#Podsumowanie bloga 2016
Dlaczego zaczęłam pisać? (chyba robię sobie własne LBA )
Kocham czytać książki, od zawsze i mam nadzieję na zawsze, pomimo że w tym roku nie przeczytałam ich tyle ile chciałam. Myślę, że w życiu każdego czytelnika prędzej czy później przychodzi moment "teraz ja coś napiszę!". Jak zapewne się domyślacie do mnie też to przyszło w szóstej klasie podstawówki. Zaczęłam wtedy pisać książkę ( moje chęci zakończyły się na trzecim rozdziale - po prostu mi się już nie chciało ) o moim życiu szkolnym, ale bardziej w fantastyczny sposób. Wymyśliłam, że moja szkoła to taki magiczny świat, gdzie nauka to tylko podtekst, a tu się rozgrywa prawdziwa walka pomiędzy dobrem a złem! Pani od historii, była czarnym aniołem, z głowy wyrastały jej rogi i była postrachem całej szkoły. Na przeciwko niej stała moja ukochana nauczycielka od polskiego, którą przedstawiłam w damskiej wersji białego, lśniącego rycerza na koniu ( zawsze kojarzyła mi się z silną kobietą, niezależną ). To właśnie pomiędzy nimi toczyła się główna walka, oczywiście inni nauczyciele też byli postaciami nadnaturalnymi, ale nie pamiętam już kogo w co wcieliłam. Jedyne jeszcze co mi się przypomina, to nauczyciele od wf. Ich kantorek wuefistów i sala gimnastyczna były pod ziemią. Sami byli ogrami, ale w ładniejszej wersji ( w mojej głowie naprawdę wyglądali ładnie, tylko mieli maczugi ^.^ ). Oni nie stawali po żadnej stronie ani dobra, ani zła. Brali to, z czego czerpali korzyści.
Wielkie plany szóstoklasistki skończyły się chyba na piętnastej stronie w Wordzie. To się nazywa słomiany zapał. Niestety nie mogę nigdzie znaleźć śladów tej książki, musiałam ją usunąć :/ Jednak swój pierwszy tekst mam i dobrze go pamiętam. Bodajże w drugiej klasie podstawówki mieliśmy na zadanie domowe napisać opowiadanie na jakikolwiek temat chcemy. Zachwycona mała FanGirlLia, która wtedy nie wiedziała, że kiedyś będzie FanGirlLia, pomyślała sobie "hulaj dusza piekła nie ma!". Nie no, tak serio to nie pamiętam co wtedy pomyślałam. Jednak powstał mój pierwszy tekst, który nazwałam "Kraina Robotów" zainspirowana wakacyjnym pobytem w legolandzie. Czasem go sobie czytam, nie jest boski, ale mam do niego ogromny sentyment :)
Kurczę, poszłam trochę niechronologicznie ( ciekawe kto to wszystko będzie czytał he he ), po niewypale z książką miałam przerwę w karierze. Wiecie, po prostu poszłam na chorobowe. W gimnazjum pisałam sobie opowiadania, tak dla siebie. Lubiłam to, nawet bardzo. Pomimo tego, że nienawidziłam lekcji języka polskiego, ciągnęło mnie do pisania. Tylko, że jeśli masz nauczycielkę, która na każdym kroku czeka żeby cię zjechać i wszystkie Twoje pracę, są przeciętne albo słabe to trochę traci się wiarę w swoje możliwości. Na początku drugiej klasy gimnazjum, zadała nam wypracowanie, a temat jedyny raz przez całą trzyletnią podróż z językiem polskim mogliśmy sobie wybrać sami. Pomyślałam: "Hulaj dusza, piekła nie ma! Pokażę tej babie, jak się pisze!" ( i znów, wcale tak nie pomyślałam, chyba od razu zaczęłam się zastanawiać nad tematem ). Fakt faktem bardzo chciałam, żeby to opowiadanie było super! Napisałam je i zatytułowałam "Zimny wiatr" i byłam z niego taka zadowolona, ale nie tak po prostu. Ja byłam cholernie dumna! Mimo tego, że teraz to czytam i myślę sobie, że to gniot. Wtedy jednak pomyślałam, że to mi dobrze idzie.
Pani oddaje wypracowania, nakreślone tym czerwonym długopisem, ledwo się doczytałam oceny. No, nie była zadowalająca. Więc kolejny raz moja "pisarska" pewność siebie poszybowała w dół.
