#Rozdział 39 "Praesumptio boni viri"
Tytuł: "Domniemanie dobrej winy"
Chłopak nie rozstawał się z telefonem. Bał się, że jeżeli
odłoży go chociaż na chwilę, to będzie to chwila, w której dziewczyna się
odezwie. Na drugi dzień po kłótni z Adele chciał z nią pogadać i wyjaśnić wszystko.
Słowa, które wypowiedzieli go trochę zaniepokoiły, ale przecież nie mogła mówić
poważnie. Pragnął, żeby go zrozumiała. Wiedział, że jak jej opowie o tym co
skrywa w środku to ich relacje wrócą do normy. Przeproszą się nawzajem,
ponieważ zarówno jego jak i dziewczynę trochę poniosło. Dzwonił do niej mnóstwo
razy, ale nie odbierała.
- Czemu nie chce ze mną rozmawiać? - myślał. - Naprawdę jest
aż taka wkurzona?
Cały następny dzień chodził z głową w chmurach. W szkole
zebrał kilka złych ocen, ale nie zaprzątało to zbytnio jego umysł. Wypełniała
go brunetka. W całości. Po szkole kolejny raz próbował się z nią skontaktować -
nadal nic. Zadzwonił do Charlie'ego, potrzebował rozmowy z przyjacielem.
- Może spróbuj do niej napisać na jakieś portale
społecznościowe? Na facebooka albo instagrama, jak zobaczy te wszystkie
wiadomości to będzie wiedziała, że zależy ci na rozmowie - zaproponował
blondyn.
- To chyba dobry pomysł! - stwierdził Leo, chwilę jeszcze
porozmawiali, aż w końcu brunet się rozłączył i napisał dwie identyczne
wiadomości na facebook'u i instagramie Adeli:
"Musimy porozmawiać, nie chcę o takich rzeczach pisać przez
internet"
Mijały godziny, a dziewczyna wciąż się nie odzywała. Może
ona już naprawdę nie chce ze mną być - przestraszył się. Przeglądał jej profil,
profile jej znajomych, co było dosyć dziwne, ale wierzył że tak jakoś uda mu
się znaleźć wyjaśnienie tej sytuacji. I znalazł. Na koncie Karola.
Najnowsze zdjęcie przedstawiało dwie dłonie splecione ze
sobą. Szybko przetłumaczył opis, na angielski a brzmiał on: " Dziękuję, za
to że po prostu jesteś" z sercem. To głupie, beznadziejne, emotikonowe
serce! - niemal wykrzyknął. Niestety nie zwrócił uwagi na datę dodania zdjęcia,
bo opublikowano je kilka miesięcy temu kiedy, jak wiadomo, Karol był w związku.
Jednakże dla Leondre wszystko już było jasne. Oczy mu się zaszkliły.
- Nie wierzę - szeptał sam do siebie. - Nie wierzę, że ona
tak po prostu mnie zostawiła.
Serce waliło mu jak szalone, miał ochotę coś rozwalić, miał
ochotę krzyczeć, płakać, wszystko na raz. Wybiegł z domu, słońce już zachodziło
za walijskimi wzgórzami. Chłopak ruszył do swojego miejsca, tam gdzie zawsze
mógł być sam i czuł się dobrze. Ale czy i tym razem tak się będzie?
Po drodze zahaczył o sklep i kupił kilka butelek alkoholu.
Mieszkał tu od małego więc wiedział, gdzie takie rzeczy sprzedają nieletnim. Dotarł na
miejsce, cały we łzach. Wstydził się tego. Jestem facetem, nie powinienem
płakać - myślał. - Inni nigdy nie płaczą. Przypomniały mu się wszystkie
szyderstwa, groźby wycelowane w jego stronę. Wspomnienia uderzyły w niego ze
zdwojoną siłą.
- Jak ona mogła wejść do mojego życia, a potem tak mnie
zostawić - lamentował.
Zaczął pisać. Chciał się uwolnić od sideł emocji albo
chociaż je rozluźnić, żeby wziąć głębszy oddech. Gdy skończył, nie poczuł nawet
odrobiny ulgi. Wydawało mu się, że długopis wypala dziurę w jego dłoni.
Przełamał go i wyrzucił gdzieś w chaszcze. Przejechał oczami tekst, znów poczuł
cios prosto w pierś. Schował go do tylnej kieszeni spodni i nie miał zamiary
nikomu pokazywać.
Otworzył pierwszą puszkę i wypił do dna. Nic się nie
zmieniło. Wziął drugą i zrobił to samo. Poczuł się trochę lepiej. Więc sięgnął
po kolejną, a potem jeszcze po następną i już nie pamiętał czemu mu było
przykro. Zadzwonił do Charlie'ego:
- Cześć Charls - wybełkotał rechocząc ze śmiechu. - Taka
śmieszna sprawa, bo tutaj sobie jestem i siedzę na takiej miękkiej trawie.
Blondyn był zaskoczony.
- Leo? - spytał.
- Zgadłeś! Chyba należy ci się medal - cały czas się śmiał i
mówił sylabami.
- O stary, ty jesteś pijany! - westchnął przyjaciel.
- Nie wiem o czym mówisz - zachichotał. - Po prostu uczyłem
się o procentach, ostatnio z matmą u mnie bywało cienko.
- Cholera, twoja mama cię zabije! Miałeś już jej nie robić
takich akcji. Gdzie jesteś? - wkurzył się Charlie, ale również był
zaniepokojony o młodszego przyjaciela.
- Nie wiem, ale możemy się pobawić w chowanego, tylko policz
do stu bo nie zdążę się schować.
- Ja cię kiedyś idioto zabiję - rozłączył się blondyn.
Po pewnym czasie Charlie szedł w stronę kiwającego się Leo.
Machał rękami zadowolony i od czasu do czasu bełkotał jakieś słowa. Przyjaciel
wziął go pod rękę i zaprowadził do auta. Nie odezwał się ani słowem.
- Ej, ale gramy w zaklepywanego, więc mnie nie złapałeś.
Znów będziesz szukał - wyszczerzył się Leondre.
Blondyn to zignorował i jechał dalej. Kiedy minęli dom
młodszego i się nie zatrzymali, Leo chciał coś powiedzieć, ale Charlie go
wyprzedził:
- Powiedziałem twojej mamie, że będziesz u mnie nocował -
rzucił.
- Ale ja nie chcę z tobą spać Charlie, Chloe nie będzie
zadowolona.
- Nie masz pojęcia jak długo będziesz musiał mi się za to
odwdzięczać - warknął Charlie. Dojechali do domu Lenehana, ten wziął
przyjaciela i cichaczem zaprowadził Leo do swojego pokoju, żeby przypadkiem
mama nie zauważyła. Ta bowiem mogłaby wszystko opowiedzieć mamie Leondre, a
wtedy tyle zachodu na marne. Oczywiście powiedział rodzicielce, że Bars będzie
u niego nocował, ale więcej szczegółów nie zdradził. Kiedy blondyn zamknął za
sobą drzwi, usadził Leo przed sobą i zaczął:
- Teraz pójdziesz spać, a rano opowiesz mi wszystko,
rozumiesz?
- Ale ja nie chcę spać. Napisałem nowy tekst, chcesz
zobaczyć? - już nie rechotał, ale nadal był nie do końca wszystkiego świadomy.
