PODSUMOWANIE FAN FICTION I TROCHĘ O NOWYM
Pierwszy rozdział dodałam 4 marca 2016, a epilog 15 października 2017, a więc pisałam ponad półtorej roku i ostatecznie dotarłam do końca. Patrząc z perspektywy czasu widzę, jak bardzo poprawił się mój styl pisania i język. Kiedy porównuję pierwsze rozdziały z tymi najnowszymi to jakaś przepaść. Oczywiście to nie tak, że teraz jestem jakąś super dobra, po prostu widzę swój progres i jestem z niego bardzo zadowolona :) Jednak żeby nie było tak kolorowo, dopiero teraz widzę ile błędów popełniałam. Nikt nie jest nieomylny, ale czasem jak na to patrzę to, aż oczy bolą. Mylenie czasów, nie dbanie o chronologię, dojrzałe monologi siedemnastoletnich bohaterów i takie tam :D Ech, ale dobrze, że tyle błędów się pojawia, bo będę je miała na uwadze następnym razem :)
A co do opowieści, gdy zaczynałam wiedziałam jak chcę to napisać. Wypisałam sobie główne wątki, do których dążyłam i zakończenie, resztę pisałam na bieżąco. Pamiętam, że będąc w połowie napisałam epilog. Miałam wtedy taki nastrój by go napisać i praktycznie nic nie zmieniałam gdy go publikowałam prawie rok później. Jednak trochę sama się zaskoczyłam, ponieważ gdy na początku wymyślałam to opowiadanie to myślałam, że Weronika to będzie ktoś taki drugorzędny, taki bezbarwny i na końcu tam się wyłoni i zginie, bo ktoś musiał ( o nie, źle to brzmi xd ). Ale nie wzięłam pod uwagę tego, że tak ją polubię i z każdym kolejnym rozdziałem miałam do niej coraz więcej sympatii, aż gdzieś przy 30. stała się moją ulubioną bohaterką. I pomyślałam sobie: "Cholerka, ja nie chcę, żeby to wszystko się z nią stało".Ale taka miała być historia, więc tak ją napisałam. W związku z tym pisząc trzy ostatnie rozdziały płakałam. To takie dziwne, ale z drugiej strony niesamowite, jak można się przywiązać do wymyślonej przez siebie osoby.
Zakończenie mi się podoba, myślę że jest bardzo ładne, takie jakie chciałam żeby było.Będę tęsknić za Adelą, Leo i Charliem, a przede wszystkim za Weroniką. To była świetna przygoda i moje pierwsze takie opowiadanie, do którego pewnie będę wracać z dużym sentymentem.
Jednocześnie chciałabym podziękować każdemu kto był ze mną i czytał tę historię. Komentarze dodawały mi często skrzydeł i otuchy także dziękuję. W szczególności chciałam podziękować Madzi, która była ze mną praktycznie od początku do samego końca. Wiesz jak bardzo jestem wdzięczna, prawda? :)
A teraz przyszła pora na coś nowego. Nie można żyć przeszłością trzeba iść na przód! :) Skończyłam z fanfictions, to już nie dla mnie. Jednak myślę, że jeśli ktoś zaczyna to świetna forma, bo mamy gotowych głównych bohaterów, pewne historie z przeszłości, miejsce. Nie musimy tworzyć wszystkiego od podstaw, tylko trochę przychodzimy na gotowe. Teraz zaczynam pisać swoje opowiadanie z moim universum! :) Moim celem jest opowiadanie postapokaliptyczne. Wydaje mi się, że pomysł mam ciekawy i jeśli dobrze go zrealizuję, to może coś z tego nawet będzie. Na razie jednak chcę się do tego dobrze przygotować, muszę sobie wszystko ładnie, pięknie rozpisać i dopiero zacznę. Spontaniczność w moim przypadku nie wychodzi na dobre :D
Ze spraw organizacyjnych, nie porzucam tego bloga, wciąż będę tu publikować, bo to jednak MÓJ blog. Lecz przenoszę się również na wattpada, gdzie będę równocześnie wstawiać to opowiadanie i chyba na wattpadzie będę się bardziej skupiać. W ramach pewnego eksperymentu :) Także wybór należy do Was, tutaj macie mojego wattpada LINK :)
Za niedługo zacznie się coś dziać a tymczasem żegnam Was i jeszcze raz bardzo dziękuję. Nie ważne czy czytasz tego posta dzisiaj, jutro za miesiąc a może za rok, dziękuję że tu jesteś :)
Lia
#Epilog
Kobieta weszła do pokoju, w którym jedynym źródłem światła
był płonący ogień w kominku. Usiadła wygodnie w krześle, wzięła pergamin i
wieczne pióro. Lekko nim potrząsnęła, tak by nie zrobić kleksa i zaczęła pisać.
Kraków, 25 marca 2033 r.
Droga Werko,
dawno się nie odzywałam.
Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Przed chwilą byliśmy Ci złożyć wizytę. Ja,
Leondre i Michael. Weronika została z babcią, jest jeszcze taka malutka. Ale
nie martw się, opowiadam jej o cioci. O tej, która chwytała mnie za dłoń, kiedy
spadałam, o cioci która nie ważne co się działo uśmiechała się i zarażała
innych tym samym. O cioci, która była najwspanialszą przyjaciółką, jaką sobie
można wymarzyć, która sprawiła, że poznałam mężczyznę swojego życia, która
pomogła mi przejść przez wszystkie trudności życia. O cioci, która nigdy nie
myślała najpierw o sobie, która wiele przeszła, a nigdy się nie poddawała. O
cioci, która powinna dostać więcej czasu.
Jedna, wielka łza spłynęła z delikatnie pomarszczonego
policzka kobiety, prosto na biały pergamin. Szybko ją otarła i pisała dalej.
Wywarłaś na Michaelu
duże wrażenie, zostawił Ci mały obrazek na Twoim kamiennym łóżku. Chyba miłość
do malowania odziedziczył po mnie. Jutro już wracamy do domu. Kupiliśmy mały
domek w Scarborough niedaleko morza. Leondre zajmuje się wspieraniem młodych,
zdolnych dzieci. Pomaga im osiągać sukcesy i inwestuje w talenty. Ja zaś uczę
brzdące rozwijać wyobraźnię za pomocą rysunku. Ich uśmiechy dają mi mnóstwo
energii, choć na tej Ziemi był tylko jeden uśmiech, który sprawiał, że mogłam
zrobić wszystko, myślę że wiesz, o jakim to uśmiechu mówię. A zapomniałabym!
