#LBA 5

5
COM
Czasem bywa i tak, że cały świat jest przeciwko tobie i  choćby nie wiem co, nie da ci spokoju. Ten dzień przyszedł dziś, więc to LBA piszę już drugi raz! Dostałam dwie nominacje i lecimy z pytankami.

Od Huncwotki:

1. Na czyj koncert najchętniej byś poszła? 

Na mnóstwo koncertów, ale osób, które już niestety nie żyją. Ale z tych na Ziemi to zdecydowanie marzy mi się Three Days Grace.

2. Jaki masz telefon? 

Iphone 6

3. Hot dog czy frytki? XDD

Raczej hot dog :)

4. Lubisz podróże? <33

Uwielbiam! Tyle miejsc marzy mi się zwiedzić, a już i tak byłam w wielu cudownych miejscach :)


5. Ulubiony gatunek muzyki?

Lubię wiele, ale jeśli już miałabym wybrać to chyba Rock.

6. Kto jest Twoim autorytetem?

Nick Vujicic - wspaniały człowiek :)

7. Podaj jedno swoje marzenie.

Nie lubię zbytnio opowiadać tak na forum o moich marzeniach. Jest to dosyć osobista dla mnie sprawa. Natomiast jedno mogę podać, może się wydawać trochę dziwne, ale dla mnie jest naprawdę ważne. Chciałabym w dniu moich osiemnastych urodzin oddać krew do fundacji.

8. Opisz swój charakter tytułem książki lub filmu.

Och, ciężko. Może... "Atramentowe serce"

9. Jest jakaś postać fikcyjna, z którą się utożsamiasz? Jeśli tak, jaka?

Utożsamiać to za mocne słowo. Na pewno jest wiele postaci, z którymi mamy dużo cech wspólnych. A tutaj wymienię jedną, gdyż akurat ostatnio czytałam tę książkę. Penny z "Girl Online".

10. Jak widzisz siebie za 10 lat? xD

Nie widzę siebie nawet za dwa tygodnie, a co dopiero 10 lat! Ale, jak już tak wybiegać to będę miała wtedy 26 lat. Widzę młodą kobietę, która robi w życiu coś co sprawia jej przyjemność, czerpie radość z życia i w wierzy w siebie. Dokładnie tak bym chciała się widzieć.

11. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, to do którego wieku, roku, państwa...?

Na pewno byłyby to lata 80'! Kocham styl, muzykę, sposób ubierania, taniec, mentalność, brak internetu, sprzętów elektronicznych i wszystko co związane z tamtymi czasami. Choć brakowało by mi bardzo łatwości zdobywania wiedzy i podróżowania.
Kraj, mimo że kocham Polskę, uważam że to cudowny kraj, to jednak chciałabym zamieszkać w Wielkiej Brytanii. Tam w tych latach powstawała klasyka rocka i moje najukochańsze zespoły debiutowały. Myślę, że właśnie tak bym wybrała :)

A teraz pytania od Klaudii:

1. Co kojarzy Ci się z dzieciństwem?

Trzepak, przedszkolne miłości, czytanie na dobranoc, lody zapy z żabki na promocji, bajki Disneya i Pixara, wychodzenie na pole, gra w "piwo", oczekiwanie na list z Hogwartu, rolki, rower trójkołowy, dzień z "chipsami", gra w "liczydło", chrząszcze majowe, gry komputerowe z gazetki, zrzucanie butelki z balkonu.
To wszystko co mi pierwsze przychodzi na myśl, kiedy mówię słowo "dzieciństwo".

2. Jaka piosenka wzbudza w Tobie silne emocje?

Nickelback - How you remind me
Dawid Podsiadło - Nieznajomy
Adele - Hello
Adele - Somene like you
Three Days Grace - Fallen Angel
Three Days Grace - Never too Late
Queen - Spread your wings
Mogę tu jeszcze wymieniać i wymieniać, ale to chyba te najważniejsze.

3. Co jest najważniejsze w związkach?

Nie jestem chyba najlepszą osobą do odpowiadania na to pytanie. Moim zdaniem zaufanie.

4. Co myślisz o osobach, które robią wszystko dla "szpanu"?

Szkoda mi ich. W wieku dojrzewania każdy potrzebuje mieć kogoś kto go zaakceptuje. Niektórzy nie umieją się odnaleźć w towarzystwie, więc próbują popisać się, by się gdzieś przypasować. Jednak wtedy nie są...sobą, więc tak naprawdę będą się tylko męczyć we własnym ciele. Mam nadzieję, że kiedyś zrozumieją, że tylko będąc sobą, można czuć się dobrze.

5. Ulubiona bajka z dzieciństwa?

"Potwory i spółka"

6. Ulubiona postać z kreskówki?

Nie potrafię wybrać jednej, dlatego przedstawię trzy:
- Chudy z "Dom dla zmyślonych przyjaciół pani Foster"
- dziewczyna z kreskówki "Aparatka" , nie pamiętam już jak się nazywała, ale to tytułowa bohaterka. Bajka ta leciała na "Jetix", którego z tego co wiem, już nie ma.
- ostatnia postać również z Jetix to Ludwiczek, z bajki o takim samym tytule. Pamiętam, że zawsze było mi szkoda Ludwiczka, ale uwielbiałam tą bajkę!

7. Najważniejsza dobra cecha człowieka?

Współczucie.

8. Najgorsza cecha człowieka?

Nie wiem, jak to nazwać, ale bycie takim ignorantem.

9. Masz fobie?

Boję się niektórych rzeczy, ale fobii jako takich nie mam, chyba.

10. Jakie książki polecasz?

Zachęcam do zaglądnięcia w zakładkę "Książkomania", tam jest wszystko co polecam :)

To już wszystkie pytania. Mam nadzieję, że was nie zanudziło. Możecie napisać, czy macie podobnie, jak ja. Nie nominuję nikogo ;)

Asieneczka Lia

#Rozdział 28 "Ars amandi"

13
COM



Tytuł: "Sztuka kochania"





Wkładałam już ostatnie rzeczy do szafek, gdy Nikodem pojawił się w drzwiach mojego pokoju.
- Ja wychodzę, mama jest u koleżanki, będzie późno w nocy - oświadczył.
- Ok, a ty kiedy wracasz? - spytałam.
- W niedzielę wieczorem - gdy napotkał mój zdenerwowany wzrok dodał - spokojnie jedziemy ze znajomymi do Wrocławia - wypuściłam powietrze. Wciąż bałam się o Nikodema, choć siniaki systematycznie znikały z jego ciała, a nowe się nie pojawiały. - Nie powinnaś tak siedzieć sama, może zaprosisz Werę?
- Leondre zaraz przychodzi - odpowiedziałam.
- Powiesz mu? - bardziej rozkazał niż zapytał.
- Już o tym gadaliśmy - ucięłam. Nie będzie się wtrącał w nie swoje sprawy. Jakoś ja w jego sprawy nie mogę wtykać nosa, w takim razie vice versa.  Pokiwał tylko głową ze zrezygnowaniem i wyszedł.
Nie minęło kilka chwil, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. W szybkim tempie zeszłam po schodach i wpuściłam bruneta do środka. Wróciliśmy do mojego pokoju. W tle włączyłam Guns'ów. Obydwoje ich lubimy, a o ich istnieniu wspomnieliśmy już przy naszym pierwszym spotkaniu. Pamiętam tą chwilę bardzo dobrze, gdyż poczułam przeszywające całe moje ciało ciepło, którego dawno wtedy nie gościłam.