- O proszę cię stary, jeśli napisałeś go dzisiaj to aż się
boję - odpowiedział, ale wziął kartkę od przyjaciela. Przez chwilę jechał
wzrokiem po tekście, następnie spojrzał zaniepokojony na Leo.
- Chcę nagrać cover "Hello" - oznajmił brunet.
- Gadałeś z Adele? - zapytał delikatnie Charlie.
- Przecież jej nie znam. Chcę tylko zarapować do jej
piosenki - odpowiedział.
- Chodzi mi o twoją dziewczynę idioto! - pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- To już nie jest moja dziewczyna - zaczął wypowiadać całe
słowa, bez podziału na sylaby. Charlie otwierał usta, by coś powiedzieć, ale
Leo zaczął gwałtownie - ona ma mnie gdzieś. Jest sobie z tym Karol, czy jak mu
tam, mogła chociaż mi to powiedzieć, a nie unikać. Bawiła się moimi uczuciami od
początku.
- Leondre, poczekaj może, pogadaj z nią jeszcze - próbował
starszy.
- Nie mam o czym, wybrała jego to bardzo proszę. Nie będę
dawać robić z siebie debila - wydawało się jakby powoli trzeźwiał. Ale tak
szybko? - Nagrajmy jutro ten cover i wrzućmy jeszcze w tym tygodniu.
- Leo, myślę że to słaby pomysł. Szczególnie, że jesteś
teraz w takim stanie.
- Charlie, mówię że chcę to chcę - zdenerwował się. - Czuję
się serio beznadziejnie. Wymieniła mnie jak jakąś starą zabawkę, jakbym nie
miał uczuć. Chcę to wyrapować, chcę się tego pozbyć choć na chwilę. Muzykę mi
to daje - w tych słowach Leo był taki przekonywujący, że gdyby Charlie nie
wiedział, że jest pijany to by nie zauważył.
- Dobrze Leo, ale na razie się z tym prześpij. Musisz
wypocząć - powiedział z troską. Przygotował mu swoje ubrania i drugi materac.
Młody padł od razu. Charlie do późna myślał nad tą sytuacją. Również spróbował
napisać do Adeli, ale ona totalnie się nie odzywała. Może coś się stało? -jednak
ta myśl szybko odeszła w niepamięć.
***
- Jesteś pewny, Leo? - znajdowali się w studiu nagraniowym.
Lewis był zachwycony, bo wiedział że piosenka szybko rozejdzie się po
internecie i będzie hitem. Charlie bardzo się martwił o przyjaciela. Był na
niego zły, wczoraj był w takim stanie, że mógłby nawet wpaść pod auto i by tego
nie zauważył. Ale o wiele bardziej martwił się o jego stan emocjonalny. Rano
wszystkiego się dowiedział, strasznie mu było go szkoda. Czuł się za niego
odpowiedzialny, jak za młodszego brata. Tyle już przeszedł i kolejny raz musi
cierpieć. Charlie zastanawiał się, czy decyzja Leo nie jest zbyt pochopna.
- Tak, Charlie. Chcę oddać swoje emocje muzyce -
odpowiedział. Założyli słuchawki i zaczęli nagrywać. Kilka godzin później cover
został wstawiony do internetu.
***
Kiedy jesteś zorganizowana wszystko idzie jakoś lepiej i
łatwiej. Zaplanowałam po kolei wszystkie czynności i szło świetnie. Nauka,
szkoła, hospicjum, mama, sen tak wyglądały moje ostatnie trzy dni. Nie należały
one do lekkich, oprócz tych czynności w między czasie tylko jadłam i
korzystałam z toalety. Nie zajmowałam się internetem, ani przyjaciółmi. Nimi
się zainteresuję, kiedy będą miała dla nich więcej czasu, żeby w pełni się im
oddać.
Właśnie wychodziłam do szkoły, ale przed zdążyłam jeszcze szybko
posprzątać i znalazłam ładowarkę do telefonu. W końcu! Podłączyłam komórkę i szybkim
tempem ruszyłam do szkoły, żeby się nie spóźnić. Udało mi się zamienić nawet
kilka słów z Karolem i Werką. Ona chyba jest na mnie obrażona. Ech, muszę
wypisać sobie na czole słowo "przepraszam". Potem standardowo kilka
godzin w hospicjum, udało mi się porozmawiać z Zuzią przez telefon. Nie mogę
się doczekać, aż znowu spotkam to cudowne dziecko. Byłam też chwilkę u mamy,
czuje się coraz lepiej. Dała mi swój telefon i rozmawiałam z Nikodemem, żeby
przedstawić mu naszą sytuację. Powiedział, że weźmie sobie więcej na głowę, a
mi nie pozostało nic innego, jak być po prostu wdzięczną.
Tylko wróciłam do domu i padłam na łóżku. Jutro kolejny
podobny dzień. Myślałam o weekendzie, gdzie sobie poukładam sprawy sercowe.
***
Było już późno, a ponieważ Karków to miasto korków, więc
zanim dojechałam do szpitala mojej mamy, trochę zajęło. Weszłam uśmiechnięta na
salę, myśląc o tym, że jutro piątek i dwa dni odpoczynku od harówki. Siedziałam
z mamą i rozmawiałam o głupotach. Zanim pojechałam do domu, wybrałam się
jeszcze do sklepiku, żeby kupić rodzicielce wodę. O tej godzinie nie koniecznie
by jej ktoś przyniósł. Przede mną w kolejce stały dwie dziewczyny, których
rozmowę z nudów podsłuchałam.
- Ten nowy cover, jest świetny! Ja ich tak kocham! Jestem
bambino od początku - gdy usłyszałam słowo "bambino" wyostrzyłam
słuch.
- Ja też, Leo jest
taki słodki w tym coverze. Kiedyś będę panią Devries - powiedziała druga z
nich. Możesz sobie pomarzyć. Szybko kupiłam wodę, zaniosłam mamie, pożegnałam
się z nią i jak najszybciej mogłam wróciłam do domu. Włączyłam laptopa. Ciekawe
jaki to cover. Wpisałam na YouTube i weszłam na kanał Bam.
Serce mi przyśpieszyło kiedy zobaczyłam tytuł. Dobrze znałam
tę piosenkę. Spokojnie Adela, przecież to tylko cover. Oni odśpiewują to co
powstało. Kliknęłam i zaczęłam oglądać. (warto równolegle włączyć --> LINK )
Rozpoczęło się od Charlie'ego, ale nie mogłam się skupić na słowach, bo na
ekranie co chwilę migały różne sceny z ich koncertów. Wpatrywałam się z
zawzięciem w teledysk. Był czarno biały. Od razu pomyślałam, że mogłabym go
narysować ołówkiem. W końcu ujrzałam Leo. Serce mi przyśpieszyło. Zaczął
rapować. Usłyszałam tekst. Zatkało mnie.
Gdy na niego patrzyłam to chciałam go chwycić i przytulić.
Ale z tej osoby wychodziły te słowa:
Can I ever call It love? ...is all that come to all of me. What's gonna take to you to even notice
me?
like a princess with no frown? I had to leave? now I'm bottomless and empty?
To nie były odśpiewane słowa. On je napisał. Zawsze
powtarzał, że rap wychodzi prosto z jego serca i pisze o tym co czuje. Czyli to
czuje? Pokazał całemu światu, jaka jestem do dupy. Przecież wszyscy wiedzieli,
że byliśmy razem. Te artykuły na tabloidach, te dziewczyny, które mnie zaczepiały.