Wszystko się zmieniło kiedy poznałam Bars and Melody. Już pomijam całą tę historię, jak to się stało, kiedy i to że nie jestem i nie byłam nigdy ich fanką ( iks de! ). W marcu zachorowałam, spoko spoko to była tylko grypa. Leżałam w łóżku i jak zwykle wymyślałam sobie różne historie w mojej głowie. Bo ja właściwie opowiadania tworzę od zawsze, a może bardziej filmy? Wszystko widzę w mojej głowie. Idę ulicą i zauważam jakąś kobietę w ciekawym ubraniu, momentalnie wyobrażam sobie i dopisuję gdzie idzie, kim jest itp. Właśnie myślałam o Bars and Melody, kiedy spontanicznie wpadło mi do głowy: " A może poczytam ff z nimi?". Tak zrobiłam! Tego fan fiction już nie ma, ale gdyby nie ta dziewczyna, zresztą moja imienniczka, teraz nie pisałabym tego do Was.Nadrobiłam wszystkie 40 rozdziałów i nie wahałam się nawet na moment. Teraz kolej na mnie!
I tak to się wszystko zaczęło. Później znalazłam inne blogi, poznałam różne autorki internetowych fanfików. Poznałam też w tym roku osobę dzięki, której chyba się bardziej otworzyłam. Opowiadam jej o różnych takich małych rzeczach z mojego życia i ona to lubi. Ta osoba również opowiada mi takie rzeczy. Zawsze myślałam, że moje życie jest nudne. Stresowały mnie rozmowy i pytania "co u ciebie?", bo wydawało mi się, że muszę opowiadać o czymś spektakularnym, inaczej wyjdę na nudziarę. Ale właśnie takie jest nasze codzienne życie, nic specjalnego i to nas powinno cieszyć. Chyba o tym nie wie, ale właśnie ona mi to uświadomiła. Tego też nie wie, ale uświadomiła mi mnóstwo rzeczy w tym roku, sprawiła też wiele razy radość i po prostu bez niej ten rok byłby o wiele mniej radosny :) Nie powiem jej tego wszystkiego, bo wiecie jestem słaba w tego typu wyznaniach.Ale myślę, że jak to przeczyta, a może nie przeczyta to będzie wiedziała że to o niej :)
A teraz takie typowe podsumowanie blogowe:
Pierwszy opublikowany post: 4.03.2016 #Rozdział 0 "Pilot"
Najnowszy opublikowany post: 12.12.2016 #Rozdział "Excusate"
Łączna liczna wyświetleń: 27 044 ( a jeżeli to czytasz, to już co najmniej jedno więcej ^.^ )
Obserwatorzy: 7
Najwięcej wyświetleń: #Rozdział 28 "Ars amandi" - 506 wyświetleń
Łączna liczba komentarzy: 494
Post z największą ilością komentarzy: #Rozdział 22 "Carpe diem quam minimum credulo postero." - 34 komentarze.
Łączna liczba postów: 49
Liczba rozdziałów: 36
TO U GÓRY TO JAKIŚ KOSMOS!
W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytają bądź czytali mojego bloga. Dziękuję za każdą literkę, znaczek w komentarzu, za to że zaznaczacie swoją obecność na tym blogu. A przede wszystkim dziękuję:
Maggielenka
Dagmara Xyz ( wiem, że zmieniłaś nazwę ale ja Cię taką pamiętam :D )
Paula Lenechawiec
Zuzia Madej
Etolilune
Angelika xx
Julita Laska
Kinga Dopart
Huncwotka
Zuza Wójcik
Dziękuję Wam bardzo! Spełnia się właśnie takie moje mini marzenie :) Wiem, że takie podsumowanie raczej powinnam zrobić na koniec ff lub na rok na blogu, ale dla mnie razem z zakończeniem roku 2016, kończy się jakiś etap w moim życiu i chcę to zamknąć tu i teraz i iść do przodu :)
DZIĘKUJĘ!
Lia
#Rozdział 36 "Excusate"
Tytuł: "Przepraszam"
W całym domu panowała cisza, aż do momentu kiedy nie
zawładnęła nad nią dziewczyna. Po raz kolejny była sama w mieszkaniu. W soboty
zdarzało się to nad wyraz często. Po sytuacji w nadmorskiej miejscowości miało
się to wszystko zmienić. Początkowo tak właśnie było, jednak potem znów
wszystko wróciło do normy. Weronika zdążyła się już przyzwyczaić odkąd nie ma z
nią Klary i taty. Jednakże teraz cieszyła się, że nie ma rodzicielki w mieszkaniu. Mogła
krzyczeć, rzucać, a i tak nikt jej nic nie powiedział.
