#Rozdział 17 "In gradibus amoris"

14
COM
Sponsorem dzisiejszego rozdziału jest poetka Madzia


Tytuł: "Schody po miłość" 

Wszystkie pożółkłe liście pospadały z drzew. Pogoda codziennie była przygnębiająca, szara i bura. Siedziałam na łóżku i robiłam to co kocham. Rysowałam. Towarzyszyła mi przy tym muzyka klasyczna. Ruchy mojej ręki idealnie wpasowywały się w melodię graną przez wiolonczelę. Tak jakbym w jakiś sposób mogła nią dyrygować. Oddałam się w pełni tej czynności i pogrążyłam się w rozmyślaniu. Miłość jest skomplikowana. Jak dla mnie do bani. Można ją porównać do wielkich schodów. Na początku musisz takowe znaleźć, potem stopniowo po nich wchodzisz. Schodek po schodku i jesteś coraz bliżej szczytu. Następnie gdzieś w połowie zaczynasz czuć że to już niedaleko, a już jesteś blisko. Wchodzisz coraz wolniej, bo się zmęczyłaś. A gdy został ostatni stopień do pokonania, coś cię blokuje. Kiedy wydaje ci się, że już masz to na wyciągnięcie ręki, kładziesz nogę na piętrze, zahaczasz nią o dywan, przewracasz się i jesteś znów w połowie lub na początku, zależy do tego jak jesteś niezdarna w uczuciach. Pozbierać się stamtąd nie jest jednak tak łatwo. Jesteś obolała, masz siniaki. Zastanawiasz się czy jest sens, czy może lepiej sobie odpuścić. Nie chcesz zejść, bo stracisz całą przebytą drogę, a z drugiej strony boisz się kolejnej wpadki albo tego co zastaniesz po wejściu. I tak zaczynasz od początku. Jesteś w czarnej dupie. A mówią, że miłość jest taka piękna. Tylko chyba musi być odwzajemniona, moja niestety nie należała do tej kategorii. Bo spieprzyłam, jak zwykle.
Jak ze snu nagle wybudził mnie brzęczący telefon. Zegar wskazywał godzinę 21, spojrzałam na wyświetlacz i odebrałam:
- Hej Werka, coś się stało? - spytałam koleżanki.
- Adela, moja mama znów ma nocną zmianę. Nie chcę być kolejny raz sama w tym dużym mieszkaniu. Czy mogę... czy mogę dziś u ciebie spać? - zapytała niepewnie, a mi w jednym momencie zrobiło się jej ogromnie szkoda.
- Pewnie, że tak - odpowiedziałam bez zbędnego zastanawiania się. - Dam znać mamie i będziemy po ciebie za jakieś 30 minut.
- Nie chcę robić więcej kłopotów. Przyjadę autobusem.
- Nawet się nie wygłupiaj. Weź wszystko i  nie zapomnij o książkach i zeszytach, bo jutro idziemy do szkoły, jasne? - zaśmiałyśmy się i  zakończyłam rozmowę.
Opowiedziałam mamie, jak wygląda sytuacja, bez problemu się zgodziła. Powiedziała jednak, że mam wysprzątać pokój, bo w takim bałaganie nie będę przyjmować gości. Więc sama pojechała po moją przyjaciółkę, a ja zabrałam się za ogarnianie chaosu. W pewnym momencie spostrzegłam mój szkicownik. Zaciekawiona najnowszym rysunkiem, którego oczywiście nie pamiętam, zajrzałam do środka. No nie! Mogłam się tego spodziewać. Przynajmniej ładnie wyszedł. Zamknęłam czarny zeszyt i włożyłam go do szuflady. Szybko powkładałam resztę rzeczy. Dawno nie miałam tu takiego porządku. Wizyty są potrzebne.
 Chwilę później siedziałam w pokoju, przebrana w pidżamę, gotowa do snu i czekałam na Werkę, która brała prysznic. Zastanawiałam się czy przygotować materac, jednak stwierdziłam, że moje łóżko jest na tyle duże, że zmieścimy się obie.
Gadałyśmy chyba pół nocy, a jeden z tematów dotyczył oczywiście moich miłosnych niepowodzeń.
- No co ty, Leo czekał pod twoim domem? - spytała podekscytowana. A ja opowiedziałam o naszej rozmowie związanej z Zuzią.
- A potem jak się żegnaliśmy chciałam mu powiedzieć.... to wszystko co czuję - mówiłam, a Weronika nie wytrzymała.
- I co? Powiedziałaś? - przerywała ciągle.
- Nie, nie mogłam.
- Jak to? - zdziwiła się, a entuzjazm natychmiast opadł.
- A ty powiedziałabyś chłopakowi, że ci się podoba, zaraz po tym, kiedy właśnie ci oznajmił, że chce się z tobą tylko i wyłącznie przyjaźnić? - spytałam, a łzy napłynęły mi do oczu. Ciężko mi o tym mówić, to moje pierwsze takie zakochanie i totalnie sobie z nim nie radzę. Z czym ja sobie w ogóle radzę? Chyba z niczym. Przyjaciółka to zauważyła, przytuliła mnie mocno i powiedziała:
- Ej, nie martw się! - pokrzepiała mnie. - Ułoży się, mówię ci. Po każdej burzy wychodzi słońce, a miłość zawsze zwycięża.
- Ta nieodwzajemniona chyba nie - powiedziałam gorzko.
- My to nie mamy szczęścia do tych chłopców - stwierdziła. Popatrzyłam się  na nią wzrokiem, który zrozumiała nawet jak dookoła panował mrok. - Marcel i Jasiek pamiętasz jacy byli. A reszta to widzą we mnie tylko cycki i ładną twarz. A ja tego nie chcę. Żaden się nie zainteresuje co lubię robić, czy mam jakąś pasję, nic. To uwierz wolisz nie mieć powodzenia niż takie.
Rozmawiałyśmy jeszcze, aż ustaliłyśmy, że lepiej pójść spać, bo musimy wstać o szóstej. Szybko zasnęłam. Z Weroniką jakoś tak raźniej i nawet koszmary mnie tym razem nie odwiedziły.   
Poranek zapowiadał się spokojnie. Właśnie jadłyśmy z Werką śniadanie i rozmawiałyśmy w najlepsze, kiedy moja mama weszła do kuchni z codzienną pocztą w ręce. Przysiadła się do stołu i zaczęła otwierać koperty i oglądać ulotki. Gdy zaczęła czytać list z białej koperty zauważyłam, że jej mina diametralnie się zmieniła, spoważniała.
- Mamo, co jest? - zwróciłam się, a na odpowiedź się nie doczekałam. Mama bez szelestnie podała mi białą kartkę, jedną z dwóch z rozerwanej koperty.

" Rozprawa o rozwód będzie w piątek. Dołączyłem list sądowy dla formalności. Macie się stawić we trójkę, dzieci jako świadkowie. Nie zamierzam stawiać oporów. Będę płacił alimenty, ale bez składania wizyt. Jak się  nie pojawicie to będziecie płacić grzywnę."

List był od mojego ojca. Kartka miotała się, gdyż moje ręce zaczęły  niekontrolowanie drżeć. Porównując wszystkie wydarzenia jakie przeżyłam, nigdy nie czułam się tak jak teraz. Do tej pory chyba nie zdawałam sobie do końca sprawy co się dzieje dopóki, nie  zobaczyłam listu sądowniczego i tego, który tak bardzo mną wstrząsną. Wydawało mi się, że jakoś to będzie, zawsze było. Mimo wszystko myślałam, że tata wróci... wiem, że to głupie, ale byłam nawet tego pewna. Aż do teraz. Nie czułam gniewu czy nawet złości, lecz smutek, który wypełnił całe moje ciało. Zaczęłam się trząść, jakby z zimna i nie potrafiłam tego opanować. Wera przybliżyła się do mnie, coś mówiła, ale ja nie słyszałam. Tępy ból psychiczny zagłuszał wszystko co piękne i dobre. Czułam jedynie delikatnie, jak ktoś gładzi moją dłoń. Nie wiedziałam zaś czy to mama, czy przyjaciółka. " Nie zamierzam stawiać oporów. Będę płacił alimenty, ale bez składania wizyt" te słowa dźwięczały w mojej głowie, jak echo w wielkim kanionie. On mnie naprawdę nie chce. Nie cierpi mnie. Czym zawiniłam? Wiem, nie byłam idealna, ale starłam się. Zawsze próbuję. Zawsze na marne. Chciałam płakać, nie mogłam. Nie potrafiłam, zaabsorbowana uczuciami chyba zapomniałam, jak to się robi. Wstałam w milczeniu, ruszyłam do łazienki. Ubrałam się, spakowałam plecak i nadal bez słowa pojechałam wraz z przyjaciółką do szkoły. Nie mam już sił, by zakładać kolejną maskę. Więc zapewne smutek  jest wręcz wymalowany na mojej twarzy. Niech się śmieją i tak nie zranią mnie bardziej niż jestem.
Dochodziłyśmy do szkoły, kiedy usłyszałam głos Weroniki:
- Adela, nie musimy tam iść. Możemy się przejść do parku, pospacerować - popatrzyła na mnie z ukosa.
- Ja... wolałabym iiść do szszkoły - wyjąkałam pierwsze słowa od dłuższego czasu.
Na lekcjach nic mi nie wychodziło. Matematyka nagle stała się ciągiem hieroglifów, historia wchodziła do mojej głowy jak przez mgłę, zjawiska chemiczne były niezrozumiałe. Wszystkie przedmioty wypadały z moich trzęsących rąk. Gdy podchodziłam do tablicy cała roztrzepana, nauczyciele z politowanie prosili bym usiadła. Nie wiem, co się dzieje. Czy to się skończy?
Zaczynało mi być trochę lepiej. Rozmawiałam z Weroniką, jednak nadal ze smutnym, a może nawet nostalgicznym głosem. Wtedy dostałam smsa:
Leondre:
Wpadłabyś po lekcjach? Pilnie potrzebuję przetłumaczenia kilka nowych listów,  bardzooo jesteś mi potrzebna.
Przeczytałam wiadomość razem z Weroniką, zanim zdążyłabym cokolwiek powiedzieć, odezwała się:
- Nie musisz iść. Jeśli nie chcesz, ja mogę coś pokombinować z tłumaczeniem, skoro to pilne.
Zastanawiałam się chwilę.
- Pojadę - stwierdziłam cicho. - Może czytanie tych listów poprawi mi humor.
Skrzywiłam się przy wypowiadaniu tych słów. Mimo wszystko oderwanie od własnych spraw mi się przyda. Po lekcjach dojechałam do hotelu "Ester", recepcjonistka wpuszczała mnie już bez problemów. Zapukałam do apartamentu. Otworzył mi brunet, zapraszając przy tym do środka i swojego aktualnego pokoju.
- Mam tu kilka listów od fanek. Charlie akurat pojechał załatwiać sprawy z managerem, więc potrzebowałem pomocy w tych listach. Są skierowane do mnie i bałem się, że Charlsowi zrobiłoby się przykro. Mam nadzieję, że to nie problem - powiedział, uśmiechając się przy tym.
- Nie, nie - odpowiedziałam z pewną dozą nieśmiałości. Chłopak to wyczuł, ale zignorował.
- Ok, to masz coś do zapisywania na brudno, jakieś kartki?
- Tak - otworzyłam plecak, moimi nie do końca sprawnymi dziś rękami i zaczęłam poszukiwać brudnopisu. Z plecaka wyciągnęłam niezgrabnie czarny zeszyt, który nie był tym czego szukałam. Jak on się tutaj znalazł? Nie zdążyłam się zastanowić, ponieważ wypadł mi z dłoni i otworzył się bardzo niefortunnie. Otóż na stronie znajdował się mój wczorajszy rysunek. Brunet najpierw spojrzał na mnie, zdziwiony moim zdenerwowaniem, następnie przeniósł wzrok na rysunek.
- Czy to...my? - spytał, wlepiając wzrok w kartki. Wczoraj leżąc w łóżku stworzyłam dwie postacie trzymające siebie nawzajem w objęciach. Dziewczyna i chłopak. Ten rysunek, mimo że czarno biały wyraźnie pokazywał, kto to jest. Leo i ja byliśmy oddani na śnieżnobiałej kartce niemal perfekcyjnie. Że też akurat to musiało mi tak dobrze wyjść.
- Nie, to... z filmu, który ostatnio oglądałam - powiedziałam i szybko się schyliłam, by podnieść szkicownik, przy okazji wypadł mi plecak i piórnik.  Chaotycznie próbowałam zebrać rzeczy. W normalnych okolicznościach bym się zarumieniła, ale one do takich nie należały. Brunet na początku oszołomiony moim zachowanie, potem chwycił mnie za rękę i podniósł z ziemi. Zaprowadził do łóżka i delikatnie przymuszając, posadził mnie na nim, a sam usiadł obok.
- Adele - zaczął. - Co się dzieje?
Czy miało sens powiedzenie, że nic? I tak by to ze mnie wyciągnął.
- Dostałam dziś rano...list - wydukałam. - Z sądu i od taty. Rozprawa jest w piątek. Mamy być. Tata mnie nie chce. Koniec naszej rodziny.
Mówiłam krótkimi zdaniami, bo tylko na takie mnie było stać. W dodatku musiałam się skupić, gdyż zdania wypowiadałam w innym języku.
- Ale przecież już o tym wiedziałaś trochę czasu, to nie jest nowa informacja.
- Może i nie. Ale dopiero teraz wiem, co to wszystko oznacza. Koniec - nagle przypomniało mi się, jak się płacze. A więc jedna próbna łza spłynęła zakręcają łuki po moim policzku.
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. Miałam pewność, że nic co w tej chwili powie nie zmieni mojej sytuacji ani samopoczucia. Pragnęłam jedynie chłonąć ciepło, to które wyczuwam zawsze w jego głosie.
- Kilka lat temu, kiedy czułem, że jestem nikomu nie potrzebny, byłem gnębiony, moi rodzice to była świeża sprawa, czułem się w totalnie rozsypany. Potrzebowałem taty, żeby pomógł mi z tymi chłopakami, którzy dzień w dzień się ze mnie naśmiewają, którzy mnie szykanują, biją. Wtedy poznałem Charlie'ego. Próbował mi pomóc. Dla mnie to nie miało znaczenia. Chciałem ojca. Pewnego dnia wszedł do mojego pokoju i dał mi ten pierścień - wskazał na swój palec. Pamiętam, jak mówił, że jest dla niego najważniejszy. - powiedział, że on w tej chwili daje mi jego osobistą nadzieję. Wie, że moim pragnieniem jest, żeby tata wrócił i dopóki noszę ten pierścień, to posiada podwójną moc. Moją i jego, a nadzieja to potężne uczucie. Bardzo wtedy tego potrzebowałem, mimo że moje prośby nie zostały wysłuchane. Chodzi o samą wiarę, która czasem przy odrobinie szczęścia spełnia nasze pragnienia. Dziś już go nie potrzebuję. Jestem w tym miejscu, gdzie chcę być, jako szczęśliwy chłopak. Teraz ja, chciałbym podarować ci moją nadzieję. Niekoniecznie na powrót taty. Sam coś o tym wiem. Ale, żeby twoje życie się rozpromieniło i nie było ponure. Daję ci nadzieję na lepsze jutro. Moc tego pierścienia działa pod jednym warunkiem - popatrzył się na mnie. - Jeśli dwie osoby, wkładają w niego potężne uczucie i wierzą w lepsze jutro.
Po tych słowach wsunął mi ,na palec serdeczny, pierścień. Delikatnie wisiał na moim smukłym palcu, lecz nie to teraz jest ważne. Spojrzałam w ciemno bursztynowe oczy chłopaka.
- Tak bardzo ci dziękuję, ja... tak bardzo dziękuję - to jedyne co teraz byłam wstanie powiedzieć. A on nachylił się i przytulił mocno do siebie. Oczywiście wszystkie te gesty wykonywał "po przyjacielsku" i szepnął mi do ucha:

"Cause I'm hopeful, yes I am
Hopeful for today
Take this music and use it
Let it take you away
And be hopeful, hopeful
And He'll make a way
I know it ain't easy, but, that's okay

Just be hopeful"

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!
Znów to samo. Czyli mam mieszane uczucia co do rozdziału. Koncepcje mam, wszystko jest, tylko słowa, w które to ubieram nie do końca mi się podobają. Grrr... ale pracuję nad tym, spokojnie :D
Przejdźmy do ważnych kwestii. Dziękuję Poetce Madzi, która mnie zainspirowała do napisania akurat takiej treści rozdziału. Chyba nawet o tym nie wie... Ale już tak! Dziękuję Ci bardzo! 
Proszę o komentarze, wyrażanie opinii albo zwykłe znaki interpunkcyjne, które mi wystarczą.
Miłego dnia! 
Asieneczka Lia 

#Rozdział 16 "Defit nunquam in amore timor"

7
COM

Tytuł: "Nigdy nie brak w miłości obawy"


Dźwięk budzika gwałtownie wyciągnął mnie ze snu. Już chciałam sobie powiedzieć "dasz radę, będzie dobrze" czy też "New day, new life", ale stwierdziłam, że po prostu to nie ten dzień i wolę jeszcze pospać. Przewróciłam się na drugi bok i nakryłam kołdrą głowę. Już odpływałam, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
- Adela wstawaj, bo spóźnisz się do szkoły - powiedziała mama żwawym głosem. Jak ona to robi? Nie smuciła się nawet trzy dni po odejściu ojca. Na pewno jest jej ciężko, ale tak szybko się zebrać w sobie? Podziwiam. Mimo to, udawałam że śpię. Nie miałam ochoty dziś na ten cały zwierzyniec, nazywany potocznie szkołą. Usłyszałam zbliżającą się mamę. O  nie, to już koniec. - Wstawaj, nie rób sobie jaj.
- Mamo kocham cię, ale daj mi spokój - chwyciłam mocno kołdrę, którą próbowała mi zabrać. Chwilę się siłowałyśmy. Całe zdarzenie obserwował zaspany Nikodem. Przetarł oczy, rzucił nam ostatnie spojrzenie, mruknął coś w stylu " jak dzieci" i poszedł dalej. A moja rodzicielka nie dawała za wygraną, sięgnęła po cięższą artylerię....łaskotki.
- Mamo, mamo - mówiłam w przerwach od śmiechu i rzucania się po łóżku - proszę, już wstaję... wstaję, przestań.
Zlitowała się nade mną. Odchrząknęłam, podniosłam wyniośle głowę i udając obrażoną ruszyłam do szafy po ubrania. A ona mnie bacznie obserwowała. Z tym samym wyrazem twarzy skierowałam się do łazienki, jednak odwróciłam się, bo moja mama parsknęła śmiechem.
- Coś ci nie odpowiada? - spytałam.
- Nie nic. Tylko wiesz... - patrzyłam na nią, a ona nadal się śmiała - myślałam, że używasz staników. Ale rozumiem, że wolisz być taka wolna i nieograniczona - ostatnie słowo ledwo wypowiedziała, bo niekontrolowany śmiech jej w tym przeszkadzał. Popatrzyłam na ubrania, które wzięłam i rzeczywiście zapomniałam o biustonoszu. Nie wierzę, ile moja mama ma lat? Pięć? W głębi duszy jednak cieszyłam się, że mogę tak swobodnie z nią rozmawiać. O wszystkim.
- Bardzo śmieszne - rzuciłam, ale mimowolnie nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wzięłam brakującą rzecz i weszłam do łazienki, zostawiając umierającą ze śmiechu rodzicielkę.
Wykonałam poranne czynności, zjadłam śniadanie i przyszła pora na makijaż. Moja cera była tragiczna i zaczerwieniona. Nałożyłam podkład, korektor, puder, a oprócz zwykłego tuszu do rzęs podkreśliłam mocno oczy czarną kredką. Nie wiem czemu, po prostu chciałam schować się, jak najbardziej mogłam pod makijażem. A teraz czas do zoo... znaczy do szkoły.
Weszłam do szatni i ujrzałam siedzącą Weronikę na ławeczce. Nagle zrobiło mi się głupio, że nie zadzwoniłam  ani nie spytałam co u niej po tej sytuacji z Charlie'm. Ale z ciebie super przyjaciółka, wiesz Adelajdo? No wiem, wiem, ale może zamiast zadawać pytania sobie samej w myślach, pogadam z Werą? Tak, to chyba dobry plan.
- Hej Wera - zaczęłam, przysiadając się. - Przepraszam, że się nie skontaktowałam z tobą. Wiesz, u mnie też nie jest lekko. Jak się czujesz kochanie?
Spojrzała na mnie i zobaczyłam zadziwienie na jej twarzy, ale również smutek i delikatne zmieszanie.
- Ada, o co chodzi z tym make up'em? - spytała prosto z mostu widząc moje ciemne oczy.
- A o co może chodzić? W makijażu nie ma żadnej głębszej myśli ani drugiego dna - powiedziałam z lekką irytacją. A ona nadal tak na mnie patrzyła.
Zadzwonił dzwonek, co oznaczało początek lekcji. Wymiana spojrzeń z przyjaciółką i już wszystko ustalone. Wzięłyśmy kurtki z wieszaków i szybkim krokiem udałyśmy się do wyjścia. Na szczęście nikt nas nie zauważył. Pojechałyśmy do centrum handlowego. Zazwyczaj nie chodzę na wagary, w sumie jeszcze nigdy na nich nie byłam. Ale tym razem to wyszło tak naturalnie. Starbucks obrałyśmy jako cel. Usiadłyśmy na wygodnych, fioletowych fotelach i zamówiłyśmy kawę. Weronika zaczęła pierwsza:
- Gadałam z Charlie'm - wpatrywała się pusto w kubek i bawiła swoimi jasnymi włosami. -Jeśli on tak robi za każdym razem, gdy jest w trasie to szkoda mi Chloe. Bo on oczywiście, ją bardzo kocha, ale to mu nie przeszkadza, żeby mnie podrywać.
- Podrywał cię? Kiedy?
- Ach, no wiesz. Chodzi o te sytuacje, słowa i tak dalej. Tak się nie zachowuje ktoś kto cię po prostu lubi - szare oczy wylądowały teraz na mnie. - Nie chcę z nim gadać, nie chcę z nim mieć kontaktu i nie wiem... - westchnęła. - Nawet już ciężko mi słuchać ich piosenek, które zwykle mi pomagały. Bez sensu.
- Myślę, że on taki nie jest. Tylko spotkał ciebie, poczuł coś więcej i się pogubił. Wera, nie możesz oczekiwać, że zostawi Chloe dla ciebie - powiedziałam, to co myślałam.
- Nie oczekuję tego, ani nawet tego nie chcę. Tylko jego zachowanie jest nie w porządku. Pogubił się, śpiewa mi o tym, daje do zrozumienia, że coś jest na rzeczy, a na samym końcu mówi, że i tak nic z tego, tylko on po prostu chciał to wyrzucić z siebie. Nie uważasz, że to trochę słabe? - spytała rozdrażniona. - Faceci to w ogóle, jakaś nieudana rasa. Ja nie wiem kto ich stworzył.
- Zgadzam się, myślę że to było coś na zwór "nieudany eksperyment" i powstał mężczyzna - stuknęłyśmy sie kubkami na wznak, że się zgadzamy i wzięłyśmy łyka. Wąsy z piany oczywiście się zrobiły, bo jakby inaczej?
- Adela, co z Tobą i Leo? - spytała zaciekawiona, oblizując resztki kawy z okolic ust.
- No w sumie to nic. Dosłownie nic, bo spieprzyłam - opowiedziałam jej o naszej sobotniej rozmowie oraz o wczorajszej sytuacji z chłopakami. - A wiesz co jest najgorsze? Że wracając do domu zdałam sobie sprawę, jak wspaniale się przy nim czuję. Daje mi takie poczucie szczęścia, lekkości... nie umiem zbyt tego opisać...
- To się nazywa "zakochać " słońce - uśmiechnęła się do mnie.
- Wiem, to znaczy chyba. W końcu jeszcze nigdy się nie zakochałam tak na poważnie. Nie wiem jak się zachować, chciałabym z nim pogadać, ale boję się, co ja mam robić? - spytałam, jak mała i bezbronna dziewczynka w obliczu zagrożenia.
- Musisz mu powiedzieć co czujesz, proste.
- To właśnie nie takie proste. On mi już mówił, ale go zignorowałam  - powiedziałam smutno. - A teraz po tej akcji z Karolem myślisz, że będzie chciał się spotkać?
- Przecież nic z nim nie robiłaś, już nie przesadzaj. Możesz mieć kolegów - zaśmiała się.
- Tyle, że to musiało trochę dziwnie wyglądać, jak go przytulałam, a kiedy wszedł Leondre szybko się od niego odsunęłam. Ciekawe co pomyślał - zastanawiałam się.
- Nawet nie próbuj i tak nie ogarniesz facetów - stwierdziła rzeczowo.
- Racja - spędziłyśmy całkiem przyjemnie czas, a do domu wróciłam około czternastej. Nie wierzę, czy to... Czemu Leondre siedzi pod moim domem? Podeszłam bliżej, a chłopak podniósł głowę, gdy zobaczył, że to ja wstał.
- Cześć, co tu robisz? - spytałam nadal zdziwiona.
- Chciałaś wczoraj pogadać, trochę nam nie wyszło, więc przyszedłem dziś - powiedział, a ja się zarumieniłam. Jakie to urocze, że czekał pod moim mieszkaniem. Na początku patrzył na mnie zdziwiony. Zastanawiałam się o co mu chodzi.- Chyba, że przeszkadzam to możemy to przełożyć.
Już wiem. Przecież jest zdziwiony moim makijażem. Nigdy mnie  w takim mocnym nie widział. A mimo to zachowywał się jak gdyby nigdy nic, nawet nie pisnął słówkiem. Akceptował mnie, nie ważne jak wyglądałam. Czy z tapetą na twarzy czy ogołocona i zaczerwieniona jak świnka. Lubił we mnie coś innego. Duszę.
- Nie, nie - powiedziałam nienaturalnie szybko, a brunet się zaśmiał. - Już otwieram.
Weszliśmy do środka, jak zwykle o tej godzinie nie zastałam żadnego domownika. Zaprowadziłam go do mojego pokoju. Po drodze spojrzałam na moje dłonie... ale one się trzęsą!  Nie wiem czemu się denerwuję, lecz muszę mu to dziś powiedzieć. Usiadłam na łóżku, a on na krześle od biurka. Czemu on jest zawsze taki spokojny i beztroski? Nie wiedziałam od czego zacząć.
Ciszę przerwał jeden z piękniejszych dźwięków, jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Chciałaś porozmawiać - stwierdził spokojnie.
- Tak - odpowiedziałam. - Dokładniej o Zuzi.
- No to słucham - uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Opowiedziałam mu najpierw o stanie Zuzi, że jednak nie jest najgorzej, a także o tym, że może z tego wyjść. Oraz o rehabilitacji.
-... i razem z pielęgniarką z tego hospicjum myślałyśmy, że może zrobilibyście zbiórkę charytatywną dla Zuzi - zakończyłam i czekałam na jego odpowiedź.
- To ciekawy pomysł, chętnie bym się pod to podpisał, jednak nic nie jest pewne - jego odpowiedź mnie zdziwiła.
- Czemu? To chyba nie jest dla was duży problem.
- Trochę jest. Muszę pogadać z managerem i wtedy ci dam znać - mówił cały czas spokojnie. Jak zwykle zresztą.
- Leondre, tu chodzi o zdrowie Zuzi, to jest potrzebne już teraz. Aż taka z ciebie gwiazda, że nie możesz podejmować decyzji sam, tylko wszystko musisz konsultować ze swoim managerem? - zdenerwowałam się. Co ja robię? Jestem jakaś nadpobudliwa.  To na pewno przez szkołę. W końcu ta cała walka o przetrwanie wykrzesa z człowieka prawdziwe zwierzę. O czym ja w ogóle mówię? Nie ważne. Nie chciałam się tak zdenerwować.
- Oczywiście, że chciałbym pomóc Zuzi - oaza spokoju. To aż niemożliwe. - To jednak nie takie proste. Wyobraź sobie, że jak zrobimy jedną taką akcję to potem każdy rodzic będzie się zgłaszał ze swoim chorym dzieckiem. Mnóstwo osób jest w takiej sytuacji, jak Zuzia albo nawet gorszej i co wtedy mamy powiedzieć? Nie, tobie dziękujemy, bo to była jednorazowa akcja? Nie możemy zbierać dla jednych, a dyskryminować innych. Trzeba to dobrze przemyśleć.
- To lepiej nikomu nie pomóc niż chociaż jednej dziewczynce? - mój głos nadal wyrażał gniew, a moja dusza wręcz przeciwnie. Chciałam okazać skruchę. SKRUCHĘ. Rozumiesz Adela co to jest, czy raczej nie za bardzo?
- Adele, musisz też mnie zrozumieć - jak ja uwielbiam słyszeć kiedy ON wymawia w ten wyjątkowo melodyjny sposób moje imię, ledwo mogłam się skupić na dalszych słowach. - Sama mówiłaś, że drzemię na nas ogromna odpowiedzialność za fanów. Nie mogę mówić ani robić wszystkiego co chcę. Staram się być ostrożny na każdym kroku. To są minusy sławy.
Nie patrzyłam na to z takiej perspektywy. Zrobiło mi się głupio, że tak się zdenerwowałam. A jeszcze bardziej, bo chłopak cały czas uprzejmie mi wszystko tłumaczył. Te Bambinos mają rację on jest dla mnie za dobry, nigdy z nim nie będę, bo tylko ściągałabym go w dół. A on musi się rozwijać, wspinać na szczyt. Zawsze taki pozytywny, radosny, a ja bym go tylko przytłaczała moim życiem. To by było nie fair, nie chcę go tym obarczać, tak będzie lepiej, chyba...
- Chciałabyś mi coś jeszcze powiedzieć? Trochę mi się spieszy - oj Leondre, chciałabym ci powiedzieć mnóstwo rzeczy.  A zdobyłam się tylko na:
- Nie, to już wszystko. Dziękuję, że to przemyślisz - uśmiechnęłam się, nie dając po sobie poznać krążących myśli w mojej głowie. Odwzajemnił uśmiech i jeszcze wymieniliśmy się numerami. W końcu, nie będę musiała pisać na tego maila. Kiedy się żegnaliśmy przy drzwiach frontowych odwrócił się jeszcze do mnie przodem i staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Adele, co do naszej ostatniej rozmowy - zaczął. Poczułam, że to ten moment, że chcę zrobić w życiu coś dla siebie. Może nawet być szczęśliwa? Mam gdzieś innych. Powiem mu dokładnie wszystko co czuję. Adrenalina przepełniała mój organizm.
- Właśnie Leondre, posłuchaj chciałam ci powiedzieć, że...
- Wiem Adele, zrozumiałem. Nie będę naciskał, po prostu tego nie czujesz, nic nie szkodzi. Będziemy przyjaciółmi - uśmiechnął się szczerze i kontynuował. - Cieszę się, że będę mieć taką wspaniałą przyjaciółkę. Od dziś jesteśmy "kumplami" - klepnął mnie w ramię, a cała fala energii ze mnie spłynęła. - Tego właśnie chciałaś, prawda?