- A kogo słuchasz? - zapytał.
- Metallica, Three Days Grace...
- Oho, ostro metal i rock - przerwał mi.
- No tak, bardzo lubię te gatunki, jednak moją prawdziwą miłością są Queen, Beatlesi, Stonesi, Gunsi - wytłumaczyłam.
- To nie pozostaje mi nic innego, jak zapytać czy zrobisz mi tę przyjemność i strzelisz sobie fotkę z bratem - wyszczerzył zęby, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Ach no wiesz, Lennon, Mercury, Slash uwielbiam tych gości. To, że gramy inny rodzaj muzyki, nie znaczy, że nie słucham tych kultowych zespołów. No nie daj się prosić - wyciągnął z kieszeni telefon, objął mnie ramieniem i zrobił nam zdjęcie.
[...]
- Wcale nie jesteśmy takimi rozpuszczonymi dzieciakami, jak się wydaje. Mamy uczucia i uwielbiamy spotykać się z fanami, szanujemy ich - zwrócił się do mnie, po głosie rozpoznałam, że to nie wyrzuty tylko wyjaśnienie. - Trzymaj się siostro - już odchodził, kiedy odwrócił się i powiedział.- "Kiedy będę miał już 60 lat, przybije moja gitarę do ściany...
- ...żebym nigdy nie zapomniał, jaki hałas robiłem przy pomocy tego urządzenia." - dokończyłam za niego. Uśmiechnął się ostatni raz i wyszedł...

Od tego czasu tyle się zmieniło. Przede wszystkim w końcu nazywam się szczęśliwym człowiekiem. Nie wiem na jak długo, ale na razie cieszę się chwilą.
Przy rozluźniających nutach "Knockin' On Heaven's Door" zaczęliśmy rozmowę. Na początku o głupotach, a potem ni stąd ni zowąd Leondre zmienił temat:
- Adele, co się dzieje? Czemu byłaś u lekarza? Czy jesteś na coś chora? Czemu twój bart nie chciał mi nic powiedzieć? - wyrzucił te pytania, jakby dusił je już od jakiegoś czasu i w końcu mógł się ich wyzbyć. Ale ja byłam przygotowana.
- Leondre spokojnie, to tylko kontrola. Po moim zasłabnięciu na sali sądowej lekarz powiedział, żebym po dwóch tygodniach przyszła i sprawdziła czy wszystko w porządku - uśmiechnęłam się, jak najbardziej starając się uwiarygodnić moje kłamstwo.
- To czemu Nikodem powiedział, że on nic mi nie może ujawnić, skoro ty tego nie zrobiłaś? - nadal nie odpuszczał. Zawahałam się. Może jednak powiem mu całą prawdę. Teraz. Nikogo nie ma, miałabym to już za sobą. Kilkanaście minut i będzie po wszystkim.
- Bo... - zaczęłam, ale nagle spanikowałam. Nie potrafię... - wiesz, jaki on jest. Kto by go tam rozgryzł - zaśmiałam się nerwowo. Chyba udało mi się, delikatnie zbić go z tropu.  Zeszliśmy na inne tematy. Swobodnie mijał czas, nawet nie wiem jak to się stało, że leżeliśmy wtuleni na moim łóżku. Obejmował mnie swoim ciepłym ramieniem. Zresztą wszystko w nim takie było - dotyk, głos, oczy. Dla mnie to chodzący promyk słońca, które rozjaśniło moje życie. Jeden odgłos przerwał tę piękną chwilę. Burczenie mojego brzucha.
- Ktoś tu chyba jest głodny - zaśmiał się, a że był tak blisko, to gdy tylko poczułam jego oddech na swojej szyi to aż się wzdrygnęłam. Szybko jednak skupiłam swoje myśli na ważniejszych kwestiach: w końcu mówimy tu o jedzeniu.
- Zamawiamy coś? Pizza? Nie wiem? - myślałam na głos.
- Zjadłbym "nie wiem" , ale pizza zawsz... - nie dałam mu dokończyć, próby żartu.
- Pierogi! - niemal wykrzyknęłam.
- Co? - popatrzył się na mnie zdziwiony.
- Pierogi - powtórzyłam już ciszej, ale nadal pewnie. Mój głos brzmiał, tak jak w bajkach, gdy ktoś wpadnie na genialny pomysł i zaświeca się żaróweczka obok głowy. Nawet delikatnie zerknęłam w górę w poszukiwaniu wiszącego światełka.
- Nie mam pojęcia, o czym ty do mnie mówisz - obdarzyłam go wzrokiem "co ty, głupi jesteś?", a potem zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
- Przecież ty nie wiesz, co to są pierogi! - olśniło mnie. A Leondre uderzył się ręką w czoło ze zrezygnowania. Zaśmiałam się. - No to robimy!
Ucieszyłam się, chwyciłam zdezorientowanego bruneta za rękę i prawie pobiegliśmy do kuchni. Najpierw robiliśmy ciasto. Połączyłam wszystkie składniki.
- Teraz musisz wyrobić ciasto, a ja się zajmę farszem - popatrzył na mnie zrozpaczony. - Do roboty! Przydałoby się, żebyś jako takie bicki miał, bo żadna laska na ciebie nie poleci.
Parsknął śmiechem i zaczął ugniatać ciasto w kuchni. A ja wraz z potrzebnymi składnikami przeniosłam się do stołu w jadalni. Praca wre, gdy nagle Leondre zawołał:
- Skończyła się mąka - ruszyłam do spiżarni, a następnie do kuchni. Gdy byłam metr od niego potknęłam się o własne nogi. Brawo ty, Adela!
Podrzuciłam paczkę mąki do góry. Mój rycerz w jednym momencie zostawił wszystko, tylko po to by złapać mnie centymetr nad ziemią, tak abym nie upadła. Jedną ręką obejmował mnie w talii, drugą zgrabnie pochwycił spadający worek, który delikatnie rozsiewał biały proszek w całym pomieszczeniu, tworząc uroczą aurę i osiedlając się delikatnie na naszych twarzach... Czekaj, wróć! Tak by było gdyby, to był film. Puk! Puk! Kto tam? Rzeczywistość!
Potykając się o własne nogi,  niemal rzuciłam z impetem kilogramową paczką mąki prosto w chłopaka, który w ostatnim momencie złapał worek. Pochwycił niepewnie rozpędzony produkt, a ja obolała leżałam na ziemi. Mąka była dosłownie wszędzie. Zaczęłam kaszleć i rozmasowywać miejsca, w których za niedługo pojawią się siniaki. Później uniosłam delikatnie głowę do góry. Widok, który ujrzałam niesamowicie mnie rozbawił. Przed moimi oczami stał Yeti - Leondre trzymający wałek w ręce. Zaczęłam się śmiać, a co za tym idzie krztusić białym proszkiem z powietrza.
- Jesteś tu brudny - wskazałam palcem na niego całego, a śmiechu powstrzymać nadal nie mogłam. 
- Masz rację trzeba było by to wytrzeć - nachylił się niby z zamiarem wyczyszczenia koszulki, jednak prawda była taka, że cała mąka wylądowała teraz na moich włosach i twarzy. - Oj przepraszam, ale wiesz co? Platyna teraz jest modna - myślałam, że pęknę ze śmiechu. Chwilkę się tak jeszcze wygłupialiśmy, a nasze mączane żarciki - co jeden to był lepszy.
W końcu mój głód na tyle dał o sobie znać, że wysłałam bruneta po miotłę. A sama skończyłam lepić pierogi i wrzuciłam je do gotującej się wody. Zapach pierogów ruskich i...mąki roznosił się po całym domu. Chłopak uporał się ze sprzątaniem, mieszkanie niemal błyszczało. Przygotowałam dwie porcje i położyłam przed Leo jedną z nich.
- Oto masz przed sobą pierogi ruskie. Raz spróbujesz, a uzależnisz się już na zawsze - zaśmiał się. - Mówię poważnie są boskie.
Zabraliśmy się za jedzenie. Gdy chłopak wziął pierwszy kęs, nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a już musiałam gotować drugą porcję.
- To jest genialne! - powiedział, a później od razu dodał po Polsku - Kocham pierogi!
Jak to usłyszałam myślałam, że się uduszę ze śmiechu i przy okazji zakrztuszę. Uwielbiam brytyjski akcent w polskich słowach! Gdy zakończyliśmy posiłek poszłam się umyć, po mnie Leo. Podczas, gdy brunet znajdował się pod prysznicem, zdałam sobie sprawę, że nie ma w co się przebrać. Zapukałam do łazienki i powiedziałam przez drzwi:
- Jak się umyjesz to krzyknij podrzucę ci ciuchy Nikodema.
Wybrałam zwykłą czarną koszulkę i dresowe spodnie. Nie minęło pięć minut, a usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi od łazienki.
- Miałeś wołać, to bym Ci... - przerwałam w pół zdania, gdyż to co zobaczyłam mnie przytkało. W drzwiach stał Leondre z ręcznikiem obwieszonym w pasie. Pierwszy raz widziałam go bez koszulki. Lustrowałam dokładnie każdy skrawek jego ciała, aż w końcu usłyszałam głos.
- To...mogę te ciuchy? - zaśmiał się.
- Ttak - wyjąkałam i podałam mu ubrania. Uśmiechając się pod nosem wrócił do łazienki.

