#Rozdział 11 "Nemo est casu bonus"
Usiadłam przy brzegu Wisły rozmyślając. Rozumiem, że Leo nie
wie co z tą sytuacją zrobić, ale nawet nie spróbował. Woli zostawić sprawę, aż
ucichnie. A mnie to boli, te obelgi. Czemu on nawet nie stara się pomyśleć co
ja czuję?
W ten jesienny dzień pogoda była bardzo ładna. Słońce
przyświecało, żadnych oznak wiatru czy też deszczu. Idealna, by spędzić
cudownie dzień. Obserwowałam kołyszącą się ponurą, niebieską wodę. Nie, to nie
woda była ponura tylko ja. Za sobą słyszałam kroki i rozmowy spacerujących
ludzi. Stukające obcasy, gładkie podeszwy, aż w pewnym momencie nie wyraźnie
zaczęły dochodzić do mnie słowa, wypowiadane przez grupkę dziewczyn za moimi
plecami.
- To jest chyba ona - szeptała jedna, przekonana że jej nie
słyszę.
- Tak na pewno! Patrz jakie ma długie włosy, to ta Abelajda,
czy jakoś tak - stłumiła krzyk inna.
- Na żywo też jest taka gruba, myślałam że tylko na zdjęciu - oceniła kolejna.
- Jak Leoś mógł się chwycić za takiego paszteta?
Rozmawiały w najlepsze, pewne że ich nie usłyszę. Ja jednak
słyszałam doskonale każde słowo i każde kolejne kłuło coraz bardziej. W końcu
poderwałam się z ziemi i odwróciłam do nich twarzą. Dostrzegłam cztery
dziewczyny, przypuszczalnie w moim wieku. Zrobiły wystraszone miny, żadna nie
wiedziała co powiedzieć. W końcu odezwała się szczupła szatynka:
- Na co się tak lampisz? - rzuciła mi pogardliwe spojrzenie.
- Idź do swojego chłopaka, chyba że zerwaliście. Nie zdziwiłabym się, że już
cię rzucił.
Oczy zapełniły mi się łzami, ale powstrzymałam je od wypłynięcia.
Jakiś chłopak, którego nie zauważyłam, podbiegł do mnie i stanął przy moim
boku. Spojrzałam w dół, rozpoznając buty. Po co on tu przyszedł?
- Czemu wy wszystkie mnie tak oceniacie? - spytałam o dziwo
łagodnie. - Ciągle słyszę lub czytam, że nie zasługuję na Leondre. Nie jesteśmy
ze sobą, ale nawet jeśli, to nic o mnie nie wiecie. Jakim człowiekiem jestem,
co w życiu zrobiłam dobrego, jakie błędy popełniłam. Nic. Może to Leondre nie
zasługuje na mnie? Czemu za każdym razem stawiacie mnie w najgorszym świetle?
Mogę być wredną suką tak samo jak najlepszą osobą na świecie, żadna z was tego
nie wie, żadna z Bambinos. Czym zawiniłam?
Ostatnie zdanie ledwo przeszło mi przez gardło. Chłopak
położył mi rękę na ramieniu, strzepnęłam ją. Dziewczyny jednocześnie patrzyły
na bruneta stojącego obok, jak na boga i na mnie z zazdrością.
- Jeszcze się pytasz? - prychnęła rudowłosa z ognikami w
oczach. - Jest tylko jedno wyjaśnienie dlaczego taki chłopak z jest z tobą!
Dałaś dupy, a który facet by tego nie przyjął? Jesteś żałosna i tyle ci powiem.
Dziwka bez szacunku do siebie - zakończyła, a reszta dziewczyn kiwała głową z
dezaprobatą.
Moje oczy nie wytrzymały napięcia i puściły łzy, które od
dłuższego czasu chciały się stamtąd wydostać. Spływały po obydwu policzkach i w
tym momencie brunet widząc to zapytał, z tym swoim brytyjskim akcentem:
- Co te dziewczyny powiedziały? Obraziły cię?
- A jak myślisz? - spojrzałam prosto w jego oczy. Wkurzony
ruszył w stronę grupki dziewczyn. Raptownie zatrzymał się i odwrócił ku mnie,
kiedy zaczęłam mówić nadal spokojnie. - Z całego serca życzę wam, byście
znalazły takich chłopaków, którzy będą na was zasługiwać. Prawdziwą miłość,
która rozpuści cały ten kwas, który niepotrzebnie trzymacie w sobie. Mam
nadzieję, że wtedy przemyślicie sobie sytuacje z dzisiejszego dnia i
zrozumiecie, że to nie w porządku. Zasługujecie na to, bo każdy zasługuje.