Ostatnio Charlie dzwonił. Są teraz w Argentynie razem z Madison, jeżdżą na
misje i pomagają biednym. Śmieszna historia, ale właśnie na jednej z misji się
poznali, a kilka miesięcy później już byli zaręczeni. Ich ślub to było coś
pięknego. Polubiłabyś Madison, to naprawdę świetna kobieta. Korzystając z
pobytu w Polsce, spotkałam się również z Zuzią. Pamiętasz, że zawsze chciała
grać na instrumentach? Niestety nigdy nie osiągnęła takiej koordynacji. Za to
okazało się, że ma wielki talent. Gdybyś tylko słyszała jak śpiewa! Jest
genialna. Wszystko się jakoś układa, tylko Ciebie tutaj brakuje. Mam nadzieję,
że spędzasz dużo czasu z siostrą. Cieszę się, że w końcu mogłyście się ponownie
spotkać. Wera, nie miałam okazji Ci podziękować. Dzięki Tobie mam wspaniałe
życie, wszystko czego kiedykolwiek pragnęłam, a to Twoja zasługa. Na pewno
kiedyś powiem Ci to osobiście, a na razie kończę. Do zobaczenia!
Adela
Ostatnie machnięcie piórem. Kobieta złożyła list i włożyła
do zdobionej koperty. Drżącymi dłońmi sięgnęła po białą kartkę leżącą obok.
Rysunek przedstawiał dwie roześmiane dziewczyny, trzymające się za ręce. Jedna,
blondynka o włosach do ramion i pięknych szarych oczach, druga szatynka w
warkoczu. To jedyny rysunek, jaki Adelajda wykonała kiedykolwiek w kolorach
zamiast szarości. Zagięła i schowała do koperty, a następnie zakleiła.
Do pokoju wszedł wysoki mężczyzna. Obdarzył kobietę ciepłym
spojrzeniem, pełnym troski. Podszedł do niej i położył jej dłoń na ramieniu.
Następnie do pokoju wbiegła dwójka roześmianych dzieci. Szczerbaty chłopiec i
malutka dziewczynka, która spytała:
- Mamusiu, teraz wyślesz ten list? - patrzyła z ciekawością,
a jej rodzicielka kiwnęła głową. Próbowała ukryć drżenie. Brunet, który stał za
nią, teraz przyklęknął i wyszeptał jej do ucha.
- Pamiętasz, co powiedziałaś Zuzi przy pierwszym spotkaniu?
- po tylu latach, melodia i ciepło jego głosu nie ustawała. Zapadła chwila
ciszy, aż w końcu Adela się odezwała:
- Gdzieś na szczycie góry, wszyscy razem spotkamy się... -
przełknęła głośno ślinę. Wstała, podeszła do kominka i wrzuciła kopertę.
- Ale mamusiu, miałaś go wysłać - powiedziała zaskoczona
dziewczynka.
- Właśnie to zrobiłam - uśmiechnęła się w odpowiedzi. -
Osoba, do której ma dotrzeć ten list jest w innym miejscu. Lepszym.
Cała czwórka teraz patrzyła, jak płomień zachłannie pożerał
zdobycz. Zamieniając go w popiół, następnie dym. On zaś szedł do góry, krętymi
korytarzami kominka i wydobywał się na powierzchnie. Wznosił do góry, aż do
chmur i jeszcze dalej. Aż do nieba i jeszcze dalej. Do lepszego miejsca, tam
właśnie się zatrzymał.
Leondre objął Adelajdę od tyłu, Michael złapał pewnie jej
lewą rękę, a mała Weronika chwyciła niezgrabnie prawą. Nad kominkiem widniał
napis po łacinie: " Finis coronat opus"
"Koniec wieńczy dzieło"
#Rozdział 56 "Cura, ut valeas!"
Tytuł: "Bądź zdrów!"
Zbiłam lustro w swoim pokoju, przez co na rękach pojawiły mi
się małe rany od ostrych boków szkła. Zakleiłam lustra w łazience i w
przedpokoju. Nie mogłam patrzeć na swoje odbicie, brzydziłam się sobą. To i tak
wiele nie pomogło, bo moje oblicze widniało na każdej szybie i szklance. A z
każdym kolejnym razem jak na nie patrzyłam, uczucie krwi na rękach wzrastało.
Dlatego po kilku godzinach po powrocie, mój dom był cały zasłonięty, ciemny,
nic się nigdzie nie odbijało, a na ziemi w moim pokoju leżało mnóstwo
rozsypanych drobinek. Gdy mama wróciła z pracy i zobaczyła mieszkanie w takim
stanie, nieco się zdziwiła i od razu zapytała o co chodzi, nie musiałam
odpowiadać. Spojrzała na mnie raz i już wiedziała.
- O Boże, to niemożliwe - zakryła usta dłonią z przerażenia.
Nie wytrzymałam, pobiegłam i zamknęłam się w pokoju. Nie wychodziłam przez
kolejne godziny. Mama próbowała pukać, dobić się do mnie, lecz to nic nie
dawało. Wpatrywałam się w szramy na moich rękach i próbowałam się na nich
skupić.
Po nieprzespanej i najgorszych nocy mojego życia, wyszłam z
mojej jaskini. Przy stole czekała na mnie mama, widać że jej noc tez nie
należała do najprzyjemniejszych. Obrzuciłam ją obojętnym wzrokiem i weszłam do
kuchni po wodę.
- Może coś zjesz? - Zaproponowała zmartwiona bacznie mnie
obserwując.
- Nie - ucięłam. Nalałam wody, a gdy przechyliłam ja by się napić znów zobaczyłam tą ohydną twarz. Dopiłam do końca, ubrałam się, nie
zwracając uwagę na to co nakładam, spakowałam torebkę i bez słowa wyszłam z
domu. Promienie słoneczne mnie drażniły, iskrzący śnieg sprawiał ból moim przekrwionym
oczom, chłód wiatru rozdrapywał wczorajsze rany. Czułam się jakbym umarła, a
jednak musiałam żyć.
W pierwszym lepszym sklepie kupiłam wysoko procentową wodę
utlenioną i nożyczki. Następnie poszłam
do toalety publicznej w całodobowym markecie. Ponieważ dziś była. niedziele, w
ubikacji nikogo nie zastałam. Rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze i się skrzywiłam. Rozpuściłam potargane włosy i chwyciłam nożyczki do ręki.
Najdłuższe kasztanowe kosmyki sięgały mi trochę za pas. Ciach, teraz nie
przekraczały łokci. Ciach, końcówki smyrały ramiona.
Ciach, ostateczne cięcie.
Przeczesałam palcami moje włosy by je trochę rozczesać.
Następnie użyłam wody utlenionej. W trakcie gdy moje włosy zmieniały kolor pod
wpływem stężenia, wyciągnęłam kosmetyczkę i zrobiłam makijaż. Nie minęło
kilkadziesiąt minut, a zamiast Adeli z długimi, gęstymi włosami o odcieniu jesiennych kasztanów i delikatną twarzą, stał ktoś zupełnie inny. Dziewczyna z
krótkimi, utlenionymi blond włosami, obciętymi niedbale, o długości pomiędzy "na chłopaka" a " long Bobem". Makijaż miała mocny, czarna
kredka okrążała grubą linią jej oczy, ciemna szminka na ustach, ciemne brwi i
duża ilość tuszu do rzęs. To nowa Adela, bo na tamtą już nie miałam ochoty
patrzeć. Na tą, która pozwoliła swojej przyjaciółce odejść, która była zbyt
zapatrzona w swoje szczęście, by dostrzec ból najbliższej osoby.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, kilkanaście nieodebranych
połączeń, jakieś powiadomienia z mediów społecznościowych, olałam to. Tego dnia
włóczyłam się jeszcze długo bez celu na zewnątrz, a gdy wróciłam wieczorem do
domu, mama mnie zatrzymała:
- Ada - zawiesiła głos, gdy mnie zobaczyła. Przez chwilę
patrzyłyśmy na siebie, ja wzrokiem pomiędzy agresywnym a pasywnym, a ona z niepokojem i czułością. W
końcu odchrząknęła i powiedziała. - Dzwoniła do mnie mama Weroniki i prosiła
żeby ci przekazać, że pogrzeb planowany jest na czwartek.