***
Od rana Weronika chodziła w tą i z powrotem, nie mogąc doczekać się dzwonka do drzwi. W jej głowie znajdowała się tylko jedna myśl "TOMEK!". Gdy usłyszała dźwięk domofonu to z takim impetem podniosła słuchawkę, że niemal urwała kabel:
- Kto tam? - spytała starając się opanować podekscytowanie.
- Poczta - usłyszała i od razu posmutniała. Przytrzymała przycisk, a gdy zabrzmiał dzwonek do drzwi, doczłapała się, by odebrać listy i paczki.
- Nie ma mamy w domu, podpis złożę za nią, bo... - zaczęła regułkę, kiedy zdała sobie sprawę, że przed nią stoi nie kto inny, jak Tomek. Rzuciła mu się na szyję. - Ale się cieszę, że przyjechałeś! - pisnęła, a chłopak się zaśmiał.
Weszli do domu, a dziewczyna zaprowadziła Tomka do pokoju gościnnego, żeby mógł zostawić torbę. Gdyż gościć go będzie, jak to obliczyła blondynka, na dwa dni, osiem godzin i  trzydzieści siedem minut.
- Jesteś głodny? Zmęczony? Idziemy gdzieś? Może chcesz się przespać? Albo się wykąpać? - lawina pytań spadła na chłopaka.
- Werka, wyluzuj - zaśmiał się.
- Po prostu, tak się cieszę, że znów się widzimy. Lubię z tobą spędzać czas - powiedziała cicho.
- Lubię to mało powiedziane, ja uwielbiam z tobą go spędzać, więc - zrobił teatralną pauzę - co zaplanowałaś?
- Właściwie to...nic - wybuchli śmiechem. - Możemy się przejść na rynek.
Tomek kiwnął głową na wznak, że się zgadza. 
To piątkowe popołudnie spędzili w wspaniałej atmosferze. Zbliżał się listopad, a więc temperatury spadały, lecz deszcz nie pokazywał się od jakiegoś czasu. Może zmęczył się tygodniową ulewą z zeszłego tygodnia? Korzystając z warunków Wera zabrała Tomka na Wawel, potem na rynek, tam napili się gorącej czekolady w jednej z ulubionych kawiarni Weroniki "Cinnabon" , gdzie serwują najlepszą gorącą czekoladę z cynamonem w mieście. Tak siedzieli przy stoliku, wśród aromatycznych zapachów, popijając swój ciepły napój. Werka właśnie wzięła większy haust z kubka, prawie się zakrztusiła. Chłopak parsknął śmiechem.
- Coś nie tak? - spytała zdziwiona.
- Nie, wszystko w porządku - nadal uśmiechał się pod nosem. Dziewczyna przekręciła głowę i patrzyła na niego pytającym wzrokiem. - Chyba dziś się nie ogoliłaś.
- Co? - wpatrywała się na niego, jakby mówił w innym języku.
- Masz wąsy po czekoladzie - uśmiechnął się, wziął serwetkę i delikatnym ruchem otarł jej buzię. Mimo, że sytuacja była urocza, to dziewczyna się zaniepokoiła. "Mi się to nie zdarza" - pomyślała. Fakt faktem dziewczyna zawsze trzymała klasę. Perfekcyjnie dobrany makijaż, ładny i modny ubiór. Śmiech wręcz, jak z hollywoodzkich filmów. Zęby białe, równe niczym od linijki. Włosy zawsze lśniące i gładkie. Tak, Weronika jest naprawdę ładną dziewczyną. Nie przewraca się, nic nie zbija, koordynację ruchową posiada na wysokim poziomie. Jej się takie sytuacje nigdy nie zdarzały, chyba że z Adelą, gdy się wygłupiały, ale publicznie? W życiu.
- Dzięki - uśmiechnęła się nerwowo. Chyba zauważył jej zakłopotanie, bo od razu wziął swój kubek do ręki i pociągnął jeszcze większego łyka niż blondynka. Tylko, że o ile dziewczynie powstały wąsy, o tyle chłopak miał pół twarzy w czekoladzie, jak małe dziecko które ukradło rozpuszczoną tabliczkę z szafki na słodycze i po kryjomu zjadło. Dziewczyna nie mogła powstrzymać śmiechu, jak tylko to zobaczyła. Uroczy gest.
- Ekhem - wskazał na swoją twarz, a potem na serwetki na stole.
- Aha, czyli teraz ja mam ci wytrzeć twarz - parsknęła. "Parsknęłam? " - pomyślała. Ale wzięła serwetki i równie delikatnie, jak chłopak przetarła mu twarz, tak by nie został po czekoladzie ślad. Przeszli na swobodne tematy, następnie Tomek trochę opowiadał o maturze i przygotowaniach. Zeszli również na temat rodziców. Rozmawiali, jakby znali się od lat, a nie od tygodnia. Kiedy dochodziła godzina 22, skierowali się w stronę bloku Weroniki. Przechodzili przez pięknie oświetlone i migoczące kamienice. Temperatura spadła teraz bardzo nisko, ale to tylko dodawało uroku i klimatu. Szli w milczeniu. Ale ta cisza nie wynikała ze skrępowania. Czasem słowa są zbędne, wystarczy tylko być. Wsłuchiwali się w odgłosy nocy i  cieszyli swoją obecnością.