Na końcu uśmiechnęłam się, to nie był jeden z tych
wymuszonych i sztuczych,tylko prawdziwy i szczery. Odkąd dziewczyny zaczęły
mnie obrażać, aż do teraz zebrała się spory tłum ludzi, obserwujących całe
zdarzenie. Brunet spoglądał zdezorientowany to na mnie to na czwórkę dziewczyn.
Podszedł do pierwszej lepszej osoby z tłumu i zaczął wypytywać się w swoim
ojczystym języku, co właśnie powiedziałam. Nie chciałam już dłużej brać udziału
w tej szopce. Obróciłam się na pięcie i skierowałam w stronę przystanku,
zostawiając osłupiałe dziewczyny. Kilka chwil później dołączył do mnie zdyszany
brązowooki chłopak.
- Adele, to co powiedziałaś tym dziewczynom... czemu tak im
odpuściłaś? To tak jakbyś dała im się pobić, nadstawiła policzek - mówił
brunet. Po wysłuchaniu tych słów, zapanowała cisza do momentu, aż się
zatrzymałam i popatrzyłam w oczy Leo.
- Co robisz kiedy wybuchnie pożar? - spytałam.
- Gaszę go. Nie rozumiem, co to ma... - zaczął zbity z
tropu.
- Czym gasisz? - przerwałam mu.
- Wodą.
- Ogień i woda to dwa przeciwieństwa. Tylko dlatego jedno
jest w stanie stłumić drugie. Kiedy te dziewczyny zaczęły swój koncert wyzwisk
miałam ochotę obrazić je na tysiąc innych sposobów, tylko po co? Ani nie
poczułabym się lepiej, ani nie zmieniłoby to sytuacji. Powiedziałam im coś
szczerego, co może da im do myślenia. Widziałeś, przecież potem ich miny, było
im wstyd. Oczywiście, że mam dość ciągłego wysłuchiwania tego, że nie zasługuję
na ciebie, jakbym była najgorszą osobą na tym świecie. Ale sam powiedziałeś, że
nic z tym się nie da zrobić. Ognia nie zwalcza się ogniem - zakończyłam. Sama
nie wiem, co mi się stało. Może ktoś nad Wisłą rzucił na mnie urok. Nie ważne.
Podobała mi się moja postawa i spokój. Jest też opcja, że już się dziś na tyle
zdenerwowałam, że więcej się nie da. Poczułam, jak przepełnia mnie duma z samej
siebie. Ponownie ruszyłam wolnym krokiem, a chłopak zaraz przy mnie.
- Przepraszam - powiedział cicho. - Wiem, że jest ci ciężko.
Mogę to zrobić, wystarczy jedno słowo, a teraz wrzucę post na facebook'u o tym,
że nie jesteśmy parą. Tylko uwierz, będzie jeszcze gorzej - westchnął, po czym
dodał - Nie powinienem cię wtedy chwytać za rękę.
Wypowiadał każde z tych słów wolno, jakby chciał mieć
pewność że nic mi nie umknie. Miał rację, chyba wtedy trochę za ostro
zareagowałam. Z drugiej strony, nie mam lekko z jego fankami. Koło się zatacza.
- Nie powinieneś - potwierdziłam. - Nie ma co płakać nad rozlanym
mlekiem. Zróbmy coś...innego.
- Tylko coś rozluźniającego
- dodałam od razu.
- Jest jedna rzecz, która mnie odpręża. Chodź, pokażę ci.
Przez całą drogę zastanawiałam się co to może być, nic mi
jednak nie przychodziło do głowy. Po dłuższym czasie doszliśmy do tego samego
studia nagrań, w którym przed kilkoma godzinami spotkałam chłopców.
- Leo, co ty tu robisz o tej porze? - spytał przyjaźnie,
lecz zdziwiony ochroniarz.
- Zostawiłem kilka rzeczy, mogę klucze? - skłamał brunet.
- Jasne - uśmiechnął się mężczyzna i wręczył nam parę
brzęczących, srebrnych kluczy.
Weszliśmy na sale, gdzie zespół nagrywa teledysk. Aktualnie
byliśmy zupełnie sami w wielkim pomieszczeniu. Po boku znajdowała się scena, na
której stanęliśmy i wtedy chłopak odezwał się:
- Kiedy mam doła lub jestem mocno wkurzony to są dwie opcje.
Albo biegam kółka dookoła domu - zaśmiałam się pod nosem - albo uwalniam emocje
poprzez krzyk i śpiew.
- Podejrzewam, że nie będziemy robić okrążeń dookoła twojego
domu - stwierdziłam.
- Wiedziałem, że jesteś inteligentna - roześmialiśmy się. -
To pomieszczenia ma dobrą akustykę, jednocześnie, zatrzymuje dźwięk. Także nie
krępuj się.