- Nie wiem czy przyjdę - rzuciłam niby od niechcenia z grobową miną i
poszłam do pokoju. Gdy tylko zamknęłam drzwi zaczęłam płakać i tak nie
przestawałam aż do poranka.
***
Unikałam wszystkich i wszystkiego, jak tylko mogłam. Z nikim
nie rozmawiałam, nie chodziłam do szkoły, kreowałam swój nowy wygląd i
szukałam... nie wiem czego. Wyjścia? Czułam się jak w labiryncie, bez nadziei i
celu. Aż w końcu we wtorek, gdy siedziałam zamknięta w pokoju, usłyszałam
delikatne pukanie do drzwi. Zignorowałam to. Pukanie z czasem stawało się coraz
głośniejsze i bardziej nachalne. Nie przeszkadzało mi to jednak w dalszym ignorowaniu. Następnie ta osoba, która stała za drzwiami zaczęła uderzać pięścią
raz po raz. Wcześniej myślałam, że to moja mama, ale ona się tak nie
zachowywała. Wiem, też że w między czasie Karol był tu kilka razy, ale do niego nie
wyszłam. Nikodem miał wrócić, ojciec też, ale to nic nie zmieniało.
Nie potrzebowałam już nikogo.
- Jeśli zaraz nie otworzysz drzwi, to je wyważę -
usłyszałam zza drzwi. Zdziwiłam się, co on tutaj robił? Coś w środku się we mnie
złamało, ale nadal nie drgnęłam. Osoba wciąż biła w drzwi. - Proszę otwórz,
proszę... - w końcu ustąpiła. Wypuściłam powietrze z ulgą.
Po kilku godzinach poczułam się spragniona, muszę sobie
załatwić jakiś zapas wody do pokoju. Otworzyłam delikatnie drzwi i zatrzymałam
się gwałtownie. Przed nimi siedział oparty o ścianę Leondre Devries. Dostrzegłam
jak zmieniła się jego twarz, gdy mnie zobaczył. Nie takiej mnie oczekiwał, nie
taką mnie chciał. Odwróciłam się szybko by zamknąć drzwi z powrotem, lecz Leo
poderwał się z ziemi i włożył nogę tak by mi to uniemożliwić.
- Nie zachowuj się tak, porozmawiajmy - powiedział, a ja
wciąż próbowałam go wypchnąć i zatrzasnąć drzwi. - Nie rób mi tego - nie
przestawałam. - Proszę cię - determinacja rosła, a on słabł i powoli wysuwał
nogę na śliskiej podłodze. - Nie uciekaj, nie zamykaj się na to - łzy zaczęły
spływać mi po policzkach, ale napierałam na drewniane drzwi. - Weronika by tego
nie chciała, uszanuj jej śmierć i nie niszcz kolejnego życia! - krzyknął, a ja
puściłam. Zatoczyłam się i usiadłam na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach.
Przysiadł się koło mnie i próbował zagarnąć w objęcia, ale się upierałam i mu
na to nie pozwoliłam. Nie naciskał, zamknął drzwi do mojego pokoju i po prostu
siedział obok mnie, delikatnie głaskając moje udo. Po pewnym czasie w końcu
podniosłam na niego wzrok. Miał wymalowany spokój na twarzy, zacisnęłam zęby i
krzyknęłam:
- Nie chcę cię już, wynoś się stąd! - Pokręcił smutno głową.
- Takie zachowanie nic nie da. Wcale nie poczujesz się lepiej,
wiesz o tym? - zapytał.
- Nic o tym nie wiesz, nie masz prawa mi mówić co i jak mam robić - syknęłam.
- Mam, bo cię kocham - zadrżałam, a on mówił dalej. -
Myślałaś, że z każdym dniem będzie lepiej? Niestety muszę cię zmartwić bo nie
będzie. Każdy kolejny dzień będzie coraz gorszy i trudniejszy. Będziesz zdawać
sobie sprawę ze straty, ból będzie rósł, wtedy się dopiero zacznie. Dlatego
właśnie nie rób tego. Nie zamykaj się na miłość i dobroć. Będziesz jej bardzo
potrzebować, bardziej niż kiedykolwiek. Ciężki to będzie okres, ale przejdziemy przez to wszyscy razem.
Obiecuję ci, że poradzimy sobie. Nie pozwól, żeby śmierć Weronika poszła na
marne. Może ona chciała nam wszystkim coś uświadomić? Musimy się trzymać razem.
Ty, ja, Charlie, twoja rodzina, rodzina Weronika, to będzie siła, której nikt
nie zatrzyma.
Spojrzałam na niego, potem na swoje ręce i łkałam.
- Ja już mam tego dość, mam siebie dość. Tylko spójrz na
mnie, jestem żałosna. Widzisz co ze sobą zrobiłam? - Spuściłam głowę, by nie
widział mojej twarzy. On jednak ją chwycił w dłonie, pocałował mnie czule w czoła i
szepnął do ucha.
- Jesteś piękna, kocham cię w tych krótkich włosach. Kocham
cię w blondzie. Kocham cię w makijażu. Kocham cię i bez niego. Kocham cię za to
jaka jesteś, nie obchodzi mnie okładka, bo kocham ciebie.
- Brzydzę się sobą - odpowiedziałam. Leo wstał i wyszedł, zostawiając mnie w ciemnościach pokoju. Gdy po dłuższym czasie wrócił, zapalił
światło. Na początku oczy mnie paliły, ale gdy już się przyzwyczaiłam
zobaczyłam co zrobił. Ściął niedbale swoją grzywkę i teraz miał zwykłe krótkie
włosy, w kolorze żółtej platyny.
- Pierwszy raz farbowałem włosy, jak ci się podoba? - Spytał,
przejeżdżając ręką po nowej fryzurze. Posłałam mu niewyraźny uśmiech. Ten gest w tym
czasie znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek mógłby pomyśleć.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od kilku dni.
***
Czwartek był słoneczny i wczesnowiosenny. Powoli drzewa,
kwiaty, natura odradzała się do życia. To wszystko kontrastowało ze mną i
kilkunastoma innymi osobami ubranymi od stóp do głów na czarno. Niektórych
kojarzyłam innych w ogóle. Rozpoznałam rodzinę Wery, niektórych nauczycieli,
Tomka z tatą, Zuzię z rodzicami, Charliego, mamę Weroniki i Karola, reszty
nie znałam. Szłam u boku z Leondre i mamą, a za nami podążali Nikodem i tata.