- Tak... właśnie tego - uśmiechnęłam się smutno. 
Jego wypowiedź mnie zgasiła. Już nie ma szans. Na nic. 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej wszystkim w ten piękny poniedziałek!
Nie, poniedziałek chyba nie może być piękny. Oto szesnasty rozdział, jestem z niego zadowolona ( w końcu ). Chociaż nad słownictwem muszę trochę więcej popracować, ale jest ok. Chyba już zdążyliście zauważyć, że mam specyficzne poczucie humoru xD Koniecznie napiszcie mi co wy myślicie :)Wystarczy nawet jedno słowo lub znak interpunkcyjny, żebym widziała że ktoś to czyta :) Chcieliście rozmowę Adeli z Leo, no to pogadali, więc no :D 
A tak w ogóle co tam u was? Czujecie, że za niedługo wakacje, bo ja powoli tak! :)
Asieneczka Lia

#Rozdział 15 "Gutta cavat lapidem"

6
COM

Tytuł: "Kropla drąży skałę"


Poznali się zaledwie trzy lata temu, a już tyle ich łączy. Więzi między tymi dwoma chłopcami są mocno zespolone. Wspierają się, tworzą, kłócą jak młodszy ze starszym bratem. W ich żyłach płynie inna krew, rodzina jednak nie warunkuje tylko genetyka. O wiele ważniejsi są ludzie, którzy okazują na co dzień miłość i troskę. Każdy z nich wie, że może liczyć na drugiego. Leo niski, brunet o ciemnych niczym węgiel oczach, mimo wszystko o rozgrzewającym odcieniu. Charlie wysoki, szczupły lnianowłosy o aksamitnie niebieskich oczach. Zewnętrznie, scenicznie wiele osób widzi ich jako dwie przeciwności, lecz wnętrze posiadają podobne. Rozumieją się niemal bez słów. Jeden nie dałby rady bez drugiego, są jak ying i yang, dopełniają się.
Spędzają czas w Polsce, w której pozostaną jeszcze trzy tygodnie. Prace nad teledyskiem idą mozolnie, dodatkowo nagrywają nowy cover, niedawno przez nich napisany. Utwór, który mocno zamieszał w uczuciach dwóch dziewczyn.

Leondre właśnie leżał jak długi na sofie w hotelowym apartamencie i oglądał wiadomości telewizyjne, gdy z pokoju obok wyszedł zaspany blondyn. Zobaczył przyjaciela, zerknął na ekran.
- Czemu oglądasz wiadomości? - zdziwił się. - I tak przecież nic nie rozumiesz.
- Bo nie chcę mi się nigdzie ruszać to włączyłem i tak leci - wyjaśnił, na co starszy parsknął i usiadł niedaleko nóg bruneta. - Jak wczoraj poszło z Weronika?
- Nawet nie pytaj - westchnął. - Trochę tego nie przemyślałem. Nie chcę o tym gadać. Lepiej mów, jak z Adele poszło?
- Inaczej sobie to wyobrażałem - stwierdził. - Dużo się u niej ostatnio dzieje, powiedziała że musi przemyśleć. Myślę, że po prostu nie chciała mi tego powiedzieć wprost.
- Czego?
- Że tak naprawdę nie czuje do mnie niczego więcej - spuścił głowę. - Wczoraj było mi cholernie smutno, ale dziś już jest ok. Przecież nie musi tego czuć. Stwierdziłem, że nie będę naciskał. Teraz będę zachowywać się tylko jak przyjaciel. Zero bliskości - uśmiechnął się do blondyna.
- Oj stary, wpadłeś we friendzone - poklepał go po plecach.
- Lenehan ty to się nawet nie odzywaj - zaśmiał się brunet.
- Co racja to racja - potwierdził. -  Wiesz co, nie ogarniam tego wszystkiego. Jak na filmach jakiś koleś zaśpiewa dziewczynie tani hit to od razu rzuca mu się w ramiona. A my napisaliśmy własną piosenkę, w dodatku całkiem fajną i tylko je odstraszyliśmy. Co z nami jest nie tak?
- Zastanawiam się nad tym odkąd cię poznałem Charlie.
Humor potem dopisywał im do końca dnia.

***
                                                                                               
Powinnam pogadać z Weroniką, ale nie chcę jej dokładać problemów. Cholera. Mama zostawiła karteczkę, że dziś jej cały dzień nie będzie w domu, bo załatwia "papierkową robotę". Ona i papiery? To musi chodzić o rozwód. Cholera x2. A gdzie jest w ogóle Nikodem? Znowu gdzieś się szwęda, a jak go ktoś pobił? Cholera x3. Na biurku leżał stos książek, mam pełno nauki a za nic się nie zabrałam. Nie zdam chyba tej klasy. Cholera x4

Jeszcze chcesz na coś ponarzekać Adelajda, czy może już wystarczy? Nie.
- CHOLERA! CHOLERA!CHOLERA! - powiedziałam głośno. Od razu lepiej.
Została jeszcze sprawa Leondre. Muszę z nim pogadać, ale nie chcę. Boję się. Spieprzyłam wszystko. Jednak sprawa Zuzi potrzebowała natychmiastowego działania. Czyli jednak musimy się spotkać...
Weszłam na pocztę mailową i napisałam na adres chłopaka, gdyż nie miałam do niego innego kontaktu. Swoją drogą, muszę wziąć od niego numer.

Mógłbyś do mnie przyjść? Musimy porozmawiać.

Kliknęłam wyślij, a zaraz potem szybko wystukałam i również wysłałam.

Pogadać o  Zuzi.