- Ale czym? - zdumiałam się.
- Krzyknij sobie.
- Aaale jak? - zaśmiał się.
- Nie umiesz krzyczeć? To nie takie trudne, patrz. - Wrzasnął
tak głośno, że aż podskoczyłam. - Teraz ty.
- Nie sądzę, by to był dobry pomysł - skwitowałam. Stanął
przede mną. Wpatrywał się tak chwilę, po czym rzekł:
- Nie mam pojęcia czemu jesteś taka zamknięta w sobie -
dreszcz przeszedł po całym moim ciele i spuściłam głowę. Do czego on zmierza? -
Nie oczekuję, że mi o tym opowiesz, ale nie chowaj w sobie emocji. To cię
zniszczy od środka. Widziałem twoją minę, kiedy poleciały ci łzy. Nie bój się
płaczu.
- Przecież to oznaka słabości - wyjąkałam cicho.
- Wcale nie - mówił ciepło. - To oznaka, że jesteś wrażliwa,
że odczuwasz. Nigdy nie wstydź się płaczu. Ludzie są beznadziejni, ale nie kryj
się z tym jaka jesteś. Bo jesteś naprawdę wspaniała.
Strzeliłam buraka. Kto, jak kto ale Leo miał bardzo ciepłą
barwę głosu. Rozgrzewała mnie od środka. Dochodziła nawet po końce moich
palców. Nabrałam pewności siebie, odeszłam trochę od bruneta, żeby nie ogłuchł
i zaczęłam:
- Aaaaaaaaaaa! Nie wierzę!!! To Leondre Devries!!! -
piszczałam, a chłopak pękał ze śmiechu. - Kocham cię! Aaaaaaa!!! Najlepszy
dzień mojego życia!!! Czczczy... dasz mi swój autograf?! OMG!!! Kocham!!!
Chwilę to trwało, aż obydwoje doszliśmy do siebie. Nie
mogliśmy powstrzymać się od śmiechu.
- Ok jest jeszcze druga rzecz, która mnie relaksuje. Rap.
- Co ty wiesz o rapie? - spytałam sarkastycznie.- Pokażę ci
jak to się robi.
Wręczył mi jeden z dwóch mikrofonów.
- Jaką piosenkę chcesz rapować mistrzu? - spytał z
uśmiechem.
- Complicated - przez to, że byłam na ich nagraniach znam ją
na pamięć.
- Dobra, to ty rapujesz, ja śpiewam, stoi?
- Stoi - kiwnęłam głowa, a Leo włączył muzykę.
Przez 3 minuty i 19 sekund, czyli tyle ile trwał utwór, cały
czas się wygłupialiśmy. Najpierw Bars zaczął śpiewać. Fałszował niemiłosiernie.
Potem przyszła moja kolej. Przy rapowaniu robiłam jakieś głupie miny, a
taniec-połamianiec wykonywaliśmy obydwoje. Końcowy refren piosenki,
wykrzyczeliśmy wspólnie. Ostatnio, tak się uśmiałam przy oglądaniu High
School'a z Werką. Spędziłam w tym miejscu cudowne chwile z gwiazdą, z osobą o
której w tej chwili marzy tysiące nastolatek. Nie widziałam w nim tego
celebryty. Dostrzegałam zwykłego chłopaka, który ma pasję i robi to co
uwielbia. Przy tym czasem się gubiąc. Nic się nie dzieje przez przypadek,
myślałam sobie. Wpatrywałam się w chłopaka, który wciąż leżał na ziemi i się
śmiał. Zauważył moje spojrzenie. Podniósł się i zapytał:
- Coś nie tak?
- Nie, po prostu... cieszę się, że cię poznałam -
uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił.
- Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę. Ostatnio nie mogę
poznać nikogo normalnego - westchnął. - Wszystkim zależy tylko na sławie, nawet
nie którzy kumple okazali się fałszywi.
- Taka jest cena bycia popularnym, Leondre. We wszystkim są
plusy i minusy.
- Wiem. Nie ważne, pomówmy o czymś innym.
Przez następne 2 godziny rozmawialiśmy o wszystkim. O naszym
dzieciństwie, o zainteresowaniach. Dużo dowiedziałam się nowych rzeczy na temat
Leo, a on na mój. Wspomniałam mu nawet o wizycie u psychoterapeuty. To, jak
zareagował mocno mnie pokrzepiło. Mówił, że też długi czas po prześladowaniach
chodził do specjalistów i dobrze wspomina ten czas, bardzo mu pomogli. Szerokim
łukiem omijałam jednak jedno wydarzenie z przeszłości. Wiedziałam, że chłopak
chciał wiedzieć co to było. Nie naciskał, a ja nie zamierzałam tego opowiadać.