***

Dochodziła 23, a Leo nadal u mnie siedział. Świetnie się razem bawiliśmy, nie zwracając uwagi na upływający czas. Nie chciałam, żeby wracał o tej godzinie sam do domu, więc zadzwoniłam do mamy. Miała pewne wątpliwości, ale ostatecznie zgodziła się, by przenocować Leondre. Pod jednym warunkiem, ma spać ode mnie co najmniej pięć metrów. Ech, ale i tak ją kocham. Już w piżamce, ze zmytym makijażem i rozpuszczonymi włosami, usiadłam na łóżku, a Leo obok mnie.
- Masz jakieś nieprzyjemności nadal dotyczące, no wiesz, tego że jesteśmy razem? - spytał, a w jego głosie usłyszałam troskę.
- Oczywiście, że tak - popatrzyłam na chłopaka, posmutniał. - Ale Leondre, ja wiem, że tak będzie i to się nie zmieni. Jesteś super gwiazdą, idolem nastolatek i mimo, że niektóre podchodzą i mówią " cieszę się, że jesteś z Leo", to będę i te, które mnie zwyzywają od najgorszych. Tylko, że to już jest ich problem, jeśli ktoś kogoś gnębi, to wynika to tylko i wyłącznie z jego własnych kompleksów. Za każdym razem mam nadzieję, że kiedyś te dziewczyny z tego wyrosną - odpowiadam w pełni szczerze. Brunet bierze moją rękę i mocno ją ściska. Na pewno boli go to, że Bambinos mają w sobie tyle złości i niechęci w sercu. Sam do niedawna był gnębiony i stara się z tym walczyć. Dobrze wie jakie to potworne uczucie, a jego fanki robią to samo. Mimo wszystko po moich słowach trochę się rozluźnia.
- Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, takie twoje podejście - odpowiedział z ulgą. - Ale...sprawia ci to przykrość?
- Jasne, że tak. Znajdź mi osobę na świecie, która ucieszy się ze zdania "Patrzcie to ta szmata od Leo".
- Przepraszam, że tak jest, nie chcę dla ciebie takich sytuacji - w tym momencie zaczyna mi rapować, prosto do ucha:

"Come over here, we don't need to think about it
Life is too fast to overthink about it
It comes down what I don't want to lose
Million girls in the world but I choose you
You got some in the vibe, the way you move
The way you talk I want to prove to you
That I ain't fake, it's give or take
Wanna slow it down for the emergency break
‘Cos you got something that I need
My heart's with you just listen, believe
Don't be shy when I hold you close
You the only one I ever want the one I want the most "

W tej jednej chwili czuję się jak w niebie. Znikają ponure myśli o niewyżytych fankach. Jestem tylko ja i mój chłopak. Który jest romantyczny, dobry, myśli o mnie, dba. Przy nim naprawdę czuję się jak księżniczka. Mimo to, że ten tekst śpiewa na każdym koncercie do tysiąca ludzi, nie przeszkadza mi to. Bo do żadnej z tych osób nie podejdzie, nie chwyci pewnie za rękę, nie popatrzy z bezgraniczną troską i nie wyszepcze do ucha najpiękniejszych słów jakie kiedykolwiek w życiu słyszałam.
Boję się, że wszystko dzieje się za szybko. Nasza relacja staje się coraz silniejsza, ale nie budowana jest na latach zażyłości, tylko na tygodniach. I w dodatku na kłamstwie, bo ja po prostu nie mogę mu powiedzieć, co mnie dręczy. Nie potrafię popatrzyć się w te błyszczące oczy i wyznać, że wczoraj przez całą noc nie spałam przez noce bestie, zwane wspomnieniami. Dopadają wtedy kiedy jesteś bezbronna, pod osłoną nocy przychodzą i zagnieżdżają się w twoim umyśle. A gdy budzisz się rano z ulgą to na koniec szepną do ucha "wrócimy". Chcę, ale nie potrafię tego z siebie wydusić.
Leo spogląda na mnie i szepcze:
- Wypadałoby już iść spać - powoli wstaje z łóżka. Przyszykowane posłanie, znajduje się dla niego w pokoju Nikodema. - Dobranoc.
- Czemu szepczesz? - spytałam równie cicho, jak on.
- Bo nie chcę psuć tej kojącej ciszy - uśmiecha się. Wchodzę pod ciepłą kołdrę, a brunet gasi światło.
- Leondre - chłopak podchodzi do mnie. - Czy mógłbyś przy mnie posiedzieć dopóki nie zasnę?
Boję się, że spyta o powód. Wtedy będę musiała kłamać, nie powiem mu przecież o koszmarach, które powracają kiedy mają na to ochotę. Jednak chłopak nic nie odpowiada, siada przy mnie, jak to zwykle moja mama i na początku wpatruje się we mnie. Zamykam oczy i później czuje, jak jego ręka delikatnie gładzi moją dłoń, ramię, włosy i koło zatacza się z powrotem. Już dawno nie zasypiałam w tak przyjemnej atmosferze. Morfeusz wskazuje mi, bym wsiadła do jego łodzi. Bez wątpienia usadawiam się w niej i wpatruje w piękną krainę snów, powoli płyniemy po kolorowej rzece o wszystkich barwach świata. Czuję się tu wspaniale. Do czasu, gdy wszystko nie staje się nagle mroczne i ponure. Łódź staje się dziurawa, wlewa się do niej coraz więcej wody, zaraz zatonie. Burza nadchodzi, wicher łamie drzewa na brzegu, rzeka się poderwała. A to oznacza ... koszmary znów mnie odwiedziły.