Przykre, że zobaczyliśmy się wszyscy razem dopiero, gdy doszło do czyjejś śmierci.
Ceremonia odbywała się w kościele a następnie przeniosła na
cmentarz. Przed spuszczeniem grobu w dół, ksiądz spytał czy ktoś by się chciał
pożegnać jeszcze z Weroniką. Po kolei wszyscy mówili piękne i miłe słowa o tej
niesamowitej dziewczynie. Niektórzy też podchodzili do trumny i kierowali
wypowiedź tylko do Wery, tak by nikt inny nie słyszał.
Gdy doszło do Charliego, chwilę milczał, aż w końcu
powiedział:
- Jestem słaby w przemowach, dlatego nie będę nawet
próbował. Weronika zasługuje na wszystko co najwspanialsze a nie jakąś marną
gadkę pożegnalną. Dlatego chciałbym zrobić coś co potrafię najlepiej.
Nagle usłyszałam cichą i delikatną muzykę, następnie głos
Charliego [LINK - proszę żeby każdy posłuchał w trakcie]:
I am not the only
traveler
who has not repaid his
debt
I've been searching
for a trail to follow again
take me back to the
night we met
and then I can tell
myself
what the hell I'm
supposed to do
and then I can tell
myself
not to ride along with
you
I had all and then
most of you, some and now none of you
take me back to the
night we met
I don't know what I'm
supposed to do, haunted by the ghost of you
oh take me back to the
night we met
when the night was
full of terror
and your eyes were
filled with tears
when you had not
touched me yet
oh take me back to the
night we met
I had all and then
most of you, some and now none of you
take me back to the
night we met
I don't know what I'm
supposed to do haunted by the ghost of you
take me back to the
night we met
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach, następnie przyszła
moja kolej, by coś powiedzieć. Leo puścił moją rękę uprzednio puszczając w nią
iskierkę. Stanęłam nad trumną i powiedziałam cicho, tak żebyśmy tylko my się słyszały:
- Słyszałaś to, prawda? Założę się, że ryczysz teraz jak bóbr tam w niebie, bo tak ładnie zaśpiewał - zaśmiałam się do siebie przez łzy. Wzięłam oddech
i łamiącym się głosem mówiłam nadal cicho - Trochę tęsknię, wiesz? Ale będę
cię odwiedzać i ci opowiadać co tam u mnie, tak jak ty to zawsze robiłaś do
taty i Natalki. Mam nadzieję, że jesteś teraz z nimi i że spędzacie wspaniale
czas. Nauczyłaś mnie wielu rzeczy, myślę że tych tam też - machnęłam
niezauważalnie głową w stronę ludzi za mną. - Szkoda jedynie, że ktoś musiał zamknąć oczy, by inni otworzyli swoje.
Odwróciłam się i wróciłam na miejsce. Następnie żegnała się
rodzina, potem grabarz spuścił trumnę i zakopał. Na górze powstał nagrobek z
wyrytym imieniem i nazwiskiem Wery. Teraz wszyscy udali się na stypę, ale ja
podeszłam do Charliego i odciągnęłam go na bok. Patrzył na mnie spod
spuchniętych i smutnych oczu.
- Dziękuję za wszystko, Charlie - powiedziałam płacząc. -
Nie mogliśmy nic więcej zrobić.
- Wiesz co jest najgorsze? - łkał. - Że odeszła ze
świadomością, że nikt jej tak szczerze nie kochał. A to nieprawda. Była i jest jedyną osobą, którą
kochałem naprawdę od początku do końca. Chciałbym, żeby to wiedziała.
- Charlie, ona wie, tak czuję - przytuliłam go, a następnie rozeszliśmy
się.
Leondre powiedział, byśmy się stąd zwinęli. Pojechaliśmy na wzgórze
Tauron Areny, usiedliśmy na murku, gdzie wszystko się zaczęło. Cała nasza wyboista przygoda. Leo chwycił mnie
za obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Odezwałam się pierwsza:
- Leo, co my teraz zrobimy?
- Wiem, czego nie zrobimy - odpowiedział i posłał mi ciepły
uśmiech. - Już nigdy się nie rozdzielimy.
Słońce mocniej zaświeciło i rozświetliło nasze twarze.
Zaczęłam płakać, ale nie z powodu tego co się dziś wydarzyło, ani nie z myślą o ostatnich
wydarzeniach.
Zaczęłam płakać, bo szczerze poczułam, że jeszcze kiedyś
wszystko będzie dobrze.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny post to epilog, który dodam zaraz po tym rozdziale, a jakiś czas po epilogu dodam taki wpis podsumowujący, w którym wszystko dokładnie napiszę i odniosę się do całości.
Lia
#Rozdział 55 "Tres Bellisi"
Tytuł: "Trzy stokrotki"
Przez kolejnych kilka dni Charlie codziennie odwiedzał
Weronikę zapewniając jej jak największy komfort i ciepło. Nie dostrzegałam
wielkich zmian w zachowaniu przyjaciółki, lecz miałam wrażenie, że stała się
wyraźniejsza i silniejsza, a to już wiele. Parę razy konsultowałam się z panią
Arleną na jej temat, ta oznajmiła, że Werka ewidentnie się czegoś boi. Oprócz
oczywistej anoreksji tłumiła w sobie jakiś rodzaj lęku, z którym nie do końca
umiała sobie poradzić, dlatego wychodzenie z choroby zajmuje jej nieco więcej
czasu. Byłam jednak wciąż pełna nadziei i pozytywnych myśli. Jak już kiedyś
wspominałam, dam jej tyle czasu ile tylko będzie potrzebowała, żebym odzyskała
moją najlepszą przyjaciółkę.
Wielkimi krokami zbliżały się też egzaminy gimnazjalne,
chcąc nie chcąc miały się odbyć już za dwa miesiące. Dużo się na nie uczyłam i
przygotowywałam. To był mój sposób na stres, ale robiłam to również z myślą o
szkole średniej. Do Wery przychodziła nauczycielka, która nadrabiała z nią
materiał, ale z tego co słyszałam nie przerobiła nawet połowy z tych tematów co
my. Martwiłam się o nią jak sobie poradzi, ale na pierwszym miejscu plasowało
się jej zdrowie, nie jakieś egzaminy.
W czwartej od razu po lekcjach podjechałam do przyjaciółki. Razem
z nią i Charliem, którego zastałam już na sali, spędziliśmy świetnie czas. Rozmawialiśmy
o codzienności, a Wera głównie nas słuchała. Nie dziwię się, w końcu jej
codziennością był zamknięty obiekt. Odrobinę skarżyłam się na nadmiar nauki, a
wtedy przyjaciółka się zamyśliła. Ostatecznie zaczęłam odrabiać zadanie przy
nich, a blondyn położył się obok przyjaciółki. Po chwili odpłynął, a wraz z nim
Weronika. Gdy skończyłam matematykę, pomyślałam że zadzwonię do Leondre. Parę
ostatnich dni miał zabieganych. Z powodu pobytu Charliego w Polsce, Leo odwalał
dwa razy więcej roboty, a właśnie przygotowywali nową płytę. Dlatego nie
chciałam zajmować mu cennego czasu wcześniej. Rzuciłam okiem na łóżko, obydwoje
sprawiali wrażenie pogrążonych w pięknych snach. Uśmiechnęłam się na ten
obrazek i wyszłam na korytarz. Wybrałam numer Leondre:
- Jak idą sprawy dotyczące płyty? - Spytałam, a on zaczął
snuć opowieść o kilku ostatnich dniach pracy. Mówił o pomysłach na nowe
piosenki, o ich znaczeniach, o projektach, a jego monolog mnie relaksował i
uspokajał. Nie zapominając o fakcie, że był szczególnie interesujący.