Więc postanowił mnie zmieszać z błotem i zerwać ze mną poprzez piosenkę?
Włączyłam telefon dostałam mnóstwo powiadomień. Zobaczyłam wiadomość od Leo:
"Musimy porozmawiać, nie chcę o takich rzeczach pisać przez
internet"
Stwierdził, że skoro nie odpisuję, to zerwie przez piosenkę,
no tak rzeczywiście wspaniały pomysł. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nigdy bym
się tego po nim nie spodziewała. Takie słowa? Myślałam, że tamto to była jedna
kłótnia i że będzie wszystko w porządku, że porozmawiamy. On wolał inaczej. Sam
zadecydował. Może sobie już znalazł lepszą fankę, ładniejszą, która ma dla
niego czas 24 godziny na dobę.
Nie płakałam, już nawet nie miałam na to siły.
Poza tym jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie
można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać
żadnego kształtu, osiada cicho na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej
nocy. *
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
* oczywiście autorką tych słów, nie jestem ja, nie ten poziom xD Jest nim wspaniały Haruki Murakami, którego książkę chciałabym przeczytać już od dawna. Jednak pojawił się u mnie ostatnio czytelniczy kryzys i nie wiem jak go zwalczyć :(
Hej! :)
Teraz się trochę pokomplikowało, ups... Jak Wam się podoba? W moich odczuciach jest chyba okey :) Nie wiem, czy zdążę napisać rozdział na za tydzień. Postaram się to zrobić, ale jeżeli mi się nie uda to wstawię LBA, do którego nominację dostałam już dawno, ale wciąż jeszcze nie odpowiedziałam :/ Ostatni tydzień ferii, pozdrawiam wszystkich którzy jak ja już mieli i męczą się w szkole :D
Nie zapomnijcie proszę o komentarzu :)
Lia
#Rozdział 38 "Aurea dicta"
Ta pani troszkę mnie zainspirowała do jednego fragmentu :) Myślę, że będzie wiedziała, o którym mówię :) Polecam! ---> Link
Tytuł: "Złote słowa"
Skulona dziewczyna siedziała cicho na sofie, popijając
herbatę i raz po raz wypuszczając jedną łzę. Ta zaś spadała zwinnie i
delikatnie na parkiet tuż przy stopach blondynki, gdzie powoli tworzyło się
małe jeziorko. Nie wiedziała co myśleć, jak się zachować, co robić. W tej całej
sytuacji nie chodziło o żadną nietolerancję seksualną tylko o fakt, że zawsze
zakochuje się w niewłaściwej osobie. Ada często jej powtarzała, że zazdrości
dziewczynie powodzenia u płci przeciwnej. Ale czy można było to nazwać
powodzeniem? Chłopcy podziwiali zwykle tylko wygląd Weroniki, a ona szukała
czegoś więcej. Kiedy udawało jej się znaleźć chłopaka, który patrzy na nią
inaczej, zawsze kończyło się to rozczarowaniem. Nie zapominając o ostatnich
wydarzeniach, czyli o Charlie'm i Tomku.
Teraz analizowała wszystko po kolei. Gdzieś musiała popełnić
błąd, skoro zawsze kończy się klapą. Przypomniała sobie słowa przy pożegnaniu z
Bars and Melody:
"- Weronika -
odezwał się Charlie, gdy szli już w stronę miejsca odjazdu. - Nie miałem okazji
podziękować ci za...wszystko. Wiele mi uświadomiłaś, poza tym bardzo się
cieszę, że poznałem kogoś takiego jak ty.
Przyjemna iskierka
ciepła przeszła przez całe ciało Wery.
- Nawet nie wiesz ile
to wszystko dla mnie znaczy - odpowiedziała. - Przecież ja jestem taką
psychofanką, że na twoim miejscu bym się bała. - Chłopak się zaśmiał, następnie
zatrzymał i odwrócił Weronikę w swoją stronę.
- Weronika, pamiętaj
że ja nie znikam. Kiedy będziesz czuła się gorzej, to napisz, zadzwoń, ja tam
będę. Nie zamykaj się na świat, proszę - kiedy dziewczyna pokiwała głową,
dodał. - Obiecujesz?
- Obiecuję - mocno
przytuliła Charlie'ego"
Puste słowa. Nic dla niego nie znaczące. "Hopeful",
co za hipokryta - myślała. Po czym z całej siły wykrzyknęła:
- Nienawidzę Bars and Melody! - wydawało jej się, że poczuje
ulgę. Nic się jednak nie zmieniło. - Najwidoczniej coś ze mną musi być nie tak.
Miłość nie jest dla mnie - myślała na głos. - Żaden z jej rodzajów. Tata, Zuza,
Mama, Charlie, Tomek, nawet Adela powoli odchodzi.
Zacisnęła pięści, tak że kostki jej zbielały, zamknęła oczy
i pomyślała: "No more pain, no more tears". Zaśmiała się ironicznie w
duchu.
Faza trzecia.
***
- Może odprowadzę cię do domu? - spytał zmartwiony Karol.
Niestety słyszał wszystko o czym mówiłam do Leo.
- Nie, chyba wolę być sama - odpowiedziałam. Było mi
strasznie przykro. Od razu po wyłączeniu słuchawki cała złość ze mnie zeszła,
ale ucisk smutku w brzuchu stał się jeszcze silniejszy. Boli mnie to, jak
Leondre robi mi wyrzuty o to, że mam go gdzieś. Aktualnie zajmuje pierwsze
miejsce w moim życiu, więc te słowa ranią, jak nie wiem. To mój pierwszy
chłopak, pierwsza osoba, którą tak pokochałam. Na razie chyba musimy obydwoje
odetchnąć.
- Słuchaj Ada, nie chcę się wtrącać w wasz związek, ale jeśli
on cię tak traktuje to - spojrzał na mnie niepewnie - może nie warto
kontynuować?
- Chyba sobie żartujesz! Kocham go, tak jak jeszcze nikogo.
Nie wiem, co się dzieje z moim Leo, ale to na pewno nie jest powód, żeby zerwać
- odpowiedziałam oburzona. Potem jednak dodałam, już cieplejszym tonem -
dziękuję, że się o mnie troszczysz, ale naprawdę wiem co mówię.
Przytuliłam go mocno na pożegnanie - taki uścisk daje mały
zastrzyk energii - ruszyłam do domu. Idąc popatrzyłam w niebo, dziś było
wyjątkowo rozgwieżdżone. Ciekawe czy Leondre też teraz na nie patrzy. Czy myśli
o mnie? A może jest zbyt wściekły, żeby zastanawiać się nad takimi rzeczami.
- Kochanie, ja nie jestem na ciebie zła - wyszeptałam
patrząc na duży wóz, a tym samym przeniosłam wzrok na gwiazdę polarną.
***
Zaparzyłam ciepłą herbatę, otuliłam się kocem i zaczęłam
rysować. W tle puściłam piosenki Bam i podśpiewując pod nosem rysowałam.