Dziewczyno co ty robisz? Po co ten dopisek? Hm? Głupia, jak zwykle! Ech, nie ważne. Spojrzałam dookoła, mój dom wyglądał, jakby przeszło przez nie tornado. Nie ma co się dziwić skoro mama w takim stanie, to kto by myślał o porządku? Ale to dobrze, zajmę się czymś. Puściłam moich Beatlesów tak głośno, jak to było możliwe i zaczęłam sprzątać. Czas mijał wyjątkowo szybko i przyjemnie, w końcu dałam odpocząć mojemu umysłowi. Około godziny piętnastej, kiedy porządki domowe zostały zakończone,  a ja nadal byłam sama, usłyszałam dzwonek do drzwi. Wszystkie mięśnie na moim ciele się napięły. Bądź twarda, przecież to tylko rozmowa. Poszłam do drzwi wejściowych i je otworzyłam, gdy zobaczyłam osobę stojącą na progu, zaczęłam zamykać drzwi. Nadaremnie jednak, gdyż włożył nogę pomiędzy drzwi, tak by nie dało się ich zamknąć.
- Karol, nie mam ochoty dziś słyszeć kolejnych głupot na mój temat.
- Nie po to przyszedłem - spojrzał na mnie. - Chciałem porozmawiać. Wpuścisz mnie?
Odsunęłam się, tym samym przepuszczając go do środka. Zrobiłam to tylko dlatego, bo byłam ciekawa co ma mi do powiedzenia. Poszliśmy do mojego pokoju, zamknęłam drzwi. Chyba z przyzwyczajenia, w końcu nikogo nie było w domu.
- A więc? - patrzyłam na niego pretensjonalnym wzrokiem.
- Przepraszam, za to co mówiłem. Nie sądziłem, że ta osoba mogłaby mnie tak okłamać. Naprawdę mi przykro, nie chciałem zepsuć naszych relacji - patrzył na mnie ze skruchą, ale to się w tej chwili dla mnie nie liczyło.
- Ale to zrobiłeś, no popatrz - rzuciłam sarkastycznie.
- Adela, popełniłem błąd, wiem o tym. To, aż tak cię zabolało? - patrzył na mnie, czułam że chce mnie przeszyć wzrokiem. Nie udało mu się, zresztą nie jemu jedynemu.
- Ostatnio wszystko boli trzy razy bardziej - powiedziałam bez wyrazu. Podszedł bliżej, położył ręce na moich ramionach i wpatrywał się w moje oczy, pochylając lekko głowę, gdyż był wyższy.
- Adela, przepraszam. Wiem, że nie powinienem wierzyć tej osobie, ale bardzo jej ufam. Przepraszam, proszę, nie gniewaj się już - powiedział cicho, a mnie hipnotyzowały jego głęboko zielone oczy. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nadal ufasz tej osobie?
- Tak, choć już mniej. A więc... wybaczysz mi? - spytał niepewny.
- Tak, nie mam sił już się gniewać na nikogo i na nic. Po prostu nie mam sił - przyciągnął mnie, a ja wtuliłam się w niego. W tym momencie drzwi do mojego pokoju się otworzyły i usłyszałam:
- Pukałem, ale nikt nie otwierał i... - przerwał kiedy nas zobaczył. W jednym momencie odskoczyłam od Karola jak poparzona. - Chyba przeszkodziłem, pójdę już.
- Nie, Leondre nie idź! - zatrzymałam go, a on się odwrócił. - Karol to jest Leondre, Leondre to Karol.
- Dużo o tobie słyszałem... różnych rzeczy - powiedział brunet z nutą pogardy w głosie.
- Ja o tobie również - zrewanżował się szatyn. Mierzyli się wzrokiem. Atmosfera stała się gęsta.
- Ekhem... to może chcecie się czegoś napić? - zaproponowałam zmieszana. Kiwnęli głowami, więc zeszliśmy całą trójką do kuchni. Gorzej już być nie mogło? Świetnie i co ja mam teraz zrobić z tą dwójką? Nalałam nam wszystkim napoju i zajęłam się piciem. - Kiepska dziś pogoda - zaczęłam, a oni spiorunowali mnie wzrokiem - dobra... rozumiem, że warunki atmosferyczne was nie interesują.
Myślałam, że nic już nie uratuje tej ciszy, kiedy nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Kto jeszcze? Ruszyłam, aby otworzyć, a dwójka chłopaków nie odstępowała mnie na krok. Ledwo otworzyłam i usłyszałam:
- Hej, wiesz może czy Weron... Leo? - na progu stał Charlie.
- Charlie, co ty tu robisz? - spytał zdziwiony brunet.
- To samo mogę się ciebie spytać, nie wiedziałem, że tak wygląda skate park - stwierdził blondyn. Weszliśmy wszyscy do środka. Jak dobrze, że Karol znał angielski, bo ta sytuacja była by jeszcze bardziej irracjonalna.
- Karol Charlie, Charlie Karol - podali sobie niepewnie ręce, a ja marzyłam, by ten dzień się już skończył. Moje marzenia wydawały się na ten moment utopijne. Znów zapadła cisza, która aż ociekała konsternacją. Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi. Zrezygnowana odwróciłam się by zobaczyć kto to.
- Cześć mamo - jęknęłam.
- Cześć... - zaczęła zdziwiona. Chłopcy przywitali się z nią prawie w jednym momencie. "Good afternoon" z "Dzień dobry" nie brzmi zbyt dobrze. - Nie przedstawisz mi swoich przyjaciół?
- To jest Karol, Leondre i Charlie - wskazywałam po kolei ręką, a teraz zwróciłam się po angielsku - to jest moja mama. Uśmiechnęli się. O co w ogóle chodzi w tej całej sytuacji?! Boże, to jest chore.
- To my się już będziemy zbierać - odezwał się, jako pierwszy Charlie. A ja poczułam jak kamień spada mi z serca. Pożegnał się i pociągnął za sobą bruneta.
- Ja też - tym razem to był Karol. Kiedy zostałyśmy same mam patrzyła na mnie, jakby oczekiwała wyjaśnień.
- Nie pytaj, sama nie wiem co właśnie się wydarzyło - stwierdziłam.
- Ja wiem. Adela jesteś oblegana, kurczę aż trzech chłopców! Progres robisz córka! - zaśmiałyśmy się. Pierwszy raz od kilku dni widziałam mamę wesołą. To mnie pocieszyło. Tego wieczoru rozmawiałyśmy długo i szczerze. Z mamą było już lepiej. Wiedziałam, że się pozbiera. Nie obarczałam jej jednak moimi problemami. Koło 21 wrócił Nikodem. Powiedział, że dostał pracę na weekendy. Rodzicielka się wzruszyła, stwierdziła że to bardzo miłe z jego strony, ale to nie on jest od utrzymywania nas. I musi się teraz skupić na nauce. Kolejne przyjemne chwilę spędzone z Nikodemem i mamą. Kładłam się spać, z jedną myślą.

 Ale dziś miałam pokręcony dzień. Może to wszystko mi się śniło?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej wszystkim!
Dziwny coś ten rozdział. Sama nie wiem, czy go ogarniam xD Ale taki wyszedł, więc taki jest. Chyba przystanę na tę długość rozdziałów. Wydaje mi się, że lepiej się je wtedy czyta. Poza tym tłumaczenie tytułu daje pod obrazkiem, bo to chyba bardziej logiczne, żeby znać tytuł na początku niż na końcu :D
Dziękuję wszystkim, którzy życzyli mi powodzenia na egzaminach gimnazjalnych, przydało się! Dziękuję również za cudowne komentarze, jesteście najlepsi! <3
Wiem, wiem że ten rozdział taki nie na poziomie, ale będzie lepiej :D Bądźcie wyrozumiali xD
Kocham was wszystkich!
Asieneczka (Dagusia) Lia

#Rozdział 14 "Opem, amissum ego sum..."

13
COM



Dziewczyna szybko wybiegła z budynku. W jej głowie pojawiało się tysiące myśli na raz. Cały czas szła przed siebie, nie zważając na otaczający ją świat. Nagle poczuła delikatny i niepewny dotyk na swoim ramieniu. Odwróciła się, tam stała przyczyna jej rozterek. Wpatrywała się w niego przenikliwie, najwidoczniej chłopak nie wiedział, co powiedzieć. Weronika nie zamierzała mu tego ułatwiać. Charlie się zaczerwienił przez ciągle obserwujące go jasno szare tęczówki.
- Weronika - zaczął. - Porozmawiajmy, proszę nie uciekaj.
- Co to w ogóle miało być?! Te słowa... Co z Chloe? - roztrzęsiona dziewczyna, wciąż spoglądała na blondyna.
- To dokładnie to, co...czuję - rzekł cicho. - Czuję przy tobie coś wyjątkowego. Mogę  swobodnie porozmawiać z tobą o czym tylko chcę, dobrze się czuję w twoim towarzystwie, tak...inaczej. Te myśli, chodziły mi cały czasz po głowie, musiałem je uzewnętrznić - twarz blondynki złagodniała. - Mimo wszystko, bardzo kocham Chloe, nie chcę jej zostawiać. Była przy mnie w najtrudniejszych momentach. Tęsknie za nią i się chyba trochę gubię.
Weronikę przeszedł dreszcz, a mięśnie na jej ciele się ponownie napięły. Teraz szare ogniki stały się błyszcząco szkliste.
- Czy ty siebie słyszysz? - zapytała, nie oczekując odpowiedzi. - Czyli powiedziałeś mi, że ci się podobam, dobrze wiedząc, że również nie jesteś mi obojętny, po to żeby Tobie było łatwiej w środku? Bo i tak przecież Chloe jest dla ciebie ponad wszystko.
- Tak, jest najważniejsza - potwierdził.
- Super, teraz ty czujesz się wspaniale, bo wyrzuciłeś uczucia z siebie, a ja czuję się do dupy. Pomyślałeś o mnie? Teraz przekazałeś mi ciężar tych całych emocji obydwojga nas. Sama je teraz dźwigam - mówiła drżącym głosem.
- To nie tak... - zaczął.
- Nie? - zdobył się by spojrzeć w jej oczy. - Charlie Lenehanie, czy planując to pomyślałeś choć raz o mnie, jak się będę czuła?
- W sensie, myślałem o tym, że...
- Zadałam proste pytanie - nie dawała się zbić z tropu. - Czy liczyło się dla ciebie to, jak to będzie z mojej perspektywy? Tak czy nie?
-Nie - spuścił głowę.
- No właśnie. Nie mamy, o czym rozmawiać - jedyne czego teraz chciała to cofnąć czas i nigdy nie przyjść na to spotkanie. Nie wiedzieć tego co było jej dane dziś poznać. Skierowała się w stronę swojego domu, który teraz stał pusty. Pomimo weekendu, rodzicielka Werki pracowała. Redakcja wymagała od niej dyspozycji  siedem dni w tygodniu. Znowu będzie musiała się uporać ze wszystkim sama, miała przyjaciółkę, z którą oczywiście rozmawiała o wszystkim. Nie chciała jednak obciążać Adeli kolejnymi problemami.

***

- Nie bardzo mogę cię wpuścić, nie jesteś nikim z rodziny.
- No tak, ale znamy się i na pewno ucieszy się z odwiedzin - próbowałam przekonać pielęgniarkę.
- Dobrze, ale nie bądź za długo, musi odpoczywać - kiwnęłam głową i już miałam odejść, kiedy się odezwała. - Czekaj, chodź do mojego gabinetu, musimy porozmawiać.
Zaprowadziła mnie do sterylnego, białego pokoju. Usiadła przy biurku, jak prawdziwa pani doktor i wskazała, żebym zrobiła to samo przed nią.
- Wiesz czym jest stwardnienie rozsiane? - nie czekała na odpowiedź, od razu kontynuowała. - Do końca nie jesteśmy w stanie stwierdzić dlaczego ono tak naprawdę występuje, ale z tego co opracowano, polega to na tym, że mózg uważa swój układ nerwowy za ciało obce i dąży do wyniszczenia go, czyli do...
- Autodestrukcji - dokończyłam za nią.
- Tak - potwierdziła. - Niezmiernie rzadko zdarza się, żeby tak młode osoby, jak Zuzia chorowały na tę dolegliwość, dlatego w badaniach się pomyliliśmy - usłyszałam te słowa i wyostrzyłam słuch na każde kolejne. - Myśleliśmy, że Zuzia ma ostatnie stadium choroby, a tak nie jest. U młodego organizmu choroba przebiega inaczej. Nie zmienia to faktu, że nadal to poważna sprawa. Pogarsza się u niej z dnia na dzień, szybciej niż u dorosłych pacjentów. Musimy rozpocząć rehabilitację jak najszybciej, dzięki temu dziewczynka będzie miała szansę na samodzielne funkcjonowanie w przyszłości, a nie będzie przykuta do łóżka.
Promyczek nadziei zapalił się w środku mnie. Czyli jest szansa.
- To wspaniale! - odpowiedziałam szczerze.
- Tak, tylko że taka rehabilitacja jest bardzo droga, musielibyśmy uzbierać kilkadziesiąt tysięcy euro. To długi i złożony proces, ale może się udać - mówiła smutnym głosem. - Ale pomyślałam sobie... ten chłopiec co śpiewał to twój przyjaciel, prawda? On jest chyba popularny, może on by mógł pomóc? - ujrzałam duże niebieskie oczy pełne nadziei i się wzruszyłam. Źle ją oceniłam na początku. Zawód, w którym pracuje, jest bardzo trudny. Wtedy kiedy nas wygoniła od dziewczynki, po prostu chciała żeby odpoczęła. Trzeba mieć mnóstwo empatii, żeby być pielęgniarką.
- Zrobię co w mojej mocy - uśmiechnęłam się smutno. - A czy teraz mogę się już zobaczyć z Małą?
- Tak, tak. Skrzydło B - powiedziała.
Stanęłam przed białymi, tak samo sterylnymi drzwiami, jak wszystko inne w tym miejscu. Chyba na dłuższą metę bym tu niewytrzymała, czuć śmierć, chorobę i smutek na kilometr. Pchnęłam drzwi i weszłam. Obok jedenastoletniej dziewczynki o miedzianych włosach, siedziała czarnowłosa. Najprawdopodobniej rówieśniczka.
- Przeszkadzam? - weszłam głębiej i uśmiechnęłam się, trochę sztucznie, ale nie byłam w stanie teraz zachowywać się beztrosko.
- Nie, Amelka już idzie, przyszła się tylko pożegnać - powiedziała Zuzia, po czym zwróciła się do czarnowłosej. -  Szkoda, że już wychodzisz, pamiętaj odwiedzaj mnie czasem.
- No pewnie, do zobaczenia - przytuliły się i Amelka wyszła. Tym samym ja przybliżyłam się do Zuzi.
Miała podkrążone oczy, jakby nie spała długo, a przecież cały czas leży w łóżku. Postura dziewczynki też zmizerniała. Jedyne co pozostało nie zmiennie to włosy w kolorze delikatnej miedzi i niezłomne zielone oczy. Nie takie, jakie ma Karol, jej były delikatne, lekko lazurowe.
- Adela jednak przyszłaś - rozpromieniła się.
- Przecież mówiłam, że wpadnę - odwzajemniłam uśmiech, już trochę szczerzej.
- Wiem, ale słyszałam taki tekst już dużo razy - odrzekła. Prowadziłyśmy luźną rozmowę, Zuzia zadawała mi różne pytania, dotyczące mnie, ale też życia, polityki, co za dziecko! Czasem gubiłam się czy rozmawiam z jedenastolatką czy dwudziestolatką. W pewnym momencie spytała:
- Czemu jesteś smutna? - wpatrywała się bez skrępowania.
- Nie jestem, wydaje ci się - odparłam i rzuciłam jej uśmiech. Dziwne zwykle dobrze ukrywam emocje. Mało kto potrafi rozszyfrować co dzieje się w mojej głowie, więc tym bardziej zaskoczyło mnie jej pytanie.
- Nieprawda. Uśmiechasz się, ale za tym kryje się coś tajemniczego, coś niedobrego. To nie jest uśmiech wesołej osoby - mówiła, a mnie zatkało.
- Jak to możliwe, że jesteś taka mądra, co? - spytałam z niedowierzaniem.
- Nie zmieniaj tematu - brnęła.
- To nic takiego, po prostu... ludzie w moim otoczeniu ostatnio świrują - poniekąd to była prawda.
- Wszyscy tak czasem mają. To minie, ludzie nie są źli, tylko czasem im coś nie wychodzi. Kojarzy mi się to z taką mijającą chorobą, wiesz? - kąciki jej ust znów sie wykrzywiły.
- Wiem, aj Zuzia ty mądralo, powinnam przychodzić do ciebie na korki.
- Z czego? - zdziwiła się dziewczynka.
- Z życia  - zaśmiałyśmy się obydwie. Siedziałam jeszcze godzinę, aż przyszła pielęgniarka, dając mi do zrozumienia, żebym się zbierała. Pożegnałam Małą i udałam się do domu, cały czas rozmyślając.