Spojrzała jeszcze raz na wyświetlacz telefonu, odczytując
słowa, które pojawiły się tam kilka minut temu. Jeździła po nich wzrokiem z
taką intensywnością, jakby chciała je wypalić. Jeszcze jedna próba, ale nie
udało się, one nadal tam były. Pulsowały w oczach dziewczyny, nie tylko w tych
szarych, również w jej duszy. Serce wybijało sylaby każdego z tych słów.
- Co za kretyn!
Idiota! - krzyknęła dziewczyna i rzuciła telefonem o ścianę, nie przejmując się nawet, co mama powie na zepsuty telefon. Chciała zebrać myśli, uspokoić się,
ale w głowie ciągle układały jej się te konkretne wyrazy: "Przykro mi, ale
musimy zerwać kontakt. Jesteś dobrą dziewczyną, ten miesiąc spędzony z tobą,
był." - Czy to są jakieś jaja? - lamentowała na głos, mając nadzieję, że
słowa wypowiedziane dadzą ulgę.
- Okay, wydarzyły się różne rzeczy między nami, ale
ustaliśmy, że będziemy przyjaciółmi. Jeszcze wczoraj ze mną pisałeś, a dziś tak
po prostu mnie spławiasz?! - krzyczała do rozbitego telefonu. - Jesteś żałosny,
nawet nie masz odwagi mi tego
powiedzieć. Wiesz co jest jeszcze bardziej żałosne? Że to wszystko odbywa się
na Facebooku! Taka z ciebie gwiazda, a szkoda ci kasy na koncie? A nie sorry,
najbardziej żałosne jest to, że mnie zablokowałeś, teraz jesteś tak żałosny, że
już bardziej się nie da! - bardzo dobrze, że mama dziewczyny miała dziś dużo
pracy i wyszła w ten sobotni, mroźny dzień z samego rana.
Weronikę wciąż
nurtowały te ostatnie słowa:
- "ten miesiąc spędzony z tobą był" jaki? Czemu nie dokończył? - zrezygnowana
Weronika siadła na łóżku, przygarbiła się lekko i smutnymi oczami wpatrywała
się w ścianę. Od dziecka ich kolor był szary, ale dziś lekko wyblakł. Pierwszy
raz kawałek jej duszy uwolnił się z ciała i odleciał ku niebu, jak kolorowy balonik,
który niepostrzeżenie wyrwie się dziecku i poleci do nieba. Można to było dostrzec w jej oczach, które
właśnie wtedy zmieniły delikatnie swój kolor, pozostając już takimi.
Faza pierwsza.
***
Z mamą rzeczywiście ostatnio było gorzej. Nadal się
uśmiechała i starała się nie dać po sobie poznać, ale my widzieliśmy wszystko.
Zmęczenie, przepracowanie, troskę. Na jej twarzy pojawiło się więcej
zmarszczek, ale nie takich w kącikach ust od śmiania, tylko te na czole, od
jego marszczenia. W związku z tym coraz bardziej popierałam decyzję Nikodema.
Ogromnie doceniałam jego wybór. To tylko kilka miesięcy, a potem już będziemy
we trójkę super, hiper rodzinką, prawda?
Właśnie z Nikiem robiłyśmy zakupy na
jego wyjazd. Bał się, że będzie głodować.
- A co jeżeli naukowcy nie jedzą? Może oni żywią się nauką,
czy coś tam? - powiedział jednego dnia, autentycznie zdenerwowany. Dlatego
teraz wybieraliśmy suszonki, słodycze, wszystkie suche rzeczy i wrzucaliśmy do
niemalże pełnego koszyka.
- Straty jakie poniesiemy na dzisiejszych zakupach będziemy
chyba nadrabiać przez kolejne trzy miesiące, więc nie zjedz tego od razu -
zaśmiałam się. Nikodem zapłacił, a potem poszliśmy na najlepszą gorącą czekoladę
w Krakowie ( ale ja myślę, że też na świecie). Cinnabon! Kiedy byliśmy mali i
chodziliśmy tu z rodzicami, zawsze robiliśmy zawody na "najlepsze wąsy z
piany". Najczęściej wygrywał tata, ale to dlatego, że kupował największą
czekoladę, której my byśmy nie dali rady wypić. Większy kubek, dawał lepsze
pole do popisu. Teraz siedzieliśmy w o połowie mniejszym składzie.