- A jak z Weronika i Charlie? - zapytał niepewnie. Nie
rozmawialiśmy od momentu pierwszego spotkaniach blondynów, więc przyszła pora,
by przedstawić Leo sytuację.
- Dobrze, naprawdę dobrze - uśmiechnęłam się pod nosem. -
Charlie spisał się świetnie, powiedział wszystko o co go prosiłam. Czyli, że
bardzo kocha Werkę, że zakończenie znajomości to był błąd, który chciałby teraz
naprawić, że bardzo mu na niej zależy. Najbardziej zależało mi na zapewnieniu o
swojej miłości, żeby nie czuła się taka samotna. Chyba podziałało. Teraz
spędzają ze sobą mnóstwo czasu i się bardzo dobrze dogadują. Zaczynam jednak martwić
się o to, jak powiem Werze, o naszej wielkiej intrydze i kłamstwie. Ale na
razie skupiam się na tym by wyzdrowiała.
- Cieszę się, że zadziałało i mam nadzieję, że już będzie
tylko lepiej - odpowiedział wyraźnie zadowolony Leo.
- Ja też...
***
Gdy Adela wyszła z sali, niedbale zamknęła drzwi. Jednak
szpital wybudowano dawno temu, a remontu jeszcze nigdy nie widział, więc wrota
samoistnie się uchyliły. Weronika nie spała, miała jedynie zamknięte oczy i
rozmyślała. Ostatnimi czasy jej głowę zaprzątała pewna myśl, bardziej nawet niż
Anoreksja, a mianowicie: co będzie jak wyzdrowieje? Od kilku miesięcy bardzo
tego chciała, wręcz o to błagała, a teraz gdy weszła na dobrą drogę, by zostawić
tę paskudną chorobę daleko za sobą, była przepełniona irracjonalnym strachem.
Spędzając czas z Adelą, Karolem i Charliem zdała sobie sprawę, jak bardzo jest
do tyłu ze wszystkim co się wokół niej dzieje. Jak wiele ją ominęło i z każdym
dniem omija ją coraz więcej. Bała się zacząć z powrotem normalne życie, bała
się wrócić do szkoły, bała się egzaminów, które z góry były skazane na porażkę.
Bała się życia, wiedząc ile straciła. Czuła się jakby już nie pasowała do tego
świata. Sama myśl o tym tak ją paraliżowała, że nawet będąc w szpitalu, wciąż
często wykorzystywała stare sztuczki, by nie zjadać posiłków i nie wychodzić.
Tak leżąc i czując na szyi ciepły oddech Charliego
rozmyślała, aż z korytarza doszedł ją głos przyjaciółki:
-... naprawdę dobrze. Charlie spisał się świetnie, powiedział
wszystko o co go prosiłam. Czyli, że bardzo kocha Werkę, że zakończenie
znajomości to był błąd, który chciałby teraz naprawić, że bardzo mu na niej
zależy. Najbardziej zależało mi na zapewnieniu o swojej miłości, żeby nie czuła
się taka samotna. Chyba podziałało. Teraz spędzają ze sobą mnóstwo czasu i się
bardzo dobrze dogadują. Zaczynam jednak martwić się o to, jak powiem Werze, o
naszej wielkiej intrydze i kłamstwie. Ale na razie skupiam się na tym by
wyzdrowiała.
Słowa, które do niej dotarły o dziwo ją nie zaskoczyły,
jakby nic w życiu nie było w stanie ją zachwiać emocjonalnie. Może brakowało
jej już siły? W każdy razie poczuła przechodzący przez jej ciało, znajomy
chłód. Cześć Ana - pomyślała. Spojrzała na blond czuprynę przy jej boku.
Wyciągnęła skostniałą dłoń i zaczęła gładzić jego włosy.
- Dziękuję Charlie - szepnęła. - To miłe, że chciałeś mi
pomóc, szkoda tylko, że życie to nie film i tak naprawdę mnie nie kochasz, a ja
ciebie chyba tak... chyba nawet bardzo tak.
***
Kiedy następnym razem przyszliśmy we trójkę, czyli ja, Karol
i Charlie, Werka była smutna i pełna zadumy. Blondyn zmartwił sie na ten widok,
od razu do niej podszedł chwycił jej rękę i zaczął głaskać, ona jednak tylko
sie na niego spojrzała i nic nie powiedziała. Wzrok dziewczyny był niewinny i
bezbronny zupełnie jak wtedy gdy sie poznałyśmy. Przypomniałam sobie jak od
dziecka opowiadała mi o najbliższych dla niej osobach. W normalnych
okolicznościach na cmentarz chodziła co najmniej raz w tygodniu.
- Kiedy ostatnio widziałaś sie z tatą i Natalką? - Spytałam
lekkim tonem. Teraz ten sam wzrok przerzuciła na mnie.
- Dawno, na pewno przed tym jak mnie tu wysłali -
odpowiedziała smutno.
- Tęsknisz za nimi, co? - Bardziej stwierdziłam niż
zapytałam. - Mogę porozmawiać z panią Arleną w tej sprawie.
Posłała mi szczery
uśmiech, a później odpowiedziała jakby nieobecna:
- Nie, nie trzeba. Za niedługo się z nimi zobaczę.
Po chwili do drzwi zapukała nauczycielka, więc musieliśmy
zakończyć naszą wizytę. Wracając do domu całą trójką omawialiśmy nasze
spostrzeżenia co do zachowania Weroniki. Charlie mówił, że ostatnio sie na
niego bardziej otwiera, przypomina dawna Werę, ale czasem przemawia przez nią
choroba. To samo mogłam stwierdzić ja i Karol. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że
z przyjaciółką było z dnia na dzień coraz lepiej. Jeszcze chwila i wszystko będzie
jak dawniej.
***
W sobotę rano, tydzień później przyszłam do szpitala. Jak
zawsze w soboty przyniosłam jej świeżą i ciepłą drożdżówkę. Gdy weszłam do sali
uśmiechnęła się szczerze, a z oczu poleciały jej łzy. Zapytałam co się stało, a
ona odpowiedziała tylko, że cieszy się że mnie widzi. Posłałam jej pełen
wdzięczności za te słowa uśmiech. Poprosiła żebym siadła obok niej i trzymała swoimi
zimnymi dłońmi, moja rękę. Zaczęła wspominać stare czasy: nasze pierwsze
spotkanie, wspólne wpadki, śmieszne przygody, oglądanie High School Musical,
wszystko to co zapisałyśmy na kartach naszego
życia. Te wspominki mnie dogłębnie wzruszyły.