Straciłam rachubę, ta czynność od zawsze mnie wciągała i pochłaniała do takiego
stopnia, że zapominałam o rzeczywistości. Dlatego nie zdziwiło mnie, że gdy
spojrzałam na wyświetlacz telefonu to wskazał drugą w nocy. Nie zmartwiło mnie
to zbytnio, mimo że za cztery godziny musiałam wstać do szkoły. Kiedy rysuję to
odpoczywam, podróżuję, płynę, tańczę pomiędzy liniami, bawię, spełniam i
cieszę. To daje nawet więcej niż te kilka godzin snu. Wzięłam do ręki
szkicownik i przyjrzałam się najnowszemu dziełu w całej okazałości. Jak zawsze
rysowałam ołówkiem. Zwykły człowiek widzi w tym przedmiocie tylko i wyłącznie
szary kolor. Natomiast ja dostrzegam precyzję, cieniowanie, przeróżne odcienie,
delikatność, moc, ponurość, subtelność, a to nie wszystkie kombinacje. Można mieszać
te możliwości ze sobą, bądź zamieniać. Zawsze wydawało mi się, że kredki są
tylko po to, żeby odwracać uwagę. Jeśli coś jest brzydkie i się to pokoloruje
milionem barw, staje się interesujące. Jeżeli jednak coś jest brzydkie, a stworzone
ołówkiem to już takie pozostanie. Tu chodzi o rysunek, o scenę, o emocje, nie o
barwy. Może dlatego jestem taka zamknięta w sobie, bo wolę wyrażać siebie
poprzez odcienie szarości niż kolory.
Przenosiłam wzrok na różne punkty kartki. Znajdował się na
niej chłopak - gwiezdny chłopak. Przeskakiwał z planety na planetę próbując za
wszelką cenę dostać się do małej gwiazdy, która umiejscowiona została po
przeciwnej stronie papieru. Wokół niego wisiało mnóstwo większych okazalszych
gwiazd. W niedalekiej odległości leciała supernowa. Chłopak - z gęstą
ciemną czupryną - skupiony był tylko na jednym. Na owej ledwie zauważalnej
gwiazdce.
Uśmiechnęłam się delikatnie do rysunku, podobał mi się.
Odłożyłam szkicownik na półkę, wyłączyłam komputer, w tym muzykę i położyłam
się do łóżka. Czeka mnie pracowity tydzień. Poniedziałki są najgorsze. W szkole
jest ciężko, po niej od razu do hospicjum, wieczorem nauka i tak wygląda moje
błędne koło. Nie wiem co zrobić z Leo. Może najpierw pogadam z Charlie'm? A może Werka coś wie na ten temat, bo Charlie
jej mówił? Gdybym, mogła namalować sobie życie według własnych upodobań byłoby
łatwiej i o wiele ciekawiej. Narysowałabym nam wszystko co chcemy i czego
pragniemy, byłoby idealnie. Ale życie ma to do siebie, że nie jest idealne i
często zupełnie inne od naszych marzeń.
Przewróciłam się na bok, przykryłam kołdrą po same uszy i
sen pochłonął mnie tak jak rysowanie. Tam spotkałam Leo.
Leżeliśmy na wzgórzu
wtuleni w siebie, on rapował mi po cichu piosenkę, którą dla mnie napisał,
natomiast ja bawiłam się jego bujnymi włosami. Wokół nas nikt się nie
znajdował, nawet jedna żywa dusza. W zamian za to otaczały nas drzewa i
świergoczące lekko ptaki. Czułam się znów kochana, ważna, a Leondre już nie był
naburmuszonym chłopakiem, tylko moim Leo, takim jak zawsze.
Otworzyłam oczy i wyłączyłam budzik. Szósta rano. Poszłam do
łazienki umyć twarz pod zimną wodą i spojrzałam w swoje odbicie. Ta wizja mnie
i Leo była cudowna, szkoda że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Mimo wszystko,
skoro nie możemy się spotkać na żywo, to będziemy to robić w snach, a to też
dużo. To taka druga rzeczywistość. Niemalże bym w nią uwierzyła, ale życie mi
na to nie pozwala.
***
Chciałam pogadać z Werką na przerwie, ale ona co chwilę
gdzieś znikała. Dziwnie się zachowywała, musimy się spotkać i szczerze
porozmawiać, tylko kiedy? Muszę jakoś zorganizować czas. Od razu po szkole
pojechałam do hospicjum. Niestety dziś znów wylądowałam na onkologii. Jak mam
rozweselać dzieci, kiedy sama nie mam na to siły ani ochoty. Staram się, bo
wiem że walczą, w końcu nowotwory to poważna sprawa, tylko że kto jak kto, ale
dzieci wyczuwają sztuczność i odkrywają nasze skrywane uczucia.
Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze półgodziny i do domu.
Najchętniej to bym wskoczyła do mojego łóżka i z niego nie wychodziła, ale
perspektywa siedzenia nad lekcjami wcale mi się nie uśmiechała. Pomogłam
pielęgniarce w ostatniej sali i pod osłoną nocy wróciłam do domu. Wchodząc
krzyknęłam krótkie "cześć" do mamy, ale chyba jej nie było, bo nikt
nie odpowiedział. Już zamykałam drzwi od pokoju, kiedy zobaczyłam leżącą postać
w drugim pomieszczeniu. Ciśnienie mi podskoczyło. To moja mama. Podbiegłam do niej,
zaczęłam szturchać i wołać:
- Mamo! Mamo, słyszysz mnie?! - brak odpowiedzi. Przyłożyłam
głowę do jej ust, żeby posłuchać pulsu, jednak byłam zbyt zdekoncentrowana, aby
go dosłyszeć. Krew dudniła mi w uszach. Chwyciłam za telefon i cała zalana
potem zadzwoniłam po pogotowie. Nie wiedziałam co mam mówić, nigdy tego nie
robiłam. Na szczęście pani po drugiej stronie telefonu zadawała pytanie, na
które musiałam odpowiadać. Podałam adres i po dziesięciu minutach ratownicy
medyczni zabrali moją mamę do karetki. Chciałam jechać z nimi, jednak nie
wyrazili na to zgody. Tak jak stałam, zarzuciłam tylko kurtkę na siebie, ruszyłam
na autobus w stronę szpitala. Nie miałam nic przy sobie ani telefonu, ani
portfela, żadnych dokumentów. W głowie miałam tylko jedną myśl - mama.
Dotarłam do szpitala, zapytałam się pielęgniarki gdzie
zabrali moją mamę. Podała mi salę i oznajmiła, że nie mogę tam wejść. Powlokłam
się, więc pod wyznaczony numer, usiadłam pod ścianą i chlipałam.
- Proszę, mamo - szeptałam pod nosem. - Wszyscy, tylko nie
ty. Błagam.
Minęło kilka godzin, aż z sali wyszedł lekarz. Poderwałam
się do góry i zarzuciłam serią pytań.
- Czy jesteś kimś z rodziny? - spytał.
- Tak, jestem córką - odpowiedziałam szybko.
- Twoja mama odzyskała przytomność, ale musi odpoczywać. To
był zawał serca. Przebadaliśmy ją i nie wygląda na to, aby męczyła ją jakaś
poważniejsza dolegliwość. Czy w waszej rodzinie zdarzały się przypadki ataków
serca?
- Nie - odpowiedziałam w pierwszej chwili. - To znaczy nie
wiem, nie mam zbytnio kontaktu z rodziną.
- Czy twoja mama ma powody do stresu? Może praca? Czy jest
przemęczona? - dopytywał.