Pociągnęliśmy pierwszy łyk, spojrzałam w szybkę telefonu i wyrwało mi się:
- Ha! Wygrałam - Nikodem parsknął lekko śmiechem.
- Ada, pamiętaj że
APPP działa na odległość, okay? - pokiwałam głową, myśląc o tym jak nie
doceniałam kiedyś mojej rodziny. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie
tylko mama zawsze była przy mnie, że Werka troszczyła się o mnie bardziej niż o
siebie, a przecież wydawało mi się, że panuje odwrotna sytuacja. Nikodem wcale nie
miał mnie w dupie przez te wszystkie lata. A tata? Tata mnie kochał, wiem że
tak było. Można być rewelacyjnym aktorem, ale nie da się udawać miłości tyle
lat. Jest to po prostu awykonalne. Popełnił błąd - w nieodpowiednim czasie,
dokonał złych decyzji. Dlaczego? Bo jest człowiekiem. Czy to była jego wina? Po
części tak, ale ja też się wiele razy się gubiłam, tonęłam. Jednak zawsze ktoś
przy mnie był, wyciągał rękę i ratował mi życie. Tacie nikt nie pomógł. W
pewnym momencie staliśmy się samolubni, a on coraz bardziej zamykał się w
świecie pracy, stresu, złości. Tak rodzi się nienawiść, z braku miłości.
- Nikodem, czy mogę ogłosić teraz APPP i pojedziemy w jedno
miejsce? Tylko bez zbędnych pytań, chcę coś zrobić - popatrzyłam się na
jego twarz, która teraz się spięła. Zawsze gdy się denerwował stawał się
sztywny. Zastanawiałam się jak wykonuje ruchy w takich sytuacjach. Jednak on
pokiwał głową. Zapłacił i wsiedliśmy do taksówki, którą zamówiliśmy. Mieliśmy
tyle zakupów, że autobusem byłoby nam ciężko wracać, a prawa jazdy żadne z nas
jeszcze nie posiadało. Podałam kierowcy adres, Nikodem wybałuszył na mnie
oczy, ale nic nie powiedział. Gdy
jechaliśmy wyciągnęłam swój szkicownik z torebki i zaczęłam wertować kartki w
poszukiwaniu jednego obrazka. Jak już go znalazłam, wyrwałam niepewnie stronę.
Do tej pory mój pamiętnik był w komplecie. Teraz brakuje mu tej jednej kartki. Na
odwrocie szybko nabazgrałam kilka słów, ponieważ już podjeżdżaliśmy.
- Mam wysiąść z tobą? - spytał mój brat. Pokiwałam przecząco
głową. Wiem, że on tego nie chce, nie ma ochoty go widzieć, wciąż tłamsi do
niego żal. Posłałam mu uśmiech, a on ścisnął moją dłoń. Chwyciłam kartę do ręki
i wysiadłam z samochodu. Podeszłam do furtki, która była otwarta, więc weszłam
dalej. Czułam na sobie wzrok mojego brata. Zawsze mnie pilnował - pomyślałam.
Wsunęłam kartkę pod wycieraczkę, tak żeby wystawała i była dobrze widoczna, po
czym zapukałam do drzwi. Nikt nie otworzył. Odwróciłam się i ruszyłam w drogę
powrotną. Patrząc na Nikodema. Nagle dostrzegłam zmianę wyrazu jego twarzy,
gwałtownie wykonałam obrót o sto osiemdziesiąt stopni. W progu stał tata. Mój
tata. Trzymał kartkę i delikatnie przenosił wzrok w różne punkty, które się na
niej znajdowały. Z szalenie bijącym sercem, obserwowałam każdy jego ruch.
Następnie obrócił powoli kartkę na drugą stronę. Patrzyłam, jak czyta
poszczególne słowa. Potem podniósł głowę i spojrzał wprost na mnie. Zobaczyłam
smutek, olbrzymi, dogłębny, który go wypełniał aż po same uszy. Na ten widok
poczułam w moich oczach znajomą wodę, która była przygotowana do wypłynięcia w
każdej chwili. Podeszłam bliżej. Najpierw krok. Później następny. Jeszcze
jeden. Nie odrywał ode mnie wzroku stał w milczeniu. Teraz stanęłam przed nim. Rzuciłam
okiem na rysunek. On był na nim, ja też tam była. Mój tata i ja.