W pewnym momencie rozbrzmiała piosenka "Yesterday" Beatlesów. Chłopak
zaczął wyć tekst piosenki, a ja spojrzałam na wyświetlacz telefonu. No tak,
powinnam do niej zadzwonić. Uciszyłam chłopca gestem i odebrałam.
- Cześć mamo, ja już wracam do domu...autobusem...wiem, że
już późno, ale zasiedziałam się...z Leondre...mamo!...Do zobaczenia -
rozłączyłam się, brunet popatrzył na mnie pytającym wzrokiem. - Muszę wracać do
domu.
- Racja, czekaj zadzwonię po taksówkę.
- Nie - sprzeciwiłam się. - To będzie już drugi raz, a ja
nie chcę, żebyście co chwilę wydawali na mnie pieniądze.
- Adele - zaczął. - Ja cię tak długo zatrzymałem, a już jest
późno, może ci się coś stać. To nie problem dla nas.
- Zapomniałam, że macie kasy jak lodu - wypaliłam, a chłopak
skrzywił się. - Przepraszam, nie chciałam.
- W porządku. Dzwonię.
Pojazd przybył pół godziny później, ten czas wypełniliśmy
rozmową. Weszłam do domu i usłyszałam podniesione głosy. Moja mama nigdy nie
krzyczała, przynajmniej nigdy tego nie słyszałam.
- Nic cię nie obchodzi, masz całą rodzinę gdzieś! Rozumiem,
że jesteś zmęczony pracą i, że nawet nie lubisz swojego zawodu, ale to nic nie
zmienia! Jesteś pracoholikiem, nie poświęcasz nam w ogóle uwagi!
- Przecież jestem w domu, to dzieci nie ma. Mam ich na siłę
trzymać w mieszkaniu?!
- Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Adą? Wiesz co się u niej
dzieje?! Wiesz, że ma problemy?
- Tak, chodzi do psychoterapeuty, wiem to.
- Tylko dlatego, że go opłacasz! Nie wiesz przez co teraz
przechodzi! A Nikodem? Ostatnio dyrektorka mnie wezwała do szkoły, został
pobity. Nawet nie umiał się obronić! Wiesz czemu? Bo nie ma ojca, który by mu
pokazał, co trzeba zrobić w takich sytuacjach. Nie spędzasz z nim czasu, jak on
ma wejść w dorosłe życie? Za chwilę skończy osiemnaście lat i jak on sobie
poradzi?! - mówiła rodzicielka niemalże płaczliwym głosem.
Nie mogłam już tego słuchać. Przeszłam szybkim krokiem obok
tej dwójki i ruszyłam do swojego pokoju. Nadal się kłócili, ale rzuciłam się na
łóżko, zacisnęłam oczy i zakryłam uszy poduszką. Myślałam nad tym co
usłyszałam. Fakt tata nie poświęca mi czasu, nie zna mnie, a ja jego.
Przyzwyczaiłam się już do tej sytuacji. Zabolało mnie natomiast wzmianka o
Nikodemie. Nie miałam pojęcia, że ktoś go pobił. Myślałam, że jest twardy, że
da sobie radę. Zrzucam na niego winę za nasze relacje, a czy sama robię coś w
kierunku żeby się poprawiły? Guzik! Dotarło to do mnie dopiero teraz. Do
niczego się nie nadaję. Jestem szmatą, dokładnie tak jak mnie nazywają i w
dodatku bezużyteczną. Potrzebowałam czegoś co da upust mojemu bólowi, coś co da
mi ulgę. Spojrzałam na biurko. Leżał tam ostry nóż do papieru. Nigdy w życiu
się nie cięłam. Nie wiedziałam jakie to uczucie, jedynie co to gadałam o tym z
Werą. Ona kiedyś przez to przechodziła. Ma mnóstwo blizn w górnej części ud i
na brzuchu. Podeszłam do biurka i wzięłam ostry przedmiot do ręki.
Bez zastanowienia otworzyłam szufladę i schowałam go. Nawet
na sekundę nie przeszło mi przez myśl, aby to zrobić. Okaleczać siebie? Po to,
żeby być jeszcze brzydszą niż jestem? Żeby pokazać ludziom, że kiedyś się
złamałam? Nie, to nie dla mnie.
Pragnę snu, chcę odpoczynku od całego świata. Jednak
Morfeusz tej nocy nie był dla mnie łaskawy. Długo próbowałam, lecz dopiero po
kilku godzinach wpuścił mnie do swojej krainy. Nawet tam nie zaznałam spokoju.
Wróciły.
Nocne koszmary, których nie miałam od kilku tygodni, znów
powróciły.