- Tak, od ostatniego miesiąca mamy bardzo trudy okres w
rodzinie. Tata od nad odszedł, jej praca nie przynosi wystarczającego zarobku,
więc mój brat ją wspomaga. Mimo tego nadal mnóstwo pracuje. Jest bardzo
przemęczona - nie wiem czemu opowiadałam lekarzowi te wszystkie szczegóły. Wydawało
mi się, że to jest ważne.
- Czyli aktualnie mieszkacie we trójkę, tak? Ty, twój brat i
wasza mama?
- Nie, mój brat jest w Zielonej Górze, tam uczy się i
zarabia, żeby nam pomóc - obserwowałam bacznie lekarza i jego wyraz twarzy.
Myślałam, że może po tym coś wywnioskuję.
- Więc jeśli chodzi o twoją mamę to najprawdopodobniej... -
przerwał na chwilę, po czym zapytał - jeszcze tylko powiedz, ile masz lat? Bo
nie wiem, czy mogę udzielić ci tych informacji.
- Piętnaście.
-Masz jakiś dokument ze sobą?
- Niestety nie.
Chwilę się zastanawiał. W końcu westchnął i zaczął:
- To był zawał, podejrzewam że spowodowany stresem,
przemęczeniem i wadliwością genetyczną. Ktoś kto ma mocne serducho, nie dostaje
ataku nawet po takiej dawce nerwów.
- Moja mama ma wspaniałe serce, lepsze niż większość ludzi
na tym świecie - powiedziałam oburzona niczym mała dziewczynka, aż samą mnie to
zdziwiło.
- Nie wątpię - uśmiechnął się lekko. - Ktoś w rodzinie
musiał niestety cierpieć na takie dolegliwości. Ale spokojnie, twoja mama
potrzebuje wypoczynku i porządnej przerwy od pracy. Takie ataki serca są bardzo
niebezpieczne i dobrze, że szybko zareagowałaś. Mogą się zdarzać w przyszłości
częściej, ale na pewno musicie ograniczyć zmęczenie i stres do minimum.
- Nasze życie od pewnego czasu to ciągły stres, chyba stało
się to już rutyną - odpowiedziałam spuszczając głowę. Nie chciałam, żeby
zobaczył jak płaczę.
- Dla zdrowia twojej mamy trzeba będzie coś z tym zrobić, to
nie są przelewki - jego głos był teraz poważny. - Ale jestem dobrej myśli, ten
przypadek jest naprawdę łaskawy.
Nie do końca zrozumiałam co miał na myśli. Chciałam wejść i
ją zobaczyć, ale mi nie pozwolił. Przypomniały mi się okropne sny o mamie,
które miewałam. Jak stałam nad jej grobem, potem jak się cała wykrwawiła. To
jest chore. Z przerażenia aż przeszedł mnie dreszcz.
- Powinnaś iść do domu - zwrócił mi uwagę.
- Ja tu zostaję - rzekłam uparcie.
- Nie zobaczysz swojej mamy do jutra, bo nie możesz. Kiedy
rano wejdziesz i będziesz cała opuchnięta od łez to dostanie drugiego zawału -
zaśmiałam się, bo cóż innego mogłam zrobić? - Przyjdź jutro, możesz przynieść
mamie coś dobrego, do poczytania, gdyż trochę tu u nas zostanie.
- Dobrze, to przyjdę jutro - powiedziałam cicho.
- Nie wątpię - posłał mi uśmiech. Ja też próbowałam, ale
chyba nie do końca mi się to udało. Odwróciłam się i pojechałam do domu. Tej
nocy w ogóle nie mogłam zasnąć, ciągle miałam obrazy mojej mamy ze starych
snów, które mnie dobijały. W końcu się poddałam, postanowiłam że zajmę czymś
myśli, więc wzięłam książki i zabrałam się za szkołę. Chyba jeszcze nigdy nie
odrabiałam lekcji o trzeciej w nocy. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.
Po jakimś czasie, kliknęłam na telefon, żeby skontrolować
czas. Czarny ekran. Rozładował się, super! Rozejrzałam się po pokoju. W tym
syfie nigdy nie znajdę kabelka do ładowarki. Olałam to i spojrzałam na zegar.
Wybiła siódma. Stwierdziłam, że jeszcze za wcześnie, aby pojechać do szpitala.
Posprzątałam pokój obok, w którym wczoraj doszło do całej sytuacji. Mama
najprawdopodobniej kiedy spadała chciała się chwycić szafy, bo zleciała z niej
doniczka wraz z kwiatkiem. Dzięki Bogu, nie wylądowała na niej, tylko kilka
metrów dalej. Poodkurzałam, pozbierałam resztki doniczki. Następnie upiekłam
mamie jej ulubione ciastka. Chciałam robić jak najwięcej, żeby jak najmniej
myśleć o zdarzeniach z poprzedniego wieczoru. W końcu spakowałam jeszcze ciepłe
wypieki, wzięłam portfel z biurka i pojechałam do szpitala. W autobusie
patrzyłam w szybę i napotkałam swoje delikatne odbicie. Moje czerwone oczy mnie
przeraziły. Mam nadzieję, że na żywo nie wyglądam tak źle, tylko się wydaje.
Odwróciłam szybko głowę i patrzyłam w ziemię.
Znów usiadłam pod salą, w której znajdowała się mama.
Czekałam jakiś czas myślę, że nie zbyt długo, chociaż nie miałam przy sobie
telefonu, więc tego nie wiedziałam. Przyszedł ten sam lekarz, z którym odbyłam
rozmowę dzień wcześniej.
- Coś słabo spałaś w nocy - zwrócił uwagę.
- Nie należała do najlepszych - zrzuciłam w odpowiedzi. Podał mi rękę, żeby
pomóc mi wstać i otworzył drzwi od pokoju. Spięłam się, ale weszłam za nim.
Mama, która leżała na łóżku, gdy mnie zobaczyła lekko rozwarła kąciki ust, ale widać było, że nie miała za bardzo na to sił. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.
Oczywiście znajoma woda, popłynęła wzdłuż policzków.
- Tak się martwiłam, tak się bałam - dukałam, wtulając się w
najważniejszą kobietę w moim życiu.
- Kochanie, wszystko będzie w porządku - mówiła powoli.
Zwróciła uwagę na to co trzymałam w ręce i powiedziała - Adela czy ty piekłaś?
Do czego to dochodzi!
Zaśmiałam się pod nosem, rzeczywiście ja chyba jeszcze nigdy
nie używałam sama piekarnika. To, że mama miała taki dobry humor, trochę mnie uspokoiło.
Ona zawsze wie, jak się zachować i co powiedzieć - przypomniałam sobie. Lekarz
zostawił nas same, a ja siedziałam przy mamie i z nią rozmawiałam. Głównie to
ja mówiłam, ponieważ rodzicielka nie czuła się zupełnie na siłach. Opowiadałam
o Leo, o Werce, o moich problemach. Ona
zaś opowiedziała mi, że jej tata miał problemy z sercem. Przestrzegła mnie,
żebym w związku z tym nie ignorowała niepokojących objawów. Mogłam genetycznie
odziedziczyć to samo.
Telefon mamy zaczął dzwonić. Nie miałam pojęcia jak on się
tutaj znalazł. Może przy upadku miała go w kieszeni? Wstałam i odebrałam za
nią.
- Adela? - usłyszałam znajomy głos.
- Tak, czy coś się stało? - zapytałam.