To niesamowite, jak Zuzia potrafi dawać ludziom radość. Dziewczynka ze stwardnieniem rozsianym, która już ledwo wstaje z łóżka, ma więcej energii i radości do życia w sobie niż ja. Ale czy to właśnie nie tak działa? Że życie zaczynamy tak naprawdę doceniać, kiedy zdajemy sobie sprawę z jego kruchości. Wtedy kiedy zaczynamy dostrzegać "Hej, jednak nie jestem nieśmiertelna." Paradoks polega na tym, że właśnie dokładnie tak to wygląda. Wiem, że trzeba walczyć, nie poddawać się. Inni, przecież  mają gorzej. Ale czasem tak cholernie trudno jest wstać w łóżka i stawić czoła tym wszystkim przeciwnościom, których z ciągle nabywa. Każdy ma prawo do gorszego dnia, a nawet tygodnia. Sęk w tym, żeby się nie poddawać. To ma służyć, jako przerwa w tej walce życia, a nie jako wywieszenie białej flagi w oznace porażki.
Czuję się samolubnie, ale... Tak! Chcę mówić tylko o sobie, chcę się poużalać, narzekać.
Bo to nie moja wina, że mój tata sobie sam spieprzył życie, że spłodził dwójkę dzieci, których nie chce. To nie moja wina, że ktoś nagadał Karolowi głupot, a on we wszystko wierzy. To nie moja wina, że Charlie czuje coś do Wery, choć ma dziewczynę. To nie moja wina, że tabloid coś sobie ubzdurał. To nie moja wina, że psychobambino mnie wyzywają. To nie moja wina, że Zuzia jest chora. To nie moja wina, że jestem zakochana po uszy w Leondre. To nie...Nie wierzę. Ja naprawdę jestem w nim zakochana, kogo ja w ogóle oszukuję?
Zawsze jest dla mnie taki miły, wysłucha mnie, troszczy się, jest po prostu dobrym człowiekiem. Owszem, potyka się, ale kto z nas tego nie robi? Za to, ja robię to prawie cały czas. Nie patrzę pod nogi, przewracam się, gubiąc w tym uczucia i pragnienia. A to wszystko wynika ze... strachu. Boję się nieznanego, nowych rzeczy, doświadczeń, bo co jeśli się nie uda? Znów załamka, smutek, ból. To za dużo kosztuje.
Powinnam iść na kolejną wizytę do terapeutki, ale nie chcę. Ona działa tak, żeby zmanipulować mój umysł. Boże, co się ze mną dzieje?!

Nie wiem, ale jedno wiem na pewno. To czas na zmiany. Czy wyjdzie?   Pewnie nie, ale spróbować zawsze warto.  Przede wszystkim muszę uregulować sprawy uczuciowe, bo właśnie doszłam do wniosku, że zawaliłam sprawę.


Spławiłam chłopaka, na którym mi tak zależy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!
Rozdział krótki, ale jest w nim dużo opisów. Osobiście lubię pisać te przemyślenia. Dajcie znać czy wolicie, jak jest więcej dialogów, czy właśnie myśli ;) Jestem całkiem zadowolona.
Dobra ludzie, jest godzina 7, za chwilę idę na egzamin. Trzymajcie za mnie kciuki! Potrzebuję waszej energii xD Jak nie wykorkuję po tych trzech dniach to będzie dobrze :) 
Co do piątkowego rozdziału nic nie obiecuję. Zależy czy się wyrobię. 
Komentujcie, to dla mnie ważne. Dziękuję za wsparcie :)
Tytuł: "Pomocy, zgubiłam się..."
Miłego dnia ;*
Asieneczka Lia

#LBA

4
COM
Dzisiejszy wpis, to ani nie rozdział, ani żadne moje przemyślenia. Tylko "Liebster Blog Award", do którego zostałam nominowana przez dwie genialne pisarki: Etoilune xx i Magdalenka Maggielenka
Polecam zajrzeć na te blogi, są naprawdę świetne :)

A teraz przechodzę do pytań. Uprzedzam, że na nie powinnam udzielać krótkich i treściwych odpowiedzi, a jako, że ja to ja, to czasem zdarzyły się eseje w odpowiedzi :D

Pytania od Etoilune:

1. Jak się nazywa twój idol/ka/e? (oprócz BaM)
Idol to dla mnie osoba, na której się wzoruje. Taka, której życiem się interesuje i jest w jakimś stopniu  autorytetem. Osobiście nie mam idola. Nie tracę głowy na czyimś punkcie ani nie wzoruję się na nikim konkretnym. Szczerze mówiąc, chciałabym mieć.

2. Masz jakieś zwierzaki w domu? A jak tak, to jakie i jak się zwą? :))
Tak, mam królika xD Nazywa się bardzo oryginalnie, bo Bodzia. Nie pytajcie, hah :D

3. Jakiego przedmiotu w szkole najbardziej nienawidzicie? :x
Może to się wydać dziwne, ale polskiego :D Moja nauczycielka jawnie daje mi do zrozumienia, że mnie nie lubi, a mojego brata, który już dawno wyszedł ze szkoły wręcz uwielbia. Ciągle tylko słyszę, jaki to on był wspaniały, a ja... porażka. Ona odbiera mi całą przyjemność z tej lekcji.

4. Jaka jest twoja ulubiona potrawa *.*
Pierogi ruskie! Mmmm.... Mogłabym jeść do końca życia :P

5. Ulubiona sieciówka? xD
New Yorker

6. W skali od 0-10, jak bardzo lubisz muzykę? (Nie chodzi mi o przedmiot, tylko o zwykłą najzwyklejszą muzykę xD)
10! Uwielbiam muzykę, towarzyszy mi prawie zawsze :)

7. Od czego jesteś uzależniona? 8)
Od aktywności fizycznej. Nie potrafię usiedzieć długo na tyłku. Uwielbiam sport, sama trenuję. Pozwala mi to się porządnie wyżyć, również wiele uczy :)

8. Jakie masz talenty?
Raczej nie mam żadnego.

9. Jaki chcesz wykonywać zawód w przyszłości? (jeśli nie wiesz, to pjona XD)
Piąteczka! :D

10. Nie umiem pisać pytań, więc napisze po prostu:
  Jak się czujesz? XD

W sumie to całkiem ok :) Miło, że pytasz xD

Pytania od Magdalenki Maggielenki:

1. Znajdujesz złota rybkę, która może spełnić twoje 3 życzenia. Jakie by były?
a) Na pewno jedno życzenie poświęciłabym na, jakąś globalną sprawę, np. zaniechanie wojen, pokój, czy też to, żeby ludzie nie głodowali, musiałabym się poważnie zastanowić.
b) Kolejne życzenie wykorzystałabym na moją rodzinę. To zależy co w danym czasie byłoby im potrzebne, czy wsparcie finansowe czy może coś innego. Zależnie od sytuacji :)
c) Jako, że jestem samolubem, ostatnie życzenie wykorzystałabym na siebie. Mam takie jedno skryte marzenie związane z aktorstwem, szczegółów nie podam :D Myślę, że spełniłabym je albo może wybrałabym się w podróż dookoła świata. Jedna z tych opcji :P

2. Gdybyś mogła spotkać dowolną osobę na świecie kogo byś wybrała?
Tylko jedną?! Jejku jakie dylematy... Jest wiele osób, które chciałabym spotkać, dużo muzyków, aktorów, pisarzy, kompozytorów, malarzy, czy też innych znanych ludzi. Natomiast jakbym miała wybierać, na bank byłby to jakiś sportowiec. Po długich przemyśleniach, wybrałabym Justynę Kowalczyk ( słynna, polska biegaczka narciarska). Osobiście nie fascynuje mnie ta dyscyplina sportu, nie śledzę również wnikliwie jej kariery, ale niesamowicie ją podziwiam. Sukces jaki osiągnęła wymagał ciężkiej pracy, ogromnego samo zaparcia, przekraczania granic własnej możliwości, udowodnienia sobie, że to co niemożliwe, jest możliwe. Trudno mi sobie wyobrazić taki wysiłek i poświęcenie, a co dopiero to zrobić. Jako osoba publiczna, też nie miała łatwo. Bardzo bym chciała z nią spędzić czas, porozmawiać, dostać jakieś rady. Jak pasja pociągnęła za sobą tyle strat, a mimo wszystko było warto.

3. Gdybyś mogła przywrócić do życia jedna osobę kto by to był?
Na tę szansę zasługuje wiele osób, które zaznaczyły się swoją działalnością na świecie. Jednak, ja podarowałabym tę okazję mojej kuzynce. Powinna przeżyć więcej, niestety nie było jej dane.

4. Co masz teraz na sobie?
Bluzę w róże, czarne rurki, białe skarpetki, kolor stanika też ci podać? :D

5. Jaki przedmiot wywaliłabyś ze szkoły?
Religię, gdyż powinna ona być nauczana w kościołach, a nie w szkole gdzie jeszcze dostajemy za to oceny. Chociaż niewątpliwe podnosi większości średnią na zakończenie roku :P

6. Kogo ostatniego przytuliłaś?
Patrycję, moją koleżankę :)

7. Gdzie chciałabyś pojechać?
I znowu... Chciałabym się wybrać do tak wielu miejsc!
Jeśli tylko bym miała pieniądze i możliwość to Nowa Zelandia, achh! Albo do Peru, marzy mi się, żeby odwiedzić te kraje :)

8. Jaką czekoladę najbardziej lubisz?
Wybierać ulubioną czekoladę to tak, jak wybierać swoje ulubione dziecko - nie da się! :D Na pewno milka, ale która? Może oreo, ale tutaj mam problem :P

9. Czego nienawidzisz w ludziach?
Fałszywości. Udawanie kogoś innego, obgadywanie swojej "najlepszej przyjaciółki" , kłamanie w żywe oczy. Zdecydowanie tego nie cierpię. Nie wymagam, żeby ludzie mnie lubili, kochali i co tam jeszcze, ale wymagam żeby byli ze mną szczerzy, w ten sposób wyrażając szacunek. A uważam, że szacunek należy się każdemu.

10. Co kochasz w sobie?
Może nie kocham, ale lubię: jestem patriotką. Uwielbiam śpiewać piosenki patriotyczne, uczestniczyć w marszach niepodległościowych i różnych wydarzeniach związanych np. ze świętem 11 listopada. Po prostu, czuję ogromną wdzięczność wobec tych wszystkich ludzi, którzy walczyli po to, żebym miała dobre życie. Żołnierze, cywile, którzy zginęli te kilkadziesiąt lat temu, wiedzieli, że ich najbliżsi nie przeżyją. Umarli w walce za wolną Polskę, za przyszłe pokolenie, za ludzi których nawet nie znali. To jest takie piękne! Historia naszego kraju jest bardzo burzliwa, rozbudowana i pełno w niej prób zniszczenia Polaków. Mimo tłumienia buntów, prób wynarodowienia, rozbiorów nie poddali się. Walczyli też...dla mnie. Z tyłu głowy ciągle mam świadomość, że dzięki tym ludziom teraz mam tak wspaniałe życie. Jestem dumna z tego, że jestem Polką. Oczywiście ten kraj ma różne swoje niedociągnięcia, paradoksy i nieprzyjemne sytuacje (polityka). Ale i tak, cieszę się, że mieszkam w takim kraju, wywalczonym przez Takich ludzi.

A teraz kolej na moje nominacje. To osoby, które prowadzą fantastyczne blogi i musicie do nich zaglądnąć! Oto one:

A to pytania dla tych czterech uroczych kobietek:
1. Jaka jest Twoja ulubiona książka?
2. Gdybyś mogła zamienić się ciałem na jeden dzień z dowolną osobą na świecie, kto by to był?
3. Załóżmy, że reinkarnacja istnieje, jakim zwierzęciem będziesz w kolejnych wcieleniu i dlaczego? :D
4.  Grasz na jakimś instrumencie i jaki jest twój ulubiony?
5. Jakie wartości są dla ciebie ważne?
6. Opisz siebie w 6 słowach.
7. Komu chciałabyś przybić piątkę?
8. Dostajesz kopertę z datą i sposobem w jaki umrzesz, otwierasz ją?
9. Ulubiony cytat?
10. Gdybyś mogła wejść do świata książki/filmu jaka by to była i czemu? 

Mam nadzieję, że nie zanudziłam odpowiedziami :)  Teraz ciekawa jestem odpowiedzi blogerek podanych wyżej, powodzenia dziewczyny! :)
A wszystkich, którzy nie czytali, zapraszam do piątkowego rozdziału (Link)
Asieneczka Lia

#Rozdział 13 "Alea iac­ta est"

10
COM

Blondynka stała tak przez chwilę, aż w końcu opadła bezwładnie na łóżko, ukrywając twarz w dłoniach. Nie płakała, nie wydawała żadnego odgłosu. Jedynie co można było zauważyć to przyspieszony oddech dziewczyny. "Jak wszystko mogło zajść tak daleko?" myślała, pogrążona w smutku. W pokoju panowała ciemność. Jedynie lampka nocna rzucała mały promień światła na drobną karteczkę, która wypadła dziewczynie z dłoni. Teraz czarny tusz na białym papierze był dobrze widoczny, a słowa na niej wręcz lśniły.