***

Budzę się z krzykiem, a do mojego pokoju wbiega chłopak, mój chłopak. Dyszę, ale gdy siada obok mnie, czuję jego ciepło i zdaje sobie sprawę, że jestem bezpieczna, powoli normuję oddech.
- Która godzina? - spytałam.
- W pół do dwunastej, pół godziny temu zasnęłaś - odpowiedział. - Co ci się śniło?
Błagam, nie każ mi tego wspominać. Na ogół lubię to pytanie, ale kiedy mam mówić o czymś tak okropnym , na samą myśl robi mi się niedobrze. Leondre wchodzi mi pod kołdrę, kładzie obok mnie i przygarnia do siebie swoim ramieniem. Temperatura w moim ciele się podnosi, a ja czuję się dobrze - ponownie.
- Ale mama... - zaczynam.
- Wiem, że twoja mama sobie tego nie życzy - odpowiada. - Poleżę tak dopóki nie zaśniesz, dobrze?
Mruczę na znak zgody.
I w końcu mogę spokojnie zasnąć. Budzę się dopiero rano, powoli siadam na łóżku i widzę Leo, leżącego na dywanie. Ma pod głową małego jaśka, żadnej kołdry, żadnego materaca. Śpi zwinięty w kłębek na twardym, wytartym dywanie.  
Był tu ze mną całą noc. Przeze mnie i dla mnie.


On chyba mnie...kocha.

------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobry wieczór!
Dziś rozdzialik, z którego jestem naprawdę dumna! Pisało mi się go świetnie, ostatnio jakoś zaczynam pracować nad opowiadaniami około dwunastej, pierwszej w nocy i naprawdę dobrze mi to robi wbrew pozorom :D Jak dla mnie to najprzyjemniejszy i najlepszy rozdział na tym blogu. Podoba mi się w 98%! Więc jestem ogromnie ciekawa waszej opinii, czy wam też odpowiada :) Plus: jest dłuższy, na co narzekaliście ostatnio ;)
Ostatnio mam tyle w sobie energii, szczęścia i radości, że w ogóle nie mogę spać i cały czas się śmieje xD 
Za chwilkę wyruszam na króciutkie wakacje do poniedziałku. Nie będę w ogóle możliwości korzystania z internetu, ani nawet wi fi. Co wiążę się z tym, że na wszystkie pytanie, komentarze odpowiem dopiero, jak wrócę. Komunikat do tej Pani ----> Huncwotka -----> jak wrócę to kończę poprawiać LBA i wrzucam, obiecuję! :D 
Czekam na Waszą opinię!
Miłej nocki/ dnia/ wakacji! :)
Asieneczka Lia

#Rozdział 27 "Erunt duo in carne una"

13
COM


Tytuł: "Będą dwoje w jednym ciele"



Weszłam do łóżka i już miałam gasić światło, gdy dostałam sms.

Od Leo:
Dobranoc, niech Ci się przyśni jakiś Anioł Stróż.

Uśmiechnęłam się do telefonu, odłożyłam na półkę i wyłączyłam lampkę. Nie poszłam jednak spać - rozmyślałam. Na filmach zawsze chłopak zabiera dziewczynę na romantyczną randkę - niespodziankę, kolacja, świece, spacer. Na sam koniec prosi ją o "chodzenie". Za każdym razem wydawało mi się to takie sztuczne. Kiedy klęka się na jedno kolano i prosi o rękę to jest tradycyjny i wspaniały gest. Jednak wykonywanie tego na co dzień o "chodzenie" już mi się nie podobało. Dlatego tak bardzo się cieszyłam, że w naszym przypadku nie zaistniała taka sztuczna szopka. To wyszło naturalnie, tak po prostu. Chociaż droga była ciężka i wyboista. Tyle razy się w niej pogubiłam, mnóstwo ślepych zaułków. Ale udało się. Od pocałunku w parku minęły cztery dni, nie wiem nawet kiedy zaczęłam na Leondre mówić "mój chłopak". Spotykamy się codziennie, żartujemy, wygłupiamy, ale też nie brakuje nam bliskości cielesnej. Czuję, że mam kogoś kto stawia moje szczęście nad swoim. Tyle dla mnie robi, a ja wciąż nie mam jak się odwdzięczyć. Chciałabym, tylko jak?
Mijały godziny, a ja wciąż nie spałam. Teraz myślałam o Weronice. Ostatnio widujemy się tylko w szkole. Nie ma o to pretensji, widzi że jestem niemal wniebowzięta. Zastanawia mnie jednak nadal ten list. Czy ona przede mną coś ukrywa? Za niedługo 1 listopada, w tym okresie zawsze jest bardziej przygnębiona. Nie dziwię jej się. W końcu myśl o siostrze i tacie nie przepadnie od tak. Zresztą mam tak samo. Zastanawiam się co mój tata teraz robi. Czy jest szczęśliwy? Może on się dusił w naszej rodzinie, a teraz w końcu ma szansę odetchnąć? Na początku czułam do niego wielką nienawiść, potem smutek i myśli "co jest ze mną nie tak", a teraz? Zniknęły wszystkie negatywne emocje, jakie w sobie gromadziłam. Może dlatego, że jest mi dobrze? Szczerze, mimo tego wszystkiego, życzę mu jak najlepiej, żeby sobie poukładał sprawy osobiste i żył spokojnie. Mamie nadal jest ciężko, na pewno ma do niego żal. Rozumiem ją i zawsze będę wspierać, tak jak ona to robi. Jednak mam dość smutku. Dość snucia się i szarości życia. W końcu dostrzegam w nim różne kolory, bardziej jaskrawe i wyraziste. Czy mogę to powiedzieć? Nie chcę zapeszać, ale chyba chce...ŻYCIE JEST PIĘKNE.