- Po prostu teraz mamy jeszcze więcej pracy i przyda się
każda para rąk - mówiła pani Emilia. - Zuzia rozpoczęła zaawansowaną
rehabilitację i wpłacamy coraz więcej pieniędzy.
- Dobrze - westchnęłam, bliska płaczu. - Przyjdę jak
najszybciej będę w stanie.
Rozłączyłam się. Mama popatrzyła na mnie pytająco, a ja
zrezygnowana, siadłam przy niej i rozpłakałam się na całego. Jak ta mała Adela,
która przewróciła się na rowerze i obtarła kolano.
- Ja już sobie z tym wszystkim nie radzę. Za dużo...za dużo
- łkałam. A ona delikatnie głaskała mnie po włosach.
- Wiesz co? - szepnęła mi po chwili. - Gdy byłaś mała to
tyle mówiłaś, że często nie mogłam za tobą nadążyć. Buzia ci się nie zamykała.
Paplałaś o wszystkim czego się dowiedziałaś, co usłyszałaś, co cię ciekawiło.
Codziennie przychodziłaś do domu, prosząc żeby cię zapisać na nowe i nowe
zajęcia, oprócz koszykówki. Od dziecka wszystko bierzesz sobie na głowę. Nie
musisz być super bohaterką i ratować świata. W pierwszej kolejności musisz
pomóc sobie, a wtedy innym też ci się uda. Jeżeli myślisz jak się zająć sprawą
z Leo, Karolem, Werą, Zuzią, hospicjum, mną, szkołą i przy tym dodatkowo cię to
stresuje, to musisz przestać. Powoli, po kolei. Świat się nie zawali, jeśli
niektóre sprawy przełożysz na później, na za kilka dni. Czasem pewne sprawy trzeba przemyśleć i to nie jest nic złego. Po prostu nie ratuj całego świata, a zwolnij. Wiem, że twoje ulubione bajki były o super bohaterach, ale muszę zdradzić ci
przykrą tajemnicę. Nikt z nas nie posiada takich mocy, więc musimy być po
prostu ludźmi.
Otarła mi łzy i zmęczonymi oczami wpatrywała się w moje.
Układałam chwilę w głowie to o czym mówiła. Miała rację, nic nowego.
- Teraz idę do domu, ogarnę się, pojadę do hospicjum, wezmę
zeszyty. Będę pracować i w przerwach się uczyć. Porządnie się wyśpię. Pójdę
jutro do szkoły, po niej znów do hospicjum i wpadnę do ciebie wieczorem,
dobrze? - powiedziałam podniesiona na duchu. Na razie z Leondre musimy sobie
zrobić przerwę, żeby emocje opadły i wtedy będzie lepiej, tak myślę. Mama
posłała mi przyjemny uśmiech. Już byłam przy wyjściu kiedy spytałam:
- Jak to jest, że dosłownie zawsze wiesz co mi powiedzieć? -
chwilę się zastanawiała, a potem powiedziała:
- Mamy tak mają - wyszłam z sali, więc nie dosłyszałam
późniejszych słów, które dopowiedziała. - Byłam taka sama jak ty, więc wiem co
potrzebujesz usłyszeć, bo też to przeżywałam.
***
- Chloe wiesz, że cię bardzo kocham, tylko nie rozumiem
czemu chcesz żebym rezygnował z przyjaźni dla ciebie - mówił zmartwiony
Charlie. - Czemu nie mogę mieć wspaniałej dziewczyny i dobrej przyjaciółki? -
Spojrzał na nią z ukosa. Dziewczyna dziś była totalnie bez
makijażu co zdarzało się niezmiernie rzadko. Wiedziała, że bambino śledzą jej portale
społecznościowe, często są ciekawskie i dociekliwe. Wymyślały przeróżne plotki
na jej temat. W związku z tym zawsze jak wychodziła z domu, wcześniej
poświęcała czas na porządny makijaż. Męczyło ją to, ale nie chciała żeby fanki
mówiły o jej wyglądzie. Fakt nie można
powiedzieć, że była brzydką dziewczyną, ale urodą nie grzeszyła. Chowała się
więc za każdym razem pod kosmetykami, które dodawały jej wdzięku. Teraz dotknęła delikatnie swojej twarzy i
przejechała po niej palcem. Zamyślona odpowiedziała:
- To jest dla mnie trudne być z tobą w związku -
przyciągnęła kolana do piersi i objęła je rękami. - Prawie we wszystkim
towarzyszą ci fanki, niektóre są cudowne, a niektóre... sam wiesz. Dużo mnie
kosztuje ten związek Charlie. Ja nie mam takiego talentu jak ty, jestem
zwyczajną dziewczyną. Na każdym kroku muszę uważać by coś źle nie powiedzieć,
by głupio się nie zachować, bo zjadą mnie z góry do dołu - westchnęła. - Więc
boję się, Charlie. Codziennie budzę się rano i zastanawiam się dlaczego wybrałeś
mnie. W każdej minucie możesz wymienić mnie na kogoś innego. Boję się tego.
Blondyn popatrzył na nią. Poczuł ogromne wyrzuty sumienia,
za to co się działo w Polsce, za to że pocałował Weronikę, że chciał być przy
niej tak blisko. Ale przecież, się zreflektował, porozmawiali o tym i ustalili
przyjaźń. Charlie nie miał do Wery żadnych innych intencji.
- To nie ja wybrałem ciebie, to ty wybrałaś mnie -
odpowiedział po chwili. - Przecież to ja latałem za tobą jak głupi, pytałem
twoich koleżanek jakie lubisz kwiaty, czy lubisz lody czekoladowe i wszystkie tego typu rzeczy, bo bardzo mi
zależało. Od początku się świetnie dogadywaliśmy. Tylko jeżeli ty mi nie ufasz,
to nie ma sensu tego ciągnąć Chloe - popatrzył na nią znacząco.
- Ja - szepnęła. - Ufam ci, to znaczy próbuję, staram się.
Proszę powiedz, że mnie rozumiesz. Powiedz, że w mojej sytuacji zachowywałbyś
się podobnie - z jej ust wybrzmiał błagalny ton.
- Może - rzucił, jakby w przestrzeń, czekając aż te słowa
się oddalą i zniknął z horyzontu. - Popracujemy nad tym dobrze? - przyciągnął
ją do siebie i zamknął w uścisku. - Żebyś nie była taka zazdrosna i nie przejmowała się fankami. Jesteś wspaniała taka jaka jesteś. Właśnie taką cię pokochałem.
- Dobrze - odpowiedziała i czule go pocałowała. - Czy może
zostać tak jak jest teraz? Następnym razem się postaram i już nie będę taka
stanowcza, żebyś zerwał znajomość. Ale na razie nie mogłabym znieść, żebyś się
z nią przyjaźnił.
Chwilę myślał nad odpowiedzią, aż w końcu wyszeptał:
- No dobrze, nie będę odnawiał z nią kontaktu. Wiesz dlaczego? Bo bardzo mocno cię kocham -
zaczął składać delikatne pocałunki na ustach dziewczyny.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej! :)
Ale dawno nie było takiego długiego rozdziału. Mimo wszystko mam nadzieję, że się dobrze czyta, gdyż jestem z niego zadowolona i uważam, że jak na mnie to jest dobry :) W związku z tym jestem ciekawa Waszej opinii :) Wczoraj byłam na cudownej bajce Disneya w kinie, jako fanka tego typu rzeczy, nie mogłam sobie odpuścić! Bardzo gorąco polecam, jest świetna ( "Vaiana: Skarb Oceanu" ). Natomiast piosenka z tego filmu chodzi za mną już od pewnego czasu, więc proszę bardzo ją posłuchać, bo jest przefajna, przekochana, przesuper! :) Link to wszystko na dziś :) Dziękuję za to, że jesteście i czytacie <3
Miłego dnia! :)
Lia
#Rozdział 37 "Saepe venit magno faenore, tardus amor."