- Ada?
- Hm?
- Bardzo ci dziękuję, że cały czas ze mną jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie tez Wera, bardzo - ścisnęła mocniej moja rękę.
- Ach przypomniałam sobie, że dziś w Bravo ma być wywiad z
Leo i Charliem, Charlie mówił, że jest mega zabawny i wiele w nim opowiadają
historii z dzieciństwa. Bardzo chciałam go przeczytać. Mogłabyś kupić mi go w
kiosku?
- Jasne, jest niedaleko. Zaraz wrócę - wstałam i nie patrząc
za siebie, wyszłam do sklepu. Szukałam numeru Bravo z chłopakami, ale nigdzie
takiego nie mogłam znaleźć. W tym samym momencie Leo zadzwonił. Opowiedziałam
mu czego poszukiwałam.
- Ale Adele, my nie udzielaliśmy wywiadu od jakiegoś
miesiąca, a juz na pewno nie do Bravo.
Pomyślałam, że to dziwne, może Weronika się pomyliła? Albo
Charlie ją wkręcał. Ciekawa motywu wróciłam do szpitala. Otworzyłam drzwi sali
i...przeżyłam coś czego nigdy nie będę w stanie opisać. Nie ma takich słów by
wyrazić to jak się wtedy czułam, co przeżywałam, nie istnieją. Chyba każdy bał
się je wymyślić.
Zobaczyłam Weronikę, która leżała z zamkniętymi oczami, a w dłoni
trzymała duże opakowanie tabletek, trochę rozsypały się na ziemię, kołdrę i po
bluzce Weroniki. Usta miała lekko rozchylone. Wyglądała jakby zasnęła, ale
chyba snem wiecznym. Zaczęłam dygotać na ten widok, przerażona, zaczęłam nią
delikatnie potrząsać i wołać jej imię. Nie reagowała, pobiegłam po lekarzy.
Krzyczałam i wolałam przez następne kilkanaście minut. Zareagowali od razu,
jednak było za późno. Za mocne leki, za dużo... Lekarze jednoznacznie
stwierdzili zgon. Zaczęłam kręcić głową i zaprzeczać. To nie mogło się dziać
naprawdę, to był jakiś głupi żart, kawałek jakiejś gry, gdzie ktoś zaraz
wejdzie i powie "koniec zabawy". Jednak nikt nie wchodził, a moja
przyjaciółka nie oddychała.
- Weronika - szeptałam błagalnym głosem. - Proszę, nie
odchodź, proszę... zostań... błagam...
Czułam tysiące cieni smutku, rozpaczy, bólu i żalu w jednym
momencie. Czułam jakbym się topiła, ale nie mogła ani umrzeć, ani wypłynąć na
powierzchnię, więc trwałam w tym stanie powolnej i niemal wiecznej agonii pod
wodą. W tym momencie zrozumiałam co to znaczy, kiedy umiera część ciebie. Walnęłam
z całej siły pięścią w szafkę obok, a ta ze starości się otworzyła. Wypadło z
niej mnóstwo zgniłego i zaśmierdłego jedzenia. Jakby Weronika nie jadła od
kilku dni. Razem z tą breją wypadły też perfumy, którymi pryskała szafkę, by
nie było czuć cuchnących produktów, tak wywnioskowałam. Fala złości i goryczy
uderzyła we mnie niczym tsunami, które postanowiłam posłać dalej:
- Widzicie to?! - krzyknęłam, nie panując nad sobą. -
Dziewczyna umarła w szpitalu!!! Wy mieliście ją uratować a nie pozwolić umrzeć!
Nawet nie umieliście dopilnować, by jadła, przemyciła tabletki! Jak mogliście
do tego dopuścić?! Kurwa, jak można?! - Nawet nie spostrzegłam kiedy dostałam
ataku płaczu, który był nie do opanowania. Zalana łzami, otworzyłam małą
półeczkę, która znajdowała się najbliżej Weroniki, gdzie zawsze trzymała
chusteczki. Tam znalazłam kopertę, na której napisane było moje imię. Zawahałam
się, ale drżącymi rękami po nią sięgnęłam. W środku znajdował się mój rysunek
trzech stokrotek, który Wera chciała sobie wytatuować. Pociągnęłam nosem i zaczęłam
czytać dołączony list:
Kochana Adelajdo
Klimczyk,
Po pierwsze
przepraszam, naprawdę próbowałam to pokonać i przemóc, ale to było dla mnie za
dużo. To nie mój świat, przestałam go rozumieć, jego zasady i na czym polega.
To chyba przez anoreksję. Chciałam się uwolnić - od niej, od strachu, życia w
ciągłym lęku, zimnie, samotności. Nic nie potrafiłam poradzić na te uczucia,
pomimo tego, że zawsze byłaś tutaj przy mnie. Wiem, że Charlie mnie nie kocha i
poprosiłaś go, by powiedział mi te wszystkie piękne słowa. Widzę ile
próbowaliście dla mnie zrobić i bardzo to doceniam, ale... to po prostu nie był
świat dla mnie. Wiesz, jak tęskniłam za siostrą i tatą i bardzo chciałabym ich
już zobaczyć. Mam nadzieję, że kiedy to czytasz, ja jestem z nimi, trzymaj
kciuki. Chcę, żebyś wiedziała, że to nie była twoja wina. Ani Charliego, ani
mamy, ani Tomka, nikogo z Was. Kilka spraw złożyło się na siebie i dały mi
popalić. To był test, którego nie zdałam. Nie płacz za mną za dużo, bo będzie
mi przykro. Ciesz się życiem, rób to co chcesz i nigdy przenigdy nie daj sobie
wmówić, że się do czegoś nie nadajesz. Pamiętaj, że zawsze jestem przy Tobie,
pomimo że w innym świecie, wciąż będę się tobą opiekować. Szkoda, że już nie
zobaczymy High Schoola, ale wierzę, że jeszcze się spotkamy i będziemy miały
dużo czasu dla siebie.
Zawsze będę pamiętać,
jak się poznałyśmy, kiedy podeszłaś do mnie
na cmentarzu i nie wyśmiałaś tego, że rozmawiam z rodziną. To dzięki
Tobie, przeżyłam tyle wspaniałych chwil. Odchodzę szczęśliwa, bo na samym końcu
miałam wspaniałych ludzi, a jedną nawet przez całe życie.
Szkoda mi jeszcze tego pięknego rysunku.
Wiedz, że bardzo mi się podoba i gdyby było mi dane dalej żyć, na pewno
znalazłby się na moim ciele.
Weronika
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Płakałam pisząc końcówkę. Autentycznie leciały mi łzy. Jeszcze jeden rozdział i epilog.
Lia
#Rozdział 54 " Nigrum in candida vertere"
Tytuł: "Przerabiać czarne na białe"
Ku zdziwieniu Chloe, Charlie zaproponował swojej dziewczynie,
że podwiezie ją do szkoły. Zaskoczona chętnie przystała na tę propozycję. W
drodze Charlie był bardzo cichy, ale dziewczyna nie zwróciła na to większej
uwagi. Gdy dotarli na miejsce wysiadł razem z nią i pocałował namiętnie.