***

-...już lepiej, tak myślę - westchnęła blondynka. - A u ciebie jak tam?
- Cisną nas strasznie, w końcu w tym roku matura. Ojciec chce żebym dostał się na jakieś super studia, zarabiał dużo kasy. Tylko coś mi się nie widzi do końca życia pracować w korporacji. Wera, ja już będę kończył. A właśnie zapomniałem ci powiedzieć! Będę na weekend w Krakowie.
- Naprawdę? To super, nie mogę się doczekać - ucieszyła się dziewczyna. - To do zobaczenia.
Rozmowa została zakończona. Od momentu kiedy Werka poznała Tomka, jest z nim w ciągłym kontakcie. Piszą, dzwonią do siebie, snapują. Tomek bardzo pomagał dziewczynie, której stan psychiczny nie był najlepszy. Mimo wszystko nie dawała tego po sobie poznać. Połączyła ich wspólna nieciekawa sytuacja. A teraz rozmawiali na każdy temat, świetnie się dogadywali. A Weronika jeszcze do końca o tym nie wiedząc, czuła delikatny pociąg do chłopaka.
Rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Zaskoczona dziewczyna otworzyła wrota, a przed nią stał Charlie Lenehan.
- Hej - uśmiechnął się, odwzajemniła i wpuściła go do środka. - Jak się czujesz?
- Chyba lepiej - usiedli na kanapie. - A ty?
- Bardzo dobrze - w tym momencie dziewczynie przyszedł sms. Blondyn obserwował każdy jej ruch, gdy ucieszona odpisywała. - Kto to taki?
Uniosła głowę znad telefonu, chwilę się zastanawiała co odpowiedzieć, aż w końcu się odezwała.
- Słuchaj Charlie, wtedy na cmentarzu... dziękuję. Nie wiesz jakie to było dla mnie ważne - patrzyła mu prosto w oczy. Nie jest jedną z tych dziewczyn, które uciekają wzrokiem po kątach. Szare oczy zawsze kierowały się ku drugiej parze.
- To była czysta przyjemność towarzyszyć Tobie - kąciki ust powędrowały mu do góry. Rozmowa prowadzona swobodnie, tak jak zawsze była między tą dwójką.  - Słyszałaś o Adeli i Leo?
- Tak, jak się cieszę, że w końcu im się udało - rzekła Weronika.
- Ja też, choć nie ukrywam Leo tylko o niej gada. Non stop, nie ma żadnego innego tematu, tylko Adele to, Adele tamto - zaśmiali się.
- Założę się, że z Chloe na początku było tak samo, więc teraz Leo się odgrywa.
- Możliwe - po chwili zastanowienia dodał. - Powiedziałem Chloe o tobie.
- Tak? - zaczęła bawić się palcami i zerkała już mniej pewnie, ale wciąż w jego oczy. - I co jej powiedziałeś?
- A no wiesz, że jest taka jedna świetna dziewczyna, z którą dobrze mi się rozmawia. Przyjaźnimy się i że pewne kwestie już sobie wyjaśniliśmy.
- A co ona na to?
- Cieszyła się, że jej powiedziałem.
- Mhm - mruknęła.
- Weronika, to chyba dobrze, że Chloe wie o osobie, która tak dużo mi daje. Tyle radości i swob... - przerwał w pół zdania, gdyż dziewczyna znów wlepiała wzrok w telefon i z zapałem odpisywała. - W porządku, jak nie chcesz mnie w swoim domu, to trzeba było powiedzieć, nie będę przychodził - zirytował się.
- Co? - zaabsorbowana dziewczyna podniosła głowę znad telefonu.
- Nic, muszę już iść - wstał, a dziewczyna ruszyła za nim.
- To kiedy się zobaczymy? - zapytała. Chłopak trochę złagodniał.
- Może ten weekend zrobimy sobie taki "nasz wspólny"? - zaproponował.
- Nie mogę - odpowiedziała. - Tomek przyjeżdża z Sopotu na weekend, więc spędzę go z nim.
- No tak, to się jeszcze dogadamy. Cześć - powiedział i wyszedł.
A Weronika wzięła telefon do ręki i spędziła z nim kilka kolejnych godzin.

***

Nienawidzę szpitali, mówiłam to już? Powiem jeszcze raz: nienawidzę szpitali. Jak tam w ogóle można pracować. Na szczęście to była tylko kontrola, dostałam zastrzyki, a teraz siedzę w samochodzie razem z mamą i wracamy do domu. To chyba czas jej powiedzieć.
- Mamo słuchaj, jest sprawa - zaczęłam.
- Czyli jednak, ech! A myślałam, że jeszcze nie! Pewnie Nikodem z tobą rozmawiał to dlatego wiedział!
- Co? - zapytałam oszołomiona.
- Założyłam się z Nikiem, a to czy już jesteście razem. Ja mówiłam, że dopiero tak za tydzień, dwa, a Nikodem, że już jesteście. Wiszę dwie dychy twojemu bratu - wyjaśniła.
- Mamo! Jak wy możecie zakładać się o takie rzeczy! - wkurzyłam się.
- No co? Chciałam być dwie dychy to przodu, no ale nic - powiedziała mama, ale gdy zobaczyła moją minę dodała. - Kochanie, nawet nie wiesz jak się cieszę. Widzę, że jesteś szczęśliwa i radosna. To dla mnie najważniejsze. Tylko wiesz tak sobie myślę, skoro już nie ma z nami ojca, to ja muszę odwalić dwa razy więcej roboty.
- Hę? - zdziwiłam się.
- Ktoś w końcu musi powiedzieć "Jak ją skrzywdzisz, to powyrywam Ci ręce i nogi!" albo "Pamiętaj, że mam cię na oku" czy też "trzymaj łapy trzy metry od niej". Adela przecież to twój pierwszy chłopak, musimy to zrobić jakoś porządnie! - wybuchłyśmy niekontrolowanie głośnym śmiechem. Moja mama to najlepsza mama w całej galaktyce!
W takiej atmosferze dotarłyśmy do domu, po drodze minęłyśmy idącego Leondre. On był u mnie? Nie zdążyłyśmy go złapać. Stwierdziłam, że później do niego napiszę. Weszłam do domu. Od progu zastałam Nikodema.
- Był tu Leondre? - spytałam.
- Był. Czemu mu nie powiedziałaś?
- Ale czego? - czy ja jestem dziś jakaś nieprzytomna, czy to ludzie zadają takie niewynikające z niczego pytania?
- Może tego w jakim stanie zdrowia jesteś?
- Powiedziałeś mu?! - spanikowałam.
- Nie. Myślałem, że wie. Więc jak tylko zapytał się gdzie jesteś. Powiedziałem, że w szpitalu na kontroli. Wypytywał czy coś się stało.
- I co mu powiedziałeś?
- Że skoro Ada ci tego nie powiedziała, to ja tym bardziej nie mogę.
- Uff - odetchnęłam z ulgą. -  Dobra dzięki Nikodem, odkręcę to.
- Ile zamierzasz go tak okłamywać? - spytał wkurzony.
- Ile będę mogła - pokręcił głową z zrezygnowaniem. - Nie chcę o tym opowiadać, nie lubię o tym gadać, nienawidzę o tym myśleć i tak jak powiedziałeś to jest moja sprawa komu to mówię.
- Jeśli chcesz ten związek traktować na poważnie, to lepiej mu powiedz - odezwał się i poszedł. Zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. To nie jest takie proste. Moje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej, gdyby nie ta sytuacja. To chyba normalne, że nie chce o tym mówić. Poza tym, boję się, że wtedy mnie zostawi. Stwierdzi, że bez sensu być z taką osobą jak ja i tak po prostu odejdzie.