***
- No co ty gadasz, znowu? - spytała zmartwiona przyjaciółka,
gdy opowiedziałam jej co mi się śniło. Oczywiście historię zaczęłam od
"akcji z nad Wisły". Właśnie byłyśmy po lekcji fizyki. Mój nauczyciel
wyraźnie mnie nie lubi, natomiast okazuje to w sposób totalnej zlewki. Dla mnie
lepiej.
- No i boję się, że znów będą regularnie - wyjawiłam.
- Na pewno nie! Nastaw się, że tak nie będzie a wszystko się
uda - pocieszała mnie. Nie wiem jak, ale kiedyś muszę się odwdzięczyć ze to co
dla mnie robi.
Następna lekcja to
historia. Po kilku minutach pani się odezwała:
- Dziś będzie nam potrzebna mapa Europy z osiemnastego
wieku. Dyżurnymi są... - tu spojrzała do dziennika - Adelajda i Karol. Proszę
iść na zaplecze.
Wręczyła mi klucze i wyszliśmy. Karol w ogóle się nie
odzywał, sprawiał wrażenie wkurzonego.
- Jak tam Sylwia? - zapytałam z miłą nutą w głosie.
- Dobrze - uciął. Milczenie wypełniło całe pomieszczenie, do
którego właśnie wkroczyliśmy.
- Karol, czy wszystko w porządku? - odezwałam się niepewnie.
- Taa - odparł.
- To czemu jesteś...taki?
- Myślałem, że jesteś inna. Ale jak zwykle wyszło na to samo
- powiedział poirytowany.
- Ale o co chodzi? Nie rozumiem - byłam zdumiona i
zdezorientowana.
- Serio? - popatrzył na mnie z ...pogardą? Za co?
- Dobra, skoro nie zamierzasz mi powiedzieć o co ci chodzi,
to ja nie będę się prosić - rzuciłam. Bez słowa razem z mapą wróciliśmy do klasy.
Nie mam pojęcia, co Karolowi się stało. Przeanalizowałam
wszystkie dni od piątku i nie przypominam sobie, bym coś zrobiła wobec niego.
Przykro mi trochę, bo zależy mi na relacjach z zielonookim. Dobrze się z nim
dogaduję. Może wkrótce mu przejdzie... albo dowiem się o co chodzi.
***
Następnego dnia w szkole na przerwie około godziny 10
Weronika dostała sms-a.
Charlie:
Hej! Zostaliśmy poproszeni o przyjście do szpitala dla
dzieci, tego co odpisywaliśmy na listy. Mamy spędzić czas z dzieciakami i
potrzebne są nam nasze ulubione tłumaczki. Dacie radę dziś od razu po waszych
lekcjach przyjść? Oczywiście zamówimy wam taksówki, żeby dojazd był prosty i
szybki. Zależy nam na szybkiej odpowiedzi.
Nie miałyśmy nic w planach, więc stwierdziłyśmy że to dobry
pomysł. Te ciągłe taksówki były jednak dla nas obydwu kłopotliwe. Same nigdy
byśmy sobie nie pozwoliły, by tak często nimi jeździć. Trudno jednak przegadać
Bam.
Nie mogłam się skupić na żadnej lekcji do końca dnia. Cała
podekscytowana myślałam tylko o bliskiej przyszłości. W końcu, gdy usłyszałam
zbawienny dźwięk dzwonka, wyszłyśmy przed szkołę, gdzie już czekał pojazd.
Wsiadłyśmy niepewnie, a na miejscu znalazłyśmy się pół godziny później.
Dołączyłyśmy do duetu i wszyscy razem wkroczyliśmy do szpitala. Najpierw
chłopcy śpiewali kilka piosenek, dokładnie Hopeful, Stay Strong, Keep Smiling,
a na zakończenie Shining Star. To było show! Chłopcy postarali się o dużą
interakcję ze swoimi Bambino. Jednym słowem mnóstwo zabawy, uśmiechów, a przy
ostatnim utworze, myślałam że wszystkie skonają z zachwytu. Potem dzieci
musiały wrócić do łóżek, choroba wykańczała je i włożyły całą swoją energię w
dzisiejszy dzień. Charlie wraz z Werą poszli jeszcze na oddział A, a ja z Leo
na B. Szliśmy korytarzem do momentu, gdy chłopak się zatrzymał i wszedł do
jakiegoś pokoju. Zdziwiłam się, cofnęłam o kilka kroków i zrobiłam to samo. W
pomieszczeniu leżała dziewczynka, zupełnie sama. Przysiedliśmy się obok, a ona
sie rozpromieniła.