Mała Ada siedziała
tacie na barkach. Trzymała piłkę do koszykówki w rączkach. Była tak blisko
kosza, kiedy tata ją podsadził. Bez taty tarcza wydawała się, jakby sięgała
nieba, teraz to dziewczynka go sięgała. Gdyby podrzuciła piłkę nad siebie, mogłaby
rozbić ten nieskończony błękit. Ale tego nie chciała, uwielbiała niebo. Dlatego
w skupieniu, przygotowywała się do rzutu w obręcz, która w dzięki tacie
znajdowała się na jej wysokości jej oczu. Mężczyzna, zaś unosząc głowę do góry,
wpatrywał się w twarz swojej córki. Cały promieniał z radości. Jego szczęście
sprawiało, że delikatnie unosił się nad ziemią. Dziewczynka miała pod sobą
słońce, nad sobą niebo, przed sobą cel. Wszystko co było dla niej
najważniejsze.
Pamiętałam kiedy to rysowałam. Jeden z pierwszych moich
rysunków. Popatrzyłam na słowa, które tam napisałam, bo bałam się podnieść
wzrok, nie wiedziałam czego się spodziewać. W końcu zebrałam całą swoją siłę i
podniosłam głowę. Nasze oczy się mijały, ale każde chciało przeszyć i wejść w
to drugie, żeby odkryć jego uczucia. Teraz albo nigdy.
- Przepraszam tato - wyjąkałam. Zapadła cisza, nawet nie
zorientowałam się kiedy zaczęłam płakać. Przetarłam oczy rękawem, odwróciłam
się i szybszym krokiem ruszyłam w stronę furtki.
- Adela, ale... - to
był tata. Tak dawno nie słyszałam jego głosu. Tego, który prowadził mnie przez
dzieciństwo, tego który krzyczał najgłośniej na każdych zawodach, tego który
niegdyś poświęcał mi każdą wolną chwilę.
Głosu mojego taty. Doszłam do furtki, obróciłam się jeszcze raz w jego stronę.
- Nie miałeś szans tato - łzy wpadały mi do oczu.
Usłyszałam, jak otwierają się drzwi od taksówki, a z nich wysiada Nikodem.
Stanął tuż przy mnie. Nie teraz Niko, nie teraz. - Przepraszam, że Cię nie
uratowałam, tato.
Chwyciłam Nikodema za ramię, dając mu znak, żebyśmy wsiedli.
Wracając do domu, spytał:
- Za co ty go przepraszałaś? - spytał zdziwiony?
Zdenerwowany? Sama nie wiem, nie skupiłam się na nim. Chwilę mi zajęło za nim
odpowiedziałam.
- Zostawiłam go. Wszyscy go zostawiliśmy. To przez nas
umarł.
------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka!
Znów króciutki ten rozdział, ale wiem że niektórzy takie lubią :) ( Madzia ). Ten rozdział miał wyglądać trochę inaczej, pierwsza część jest jak najbardziej zaplanowana, natomiast ta druga wyszła mega spontanicznie. Po prostu zaczęłam pisać, bez żadnego planu. Pisałam, pisałam i sama się dziwiłam co wynika z tego pisania. Wnioski mnie zaskakiwały, wydarzenia również. Czułam się jakby ktoś to pisał za mnie. Autentycznie! Mega dziwne uczucie! :D Kiedy to pisałam słuchałam takiej ładnej playlisty na Spotify "Kropki" do książki Włodka Markowicza i myślę, że to spotęgowało moje emocje. Tak poryczałam się pisząc własny rozdział, bo byłam zaskoczona tym co się wydarzyło. Wiem, że to mega dziwne xD Zwykle słucham Bam, bo wtedy łatwiej jest mi o nich pisać, a dziś coś mnie tchnęło i wyszło mi to chyba na dobre :) Dajcie koniecznie znać co o nim sądzicie. To dla mnie świeża sprawa, bo powstał kilka godzin temu.
