziała by mi tysiąc głupot, a ja potrzebuję krótko i na temat. W przeglądarkę wpisałam nazwę zespołu, nie wiedząc jeszcze, że zaczyna się moja przygoda z Bam.
Zaczęło się od oglądnięcia występu z "Britain's got talent", następnie przeczytanie ich historii. Wgłębianie się w teksty piosenek i wyszukiwanie różnych informacji. Byłam zauroczona, najbardziej piosenką "Hopeful". Jak na młodego człowieka, mojego równolatka, Leondre pisze bardzo dojrzałe i przemyślane teksty. Ich piosenki są urocze i na pewno lepsze niż, jak u innych boysband'ów, typu "Potrzebuję miłości", " Ona mnie nie kocha, cóż mam zrobić?" , "Życie nie ma sensu, ona nie chce ze mną być". Czasem aż mi się niedobrze robi od tych wszystkich utworów. Lepiej dla świata, żeby nastolatki szalały za Bam, a nie za takimi smętami . Może nie będzie tak tragicznie, nadal nie jestem fanką tej muzyki, ale nabrałam w jakimś stopniu sympatii do nich, szczególnie do młodszego. W pewnym momencie mama weszła do mojego pokoju.
- Czemu jeszcze nie śpisz? Mogłabyś chociaż trochę przyciszyć tą muzykę - wychrypiała zaspanym głosem. Zerknęłam na godzinę wyświetloną na komputerze, 3:30!
- Ojej mamo, przepraszam nie wiedziałam, że jest tak późno, już wyłączam  - momentalnie przyciszyłam muzykę, a rodzicielka wyszła bez słowa. Jak to możliwe, że spędziłam tyle czasu, na informacjach o jakiś Bars and Melody?! Chyba to przez to przemęczenie. Odłożyłam komputer, zgasiłam światło i położyłam się spać. Nie mogłam zasnąć przez długi czas. Przyczyny nie znam, ale byłam jakaś taka rozkojarzona. W końcu się jednak udało, budząc się rano nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Na zegarku widniała godzina 12, a ja ani razu nie zerwałam się w nocy, spałam jak dziecko, a najdziwniejsze jest to, że w końcu nic mi się nie śniło. Żadnych złych wspomnień.
***
Kolejne dni mijały zwyczajnie. Rutyna, czyli szkoła - dom - lekcje - spać. Chociaż coraz bardziej wgłębiałam się w Bars and Melody do czego oczywiście się nikomu nie przyznawałam. Nadeszła sobota, obudziłam się rano z pozytywnym nastawieniem do życia i uśmiechem na twarzy. Popatrzyłam się w lustro i powiedziałam "tak trzymaj" ( w sumie nie wiem, czy mówienie do siebie w lustrze to dobry znak ) i poszłam zrobić sobie śniadanie. Wszyscy jeszcze spali. Za pół godziny muszę się zbierać, żeby być u Weroniki na 11. Nie mam pojęcia co my będziemy robić tak długo. Stwierdziłam, że ogarnę się u niej. Wzięłam torbę, włożyłam ubrania, podstawowe kosmetyki, a wyszłam w dresach, zostawiając na stole karteczkę dla mamy.
Gdy weszłam do pokoju przyjaciółki, siedziała w łóżku jedząc płatki z mlekiem w pidżamie. Tylko mnie zobaczyła i powiedziała:
- Dziewczyno, ty już miałaś być gotowa! Przecież teraz się nie wyrobimy - w jej głosie dominowała rozpacz.
- Weronika, uspokój się - usiadłam obok niej, lekko zdziwiona zachowaniem koleżanki. - Koncert jest dopiero za 8 godzin.
- Wiem, wiem. No nic, może damy radę - zerknęłam na nią z nadzieją, że żartuje, ale mówiła całkiem poważnie. - Dobra wiesz co? Pokaż mi lepiej w co się ubierasz - rozpromieniła się.