Tytuł: "Późna miłość przychodzi częstokroć z wielką gwałtownością"
Do naszych uszu doszedł znudzony głos pracowniczki PKP, który
oznajmił, że pociąg do Zielonej Góry odjedzie z peronu czwartego na torze
drugim. Tam więc całą czwórką się udaliśmy. Mama już od rana miała przylepiony do
twarzy sztuczny uśmiech. Chyba zbyt zaszalała i kupiła kropelkę, bo nawet na sekundę
nie schodził jej z buzi, co swoją drogą bardziej nas martwiło niż uspokajało. Weronika
nawijała non stop. Często, gdy jest zdenerwowana daną sytuacją to po prostu
mówi. Zaczyna się od pogody, przez szkołę,
nawet chwilę temu zahaczyła o politykę, co w jej przypadku jest nie
codziennie, gdyż Wera nie wie kto jest prezydentem Polski. Nikodem zachowywał
się tak jak Nikodem. Widać, że facet i ma wszystko w dupie. Mi natomiast
było... smutno i nawet nie próbowałam tego kryć. Stwierdziłam, że maski, w
których często przebieram są do niczego. Emocje to normalny odruch człowieka na
konkretne życiowe sytuacje, to dlaczego mamy być zawsze szczęśliwi i tylko to
pokazywać? Kiedy jestem zadowolona to się uśmiecham, a gdy przychodzi do mnie
smutek to płaczę. Muszę się nauczyć pokazywać to co ludzkie, a nie ukrywać się
pod różnymi postaciami.
Tak więc szliśmy w rzędzie, Niko wlekł za sobą torbę, a
ja wzięłam drugą gdzie znajdowało się jedzenie. Najśmieszniejsze jest to, że
bagaż z żywnością wygrywał w konkurencji na wielkość z ubraniami.
Dotarliśmy do miejsca docelowego. Niko odwrócił się i
podszedł najpierw do Werki i mocno ją uściskał. Zawsze mówił o niej, że ma
wszystkie cechy młodszej siostry - wkurzająca i mała. Pamiętam też etap, kiedy
mój brat podkochiwał się w Werce, jednak szybko mu przeszło. Dla mnie to
nie była żadna nowość, ponieważ moja przyjaciółka od zawsze przyciągała do
siebie mnóstwo osobników płci przeciwnej. Następnie w kolejce pożegnalnej
stałam ja. Braterski uścisk i to słynne, niezręczne klepanie po plecach. Kurde,
muszę go nauczyć, że dziewczynom się tak nie robi! Potem się odsunął i
spojrzał mi w oczy.
- Uważaj na siebie, dobrze? - odezwał się.
- Chyba ja to powinnam powiedzieć, w końcu to ty wyjeżdżasz
i zmieniasz swoje życie - zrobiłam zamaszysty ruch rękami. - Moje jest wciąż
takie samo.
- Ada, po prostu bądź silna i dasz sobie radę - mówił,
ignorując moje słowa. - Jakby się coś działo to dzwoń do mnie od razu.
Przytuliłam go jeszcze raz. Na samym końcu podszedł do mamy.
Z jej twarzy zszedł uśmiech i zauważalna była tylko matczyna troska. Wymienili
kilka zdań szeptem, oczywiście mój braciszek zafundował mamusi porządny uścisk.
Wziął bagaże i wsiadł do pociągu.
Standardowa filmowa scena, którą nazwałabym "wzruszające
pożegnanie". Nikodem w środku - my na peronie. On zerka przez szybę - my w rządku stoimy i patrzymy na niego. On uśmiecha się smutno i kładzie rękę
na szybie... Żartuję, w końcu to nie romansidło! Najzwyczajniej w świecie
machamy sobie nawzajem, kiedy pociąg rusza zwiększając dystans pomiędzy nami.
Tak jedzie i będzie go powiększał przez następne kilka godzin.
***
Szłam drogą, której nie widziałam już dobry miesiąc. Kiedy
Nikodem pojechał, chciałam zaproponować Weronice, żebyśmy się gdzieś przeszły. Wydawało mi się, że coś się stało, dlatego myślałam o porządnej pogawędce. W jej oczach dostrzegałam swego rodzaju smutek, którego wcześniej tam nie było. Okazało się jednak, że Wera spotyka się dziś z Tomkiem. Wtedy zdałam sobie
sprawę jaką jestem okropną kumpelą. Z Werką rozmawiamy aktualnie praktycznie tylko w
szkole. Za bardzo się skupiam na sobie i nawet nie wiem co się dzieje w życiu mojej najlepszej przyjaciółki, znowu! Wtedy to właśnie stwierdziłam, że muszę się spotkać z Karolem. Nie mogę
olewać ludzi, którzy się o mnie troszczą przez to, że wydaje mi się że świat
kręci się wokół mnie. Adela! Ogarnij się.
Dlatego właśnie szłam teraz do Karola. Weszłam powoli po
schodach i zapukałam nieśmiało do drzwi. Zastanawiałam się jaka będzie jego reakcja. Po chwili wrota się rozwarły i zobaczyłam chłopaka we
własnej osobie. Przekręcił delikatnie głowę, jakby nie wierzył, że tu jestem.
Już wiesz czemu jesteś słabą przyjaciółką?
- Adela? - uznałam to za pytanie retoryczne.
- Mogę wejść? - uśmiechnęłam się zmieszana.
- Jasne - odsunął się, zapraszając mnie do środka. Usiedliśmy
w salonie, ponieważ Amanda była na zajęciach dodatkowych, a tata tej dwójki w
pracy. Karol zaparzył mi herbatę, a kiedy w końcu usiadł obok mnie,
powiedziałam:
- Przepraszam że byłam beznadziejną przyjaciółką.
Wiesz, niby wszystko jest dobrze, ale z niczym sobie nie radzę. Ale chyba nikt
sobie ze wszystkim nie radzi, tylko że ja nad tym tak rozpaczam i... ach nie
ważne! - wzięłam telefon do ręki, wyciszyłam, odwróciłam obudową do góry. -
Teraz jest czas dla nas.
Uśmiechnął się szeroko i przysiadł się koło mnie. Rozmawialiśmy do wieczora. Nawet
nie zauważyłam, że mój telefon, który położyłam na stoliku co chwilę wibruje.
***
Brunet siedział w swoim pokoju i od godziny próbował się
dodzwonić do swojej dziewczyny. Ostatnio był ciągle zdołowany, mało kto był w
stanie mu podarować choć odrobinę szczęścia. Chciał o tym wszystkim opowiedzieć
Adeli, chciał żeby powiedziała mu, że wszystko będzie dobrze. Potrzebował
usłyszeć jej głos. Przy niej czuł się wyjątkowo, jakby nigdy w życiu nie
przydarzyło mu się nic przykrego. Tak bardzo chciał ją poczuć, przejechać
opuszkami palców po jej włosach, musnąć policzek, dotknąć swoimi ustami jej
delikatne wargi. Pragnął tego wszystkiego, że nie mógł nawet o tym myśleć, bo za bardzo bolało.