Miłego dnia :)
Lia
#Rozdział 35 "Ardua prima via est"
Tytuł: "Pierwsza droga trudną jest"
Praca w hospicjum okazała się o wiele trudniejsza niż
myślałam. Nie dość, że czasowo była trudna, to zajmowanie się chorymi dziećmi
to olbrzymi wysiłek zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Kocham dzieci, całym
sercem, cieszę się, że mogę być blisko nich, ale na ten moment to dla mnie za
dużo. Modlę się tylko, aby sytuacja finansowa poprawiła się jak najszybciej, bo
nie wiem ile tak pociągnę. Jeszcze jak na złość, mam kilka szkolnych projektów
do zrobienia. Dobrze, że jeden jest z angielskiego, bo Leondre zdeklarował się,
że mi pomoże, patrz zrobi wszystko i wyśle mailem. Szczerze mówiąc, nie
prosiłam go o to. Jednak, gdy tylko opowiadałam mu o moim aktualnym zawrocie
głowy, od razu zajął sobie zrobienie projektu. Temat to ochrona środowiska
naturalnego - dlaczego to jest takie
ważne, co możemy zrobić by pomóc itp. Tak się cieszę , że Leondre to zrobi, bo
nawet po polsku nie miałabym na to ochoty. W końcu od czegoś mam tego chłopaka
z Wielkiej Brytanii. Jeden mały kłopot z głowy.
Ostatnio, gdy wróciłam do domu, przy stole kuchennym
siedziała mama z Nikodemem i o czymś dyskutowali. Nie chciałam im przeszkadzać,
więc od razu skierowałam się do mojego pokoju. Byłam taka zmęczona, pół dnia
spędziłam na onkologii. Marzyłam o godzince czasu z moim szkicownikiem w ramach
odpoczynku. Niestety nie było mi to dane, gdyż zostałam zawołana przez brata,
gdy tylko stanęłam na drugim stopniu schodów. Zrobiłam w tył zwrot i siadłam po
prawej od mamy.
- Chciałbym ci coś powiedzieć Ada - zaczął Nikodem.
Obdarzyłam go spojrzeniem, by wiedział że go słucham. - Wiesz, że od zawsze
byłem na maxa wkręcony w astronomię. Udało mi się w końcu, po trzech latach,
zdobyć stypendium do szkoły astronomicznej. Oprócz nauki, będę miał staż w
laboratorium i oczywiście będę dostawał za to dość wysoką wypłatę. Jak wszyscy
wiemy, nie przelewa się u nas ostatnio. Chciałbym trochę odciążyć mamę i
zgodziłem się na tę propozycję. Stypendium będzie ważne do końca obecnego roku
szkolnego. To duża szansa dla mnie, w dodatku wspomogę nasz budżet rodzinny -
powiedział, widocznie zadowolony z całej sytuacji. Natomiast ja nie podzielałam
tego stanu. Zaczęłam się bawić nerwowo palcami.
- Gdzie jest ta szkoła? - zapytałam po chwili. Przed
odpowiedzią zdążył jeszcze odchrząknąć.
- W Zielonej Górze - pokiwałam głową.
- Super Niko, bardzo się cieszę - powiedziałam i gwałtownie
wstałam od stołu. Szybko odwróciłam się, żeby nie widzieli mojej twarzy i
poszłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Rzuciłam plecak pod ścianę,
a sama położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać. Znowu. Ostatnie kilka miesięcy
są dla mnie bardzo... mokre. Gdyby zebrać całą wodę, którą wylałam myślę, że
starczyłoby do aqua parku na kolejny rok. Po chwili usłyszałam pukanie do
drzwi.
- Mamo, później pogadamy, dobra? - krzyknęłam do zamkniętych
drzwi, mimo to się otworzyły, a w nich stanął Nikodem.
- Oj siorka, co ty znowu za szopki odstawiasz - powiedział
jednocześnie zamykając za sobą drzwi i wchodząc głębiej do mojego pokoju. Tym
samym poczęstowałam go wielką, bordową poduszką w twarz. - Za co to? - spytał
oburzony. Niech nawet się teraz nie zgrywa. Przysiadł się obok mnie. - No to
ten... nie wiem, co się w takiej sytuacji mówi, ale... - zaczął po chwili.
- To lepiej nic nie mów i wyjdź - warknęłam.
-Mogę sobie pójść, ale za tydzień wyjeżdżam i będziemy się
widywać średnio raz na miesiąc, więc może po prostu pogadamy normalnie - skądś
to znam, pomyślałam sarkastycznie. Mam deja vu.
- Mówiłam ci już, że nie umiesz pocieszać ludzi? - zaśmiał
się. - Czy ja naprawdę jestem taka okropna? Wszyscy ważni mężczyźni z mojego
życia mnie zostawiają. Tata, Leo i teraz jeszcze ty. Jak mam tu sama dać radę?
- znów się zalałam łzami.