Wyciągnęłam z torby poskładane ubrania, zwykłe czarne rurki, czarna bluza z białym napisem " Whatever". Jako, że dziś temperatura za oknem była sprzyjająca, taki zestaw w zupełności wystarczy. Przez oczy przyjaciółki światowej klasy stylistka patrzyła się na mnie, śledząc to co jej ukazuję i próbując to nieudolnie ukryć zniesmaczenie. Albo właśnie nie próbując.
- Emm, Adelcia słuchaj... każdy ma swój styl, no i wiesz ja nie mam nic przeciwko temu emm... połączeniu, ale może wybierzemy coś z mojej szafy?
- Czemu? To są moje ciuchy, lubię je i wygodnie mi w nich. To czemu nie mogę tak się ubrać? - zdenerwowałam się.
- Bo wyglądasz jakbyś szła na pogrzeb. Bez urazy Adela, ale tam będzie mnóstwo lasek i żeby się wybić z tłumu trzeba jakoś wyglądać. Właśnie po to się spotykamy tak wcześnie, wszystko musi być idealnie na najpiękniejszy dzień w naszym życiu - czułam wewnętrznie, że wszystko we mnie buzuje, ale powstrzymałam się od zbędnych komentarzy. - Ja na przykład ubieram szarą sukienkę, taką "sportową", od pasa układającą się  na literę A , do tego czarne conversy i duża, luźna koszula w czarno - białą kratę z podwiniętymi rękawami, takie jakie są teraz w modzie. Jak będzie cieplej to zawiążę ją sobie w pasie - światowej klasy stylistka, pamiętaj zawsze możesz polegać na jej wyczuciu stylu i szczerości, że beznadziejnie wyglądasz. - Jak widzisz to musi być, modne, niecodzienne, makijażem się zajmiemy potem i włosami, a teraz ja proponuję, żebyś założyła...
- Stop - przerwałam jej. - Posłuchaj, to nie jest najpiękniejszy dzień mojego życia, ani nawet super, fajny, czy w porządku dzień z mojego życia. Nazwałabym go znośnym. Robię to wszystko dla Ciebie, mogłabym teraz robić tysiąc innych rzeczy, a siedzę tu słuchając o tym jak źle wyglądam. Koncert to nie rewia mody, tylko zabawa. Ty wyglądaj sobie jak chcesz i daj mi też zrobić to samo - wyrzuciłam z siebie.
- Nie miałabym nic przeciwko twoim pogrzebowym ubraniom i Twojemu wyglądowi, gdyby nie to, że idziemy tam razem. Gdy Bam nas zobaczą, pomyślą o całokształcie, nie chcę żebyś mi wszystko zepsuła. Nie po to  tyle marzyłam o tym dniu! - wykrzyknęła te wszystkie słowa prawie na jednym wdechu.
W jednej chwili zrobiło mi się naprawdę przykro. Różne wydarzenia w moim życiu przyczyniły się do tego, że jestem czuła i wrażliwa. Wiele rzeczy mnie dotyka, ale takie słowa od najlepszej przyjaciółki bolą podwójnie.
- Przepraszam, że musisz iść ze mną, taką brzydką dziewczyną. Nie mam wpływu na moją twarz, a do tego jeszcze sylwetka i ciuchy, przykro mi, że zepsuję Ci cały wieczór - po policzku spłynęła mi łza. Weronika jakby nagle się otrząsnęła.
- Co ja w ogóle wygaduję?! Adelcia, tak bardzo Cię przepraszam wiesz, że tak nie jest. Ja... po prostu strasznie się stresuję dzisiejszym dniem i już mi odwala. Wyobraziłam sobie jakiś scenariusz i tak jakoś mi zależało na zrealizowaniu go. Naprawdę przepraszam - popatrzyła na mnie ze skruchą. Weronika to dobra dziewczyna, nie jest jak te wszystkie puste lale, chociaż czasem zauważam u niej różne tego typu zachowania. Wspiera mnie od dłuższego czasu i traktuję ją jak siostrę, więc nie umiem się na nią gniewać. Jednak podświadomie po głowie chodziła mi jedna myśl. Wera zawsze, ale to zawsze mówiła to co miała na myśli i szczerze. Na ogół to pozytywna cecha, ale tym razem wolałam tego nie słyszeć.