- To był cudowny dzień, dziękuję! - podniosła się, by przytulić
chłopaka, a ja zgrabnie przetłumaczyłam słowa dziewczynki. Po czym on
rozszerzył wargi w uśmiechu i powiedział:
- To ja dziękuję, że dostaliśmy zaproszenie, świetnie się
bawiłem - tym razem zwróciłam się do dziewczynki, która nie wiedziała o czym
mówi jej idol. Tak wyglądała cała rozmowa, jednak nie męczyło mnie to. Cieszyłam
się, że mogę brać czynny udział w rozmowie. Dowiedzieliśmy się, że dziewczynka
ma 11 lat, do szpitala trafiła półtorej roku temu i choruje na bardzo poważny
przypadek stwardnienia rozsianego.
- Fajnie, że przyszliście. Rzadko miewam odwiedziny -
powiedziała rzeczowym tonem.
- A twoi rodzice? - spytałam.
- Przerażam ich, boją się mnie. Tym kim się stałam. Czasem myślę, że jestem bardziej dojrzała od
nich. Nie unikam rozmów o śmierci, wiem że za niedługo mnie czeka. Dziwne, że
wszyscy dookoła nadal myślą, że z niczego nie zdaję sobie sprawy - wyznała.
- Zuziu - bo tak dziewczynka miała na imię - jestem pewna,
że twoi rodzice się ciebie nie boją. Przeraża ich ta choroba i fakt jej
zaawansowania. Chyba nie zdają sobie sprawy jaką mają mądrą córkę - puściłam do
niej oko.
- Jesteście chyba pierwszymi osobami, które mnie słyszą
kiedy mówię o mojej chorobie i śmierci. Inni wolą ignorować.
- Ludzie są czasem okropnie nieświadomi, ale nie martw się
do czasu - wtrącił się Leo, któremu ciągle wszystko przekładałam.
- Tylko, że ja nie mam tego czasu dużo. Mam go bardzo
malutko, a nie chcę być wtedy sama. Nie chcę umierać samotnie - jedna łezka,
wart tysiąca innych spłynęła po jej małym policzku. Nie wytrzymałam i moje oczy
też wypuściły wodę.
- Zuzia no hej! Wszystkich nas to czeka. Ty będziesz przed
nami, ale "tam" ponoć jest lepiej. Poza tym, wiesz przecież, że
"gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się" - zanuciłam
tekst piosenki, a dziewczynka uśmiechnęła się przez łzy. Wtedy Leo zarapował:
"Seeing
your smile lights up my day,
No matter
if I'm in sunshine or rain.
We can't
thank you enough for what you did,
You changed
our lives it's what you did.
I was
hopeful when I became Bars
Heart
shattered and became 30.000 stars."
Dziewczynka wzruszyła się i podpierając się na ręce powoli
podniosła się. Tak mocno na ile tylko potrafiła przytuliła Leo, a potem mnie. W
tym momencie weszła pielęgniarka.
- Musicie już iść, skończył się czas odwiedzin na terenie
szpitala - powiedziała oschle. Obstawiam, że jest siostrą mojej ulubionej
recepcjonistki. Tak samo drętwa i bez uczuć. Wstaliśmy, uśmiechnęłam się
jeszcze raz do Zuzi, a brunet puścił jej buziaka.
- Przyjdziecie jeszcze? - spytała.
- Oczywiście - przełożyłam na angielski i sama
odpowiedziałam.
Charlie napisał do Leondre, że będą wraz z Weroniką za
godzinę. Nie mam pojęcia co oni chcą robić przez tyle czasu. Postanowiłam, że
poczekam na przyjaciółkę i wrócimy razem. Chłopak zaproponował abyśmy poszli do
hotelu i tam na nich poczekali. Kiedy byliśmy już w apartamencie zespołu,
spytał się mnie:
- Tam jest laptop - wskazał na biurko. - Powiesz mi jaka to
choroba?
Kiedy dziewczynka podała mi na co choruje nie umiałam tego
przetłumaczyć na ojczysty język bruneta. Bardzo zależało mu, żeby wiedzieć.
Znalazłam najpierw nazwę, a potem stronę dotyczącą tej choroby. Leo nie
wiedział o niej prawie nic, natomiast ja znałam jej objawy bardzo dobrze. Przez
chwilę jeździł wzrokiem po ekranie komputera. W końcu podniósł głową i spytał:
- Jak bardzo zaawansowaną
chorobę ma?
- Ostatnie stadium - głos mi się załamał. Podeszłam do okna,
poczułam że moje policzki są mokre. Tak bardzo przyzwyczaiłam się do płaczu, że
stał się niemal czynnością codzienną. Zuzia to taka dobra dziewczynka. Szybko
dojrzała jak na swój wiek, mimo to jest jeszcze dzieckiem. Powinna bawić się z
koleżankami, biegać po polu, a ona leży na łóżku szpitalnym. Poczułam, jak ktoś
mnie obejmuje z tyłu. Wtuliłam się mocno w jego klatkę piersiową, jakby dzięki
temu mógł zatrzymać całe zło świata. Ale nie mógł.