"And I know I shouldn't say it.
My heart don't understand..."

***

Skupienie. Skrzypienie. Cisza. Szelest. Cisza. Skupienie. Pociągnięcie. Cisza.
Kończyłam rysunek, który rozpoczęłam zaraz po przebudzeniu. Wszystkie wydarzenia mnie przytłaczały, dopiero teraz odczuwałam cały ból skumulowany od kilku tygodni. Mimo wszystko rysunki wychodzą mi najlepiej, gdy towarzyszą mi negatywne emocje. To nie w porządku.
Na aksamitnie białej kartce widniała głowa dziewczyny. Miała półprzymknięte oczy, a wokół ciemne plamy od rozmazanego makijażu i dwie czarne strużki spływające po policzkach. Krótkie i jasne włosy kontrastowały z głęboko czarną koszulką. Postać trzymała mały kartonik, na którym narysowany był uśmiech. Przykładała go w miejscu gdzie naprawdę znajdowały się jej usta.  Całość oczywiście wycieniowana w odpowiednich miejscach.
Chyba jednak nie mam talentu. Gdyby było inaczej, umiałabym narysować co tylko chcę, jak i gdziekolwiek chcę. Wyjrzałam przez okno. Pogoda nie zachęcała do opuszczenia miękkiego, ciepłego łóżka. Deszcz lał jak z cebra. Po złotej, polskiej jesienni nie było ani śladu, tak jak po liściach na drzewach. Stwierdziłam, że na taki dzień idealne będą piosenki francuskiej artystki ZaZ. "Si jamais j'oublie" to świetny singiel. Uwielbiam wsłuchiwać się w teksty jej piosenek. Francuski brzmi przecudownie, zapiera dech w piersiach. A ja potrzebowałam teraz zająć myśli czymś innym. Położyłam się i wlepiłam wzrok w sufit. Zbyt się przywiązuję do ludzi, może powinnam wszystkich trzymać na dystans? Dlaczego życie tak bardzo lubi komplikować sprawy?
W tym momencie skończył się utwór, a kolejnym na playliście, o czym nie pamiętałam, była piosenka "Hopeful". Nie teraz, nie chcę jej słuchać. Już wstałam, podeszłam do biurka z zamiarem wyłączenia, kiedy usłyszałam głos. Mimo, że młodszy to już wtedy słychać ciepło w jego barwie. W tej chwili się rozpoczęło:

"Please help me God, I feel so alone
I'm just a kid, I can't take it on my own"

Mogłabym te słowa przypasować do mojego aktualnego stanu.

"I've cried too many tears, yeah, writing this song
Trying to fit in, where do I belong?"

Poczułam, że ten głos wie, jak ja się teraz czuję. Wie co przeżywam, wie wszystko.

"I'm just a kid, I don't want no stress                    
My nerves are bad, my life's a mess"          

"I want to tell my Mom but
She's havin' trouble with my Dad"

Dosłuchałam reszty piosenki, kontemplując słowa. Pomimo całych przykrości związanych z moim tatą, wyzwiskami, powracających koszmarów, brakiem zaufania, a nawet mieszanych uczuć co do Leo, poczułam się lżej. Ktoś mnie rozumie. Szkoda tylko, że ta osoba tak bardzo miesza w moim życiu. I to w takim momencie!
Adela, Boże, co ty robisz? Co ci da wylegiwanie się cały dzień w łóżku i użalanie się nad sobą? Na pewno podwyższy ci się poziom twojego ego, jeśli tego chcesz.
Nie jest łatwo wyjść z ukrycia, z bezpiecznej strefy komfortu i pokazać się innym. Ale ja lubię wyzwania. Ludzie, którzy mnie zranili nie będą powodem, dla którego marnuję czas. Nie teraz, za dużo już na nich poświęciłam. W ciągu pół godziny cała się ogarnęłam. Drzwi od pokoju mojej mamy i Niko wciąż stały zamknięte. Oni też się pozbierają. Dam im czas.
Wzięłam długopis i nabazgrałam na kartce, że wychodzę i pojechałam do Weroniki. Wypad do najlepszej przyjaciółki wydawał mi się jedynym sensownym pomysłem. Zapukałam, a drzwi otworzyła mi mama Werki.
- Dzień dobry pani Kasiu, czy jest Wera? - spytałam zdobywając się na wymuszony uśmiech.
- Tak, wejdź - zaprosiła mnie gestem do środka. - Wiesz co się z nią dzieje? - mówiła zmartwiona, gdy zamknęłam za sobą drzwi. - Cały czas siedzi w pokoju i nie chce wyjść.
- Pogadam z nią. Na pewno będzie dobrze - pocieszyłam ją, a sama w środku się zdenerwowałam. Co takiego mogło się stać? Nie pozostało mi nic innego, jak sprawdzić to samej. Ostrożnie zapukałam, a do moich uszy dotarł zachrypnięty, dziewczęcy głos:
- Mamo dajże mi święty spokój!  - Wahałam się chwilę. W końcu nacisnęłam na klamkę i weszłam do pokoju. Rolety były zasłonięte, w pomieszczeniu panował półmrok.
- Mamo! - zaczęła, ale kiedy odwróciła głowę i mnie zobaczyła, dodała - A to ty.
- Też się cieszę, że cię widzę - powiedziałam i podeszłam bliżej.
- Nie mam humoru, kiepski dzień, nie chcę nawet o tym gadać - rzuciła zrezygnowana, przeczuwając że zapytam ją o samopoczucie.
- Spoko, myślę że w konkurencji "kto miał najgorsze ostanie 24 godziny życia" bym wygrała - westchnęłam.
- Co? - spytała przestraszona.
- Tak w skrócie - spojrzałam na nią. - Karol myśli, że chcę się z nim przyjaźnić tylko dla fejmu, mój ojciec wniósł pozew do sądu o rozwód, poszedł sobie, ani "Cześć" ani "Pocałuj mnie w dupę" nic. A...
- No co ty gadasz - przerwała mi i szybko się podniosła. Przytuliła mnie mocno i poczułam, że moje policzki stają się mokre. Znowu. Zresztą nie tylko moje, Werka też płakała. Nawet nie wiedziałam czemu. Ale czy więcej powodów do zmartwień to, to  czego teraz potrzebuję?
- Jak sobie radzicie? - spytała.
- Mama kiepsko, choć stara się, tego po sobie nie poznać. Chce byśmy nie widzieli jak cierpi. Ona zawsze myśli o nas, nawet w takim trudnym dla niej momencie. Nikodem no... tak jak chłopiec, który stracił ojca, nie za dobrze. Jednak ból nas zbliżył wszystkich do siebie - mówiłam bez cienia emocji.
- A ty? Jak się trzymasz? - zwróciła się czule. Popatrzyłam na nią raptownie.
- Nie wiem. Czuje, jakby coś podpalało mnie od środka, drażniący ogień. Z drugiej strony, wiesz jaki ojciec był dla mnie. Przypomniałam sobie czasy, kiedy potrafiliśmy się razem bawić i śmiać. Chyba się gdzieś zagubił, po drodze do życiowego sukcesu wypuścił z rąk instrukcję. Dla mnie tata odszedł już dawno temu, zatracił się w pracy. Jak ma wrócić to tylko ten, którego tak kochałam - kolejny raz zadziwiły mnie słowa, które same wychodziły z moich ust. Do tych wniosków dochodziłam w trakcie mówienia. Dopiero teraz to zrozumiałam. - Najbardziej szkoda mi mamy, nie zasługuje na to.
- Adela, poradzimy sobie. Razem. To minie, ten smutek, ból. Uwierz przerabiałam to nie raz - mówiła przez łzy, widząc moje i cały czas mocno trzymała mnie w objęciach.
- Skoro i tak już gorzej być nie może, to powiedz co stało się tobie - powiedziałam próbując uspokoić jąkanie.
- Sama zobacz - wskazała głową na małą karteczkę, znajdującą się niedaleko łóżka. Zdumiałam się, gdyż podobną sama dostałam. Podniosłam ją i odczytałam.
- Wera to jest dziwne... - zaczęłam, a przyjaciółka nie dała mi dokończyć.
- Dziwne? Raczej okropne! Jak on mógł... - tym razem to, ja przerwałam.
- Nie, nie, popatrz - wyciągnęłam, świstek papieru z kieszeni spodni, który włożyłam wczoraj wieczorem. - Wiedziałam, że to zdanie mi się z czymś kojarzy. Przeczytaj sobie je razem.
Podałam Weronice obydwie karteczki. Chwilę jej zajęło, zanim się odezwała.
- To wygląda, jak słowa piosenki Ellie Goulding. To ma być jakaś głupia zabawa czy co? -  spytała wkurzona.
- Nie wiem, ale nie będziemy siedzieć, jak dwie sierotki - powiedziałam stanowczo. - Masz numer do Charlie'ego?
- Mam - zawahała się. - A nie lepiej żebyś ty zadzwoniła do Leo?
- Nie mam do niego telefonu, kontaktowaliśmy się przez was albo mail'owo - stwierdziłam, a widząc zakłopotanie na twarzy przyjaciółki dodałam. - Ach! Daj mi ten telefon, ja z nim pogadam.
Posłusznie wybrała numer blondyna, a chwilę potem trzymałam telefon przy uchu.
- Halo, Weronika? - w normalnych okolicznościach, bym się zaśmiała z jego akcentu, teraz nie było mi do śmiechu.
- Nie, tu Adela. Możesz mi wyjaśnić o co chodzi z tymi kartkami? To miało być zabawne, bo jeśli tak to nie wyszło - przez chwilę nikt się nie odzywał, aż nagle usłyszałam głos Leo.
- Adele, przyjdźcie jutro o 15 do studia nagraniowego, wyjaśnimy wam wszystko - rzekł, a potem się rozłączył. Nawet nie zdążyłam się oburzyć, bo tak szybko zakończył rozmowę. Werka patrzyła się na mnie pytającym wzrokiem.
- Mamy być jutro o 15 w studiu nagraniowym. Powiedział, że nam wszystko wyjaśnią.
- Adela, ja się boję. Nie chcę tam iść -  powiedziała cicho.
- Ja też, ale mimo wszystko lepiej wyjaśnić chociaż jedną sprawę - powiedziałam rzeczowo.
Koleżanka chciała bym została na noc. Wyjaśniłam, że muszę być  w domu. Nie mogę teraz zostawiać mamy samej i tak za dużo na siebie bierze. Umówiłyśmy się na jutro. Wróciłam do domu i przez pół nocy nie mogłam spać, zastanawiając się, co się wydarzy.

***

Stresowałam się niemiłosiernie. Nie miałam pojęcia co oni mogli takiego wymyślić. Wszystko było nieobliczalne i przez to najgorsze. Wczoraj chwilę rozmawiałam z mamą. Jest źle, nawet bardzo. Stara się, żebym tego nie wdziała, ale nie ze mną takie maski, to ja jestem mistrzynią w ich zakładaniu.
O 14 spotkałam się z Weroniką w umówionym miejscu i obydwie całe zdenerwowane ruszyłyśmy do studia.  Po drodze nawzajem się uspokajałyśmy, co wprawiało nas w jeszcze większe nerwy.
- Wera, czekaj - odezwałam się nagle. - Czym my się właściwie stresujemy? To oni mają nam wyjaśnić sprawę. Zresztą... osobiście mam bardziej męczące rzeczy na głowie.
- W sumie, jak tak teraz myślę - zaczęła.- To masz rację. My to jesteśmy głupie.
- Oj jesteśmy! - dalsza część podróży, przebiegła w przyjemnej i wesołej atmosferze. Dochodziłyśmy już do studia, gdy Werka się zatrzymała. Odwróciłam sie i rzuciłam jej pytający wzrok, a ona odpowiedziała mi przerażonym spojrzeniem. - Daj spokój, już to przerabiałyśmy. Nie ma się czego bać.
- No nie mów, że ty nie czujesz się ani trochę zestresowana - wlepiła we mnie wzrok.
- Nie mówię - uśmiechnęłam się i poszłam dalej, a ona coś za mną krzyczała. Ech, sto światów z tą Weroniką. Ochroniarz wpuścił nas bez problemów, gdy tylko podałyśmy mu nazwiska. Stanęłyśmy przed wejściem do sali i popatrzyłyśmy się na siebie w tym samym momencie.
- Gotowa? - spytała.
- Nie ważne, miejmy to za sobą -powiedziałam i w tym momencie weszłyśmy. Przygotowana byłam na ten sam widok co ostatnio. Czyli dużo ludzi, pełno kabli, rekwizyty do teledysku. Tymczasem ogromne pomieszczenie wypełniała głucha cisza, a po nagraniach nie było widać ani śladu. Ruszyłyśmy w głąb sali, tym samym zbliżając się do sceny. Wtedy usłyszałam pierwsze dźwięki wydobywające się z dwóch dużych głośników. Znałam tą melodię. Tylko skąd?
Nagle zobaczyłam dwie niewyraźne postacie z mikrofonami. Któż by to mógł być inny. Pewnym krokiem podeszłyśmy bliżej sceny, a wtedy Leo zaczął: Link

But I feel like I'm the only one who's feeling this way.
Could I be the one for you?
And can I call you my babe?
Don't want me like I want you and you don't feel the same.
I don't wanna make a fuss girl.
Now just tell me it straight.
Girl are you playing me?
Cause I wanna know.
When I look into your eyes,
I can see your soul.
It's like all you've ever wanted.
She's all you've ever liked.
Don't wanna be a part of you just cause you ain't her type.   