- Hej, z tej trójki tylko ojciec cię zostawił. Ja i Leo
wciąż jesteśmy, to że nie w zasięgu ręki, to nie znaczy, że w ogóle - zaczął
mnie nieudolnie poklepywać po plecach, aż z tego wszystkiego zrobiło mi się
jego szkoda. Widać, że nie wie za bardzo, jak ma się zachować wobec mnie. -
Naprawdę nie chcę wyjeżdżać, niby lubię astronomię, ale średnio mi się widzi
siedzieć kilka godzin w laboratorium i pracować, ale wiem że tego potrzebujemy.
Mama musi mieć więcej odpoczynku, zauważyłaś jak zmizerniała ostatnio? Nie
zostajesz sama, a Wera? No Ada, to w końcu twoja przyjaciółka! Wszystko będzie
dobrze. Otarłam oczy rękawem koszulki.
- Obiecujesz? - spojrzałam na niego z nadzieją.
- Obiecuję.
***
Walia to bardzo podzielony region. Z jednej strony jest
mocno zurbanizowany, jak teraz cały świat - fabryki, domy,
bloki, przeładowanie. Z drugiej jednak słynie z klifów, nieskończonej zieleni
wzgórz, jedności z naturą. Port Talbot, było trochę takim miastem, choć coraz
bardziej uginało się pod presją technologii i nowoczesności. Leondre aktualnie siedział
na wrzosowisku i spoglądał na jezioro. W oddali dostrzegł blond czuprynę,
której się spodziewał. Kiedyś Leo często przychodził tutaj po szkole, mimo że
droga zajmowała co najmniej godzinę, to miejsce stało się dla niego wyjątkowe.
Tutaj powstała "Hopeful", jak i większość rapu w piosenkach, tutaj uciekał
od rzeczywistości, tutaj się chował przed światem. Dziś po południu Charlie zatelefonował do przyjaciela z zapytaniem gdzie jest, bo muszą porozmawiać.
Właśnie dlatego siedemnastolatek znajdował się teraz kilkanaście metrów od
Leondre.
- O pokaż, to może jakiś nowy hit? - powiedział Charlie,
wskazując na kartkę, którą brunet trzymał w ręce.
- Nie, to tylko takie, głupoty - zbył przyjaciela i schował papier do kieszeni spodni. - O czym
chciałeś pogadać?
- Muszę mieć powód, żeby chcieć porozmawiać z przyjacielem?
- spytał i przysiadł się zaraz obok. - Tyle się zmieniło przez ostatni miesiąc,
przez nie... - niemal wyszeptał, wpatrując się w malowniczy krajobraz.
- Gdybyś w wakacje mi powiedział, że będę chodził z
dziewczyną z Polski, wyśmiałbym cię. Życie jest strasznie przewrotne - zamyślił
się na chwilę, a potem dodał. - Ale tobie chyba nie tak źle, w końcu masz
Chloe, nie?
- Tak, mam - potwierdził. Otworzył usta, po czym szybko je
zamknął jakby chciał coś dodać, ale jednak się rozmyślił.
- Charlie, wiem że masz jakąś sprawę, bo normalnie byś tyle
nie szedł, tylko po to by sobie ze mną pogawędzić. Możesz powiedzieć -
uśmiechnął się do przyjaciela.
- Dzwonił do mnie Lewis - zaczął Charlie. Lewis był
managerem chłopaków. - Powiedział, że mieliśmy wystarczająco odpoczynku po
powrocie z Polski i czas znów się zabrać za muzykę. Proponuje nam cover.
- Okay, do której piosenki? - spytał zaciekawiony Leo.
- Adele "Hello" - Charlie zauważył, że na dźwięk
tego imienia, przyjaciel zadrżał. - Ostatnio wszędzie jest na pierwszych
listach muzycznych - w telewizji, w radiu. W dodatku biorąc pod uwagę, że jest
brytyjską piosenkarką, a my brytyjskim zespołem, możemy mieć większy rozgłos -
zapadła chwila milczenia. - Co myślisz?
- Charlie, wiesz o czym jest ta piosenka? - odezwał się
brunet. - O cierpieniu, o ciężkim rozstaniu, próbie powrotu, miłości, która nie
była w odpowiednim miejscu i czasie. Może dla ciebie to nic, bo masz zaśpiewać,
przygotowany tekst, choć i tak myślę, że czułbyś się trochę nieswojo. Jednak ja
mam napisać o tym rap? Szczególnie teraz? Obydwaj jesteśmy w związkach,
względnie szczęśliwych, więc ja się na to nie piszę. W tym o czym rapuje zawsze
jestem szczery, nie będę wymyślał pod
większą popularność - wypuścił z siebie cały sznur słów.