- Świata nie zmienisz - szepnął.
- Wiem tylko, że to takie niesprawiedliwe. Ona na to nie
zasługuje - wyjąkałam.
- A ktokolwiek zasługuje? Adele, nikt nie powiedział, że
życie jest fair, ale każdego dnia podejmujemy decyzję. Walczymy dalej albo się
poddajemy - potrzebowałam tych słów. Tak bardzo w tej chwili były dla mnie
ważne. Mimo że to wszystko wiedziałam, ważne dla mnie było to, że ktoś myśli
tak jak ja. A więc mnie wspiera. Sama nie wiem, jak to się stało, ale w pewnym
momencie obydwoje odwróciliśmy się twarzami do siebie. Znajdowały się blisko,
jak tego dnia po koncercie. Znów wpatrywałam się w ciepłe, przyjazne, brązowe
oczy chłopaka, a on w moje. Ciekawe co w nich widział. Nagle Leo powoli zaczął
przysuwać się do mnie, nasze usta dzieliły milimetry.
Odwróciłam szybko głowę w bok.
- Leondre, nie możemy... - urwałam.
- Wiem, przepraszam - wydusił zakłopotany.
Później trzymaliśmy się już od siebie na odpowiednią
odległość, rozmawiając o głupotach.
***
- Jak tu ładnie - rzekła rozpromieniona blondynka. Wraz z
wyższym od niej chłopakiem o tym samym kolorze włosów, szła przez park. Akurat
trafili na ostatni przyjemny etap jesieni. Liście trzymały się na drzewach,
choć większość ścieliło im drogę. Barwy złota, miłego brązu i żółci znajdowały
się dookoła nich. Spacerowali po odwiedzinach w szpitalu dla dzieci poważnie
chorych. Po rozmowach z dziećmi, zgodnie stwierdzili, że się odprężą. Właśnie
śmiali się w najlepsze, gdy nagle chłopak nie zauważył nierówności chodnika i
wpadł w wielką stertę liści. Towarzyszka wybuchła śmiechem na widok wystających
gałązek spod jego czapki.
- Może zamiast tak się śmiać, pomogłabyś mi, co? -
powiedział Charlie udając obrażonego. Wera zwijając się ze śmiechu podeszła do
chłopca i podała mu rękę. Wykorzystał to i wciągnął ją w wir liści, teraz
obydwoje zapadali się w kopcu. Blondynka chwyciła garść i rzuciła chłopakowi
prosto w twarz. Zaczęła się wojna. W końcu Charlie chwycił dziewczynę za
nadgarstki, aby ją obezwładnić. Przygnieceni do siebie przez naturę teraz byli
jeszcze bliżej. Szare oczy dziewczyny migotały, jednak chłopak nie mógł z nich
nic wyczytać. Patrzyli się na siebie długą chwilę, Blondyn się uśmiechał. W
końcu Weronika spojrzała przed siebie, odwracając wzrok od niego.
-Czemu to robisz? Nie powinieneś - stwierdziła smutno.
- Racja - odrzekł przygaszony. Atmosfera zmieniła się bardzo szybko, z miłej
na niezręczną. Doszli, wymieniając po drodze jeszcze kilka zdań, do hotelu.
Stamtąd dziewczyny wróciły do domu. Chłopcy natomiast rozsiedli się na sofie.
- Charlie musimy pogadać - zaczął młodszy.
- Dokładnie to samo chciałem powiedzieć - rzucił starszy.
Przez resztę wieczoru rozmawiali o dwóch osobach. Jednej z
włosami długości do pasa o dużych oczach i tajemniczej naturze, i drugiej.
Pięknej blondynce o szarych nieprzeniknionych oczach z szeroką otwartością.
Mówili o tym, jak bardzo te dziewczyny zawróciły im w
głowach. Wspólnie ustalili co zrobią dalej.
Wątpili w skuteczność planu, ale nie mogli dłużej zwlekać.