Po kliku godzinach w końcu w słuchawce rozbrzmiał głos
dziewczyny:
- Halo?
- Adele, wszystko w porządku? Coś się stało? Jesteś cała? -
wypowiedział przerażony te słowa.
- Tak, czemu dzwoniłeś tyle razy? Nie zauważyłam, jestem u
Karola i... - jak tylko usłyszał wyraz Karol wyłączył swój umysł na każde kolejne. Przez ostatnie
kilka dni nie potrafił myśleć o niczym innym, tylko o niej. Adela zaś najwidoczniej nie miała
takich problemów. Tak go to zabolało, że nie wiedział co odpowiedzieć.
Dziewczyna nie zrobiła tego umyślnie, po prostu to był zły czas dla Leo, więc dotknęło chłopaka podwójnie.
- Przepraszam, że wam przeszkodziłem. Może lepiej oddzwoń za
kilka dni, ok? - wysyczał.
- Leondre, przestań! Przecież chyba nie muszę być na każde
twoje zawołanie - odpowiedziała zirytowana. Chłopak miał mętlik w głowie. Wahał
się na huśtawce nastrojów z olbrzymią częstotliwością.
- Oczywiście, że nie. To w końcu ja muszę być na twoje
zawołanie kiedy trzeba zrobić jakiś projekt albo w czymś cię wyręczyć to jestem
pierwszy. Kiedy ja potrzebuję pomocy, bo kurwa sobie nie radzę, to masz mnie w
dupie - podniósł głos.
- Leo, co się dzieje? Czemu się tak zachowujesz? - spytała
przestraszona.
- Wow, zaczęło cię obchodzić? Czyli, żebyś zaczęła się mną
interesować muszę przeklinać?
- Leondre, przestań! Przecież nie zrobiłam tego specjalnie!
Jakbym wiedziała, że dzwonisz to bym odebrała i przestań się zachowywać jak
obrażony bachor! - ona też zaczęła krzyczeć. Obydwoje byli wobec siebie
agresywni. Jakby ktoś z zewnątrz ich obserwował, nie pomyślałby ile ta dwójka
przeszła.
- Obrażony bachor?! W związku chyba chodzi o to, że wspiera
się i stara z obydwu stron, a nie tylko z jednej. Fajnie dostać z jakiegoś gównianego projektu pięć, ale moje emocje i problemy masz w dupie... - mówił
wkurzony, ale dziewczyna mu przerwała.
- Nie będę z Tobą tak rozmawiać, skoro ty nawet nie
próbujesz zrozumieć mojej perspektywy! Jak się ogarniesz to może, pogadamy.
- Jak ja się ogarnę?! Ty sobie żartujesz prawda?
- Jak tego nie rozumiesz to, może nie powinniśmy być razem!
- wykrzyknęła dziewczyna do słuchawki.
- Może nie powinniśmy...
Rozmowa zakończyła się, a Leondre spojrzał w okno i
wpatrywał się w ciszy. Do momentu, aż nie zaczęły mu spływać łzy po policzku.
***
Szczęśliwa Weronika szła właśnie na spotkanie z Tomkiem. Ten
chłopak zawsze poprawiał jej humor, a to co Charlie ostatnio odwalił trochę ją
zdołowało. Jeszcze nikomu nie opowiedziała o tej sytuacji i na razie nie
kwapiła się aby to zrobić. W normalnych okolicznościach powiedziałaby Adzie,
ale ona miała ostatnio za dużo swoich problemów. Właściwie to już raz
opowiedziała o tej sytuacji. Było to wczoraj, kiedy wieczorem wybrała się na
grób swoich najbliższych - siostry bliźniaczki i taty.
Tomek jak zwykle przyjechał punktualnie, dziewczyna rzuciła
mu się na szyję. Wybrali się do kina, przeszli po rynku, porobili dużo zdjęć.
Jednym słowem świetnie się bawili. Koło dziewiętnastej dziewczyna dostała SMS
od mamy:
Przepraszam, ale mam
mnóstwo prac do redagowania. Robię nockę w pracy.
- Nic nowego - skwitowała pokazując wiadomość chłopakowi.
Zaproponował, że zostanie u niej na noc, żeby dotrzymać towarzystwa. Weronika
była zachwycona tym pomysłem. Mama, może mieć częściej nocki - pomyślała.
Zrobili sobie przekąski, oglądnęli kilka filmów. Dziewczyna
wtuliła się delikatnie w Tomka. Kiedy to zrobiła drgnął, ale nic nie
odpowiedział. Gdy pojawiły się napisy końcowe Werka zwróciła się głową do
chłopaka, żeby popatrzeć mu w oczy.
- Dziękuję ci, że tutaj jesteś. Czułam się beznadziejnie, a
teraz znów jest dobrze - uśmiechnęła się, lekko ukazując zęby, a następnie
przygryzła wargę.
- Nie ma sprawy,
bardzo lubię z tobą spędzać czas - odwzajemnił uśmiech. Dziewczyna lekko
się przybliżyła, co widać było po twarzy Tomka, że wprowadziło go w
zakłopotanie.
- Tomek - zaczęła i położyła mu rękę na policzku. - Znamy
się już jakiś czas, zarówno ty jak i ja czujemy się dobrze w swoim
towarzystwie. Chyba nie ma co tego ukrywać. Po prostu...zakochałam się w tobie - westchnęła
i zbliżyła swoje usta do jego, chcąc złożyć na nich pocałunek. Tomek natomiast
gwałtownie się odsunął. Blondynka spojrzała na niego zdziwiona. - Czy coś jest
nie w porządku?
- Wera, nie zrozum mnie źle, jesteś świetną, piękną
dziewczyną - zaczął, ale nie mógł dokończyć gdyż mu przerwała.
- Już to słyszałam... o co chodzi? Boisz się odległości?
Damy radę... - mówiła zawzięcie.
- Nie, po prostu chodzi o to, że my nie możemy być razem. I
tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie - spuścił głowę.
- Tomek, powiedz mi wprost! - wybuchła.
-Bo, ja... jestem gejem.
Przeszył ją zimny dreszcz.
- Możesz, proszę wyjść? - powiedziała drżącym głosem. Oczy
jej znów wyblakły, a zarazem rozjaśniły się o kolejny ton, a może to było tylko
złudzenie?
Faza druga.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Nawet nie widziałam, że ostatni rozdział opublikowałam 12.12, czy ktoś w ogóle jeszcze pamięta co się działo? Ja bym nie pamiętała. Pamiętam, że jeszcze w tamtym roku regularność to było moje drugie imię, wstawiałam rozdziały dwa razy w tygodniu, później raz ale zdążałam. A teraz? Raz na dwa miesiące? Trochę lipa! Trzeba to zmienić i będę nad tym pracować :) Rozdział też do najlepszych nie należy, ale jako powrót do żywych może będzie fajny :) Ostatnimi czasy zajmowałam się też pracami na konkursy ( w sumie to dwa ), w których trzeba było napisać opowiadanie. Staram się jak najwięcej próbować pisać, na innych płaszczyznach też i może dlatego nie ma rozdziałów? Ale już będzie lepiej! Musi być ^.^
Miłego dnia :)
Lia
Subskrybuj:
Posty (Atom)