Następnie obserwował, jak jego dziewczyna z uśmiechem szła w stronę szkoły.
Wsiadł z powrotem i pojechał do domu dziewczyny zostawić list na jej biurku. W
dalszej kolejności zabrał walizkę z domu, pożegnał mamę i siostrzyczkę, i
wyruszył w drogę na lotnisko. W głowie miał mętlik. Leciał do Polski, nic nie
mówiąc o tym uprzednio Chloe, do Weroniki, którą miał zapewnić o swojej
wielkiej miłości. Bał się tego spotkania, widział wcześniej dziewczyny z
anoreksją i nie umiał tego widoku dopasować do Weroniki.
Na lotnisku był wcześniej, niż planował, więc postanowił
usiąść na chwilę, zanim przeszedł przez bramki. Znów się zamyślił, jego umysł
wciąż filtrował sytuację przed jaką będzie mu dane stanąć, gdy usłyszał zdenerwowany
głos, wołający jego imię. Podniósł niechętnie głowę i zobaczył, że w jego
stronę idzie zirytowana Chloe.
- Czy ty jesteś poważny? - Stanęła przed nim, rzucając w
niego liścikiem i krzyżując ręce na piersi. Charlie podniósł świstek z ziemi.
- Chloe, tłumaczyłem ci to już raz, teraz w liście też ci to
napisałem, jestem zdecydowany. Lecę do Polski - odpowiedział poważnym,
rzeczowym tonem.
- Nie, tobie odbiło - zaczęła kręcić głową z
niedowierzaniem.
- Kochanie, mam samolot, muszę iść - wstał z miejsca, teraz
górował nad dziewczyną. - Wrócę, jak tylko ponaprawiam wszystkie sprawy.
- Jak wyjedziesz, nie będziesz miał już do czego wracać -
rzuciła gniewnie ale z nutą desperacji w głosie, gdy Charlie zaczął odchodzić w
stronę bramek. Te słowa sprawiły, że coś go tknęło. Odwrócił się i zbliżył się
do dziewczyny.
- Gdybyś mnie naprawdę kochała tak jak ja kocham ciebie, nie
kazałabyś mi urywać kontaktów z przyjaciółmi. Gdybyś naprawdę mi ufała, tak jak
ja ufam tobie, puściłabyś mnie do Polski nie stawiając żadnych warunków. Tu już
dawno nie chodzi o zazdrość, tu chodzi o życie osoby. Jak możesz zaślepiona
swoimi racjami, szantażować mnie, bym nie pomógł drugiemu człowiekowi? Chloe,
może to lepiej że wyjeżdżam. Zróbmy sobie przerwę, przemyśl wszystko i zastanów
się, czym jest dla ciebie nasz związek i czy naprawdę mnie kochasz.
Po tych słowach obrócił się kierując się do bramek,
zostawiając za sobą dziewczynę ze szczęką, która w niewidzialny sposób wylądowała
na ziemi, a może nawet trochę pod.
***
- Jak się czujesz? - spytałam Charliego, gdy weszliśmy do
szpitala. Od razu po szkole pojechałam po niego z Karolem na lotnisko. Bardzo
się ucieszyłam na widok blondyna, pokładałam w nim olbrzymie nadzieję co do
zdrowia Werki. To musiało się udać.
- Wspaniale - wyjąkał, a ja tylko patrzyłam jak zżerał go
stres. Chciałam mu coś powiedzieć co uratowałoby sytuację, ale sama
przechodziłam przez to wszystko i nie miałam pojęcia co mogłabym zrobić, by
poczuł się lepiej.
- Co cię nie zabije, to cię wzmocni - Karol poklepał go po
plecach. Uśmiechnął się do nas blado i skierowaliśmy się do pokoju Weroniki.
- Pamiętasz co masz zrobić? - spytałam, gdy już się
zbliżaliśmy, na co pokiwał powoli głową, głęboko rozmyślając. - Proszę cię,
postaraj się jak najlepiej potrafisz.
Wykonał ten sam gest, pewnie moja gadka stresowała go
jeszcze bardziej, ale ja również umierałam z nerwów. Naprawdę był moją ostatnią
deską ratunku. Doszliśmy do pokoju. Wzięliśmy trzy głębokie oddechy i
otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Weronikę, która leżała w łóżku i coś pisała, gdy
mnie ujrzała schowała kartkę do szuflady obok łóżka. Weszłam do pokoju głębiej
a za mną Karol i Charlie. Obserwowałam jak zmieniał się wyraz twarzy Weroniki,
gdy zobaczyła blondyna. Na początku wydała zduszony okrzyk i dostrzegłam duże
zaskoczenie, później już nie potrafiłam wyczytać jej uczuć z twarzy.
- Cześć - powiedział cicho Charlie, podchodząc nieco bliżej.
- Czy możemy porozmawiać chwilę na osobności?
***
W pokoju został tylko blondyn i blondynka, obrazek jak
sprzed kilku miesięcy. Tylko, że Weronika nie miała już złotych i lśniących
włosów, jej uśmiech nie rozświetlał mroku codzienności, a chłód od niej bijący
sprawił, że Charliego przeszedł dreszcz.
- Weronika... - powiedział i zawiesił głos. Nie patrzyła na
niego, wlepiała wzrok w kołdrę pod którą leżała. - Ja... nie wiem od czego
zacząć.
Dziewczyna milczała jak grób, więc chłopak stwierdził, że
może spróbuje zacząć delikatniej.
- Jak się dziś czujesz? - powiedział i pochwalił się w duchu
za to pytanie. Dziewczyna jednak spiorunowała go wzrokiem. Spojrzał w jej oczy
i nie zobaczył znajomej szarej tęczówki, nie rozpoznał tych oczu.
- Dobre jedzenie tu wam serwują? - Próbował dalej, zanim
zdążył ugryźć się w język. Weronika ścisnęła pięści, tak że zbielały jej
kostki.
- Po tym co zrobiłeś mi trzy miesiące temu, czyli przypomnę
tylko, potraktowałeś jak jakąś szmatę, którą można umyć podłogę a potem
wyrzucić, gdy się już do niczego nie nada, przychodzisz do mnie i pytasz jak
się czuję?! Jak myślisz jak się można czuć w szpitalu psychiatrycznym?!
- Myślę, że nie za dobrze - odpowiedział smutno i opuścił
głowę.
Przez pokój przeszła fala wzburzonej ciszy. Weronika miała w
głowie chaos. Wydawało jej się, że od kilku miesięcy w głowie burzy jej się niewidzialny
budynek kawałek po kawałku, odkąd zaprosiła do siebie Anoreksję. Jednak przed
chwilą padł całkowicie jak gdyby pod wielką, stalową kulą. Próbowała pozbierać
szczątki, połączyć fakty, ale przeszukiwanie gruzów było trudne.