Właśnie teraz, kiedy go tak bardzo potrzebuję. 

---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dzień dobry!
Nie dawno wstałam, ale jakoś nabrałam ochotę na wstawienie rozdziału. Kolejny już jest prawie napisany, także przynajmniej tyle :) Za niedługo też pojawi się kolejne LBA, gdyż dostałam dwie nominacje. 
Wakacje mijają mi rewelacyjnie, ale za szybko! A jak wasze?
Jeśli dotarłeś do tego momentu to skomentuj, wyraź swoją opinię. Jestem jej bardzo ciekawa :)
Mimo, że pogoda nie najlepsza to i tak życzę wam:
Miłego dnia!
Asieneczka Lia 

#Rozdział 26 "Asinus in tegulis"

14
COM

W poprzednim rozdziale:

Adela spędza szkolny dzień z Karolem. Widząc, że przyjaciółka nie pojawiła się w szkole, postanawia udać się do niej po lekcjach.
Dochodzi do poważnej rozmowy przyjaciółek. Adela dowiaduje się o przykrych wydarzeniach z nad morza. Weronika w zamian wysłuchuje opowieści o pierwszym pocałunku koleżanki. 
Wspomnienie o pierwszym spotkaniu dziewczyn.
Szukając telefonu Adelajda znajduje prywatny list Weroniki, w którym zawarte są uczucia. Niepokoi ją stan emocjonalny przyjaciółki, wychodzi jak najszybciej z mieszkania.
Niefortunny upadek, trafia do szpitala. Wydarzenia z przeszłości dają o sobie znać.
"Przez ten jeden dzień w przeszłości, jedną chwilę, cierpię po dziś dzień. Koszmary pojawiają się, jakby nie chciały mi dać zapomnieć, jakby nie pozwalały. A mój zakaz ruchu sprawia, że czuję się ograniczona, zamknięta. I wiem, że ktoś zabrał ten klucz od moich drzwi pełni szczęścia wrzucił na samo dno oceanu smutku. Przykryty przygnębiającymi wspomnieniami, warstwą smutku, niechęci i głęboko za moim zasięgiem. Tam właśnie znajduje się klucz do mojej wolności. 

A stamtąd, już nic go nie wyciągnie."


Tytuł: "Osioł na dachu"




- Hej, nie przeszkadzam? - dźwięk telefonu obudził mnie z popołudniowej drzemki. Trochę rozespana odebrałam i odpowiedziałam na pytanie.
- Nie.
- Chciałem się zapytać, czy nie miałabyś ochoty pójść ze mną do parku? Pojeździlibyśmy na deskach, jest ładna pogoda - wyjrzałam przez okno. Rzeczywiście pogoda nie przypominała w ogóle tej jesiennej. Ale odpowiedź była prosta.
- Nie umiem jeździć na desce, Leondre.
- To może weźmiesz rolki? - zaproponował.
- Nie mam rolek - skłamałam, widząc oczami wyobraźni prawie nieużywane czarno-fioletowe śmigacze z garażu.
- Rower? - próbował dalej.
- Yyy... mam pękniętą oponę - coraz trudniej było go zbywać.
- Hmm, to może pójdziemy na boisko pograć na przykład w nogę lub w siatkę?
- Nie lubię tych sportów, są nudne - ucięłam.
- A koszykówka? - zabolało. Jak wszystko mogłam zbyć, tak przy tej propozycji poczułam ukłucie w sercu. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak chętnie zrobiłabym każdą z tych rzeczy, które wymienił. Ale nie mogę. Nie chcę, żeby wiedział czemu. Do niczego ta informacja mu się nie przyda.
- Nienawidzę koszykówki, nie chcę nawet o niej słyszeć! - wybuchłam, a po chwili zorientowałam się, co zrobiłam. Ada miałaś to ćwiczyć - najpierw myślisz potem robisz, najpierw myślisz potem robisz!
- No w porządku, to chciałabyś coś innego porobić? - spytał, ale już przygaszony.
- Ten park to fajny pomysł. Może po prostu ty weź deskę, bo tam są świetne rampy, a ja sobie w tym czasie porysuję i się przejdziemy. Co ty na to? - starałam się włożyć w te słowa, jak najwięcej ciepła i dobroci.
- Ok, to za godzinę w parku?
- Tak, do zobaczenia.
Wstałam z łóżka, zamiast szkicownika wzięłam blok z białymi kartkami formatu A3, kilka ołówków o różnych grubościach i strugaczkę. Przechodząc obok lustra, spojrzałam na siebie.
- Wow dziewczyno, tak na pewno nie wyjdziesz - powiedziałam do odbicia widząc rozczochrane włosy i zaspane oczy. Czasami w życiu każdej dziewczyny przychodzi chwila: "dziś chcę wyglądać naprawdę ładnie". Ta chwila do mnie właśnie przyszła. Także przemyłam twarz i nałożyłam na nią podkład i korektor. Następnie przypudrowałam, wklepałam pędzelkiem delikatny cień, rozświetlający oko. Podkreśliłam linię rzęs, czarną kredką i dokładnie wytuszowałam rzęsy. Rozgrzałam prostownicę i po kilku minutach moje włosy stały się drutami sięgającymi do pasa.
- No i teraz możesz iść - przybiłam sobie piątkę, ale to musiało dziwnie wyglądać... Wzięłam wszystkie rzeczy i ruszyłam na przystanek autobusowy.