Spoglądał to na mnie, to w podłogę zakłopotany. Uśmiechał się lekko pod nosem. Teraz przyszła kolej na Charlie'ego, swoje słowa kierował prosto do Weroniki:

And now I don't understand it.
You don't mess with love, you mess with the truth.
And I know I shouldn't say it.
My heart don't understand.
Why I got you on my mind.
Why I got you on my mind.
Why I got you on my mind.
Why I got you on my mind.
I don't understand why I got you on my mind.
Why I got you on my mind.
Why I got you on my mind.
Why I got you on my mind.

Zerknęłam z ukosa na przyjaciółkę. Zwykle potrafię z niej wyczytać wszystko. Teraz była dla mnie jak zamknięta księga. Nie do przejrzenia. Gdy blondyn skończył refren, Leondre zeskoczył ze sceny i stanął przede mną:

I'm just a silly little kid.
That won't let go of you.
Cause no one on this earth,
Makes me feel the way you do.
I wanna take a risk.
But I don't wanna be your man.
I wanna be your everything.
I guess I never can.
I just wanna see you smile.
Even just a little bit.
Girl these scars will never heal.
And my heart will never fix.
But if I'm going crazy.
And you feel the way I do.
Tell me that you need me.
Cause I'm holding onto you.

Wiedziałam, jak dużo kosztowało go nieodwrócenie wzroku, ale dał radę. Cały czas patrzył się w moje oczy, a tym samym ja w jego. Po zakończeniu rapu, wrócił z powrotem na scenę. Do końca utworu już się nie odzywał. Za to Charlie szalał. Skakał po scenie i dokończył resztę piosenki. Spoglądał na Werkę, ale jej kamienna mina chyba go peszyła.
Nie trwało to długo, a muzyka przestała grać. Chłopcy zbliżyli się na skraj sceny. Zatkało mnie, wryło w ziemie, przykuło i tysiące innych rzeczy na raz. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Dostrzegłam kątem oka, że koleżanka wybiegła z pomieszczenia. Chciałam pobiec za nią. Nie mogłam się jednak ruszyć. Blondyn się zmartwił, ale poszedł w ślad mojej przyjaciółki, która teraz musiała przeżywać wyładowania atmosferyczne w swojej głowie. Zostaliśmy sami. Powolnym krokiem zbliżał się do mnie, a ja wciąż stałam sparaliżowana.
- Porozmawiamy? - spytał cicho. Kiwnęłam głową i wyszliśmy na zewnątrz. Usiedliśmy na najbliższej ławce pod drzewem. Tak trwało milczenie, dopóki nie wyjąkałam:
- Nie wiem... co powiedzieć.
- Co czujesz. Ja ci powiedziałem. Wszystko to prawda, każde słowo, każda linijka - mówił przyciszonym głosem, jakby niepewnie. Konsternacja zawisła w powietrzu, niemal mogłabym ją dotknąć, taka była wyraźna. W końcu się odezwałam:
- Trafiłeś na kiepski moment. Za dużo mam teraz na głowie zmartwień, to mnie przytłacza .
Po krótkiej wymianie zdań, zdecydowałam się opowiedzieć brunetowi o swoim ojcu.
- Wiem, jak się teraz czujesz - zaczął. - Przeżyłem to samo.
- Wiem, że wiesz - stwierdziłam zirytowana. - Ale co z tego? Ty masz to za sobą. U mnie to się dzieje teraz i nie mam pojęcia jak sobie z tym radzić!
- A myślisz, że co się dzieje kiedy śpiewam "Hopeful" na każdym koncercie? Już jest lepiej, ale nadal czuję, jakbym ciągle rozdrapywał strupa - teraz odwrócił twarz ku mojej. - Adele, jeśli tego nie czujesz... to ok. Przecież nie musisz, po prostu chciałem żebyś wiedziała.
- Leondre, jeszcze nigdy nikt czegoś takiego dla mnie nie zrobił. Doceniam to - uśmiechnęłam się smutno - ale nie mogę. Potrzebuję to przemyśleć. Muszę sobie wszystko poukładać. Przepraszam.


Wstałam i odeszłam wolnym krokiem, pozostawiając bruneta samego na ławce.  

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Siemka!
Oficjalnie ogłaszam, że to najgorszy rozdział na tym blogu. W końcu trzynasty no to pechowy. Wybaczcie, ale ostatnio jestem troszkę przemęczona i nie ze wszystkim daję radę. Mam nadzieję, że wybaczycie mi ten rozdział :D 
Za to ogromnie się cieszę, że ostatni wam się tak spodobał i przeczytałam tyle pięknych słów, pozytywnych komentarzy i motywujących zdań. Achh, uwielabiam was! 
Ostatnia sprawa to, że zostałam nominowana do LBA, które się pojawi na blogu w niedzielę. Także zapraszam do przeczytania :) 
Tytuł ( myślę, że każdy zna te słowa, ale dodam tłumaczenie :* ) : "Kości zostały rzucone."
Miłego dnia ;*
Asieneczka Lia 


#Rozdział 12 "Im­pa­res nas­ci­mur, pa­res mo­rimur"

9
COM


- Mogę wejść? - spytałam cicho, pukając do pokoju.
- Taa - usłyszałam i pchnęłam drzwi.
- Musimy pogadać - powiedziałam stanowczo, a on odwrócił się od ekranu na krześle obrotowym.
- No to mów - rzekł bez żadnego zainteresowania.
- Niko co się dzieje? Kto cię pobił? Dlaczego? - obiecałam sobie, że muszę się tego dowiedzieć.
- Co, nagle zaczęłaś się przejmować moim życiem? - spytał oschle. Wpatrywałam się w niego.Co się z nami stało? Z tymi dziećmi, które non stop biegały za sobą. Kłóciły się, ale nie potrafiły wytrzymać obrażonymi dłużej niż 5 minut. Kolejne potwierdzenie, że dzieciństwo choć cudowne, nie powróci.
- Słuchaj, chciałam cię przeprosić. Nie radzę sobie ostatnio... ze wszystkim - westchnęłam. - Obwiniałam ciebie za kontakty między nami, ale wina leży pośrodku.
- Aha. - Tylko tyle ma do powiedzenia? Naprawdę?
- Chciałam powiedzieć, że zawsze możesz mi wszystko powiedzieć. Tak jak kiedyś. Pamiętasz wakacje w Ustce i naszą "paczkę czipsów"?  - uśmiechnęłam się na to wspomnienie, a mój brat wpatrywał się w przestrzeń. - Możesz mi zaufać, tylko powiedz.
- Ada dzięki, ale to nie twoja sprawa. Zaczęłaś się mną przejmować dopiero jak dostałem po ryju, także dzięki, ale nie - zakpił. To ja przychodzę, staram się mu pomóc, naprawić wszystko, a on jest taki? Dobra, sam sobie zaczął!
- Jasne. Wiesz że chodzę do psychoterapeuty?! Oczywiście, że nie, bo jesteś takim samym ignorantem jak ojciec. Wiesz, jak mocno przeżyłam, tamte wydarzenia... - przełknęłam głośno ślinę. - Staram się pomóc, naprawić. A ty masz wszystko w dupie, jak zawsze. Skoro tak wolisz, to następnym razem, jak cię skopią nawet nie zwrócę na to uwagi. Tak jak wy! - trzasnęłam drzwiami i wyszłam z tego przeklętego pokoju mojego durnego brata. Pomyśleć, że było mi go szkoda.
Kiedy ochłonęłam, zrozumiałam jedno. Znowu wszystko zepsułam przez moje niepohamowane emocje. To już nie pierwszy raz.

***

W czwartek po szkole, wybrałam się do Werki, podłapała doła. Opowiedziała mi co się działo w parku po wizycie w szpitalu.
- Czemu on taki jest? - spytała bezradnie. - Gdyby to nie był mój idol powiedziałabym, że zachowuje się jak dupek. Przecież, w Anglii czeka na niego dziewczyna, a on ze mną no... wiesz.
- To nie jest mój idol, a więc - zrobiłam teatralną pauzę. - To dupek.
Zaśmiała się, co mnie podniosło na duchu. Źle się czuję, gdy moja, zawsze pełna energii, przyjaciółka jest smutna. To, aż do niej nie pasuje.
- Nie wierzę, że to mówię, ale dobrze, że za niedługo wyjeżdżają. Nie chcę już wchodzić w żadne bliższe kontakty z Charlie'm. Niech pozostanie dla mnie tym, kim był zawsze.
- Przykro mi, to przeze mnie wyszło wasze spotkanie - stwierdziłam.
- No coś ty! To była niesamowita przygoda i nie żałuję ani jednej chwili. Po prostu to nie ma racji bytu, no wiesz, my... Ale stop, nie ma narzekania - moja Weronika wraca - a jak tam z Leo?
- Bardzo dobrze mi się z nim rozmawia. To wrażliwy chłopak, wydaje mi się, że jesteśmy podobni. Ciekawa jestem czy będziemy jeszcze długo utrzymywać ze sobą kontakt. W sumie chciałbym - rzekłam, a następnie opowiedziałam historię o Zuzi. Werka bardzo przejęła się tą opowieścią, ale kto by się nie przejął? Dziewczynka niesie ogromny ciężar na swoich ramionach, dziwię się, że jak na taki przypadek stwardnienia rozsianego, jest sprawna. Do czasu...
  Leżałyśmy na dywanie i gadałyśmy o głupotach. Mamy Weroniki, jak zwykle nie było w domu. Nasze rozmowy zeszły na temat Karola. Oczywiście powtórzyłam jej dziwne zachowanie zielonookiego.
- I nie wiesz o co może chodzić? - spytała.
Jeszcze raz przewertowałam wydarzenia i nadal nic nie mogłam sobie przypomnieć.
- Nie mam zielonego pojęcia, te chopy to dziadowe so - powiedziałam specjalnie zjadając literki  i zaczęłyśmy się śmiać. Wróciłam późnym wieczorem, moi rodzice znów się kłócili. Szczerz mówiąc nie wiem co ich połączyło te kilkanaście lat temu. Najwidoczniej tata musiał się bardzo zmienić. Właśnie dlatego dorosłość mnie przerażała, pełna odpowiedzialność i monotonne życie.
Kilka pociągnięć ołówkiem, mój organizm nachalnie prosił o sen przymykając mi powieki. Odłożyłam nieskończony rysunek, poszłam spać. Po przebudzeniu się rano prawie w ogóle nie pamiętałam o czym śniłam. Jedyne co kojarzę to głębokie, zielone oczy, a może one były mleczno- czekoladowe? Nie mam bladego pojęcia. Nie ważne.

***

Piątek, pora dnia którą każde dziecko uwielbia, koniec lekcji. Weronika właśnie pożegnała się z przyjaciółką i wyszła ze szkoły. Skierowała się w stronę domu, kiedy ktoś szepnął jej do ucha:
- Niespodzianka! - gwałtownie się odwróciła i zobaczyła wysokiego blondyna.
- Charlie? Ale co ty tu... - wyjąkała zadziwiona.
- Nagrania są męczące, hotelowy pokój nudny, pomyślałem że może spędzimy trochę czasu - jego twarz rozpromieniła się w wielkim uśmiechu. Dziewczyna chwilę się wahała, potem powiedziała:
- W sumie czemu nie? Dziś jest piątek, więc nie chcę siedzieć sama w domu i jeść  - stwierdziła przekrzywiając głowę na myśl o swoich niedoszłych planach na wieczór.
Przysiedli się na ławce w parku. Od czasu do czasu, któraś z przechodniów okazywała się Bambino i rzucała na chłopaka.
W ten chłodny piątkowy dzień poruszali poważne tematy. Dziewczyna z trudem opowiedziała historię o jej zmarłych bliskich. A chłopak mówił o swoim tacie. Szczera rozmowa zawsze zbliża ludzi. Pokazuje zaufanie i trudy otwarcia się przed drugim człowiekiem. Oboje bardzo to doceniali.
- Charlie, będę się już zbierać - powiedziała dziewczyna.
- Odprowadzę cię - delikatny uśmiech zawitał na jego twarzy. Tak szli, gdy chłopak jakby nagle sobie o czymś przypomniał.
- Masz rozpięty plecak - powiedział szybko.
- O dzięki - już zaczynała go zdejmować, gdy Charlie dodał:
- Nie, nie! Ja ci go zapnę - Weronika zdziwiła się, ale przystała na tę propozycję. Pożegnali się pod klatką blondynki, która resztę wieczoru spędziła na słuchaniu muzyki i sprzątaniu. Gdy wypakowywała plecak, znalazła w nim rzecz. A właściwie małą karteczkę. Rozwinęła ją i znieruchomiała.