- Nic nie szkodzi Wera, ja też trochę przesadziłam. Ostatecznie mogę odpuścić moją bluzę na coś innego  - wymusiłam uśmiech.
- Serio? O to super! Wybierzemy Ci coś ładnego, a może - popatrzyła się na mnie niepewnie - kolczyka też ściągniesz? - tak, Weronice od początku nie podobał się industrial w moim uchu. Niech stracę, podniosłam rękę do ucha i ściągnęłam kolczyka następnie schowałam go do kieszeni torebki, którą miałam zamiar zabrać. - Wiesz, że cię kocham? - wyszczerzyła do mnie zęby. - Bardzo to doceniam, że idziesz ze mną na ten koncert.
- Zabierajmy się, bo nie zdążymy się wyszykować i jak my będziemy wyglądać przed Bars and Melody! - zrobiłam przerażoną minę, a atmosfera się rozluźniła.
O 16:30  byłyśmy już  w pełni gotowe. Przygotowania nie zajęły nam oczywiście całego czasu, dużo się wygłupiałyśmy, a wydarzenia sprzed kilku godzin wydawały się odległe. Weronika założyła to co zapowiadała, jej blond włosy, których długość sięgała trochę za ramiona, były podkręcone na końcach, efekt lekkich fal. Robienie fryzur akurat mi wychodziło. W makijażu byłam zielona, za to Weronika nadrabiała za nas dwie. Cienie na oku, delikatne, odcienie wpadające w brąz, stopniowo przyciemniane, idealna kreska, wytuszowane rzęsy, wykonturowana twarz. Wyglądała ślicznie, makijaż nie sprawiał wrażenia "tapety" , ale schludnego, podkreślającego urodę. Natomiast ja zostałam wystylizowana na "rockowo", tak mi powiedziano przynajmniej. Moje ulubione czarne rurki, top tego samego koloru, na to koszula, taka jaką miała Wera, tylko zielono, czarna. "Dokładnie taką miał Leoś w Dzień Dobry TVN!!!". Odetchnęłam z ulgą, ten strój mi się podobał, na szczęście nie wcisnęła mi nic błyszczącego, różowego, wydekoltowanego czy też krótkiego. Moje długie, przed pas włosy zostały wyprostowane, chciałam zrobić sobie jakiegoś wygodnego warkocza, ale przyjaciółka kategorycznie zabroniła tego pomysłu. Najbardziej zachwycił mnie makijaż, który wykonała mi Wercia. Oko miałam nie nachalnie podkreślone, rozmyta czarna kreska na linii rzęs i cienie robią swoje. Pierwszy raz od nie pamiętam jakiego czasu podobałam się sobie samej. Aż uśmiechnęłam się do lustra, siostra to zauważyła.
- I jak twój "look"? Podoba się? - zapytała z dumą.
- Bardzo, dziękuję Ci - oczy mi się zaszkliły, poczułam się przez chwilę pusto, ale przecież każda kobieta chce się podobać, nie tylko innym, lecz sobie samej.
- A nie mówiłam? Ciocia Weroniczka zna się na rzeczy - zaśmiałyśmy się równocześnie. - Chyba już musimy się zbierać, korki szczególnie w soboty  są ogromne.
- No co ty? Korki w Krakowie, niemożliwe? - udałam zszokowaną, a koleżanka uśmiechnęła się.
Przed Krakowską Areną, w której odbywał się koncert byłyśmy o 17:45. Na M&G już wpuszczali, więc pobiegłyśmy na koniec kolejki. Byłyśmy ostatnie, a więc przez cały czas ustalałyśmy, to znaczy Weronika mówiła do mnie, wszystkie szczegóły. Umiem bardzo dobrze angielski i płynnie się dogaduję, przyjaciółka gorzej, także będę tłumaczem. Kolejka szła dosyć szybko, a  koleżanka trzęsła się coraz bardziej.