***

- ... a u ciebie jak tam?
- Po staremu. Szkoła, zadania i kolejny artykuł o "nowej dziewczynie Charlie'ego Lenehana" - powiedziała Chloe z wyrzutem.
- Z kim tym razem jestem? Może to pies? - zaśmiał się do monitora blondyn.
- Charlie to nie jest śmieszne - skarciła go dziewczyna.
- Oj, no to mam się tym przejmować? Takie rzeczy będą się pojawiać i nic z tym nie zrobię. Jak wrócę za te dwa tygodnie to nie ustąpi, wiesz o tym.
- Wiem, ale ja siedzę w domu i tylko widzę, jak to mój chłopak ma co chwile nowe dziewczyny, jakieś Polki, fanki czy co to tam jeszcze. Spróbuj się też wczuć w moją sytuację - rozmowa na Skype nie była najlepszej jakości, ale młodym to wystarczało, mogli przynajmniej się zobaczyć. - Po prostu jest mi ciężko.
- Mi też jest, Chloe uwierz, mi też. Chciałbym cię wziąć w ramiona, poczuć zapach twoich włosów, leżeć przy tobie i nic nie robić, po prostu czuć cię obok. Ale sytuacja wygląda inaczej. Zobaczysz, że ten czas szybko minie. Ufasz mi, prawda?
- Ufam, ale jeśli ktoś się pojawi z twoim życiu to chcę o tym wiedzieć.
- Dobrze, więc jest dziewczyna - Chloe spojrzała na niego lekko podenerwowana. - Nazywa się Weronika, dobrze się dogadujemy. Świetnie mi się z nią rozmawia na każde tematy - widząc wzrok dziewczyny dodał. - Powiedziałem jej na wstępie, że nic z tego nie będzie.  To tylko przyjaźń Chloe.
Dziewczyna westchnęła i się uśmiechnęła.
- Cieszę się, że mi powiedziałeś. Ufam Ci, Charlie.

***

Dotarłam na miejsce i zobaczyłam plecy bruneta. Podeszłam do niego bliżej i zmierzwiłam mu włosy.
- Hej, wiesz ile czasu zajmuje mi doprowadzenie ich do stanu, żeby jakoś wyglądały? - spytał, a ja się zaśmiałam. - Muszę w końcu dbać o wizerunek.
Następnie zlustrował mnie od stóp do głów, uśmiechnął się pod nosem, jednak nic nie powiedział. Usiadłam na ławce przed skate parkiem, wyciągnęłam kartkę i ołówek, kiedy Leo zaczął jeździć. Chwile wpatrywałam się w pustą, białą powierzchnię, aż w pewnym momencie moja ręka złapała wenę i zaczęła wykonywać wszelakie ruchy po całej kartce. Od czasu do czasu odrywałam wzrok, by popatrzeć na bruneta. Podskakiwał, robił obroty, popisywał się, nie obyło się jednak bez upadków, które były komiczne.
Mój rysunek był prawie skończony, kiedy Leo przysiadł się do mnie.
- Jazda skończona? - pokiwał głową. - Bolą małego Leo zadrapania? - zaśmiałam się, a on znów pokiwał głową i podwinął dolną wargę, tak by wyglądał na zmartwionego. - Ale mimo wszystko szczęśliwe dziecko? - kolejny, już trzeci raz wykonał ten sam ruch, tym razem energiczniej, a ja się zaśmiałam.
- Mogę zobaczyć twój rysunek? - wpatrywał się w zamknięty blok.
- Nie jest skończony.
- Czyli nie? - przeniósł wzrok za mnie, a ja pokręciłam głową.
- Jak będzie gotowy, to będziesz pierwszą osobą, która go zobaczy - uśmiechnęłam się do niego. Wciąż siedzieliśmy na ławce z tą zmianą, że położyłam głowę na jego ramieniu. Czułam jego spokojny oddech, woń wody kolońskiej unosiła się tuż przy moim nosie, ale podobało mi się to.
- Co wczoraj robiłaś? - spytał tak z braku tematu.
- Szkoła, potem była u Werki... a resztę dnia siedziałam w domu - po co ma wiedzieć, że byłam w szpitalu? Po nic. - A ty?
- Myślałem o tobie - przekręciłam głowę w jego stronę i zobaczyłam jak się szczerzy.
- Słaby tekst na podryw - parsknął i wróciliśmy do pozycji pierwotnej. Zaczęłam sobie nucić utwór, który chodził za mną już kilka dni:

"I jeszcze miejsca trochę mam, na wybuchy, słowa skruchy na ten niepokoju stan."

I wtedy dołączył się Leo:

"I jesce znajde wecej sil. Bede walcy, bede kochal, bede sie o cebie bił."

Myślałam, że śnie. To co się właśnie wydarzyło było urocze, śmieszne, słodkie i tak mnie wzruszyło, że w moich oczach pojawiły się łzy. Niby głupie jedno zdanie, ale jak może uszczęśliwić. Pamiętam, że nuciłam tą piosenkę, jak przyszedł do mnie po tym koszmarze, w którym moja mama umarła. Nauczył się tekstu i to po polsku! Poderwałam się z ławki i spojrzałam prosto w jego oczy. Uśmiechał się.
- Jesteś wspaniały - te słowa wyszły ze mnie same. Zaśmiał się i pokręcił głową. - Naprawdę Leondre... przybliżyłam się do niego, a nasze usta się złączyły. Pocałunek tym razem był długi i namiętny. Oderwaliśmy się od siebie zdyszani. 
Pochłanialiśmy siebie wzrokiem, a nasze usta wykrzywiły się w wielkie uśmiechy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

I tym (chyba) optymistycznym akcentem kończę rozdzialik. Jest tu ktoś jeszcze? :) Dajcie o sobie znać! ;) Rozdział nie należy do najlepszych, ale szczerze mówiąc wyszłam z wprawy. Ale spokojnie wracam i powinno być lepiej. W wakacje rozdziały będą pojawiać się nieregularnie, więc nie spodziewajcie się go w poniedziałki. Kiedy będą to będą , taka jest zasada :D "W poprzednim rozdziale" musiałam dać, bo tak dawno nie było rozdziału, że pewnie nikt nie pamięta co się działo :) Tytuł "Osioł na dachu" nie ma żadnego głębszego znaczenia, ani podtekstu. Dałam, bo tak :D 
W tym tygodniu ponadrabiam wszystkie blogi, także oczekujcie mnie u siebie xD 
Korzystajcie z wakacji!
Asieneczka Lia