***

Poszłam do kantorka, wzięłam dwa mopy , wiadro z wodą i płynem. Pewnie Karol zaraz przyjdzie. Zaczęłam sprzątać salę, gdy chłopak wszedł. Chwycił sprzęt i bez słowa zabrał się za mycie podłogi.
- Cześć Karol! Rozumiem że mogłeś mnie nie zauważyć - powiedziałam sarkastycznie, on mnie zignorował. - Aha, dobra udawajmy że nie istnieję.
Przez godzinę na sali panowała głucha cisza, od czasu do czasu przerywana dźwiękiem płukania mopa w wodzie. Nienawidzę, jak ktoś mnie ignoruje. Nie można się określić? Lubię cię, kocham cię, nienawidzę cię, nie chcę z tobą gadać? Ok, rozumiem. Ale zlewka to najgorsze co istnieje a tym świecie. Jak można się domyślić, nie dałam za wygraną.
- Słuchaj, wkurza mnie to jak się zachowujesz. Nic nie zrobiłam, a ty strzelasz fochy, jak pięcioletnia dziewczynka - zaczęłam, a on wpatrywał się we mnie. Widziałam mieszankę różnych emocji na jego twarzy. - Albo powiesz o co ci chodzi albo możesz nadal obrażać się, jak dzidziuś. Twój wybór, ale osobiście chciałabym wiedzieć co takiego zrobiłam.
Minęła chwila zanim odpowiedział.
- Adela naprawdę? Mogłabyś zachować chociaż resztki godności - prawie wysyczał.
- Ale o co ci do jasnej cholery chodzi?! - wszystko się we mnie gotowało.
- Może chociażby o to, że zależy ci tylko na tym, żeby być popularną? Już wszystko wiem! Wiem, że chciałaś się zaprzyjaźnić ze mną tylko po to, żeby się wybić w szkole. A oczywiście kiedy poznałaś tego swojego Leonardo to można zostawić do niczego niepotrzebnego Karola, bo ma za mało fejmu. Naprawdę rzuciłaś się na tego chłopaka, żeby być na pudelku? Myślałem, że jesteś inna. Myliłem się, jesteś taka sama jak wszyscy.
Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie dotarło do moich uszu. Czy on mówi na poważnie, bo brzmi jak jeden, wielki, głupi żart.
- A mogę wiedzieć kto ci naopowiadał takich historii?
- To chyba nie jest teraz ważne. Nie chcę mieć kontaktu z osobą, która jest taka fałszywa. Wszystko tak dobrze sobie zaplanowałaś - wycedził.
- Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać - chłopak popatrzył na mnie zdezorientowany. - Ty naprawdę myślisz, że ja chcę być popularna w szkole? Nie wiem kto ci tak zamydlił oczy, ale pomyśl logicznie. Jak mogłam zaplanować, że wtedy wyjdziesz z sali ze mną pogadać? Jak mogłam przewidzieć, że się za mną wstawisz? To ty zacząłeś naszą znajomość. Serio cię polubiłam, widać że te fejmy wokół ciebie mają za duży wpływ, bo już nawet nie masz własnego zdania. Nie dość, że gdzie nie pójdę to laski wyzywają mnie od suk i szmat, to mój kolega uważa, że chcę się na nim wybić. Wszystko przez jakiś wymyślony z dupy artykuł? Nawet już mi się nie chce o tym gadać. Wiem, że jestem najgorsza i nie muszą mi wszyscy na każdym kroku tego wypominać! - cała nabuzowana zostawiłam mopa i szybkim tempem wyszłam ze szkoły. Nie będzie mnie tak traktował! Szłam przed siebie nie zważając na nikogo i na nic. Usłyszałam za sobą czyjś głos:
- Poczekaj!
Ta ciepła barwa... wszędzie rozpoznam ten głos. Raptownie się zatrzymałam, a chłopak do mnie dobiegł.
- Co się dzieje?  - spytał z troską. Nie chciałam o tym gadać. Nie chciałam żeby nas ktoś widział. Chciałam, żeby wszyscy mi dali święty spokój.
- Nic! Życie to dno, ciągłe wyzwiska, ludzie którzy ci nie wierzą, męczarnia, szkoła , beznadzieja, nostalgia, ludzie to potwory, czemu nie mogłam urodzić się takim kotem? Miałabym wszystko gdzieś i bym ciągle jadła. Idealne życie, nie to co ta durna imitacja szczęścia! - wykrzyknęłam wszytko prawie na jednym oddechu.
- Spokojnie, to tylko okres - powiedział łagodnie.
- Co? - spojrzałam totalnie zdezorientowana.
- Masz okres - stwierdził.
- No... w sumie tak.
- Który dzień?
-Drugi... - byłam tak oszołomiona, że machinalnie odpowiadałam.
- Uuuu to najgorzej! - powiedział. - No to idziemy do ciebie, herbatka z cytryną, termofor na brzuch i odpoczniesz.
- Ok. Czekaj... co? - rozdziawiłam usta ze zdziwienia.
- Adele proszę. Mieszkam z dwoma babami w domu, trochę o tym wiem. Nawet nie wiesz co moja mama czasem odwala w drugi dzień okresu, lepiej nie wracać wtedy do domu. A Tilly? Miałem nadzieję, że dostanie później, bo ona to dopiero fochy strzela - mówił to wszystko tak naturalnie, że czułam się jakbyśmy rozmawiali co jadł dziś na śniadanie. - Zbieraj szczękę z podłogi i idziemy do ciebie.
Ruszył w stronę przystanku, a ja powlokłam się za nim. Wsiedliśmy w autobus i dojechaliśmy do mojego domu. Nikogo jeszcze nie było.
- Znajdź jakiś film, ja zrobię herbaty. Powiedz tylko gdzie masz termofor? - jego zachowanie było tak bardzo zaskakująco miłe, że rozszerzyłam kąciki ust w uśmiechu.
- Leondre nie boli mnie brzuch, nie trzeba - powiedziałam delikatnie.
- Skoro tak to tylko herbatka, pamiętaj że film angielskojęzyczny - rzucił z kuchni. Nie chciało mi się za bardzo szukać, postawiłam więc na klasyk "Gwiezdne Wojny" o tak! Który chłopak tego nie lubi? A ja wychowałam się na tej produkcji, więc będzie super. Podłączyłam laptopa do telewizora i rozsiadłam się na kanapie czekając na chłopaka. Przyniósł dwa kubki, parującej, pachnącej herbaty. Usiadł niedaleko mnie, a ja włączyłam film. Już pierwsze nuty sygnalizowały co to będzie. Chłopak sie zaśmiał:
- Nie wiedziałem, że lubisz takie filmy - zwrócił się do mnie.
- Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz - odrzekłam i skupiłam się na ekranie.
Piąta część to jedna z moich ulubionych, od czasu do czasu widziałam że Leo na mnie spogląda, ale zignorowałam to. Dwie godziny później, kiedy zaczęły się napisy końcowe wyłączyłam cały sprzęt, a rozmowa trwała.
- Jak ci się podobał? - spytałam.
- Oprócz tego, że oglądałem tę część tysiąc pięćset razy, to super - parsknęłam śmiechem.
- Oj Leondre, zrobimy sobie kiedyś maraton ze star warsów to zobaczysz - rzuciłam, a chłopak się zamyślił. Chwilę potem się odezwał:
- Mogę mieć do ciebie pytanie?
- Jasne, wal śmiało.
- Czemu zawsze mówisz do mnie Leondre? Nikt tak do mnie nie mówi, zwykle wszyscy nazywają mnie Leo, czasem jak mama się na mnie wkurzy to używa pełnego imienia. A tak to nikt - odwróciłam się do niego. Wpatrywał się we mnie z zaciekawionym spojrzeniem.
- Kurcze, nie zwróciłam nawet na to uwagi... - zaczęłam się zastanawiać. Rzeczywiście zawsze wymawiam jego imię w pełnym brzmieniu. - Tak jakoś... szlachetnie brzmi i podoba mi się w tej wersji. Poza tym oznacza o ile się nie mylę "siłę lwa". Ale nie ma problemu, mogę mówić inaczej.
- Nie, po prostu się zastanawiałem. Skąd wiesz co oznacza moje imię? - spytał, a ja się zarumieniłam.
- Kiedy dowiedziałam się, jak się nazywasz byłam po prostu ciekawa i sprawdziłam. Bardzo podoba mi się to imię - chłopak wciąż się wpatrywał, a ja czułam że moja twarz, w naturalny sposób, staje się coraz bardziej czerwona. Szybko odwróciłam się i dokończyłam składać sprzęt. Następnie udaliśmy się do mojego pokoju. W tle leciała muzyka, a my rozmawialiśmy. Nie wiem, jak to się stało, ale zbiegliśmy na temat dzisiejszego sprzątania z Karolem. Opowiedziałam chłopakowi wszystko o moich problemach szkolnych.
- Szkoda uwagi na tego Karol - zawsze mnie śmieszy brak odmiany u niego lub zabawna wymowa polskich słów - nie przejmuj się.
- Ale ja go naprawdę lubię, chcę nadal mieć z nim taki kontakt jaki miałam - spostrzegłam jak chłopak się napina, zdziwiłam się, ale kontynuowałam. - Nie wiem kto mu takich głupot naopowiadał.
- Czy to ważne? Jak w ogóle mógł uwierzyć w coś takiego. - Na tym zakończyliśmy temat Karola, przeszliśmy na luźniejszy. Do domu przychodzili kolejno członkowie mojej rodziny, ale my siedzieliśmy w zamkniętym pokoju. Nie miałam ochoty rozmawiać z żadnym z nich. W końcu chłopak ogłosił, że musi już iść. Ubrał buty, kurtkę i już był przy drzwiach, kiedy przestraszony się odezwał.
- O kurcze, zapomniałem... telefonu z góry.
- Przecież telefon masz w ręce - stwierdziłam, a on spojrzał w dół na dłoń.
- Chodziło mi o portfel, przejęzyczyłem się - odparł szybko.
- Ok, to czekaj przyniosę ci.
- Nie, nie! - zatrzymał mnie. - Ja pójdę - rzucił się na schody i już go nie było. Zaskoczyło mnie zachowanie bruneta, faceci...
Zszedł, pożegnaliśmy się i wyszedł.
Już miałam zamknąć drzwi od pokoju, kiedy do moich uszu doszedł dźwięk cichego szlochu. Skierowałam się do pomieszczenia skąd dochodził i stanęłam jak wryta. Zobaczyłam mamę, która ukrywała twarz w dłoniach.
- Co się stało? - spytałam przerażona. Nigdy wcześniej nie widziałam mamy w takim stanie. Zamiast mi odpowiedzieć podała mi list.

"Ciągłe wyrzuty, pretensje. Wszystko to moja wina, jasne!
Żerujecie na moich pieniądzach, nie będę mieszkał z pasożytami.
Wnoszę o rozwód do sądu."

To było pismo mojego taty. Jak on może? Przecież mama go tak kocha, pomimo tego jaki był i jest, zawsze go wspierała. Dawała mu kolejne szanse, a on tak po prostu sobie odchodzi? Nawet nie powie "do widzenia", nie pożegna się? Otworzyłam z impetem szafę, okazało się, że jest w połowie pusta. Zabrał ciuchy i poszedł. Nagle w mojej głowie zaczęły kłębić się wspomnienia. Nie zawsze tak było. Przypomniałam sobie jak kiedyś wszyscy we czwórkę byliśmy szczęśliwi. Teraz rodzina nam się rozpada. Myślałam, że mi nie zależy na tacie, a właśnie zdałam sobie sprawę, jak cholernie chcę by tu był. Żeby nie odchodził, po prostu znów zobaczyć go rano, jak coś mruknie do mnie pod nosem. Zaczęłam płakać. Przytuliłam się mocno do mamy.
- Czemu on nam to robi? - wyjąkałam. -  Co zrobiłam źle?
- Kochanie, ty nic. Nigdy nie rozumiałam, jak można nie doceniać, że się ma taką córkę obok siebie - powiedziała przez łzy, a ja zaczęłam wyć jeszcze bardziej. "Idealna Amerykańska Rodzinka" ? To przereklamowane. Nikodem wyszedł z pokoju, najwidoczniej usłyszał nasze szlochy. Spytał się co się dzieje. Mama pokazała mu list.
- Co za tchórz! - krzyknął cały rozdygotany. - Nie potrzebujemy go, poradzimy sobie sami. Obiecuję wam! Przepraszam za wszystko - podszedł i przytulił nas. Odejście ojca zbliżyło całą naszą trójkę.
Nie lubię zmian. Boję się ich. Niestety są konieczne.
Gdy zapadł zmrok, wzięłam ciepły prysznic, ochłonęłam. Aktualnie nie czułam nic. Pustka. To chyba dobrze. Zapaliłam lampkę i skierowałam się do łóżka. Odkryłam kołdrę i spostrzegłam białą karteczkę leżącą na poduszce. Wzięłam ją do ręki, rozłożyłam i znów zaczęłam płakać. Od razu rozpoznałam pismo bruneta. Teraz? Akurat teraz? Na papierze widniał napis:


"Why I got you on my mind?"



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, hej!
Kto się cieszy, że dziś poniedziałek? Nie ja. Jak sobie pomyślę, że dokładnie za tydzień egzamin... Chyba będę kopać rowy w przyszłości :D Jest już 12 rozdział. Jest dość krótki, ale piątkowy był tak długi, że pewnie czytaliście go przez dwa dni :D Więc ten musi być krótki, wiecie yin yang :) Co myślicie o rozdziale? Mi się w sumie podoba. Całkiem,
Tytuł: "Rodzimy się nierówni, umieramy równi."
Dziękuję za przemiłe komentarze pod piątkowym rozdziałem, uwielbiam je czytać!
Miłego tygodnia :)
Asieneczka Lia