- Weroniko Kamilo Gawlik w tej chwili masz się uspokoić - powiedziałam ciepło, z delikatną stanowczością w głosie. - Masz okazję zobaczyć swoich idoli, pogadać, zrobić  sobie z nimi fotkę, gdy patrzę na ciebie mam wrażenie, że ty się tam wczołgasz, a nie wejdziesz. Czym ty się dziewczyno stresujesz?
- Taka okazja może się już nie powtórzyć, jja... chcę wywołać super wrażenie. Mam taki stres, że zrobię coś głupiego. Poza tym wiesz jak wygląda u mnie angielski, na pewno nic nie będę rozumiała. Wyjdę na idiotkę, która nic nie załapie - zaczęła wymieniać w niewyobrażalnie szybkim tempie.
- Ej! - przerwałam jej. - Słuchaj, wyglądasz nieziemsko, zawsze jesteś taka pewna siebie, nawet czasem za bardzo i co nagle to wszystko zostaje ci odebrane przez dwóch nastolatków? - już chciała mi przerwać, ale nie pozwoliłam jej na to. - Tak Wera, to są zwykli chłopcy, którzy mają pasję, a to że są popularni, nie zmienia faktu, że nie są ludźmi. NORMALNI CHŁOPCY, zrozum - uśmiechnęłam się i ścisnęłam dłoń koleżanki. Od razu się rozpromieniła i wyluzowała.

Czas mijał, a przed nami została jeszcze jedna osoba, aż w końcu nas zawołano.

 Trzymałam się z tyłu, Weronika od razu pobiegła do Charliego i przytuliła go mocno, standardowo zrobiła selfie. W tym czasie podszedł do mnie Leondre.
- Cześć - zaczął po angielsku, a ja się zawstydziłam. Jestem bardzo nieśmiałą osobą. Nie! Weź się ogarnij pamiętaj, to zwykły chłopak. - Będziemy tak stać, czy może zrobimy sobie jakąś fotkę? - zaśmiał się.
- Właściwie to nie potrzeba mi zdjęcia - ale Adela ty jesteś głupia! - To znaczy, nie zrozum mnie źle, ale jestem tutaj dla przyjaciółki, ona was uwielbia. Tylko jej towarzyszę - dodałam szybko, ale nie uratowałam raczej sytuacji. Echh, no nic pewnie za 10 minut i tak o tym zapomni.
- Jeszcze nigdy nie spotkałem takiej dobrej przyjaciółki jak ty - zatkało mnie. - No wiesz, wydać kasę na koncert i dodatkowo bilety ze spotkaniem, tylko żeby towarzyszyć przyjaciółce na zespół, którego się nawet nie lubi. Musisz ją kochać - zażartował.
- To nie tak, uważam że wasza muzyka jest fajna. Tylko po prostu słucham trochę innej - chłopak patrzył się na mnie beztrosko, co dodało mi pewności siebie.
- A kogo słuchasz? - zapytał.
- Metallica, Three Days Grace...
- Oho, ostro metal i rock - przerwał mi.
- No tak, bardzo lubię te gatunki, jednak moją prawdziwą miłością są Queen, Beatlesi, Stonesi, Gunsi - wytłumaczyłam.
- To nie pozostaje mi nic innego, jak zapytać czy zrobisz mi tę przyjemność i strzelisz sobie fotkę z bratem - wyszczerzył zęby, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Ach no wiesz, Lennon, Mercury, Slash uwielbiam tych gości. To, że gramy inny rodzaj muzyki, nie znaczy, że nie słucham tych kultowych zespołów. No nie daj się prosić - wyciągnął z kieszeni telefon, objął mnie ramieniem i zrobił nam zdjęcie.
- Zastanawia mnie tylko jedno, po co Ci takie zdjęcie? I tak je usuniesz, choćby  jutro - stwierdziłam. Otwierał usta, żeby coś powiedzieć, a ja szybko odnalazłam spojrzeniem Weronikę i Charliego, którzy już szli w naszą stronę. Odwróciłam się do nich plecami i szeptem powiedziałam brunetowi.