- Myślisz że to był mój pomysł? Przekazuje ci
propozycje, w sumie to był prawie rozkaz, od Lewis'a. Osobiście średnio mi się
widzi nagrywać tę piosenkę, pomimo tego, że uważam ją za genialną - sprostował
Charlie.
- Przekaż w takim razie Lewis'owi, że jestem przeciwny i nie
będę robił muzyki na siłę - prawie wysyczał. Charlie spojrzał
na jego wściekłą twarz i zasmucił się lekko.
- Leo, co się z tobą dzieje? Nikt cię do niczego nie zmusza,
przekażę wszystko. Ostatnio jest w tobie tyle...złości - powiedział, pokręcił
głową i odszedł w dół zbocza. Leondre patrzył przez chwilę na plecy
przyjaciela, a gdy już zniknął za horyzontem, schował twarz w dłoniach.
***
- Nie wiem, co się z nim dzieje, martwię się. Zawsze
mogliśmy porozmawiać bez żadnych ograniczeń, na spokojnie. Teraz jak coś mu się
tylko nie spodoba od razu włącza mu się tryb samoobrony i warczy na wszystkich
- żalił się Charlie.
- Dobrze wiesz, że Leo zawsze miał w sobie ten tryb i jak
tylko pojawia się zagrożenie to on się włącza - odparła dziewczyna blondyna,
która bawiła się czupryną włosów swojego ukochanego.
- Wiem, ale nigdy ten tryb nie włączał się w stosunku do mnie
- odpowiedział nieco zamyślony.
- Przejdzie mu, jest zakochany - odparła Chloe. - Charlie,
masz nadal kontakt z tą dziewczyną, no wiesz tą z Polski? - zmieniła nagle temat.
- Chodzi ci o Weronika? - spytał zainteresowany.
- Tak, właśnie o nią. Ostatnio dużo pojawia się zdjęć na
portalach społecznościowych, że Charlie Lenehan ma nową dziewczynę. Chyba dużo
spędzaliście ze sobą czasu, wiem że teraz nadal rozmawiacie - mówiła z
wyczuwalnym wyrzutem w głosie. Charlie raptownie usiadł i chwycił ją za rękę.
- Chloe, przecież często pojawiają się tego typu artykuły,
myślałem że już to przerabialiśmy - uśmiechnął się lekko i pocałował dziewczynę
z czułością.
- Tak, tak, ale z tą całą Weronika bardzo dużo spędzałeś
czasu i... no nie wiem - powiedziała nadal niezadowolona.
- Kochanie, jeśli jest coś co mogę dla ciebie zrobić, żebyś
się lepiej czuła to po prostu mi to powiedz - posłał jej uśmiech.
- Jest jedna rzecz - odpowiedziała.
- Jaka? - podniosła na niego wzrok i bez zawahania
odpowiedziała.
- Chciałabym, żebyś zerwał z nią kontakt.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry! :)
Rozdział króciutki, ale myślę że dla Was to nawet lepiej :D Jak go pisałam to nie byłam co do niego przekonana, ale w trakcie redakcji stwierdziłam, że jest całkiem całkiem :) Dziś mam taaaaki ciężki dzień, więc dlatego wrzucam rozdział tak wcześnie rano. Najprawdopodobniej w domu będę koło 20:30 cała padnięta. Jest jedna rzecz, która mnie pociesza, za niedługo święta! A jeżeli tego nie wiecie, ja kocham święta! Już byłam kupować pierwsze prezenty :) We wtorek Mikołaj, więc też na pewno będzie to przyjemny dzień, grudzień to w ogóle taki fajny miesiąc :) A co z rozdziałami? Nie mam pojęcia :P Staram się jednak teraz wrzucam max co dwa tygodnie. Nie mam pojęcia jak mogłam się kiedyś wyrabiać w dwoma rozdziałami w tygodniu! Wtedy chyba nie miałam życia, teraz też go nie mam, ale wtedy bardziej :P No nic, liczę po cichu na jakieś fajne komentarzyki na wzmocnienie w ten dzień :)
Miłego dnia! :)
P.S. Oficjalnie jestem taka głupia, że po 35 rozdziałach zaczynam justować tekst, brawo ja!
Lia
Subskrybuj:
Posty (Atom)