Teraz albo nigdy.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Rozdział jest dość obszerny. Patrząc na całokształt to jestem z niego nawet zadowolona, ale końcóweczka, trochę nie wyszła. W poniedziałek nie dodałam rozdziału, z prostych przyczyn: nie zdążyłam go napisać. Może nie wiecie, ale jestem w ostatniej klasie gimnazjum, co oznacza że za niecałe dwa tygodnie mam egzaminy, Chcę się do nich przyłożyć. Pomyślałam sobie, że wrzucę jakiś post na bloga i napisałam #Rozdział ŻYCIE 2 . Od czasu do czasu chciałabym pisać coś takiego i dodawać, natomiast po komentarzach zrozumiałam, że wam się to nie zbyt podoba. No nic :D
Tytuł: "Nikt nie jest dobry przez przypadek"
Życzę wszystkim super piątku! Wypoczywajcie w weekend i nie zapomnijcie zostawić komentarza. To dla mnie bardzo bardzo ważne ;)
"Widzimy się" w poniedziałek :)
Asieneczka Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pierwsza! Rozdział naprawdę świetny!! Bardzo, bardzo długi i cudowny. Och, Charlie... ładnie to tak zdradzać swoją dziewczynę?? Obawiam się, że nie. Ach, ta Adele.. No cóż, poniekąd ją rozumiem. A co do Zuzi, to pojawi się ona w kolejnych rozdziałach? Tak, w ogóle, to strasznie jej współczuję. Ogólnie, to powodzenia na egzaminach i... i no, czekam na next :*
OdpowiedzUsuń~Huncwotka
Oj Charlie nie zdradził Chloe, do niczego jeszcze nie doszło :D Co do Zuzi, to czytaj a zobaczysz :D Wybacz, ale nie lubię spojlerować :P Dziękuję, przyda się ;)
UsuńWidziałam, że w komentarzu pod hejtem na twoim blogu mnie zacytowałaś mój tekst, nawet nie wiesz jak mi się miło zrobiło ^.^ A ten gość...szkoda słów.
Ten gość jest super! Wiesz, słoneczko, że przepisałam z nim całą sobotę? A zacytowałam Ciebie, bo... w pewnym sensie, jesteś moją inspiracją :P
UsuńJakie życie potrafi być dziwne :D Cieszę się, że się dogadaliście ;) Ojoj, jakie to miłe *.*
UsuńZAKOCHAŁAM SIĘ W TYM ROZDZIALE!!!❤❤
OdpowiedzUsuńNaprawde on jest... niesamowity
Mogę oficjalnie ogłosić, że jest to najlepszych rozdział ever!
Szczerze mówiąc to mnie zatkało po przeczytaniu, naprawde.
A to zakonczenie? mistrzostwo swiata, gratuluje teraz będę myśleć tylko co przyszło do głowy tym dwóm... ale zapewne będzie to coś wyjątkowego
Aaaaaa! Czekam na nexta!!!💕💕
Wow, aż się zarumieniałam, takie słówka ^.^
UsuńDziękuję bardzo kochana ;*
Jestem!
OdpowiedzUsuńTen rozdział był... Piękny. I ta wzmianka o Zuzi... Współczuję jej.
A końcówka wyszła ci świetnie! Jestem mega ciekawa, co te chłopaki wymyślili:D
Długość rozdziału jest idealna!
Powodzenia na egzaminach! Trzymam kciuki! :))
Pozdrawiam xxx
~Etoilune xx
Dziękuję bardzo za taki fajny komentarz :D
UsuńOj przyda się przyda dzięki ;)
Buziaki ;*
Po prostu WOW!!
OdpowiedzUsuńPiszesz tak... dojrzale i to jest piękne!
Każde słowo jest w odpowiednim miejscu i każde pasuje.
Twój styl pisania jest wyjątkowy i piękny <3
Zakochałam się w nim!
Te słowa, które wypowiadają bohaterowie są takie prawdziwe, niewymuszone, a naturalne.
Masz gigantyczny talent.
Końcówka jest genialna i już nie mogę się doczekać next'a :D
Cudowny tytuł! <3
Oni wszyscy są tacy kochani!
Nie wiem jak ty, ale ja czuję, że za chwilę Chloe i Charlie będą przeszłością.
Już myślałam, że do tego pocałunku dojdzie, ale nie!
Właściwie to rozumiem Adelę.
Życzę ci MEGA dużo weny.
Ja tam lubię te wpisy o życiu.
Powodzenia na egzaminach słońce! <3
Buziaki xoxx
Ojej, dziękuję baaaaardzo! <3
UsuńZarumieniłaś moje lico, haha :D
Uwielbiam Twoje komentarze, zawsze cieszę się z nich jak głupia. Co do Charlie'ego i Chloe, nic nie wiem... trzeba czytać :D
Dzięki, przyda się ;)
Rozdział piękny ale to już pewnie wiesz :) Szkoda mi Zuzi ale czuję, że Leo i Adela złożą jej jeszcze nie jedną wizytę. Nie mogę się doczekać co takiego chłopcy ustalili :) Życzę żeby wena spadała Ci kilogramowymi workami, a no i oczywiście tony powodzenia na egzaminach :) Czekam na next :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo, aww jakie śliczne metafory :D A co do egzaminów to dzięki, przyda się ;)
Usuń