- Gdy moja przyjaciółka tu przyjdzie, powiedz jej, że super wygląda czy coś takiego, żeby zrobiło na niej wrażeni. Bardzo jej na tym zależy, ona was uwielbia, non stop tylko gada jacy to jesteście cudowni. Wiem, że wy zapomnicie o nas za chwilę, ale ona będzie pamiętać to do końca życia. Proszę.
- Masz niskie zdanie o mnie, co? - w tym momencie Weronika podeszła i przytuliła Leondre.
- To może zrobię wam zdjęcie we trójkę? - zaproponowałam, a w tym momencie Leo coś szepnął do blondyna. Wzięli Werę do środka. - Uśmiech - nagle obydwoje zwrócili głowy w stronę, mojej przyjaciółki i pocałowali ją w policzki, a ja to uchwyciłam na zdjęciu.
- Jak masz na imię? - zapytał brunet, beztroskość ciągle wtórowała na jego twarzy.
- Weronika -  wybełkotała, będąca aktualnie w siódmym niebie koleżanka.
- Słuchaj, masz super koszulę, a ja mam taką prośbę, nie jestem pewny czy się zgodzisz - udawał onieśmielonego, co było dosyć zabawne. - Pożyczyłabyś mi ją na występ? Oddam Ci ją po koncercie, bo jak widzisz, no styliści nie postarali się tym razem, także myślę, że taki dodatek byłby super. - Popatrzyłam się na Werę, nie wiedząc czy zrozumiała i zastanawiając się czy jej przetłumaczyć. Wyglądała jak sparaliżowana. W końcu odpowiedziała, nie wiedzieć czemu po polsku.
- Tak... oczywiście. Nie wierzę, to nie naprawdę... - chwilę tak mruczała, chłopcy byli trochę zdezorientowani.
- Mówi, że oczywiście, że tak, spełniacie jej marzenia i uwielbia was. Jest zachwycona propozycją i bardzo wdzięczna, tylko wiecie z tego wrażenia zabrakło jej słów - wyjaśniłam, a oni zaśmiali się.
- Tak, dokładnie tak - dodała Weronika.
- Leo? Charlie? Wy już dawno powinniście się przygotowywać, byłem pewien, że jesteście za sceną. Szybko! Te spotkania trwają stanowczo za długo. Szybko! Achh... zostawić was na chwilę. - Wkurzony manager, zepsuł tak uroczą chwilę.
- Weronika - powiedział, ze śmiesznym akcentem brunet. - To mogę tą koszulę, trochę nam się spieszy...
- Szybko! - dobiegł nas głos z korytarza.
- No widzisz - powiedział zniecierpliwiony Leondre. Przyjaciółka, zdjęła koszulę i podała ją idolowi.
- Miło było was poznać - rzucił Charlie wychodząc, oczywiście z uśmiechem.
- Zwrócę Ci ją, nie martw się - Leondre puścił oko do Weroniki, która już chyba nie kontaktowała. - Wcale nie jesteśmy takimi rozpuszczonymi dzieciakami, jak się wydaje. Mamy uczucia i uwielbiamy spotykać się z fanami, szanujemy ich - zwrócił się do mnie, po głosie rozpoznałam, że to nie wyrzuty tylko wyjaśnienie. - Trzymaj się siostro - już odchodził, kiedy odwrócił się i powiedział.- "Kiedy będę miał już 60 lat, przybije moja gitarę do ściany...
- ...żebym nigdy nie zapomniał, jaki hałas robiłem przy pomocy tego urządzenia." - dokończyłam za niego. Uśmiechnął się ostatni raz i wyszedł.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! W końcu dodaje dłuższy rozdział. Chyba pierwszy raz jestem naprawdę z niego zadowolona, szczególnie końcówka mi się podoba, tak wiem skromność :D Piszcie co wy sądzicie, czy podoba wam się taki trochę inna historia. 
Ostatnio dodałam ważny dla mnie post i cieszę się, że dobrze został przyjęty i komentarze były bardzo pozytywne, co dla mnie naprawdę dużo znaczy. Dziękuję :) Post 
Asieneczka Lia