- Jak ty w ogóle... - krzyknęła, zaskoczona swoją reakcją i
chwyciła się za głowę, jakby chciała, żeby świat na chwilę się zatrzymał i dał
jej czas. Gdy następnym razem otworzyła usta, Charlie w końcu usłyszał
prawdziwą Weronikę - Po co tu przyszedłeś, Charlie?
Głos miała załamany, drgający i bezsilny. Spojrzał na nią z
wymalowanym wstydem na twarzy, a ona zgniatała w dłoni włosy przy głowie. Po zapadniętych
policzkach leciały jej łzy. Ten obraz wywołał w Charliem olbrzymie poczucie
winy. Miał ochotę, uderzyć w coś, chciał poczuć ból, jakikolwiek. Coś innego
niż ten ucisk w środku i beznadzieja. Nagle poczuł, że to był ten moment, że
teraz mógł to zmienić. Wziąć się w garść i przywrócić tej dziewczynie wszystko
co utraciła, może nie od razu, ale gdy przewróci pierwsze domino, dalej pójdzie
już gładko. Jednakże te domina znajdowały się w pokoju bez okien i świateł. Zanim
je znajdzie, musi odszukać włącznik. Wziął głęboki oddech.
- Weronika! - niemal krzyknął z frustracji i zaczął chodzić
po pokoju. - Nie wiem czy mi uwierzysz, ale mam już dość tego, jaki byłem. Jak
udawałem przed samym sobą, co jest dla mnie lepsze, bałem się zmian i nowych
sytuacji. Przez to wszystko popełniłem wielki błąd, który pociągnął za sobą
falę kolejnych. Nie wiem czy będę umiał to naprawić, ale spróbuję - mówił z
pasją i smutkiem.
- Zerwałem z tobą kontakt, ale nie chciałem tego uwierz mi,
tak bardzo tego nie chciałem. Próbowałem rozmawiać z Chloe, że to bez sensu,
ale prosiła mnie, a mi wydawało się, że przez to jak wygląda moje życie,
powinien jej dać wszystko. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, dlaczego tak naprawdę
to zrobiłem. Ale o tym później. Nie umiałbym zakończyć znajomość przez rozmowę,
nie wypowiedziałbym tych słów, dlatego zachowałem się jak palant i wiem o tym -
spojrzał na dziewczynę, która przykryła się mocniej kołdrą i wpatrywała pustymi
oczami w niego. - Okłamywałem się, że przecież tak będzie lepiej i tak
mieszkamy w innych krajach. Wmawiałem sobie, że Chloe to jedyna osoba, której
potrzebowałem. Tymczasem im dłużej nie rozmawialiśmy tym bardziej zdawałem
sobie sprawę, jak mi z tym źle. Myślałem o tobie, gdy spotykałem się z Chloe,
przed snem wyobrażałem sobie nasze rozmowy, widziałem cię wszędzie. Cholera,
totalnie się w tobie zakochałem. Tak, dobrze słyszałaś kocham cię i nigdy mi to
nie przeszło, pomimo że próbowałem stłumić to uczucie - wybałuszyła oczy, zakryła
usta dłonią i zaczęła szlochać po cichu. - Dopiero po pewnym czasie
zrozumiałem, że zerwałem z tobą kontakt, bo bałem się, że to mnie przerośnie.
Jestem z Chloe i chciałem być wobec niej fair, a ty... zamieszałaś mi w głowie
i sprawiłaś, że poczułem coś czego jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
Bałem się tego, bałem się mocy uczucia i zmian, jakie będą za tym szły. Dlatego
wykonałem ten krok. Nigdy nie byłaś niczemu winna, nigdy nie dałaś mi powodu,
bym nie chciał utrzymywać znajomości, jesteś dziewczyną, o której marzyłem, gdy
byłem młodszy. Gdy szedłem do mam talent i widziałem tłumy dziewczyny oczami wyobraźni
i tą jedyną przy mnie - jesteś jej urzeczywistnieniem. Biję się w pierś do
czego doprowadziłem, że musiałaś cierpieć, to w jaki sposób się czułaś. Za
każdym razem kiedy śpiewamy z Leo "Why I got you on my mind?" myślę o
tobie i o tym, jak każde słowo jest prawdziwe i dokładnie wyraża co czuję.
Zamilkł. Patrzył na Weronikę, która prawie tonęła we łzach i
łamało mu się serce. Zastanawiał się co teraz zrobić. Wyjść? Zostać? Powiedzieć
coś? Milczeć? Stał w miejscu jak sparaliżowany.
- Cha...Cha...Charlie - wyjąkała po cichu, dygocząc. - Jest
mi tak zimno, czy ty... czy mógłbyś mnie przytulić?
Bez wahania ruszył do niej, usiadł na łóżku i przygarnął do
siebie, głaskając lekko po głowie. Jej skóra była zimna, rzadkie włosy, bez
problemu przechodziły Charliemu przez palce. Czuł jej kości pod cienką skórą.
Kiedy zdał sobie z tego wszystkiego sprawę pomyślał, że jak tylko przyciśnie ją
nieco mocniej, złamie ją. Łzy napłynęły mu do oczu i właśnie dlatego wzmocnił
uścisk, by go poczuła, by poczuła tę mieszankę miłości, żalu i desperacji.
Adela i Karol stali pod drzwiami niezauważeni, podsłuchując
całą rozmowę. Ada pomyślała, że Charlie świetnie się zachował, ale nie zdawała
sobie sprawy, że każde jego słowo było prawdziwe i z głębi serca.
Bo nie można udawać miłości, Charlie naprawdę kochał
Weronikę.
***
Leżeli wtuleni w siebie do wieczora. Międzyczasie
przychodziły pielęgniarki, które upominały Charliego, że nie może siedzieć na
łóżku Weroniki. Ironią była ich dbałość by przestrzegać zasad sanepidu, w
miejscu gdzie ludzie potrzebują bliskiego kontaktu z innymi. Po jakimś czasie
chłopak zauważył, że Werka ma spokojny miarowy oddech, odgarnął jej kosmyki z
twarzy i zauważył, że zasnęła. Ścierpła mu ręka od pozycji w jakiej leżeli, ale
nie dbał o to, nie chciał budzić dziewczyny, zasługiwała na odpoczynek.
***
Ukradkiem zerknęliśmy z Karolem do środka, a tam Charlie i
Wera przytulali się. Stwierdziliśmy, że wrócimy do domu, nie chciałam im
przeszkadzać, wystarczająco źle czułam się z tym, że podsłuchiwałam tak
prywatną rozmowę. Jednak czułam silną potrzebę kontrolowania sytuacji. Charlie
zachował się świetnie, jedyne co mnie martwi teraz, to co będzie gdy Wera
wyzdrowieje. Przecież Charlie ma dziewczynę, której raczej tak po prostu nie
zostawi. Sama prosiłam go, by wypowiedział te słowa, muszę zaplanować co dalej.
Wszystko idzie w dobrą stronę. Chyba. Mam nadzieję.
Prawda?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam cieplutko, przewiduję jeszcze jakieś dwa może trzy rozdziały i epilog. Także już jesteśmy przy końcu, jak myślicie jak się zakończy?
Lia
Subskrybuj:
Posty (Atom)