#Rozdział 46 "Qui scribit, bis legit"
Tytuł: "Kto pisze ten podwójnie czyta"
Piątkowy wieczór spędziliśmy na rozmowach, pieczeniu i
gotowaniu. Babcia zarządziła konieczność zrobienia dwunastu potraw. W związku z
tym we trzy pichciłyśmy, a chłopaki układali prezenty pod choinką, potem zajęli
się sobą. Co pewien czas kontrolowałam sytuację, jak Leondre daje sobie radę. W końcu mój
dziadek ani me ani be po angielsku. Leo to samo tylko, że po polsku.
Jednak dogadywali się, Niko umiał całkiem dobrze ten język, więc podtrzymywał
rozmowę. Byłam spokojna i mogłam się zająć kuchennymi ploteczkami.
Babcia zawsze w zanadrzu kryje tysiące historii ze swojej
młodości albo dzieciństwa mamy. Uwielbiam ich słuchać. Tym razem a propos mojej
sytuacji z Leo, babcia wspomniała o jednej kłótni z dziadkiem. Bardzo długo
planowali wspólny wyjazd nad polskie morze, wszystko rezerwowali, a w dniu
wyjazdu dziadek oznajmił, że nie może pojechać ponieważ nie dostał urlopu w
pracy. Byli świeżo po studiach, jeszcze zanim wzięli ślub. Babcia była okropnie
wściekła, że dziadek nie zajął się tym wcześniej, mnóstwo pieniędzy poszło w
błoto. Poza tym niesamowicie jej zależało, gdyż nie miała nigdy funduszy na
podróże czy wyjazdy i to miał być ich pierwszy. Ponoć strasznie się pokłócili,
babcia mówi, że wątpiła w ich wspólną przyszłość. Unikała go, nie
chciała rozmawiać, ignorowała go. Aż w końcu dziadek przyszedł do butiku gdzie
pracowała.
- I co dalej? - pytałam zaciekawiona ugniatając ciasto.
- No jak to co? Wszedł wielki pan i podchodzi do mnie cały
czerwony, mówiąc: Pomoże mi pani kupić coś ładnego dla pewnej dziewczyny? Powiedziałam,
że koleżanka się nim zajmie, ale on nie dał za wygraną, więc zapytałam się
bardzo oficjalnie czego potrzebuje.
- Co powiedział? - Tym razem to była moja mama. Myślałam, że
ona zna takie historie, najwidoczniej się myliłam.
- Powiedział, że popełnił okropną gafę i stracił
najważniejszą kobietę w jego życiu. Wie, że jakiś głupi upominek tego nie
zmieni, ale strasznie chciałby, żeby ona wiedziała jak mu na niej zależy,
pomimo tego co zrobił. Już chciałam odpowiedzieć mu coś ciętego, ale wiecie co
wtedy dodał? "Poza tym chciałem jej wręczyć bilet samolotowy do Rotterdamu,
który zawsze jej się marzył. Mogłaby pani jej przekazać i powiedzieć, że bardzo ją
kocham?"
- Ooooo - wydałyśmy ten sam dźwięk razem z mamą.
- Rotterdam? Ach, wspaniałe miejsce! - powiedziałam
rozmarzona.
- Nie wypuszczaj tego swojego kochasia, kasiasty jest to
zabierze cię w jeszcze wspanialsze miejsca - powiedziała babcia z przekonaniem, spojrzałam na
mamę z oburzeniem, a ona tylko pokiwała z dezaprobatą głową.
- Już wiem mamo po kim masz humor - zaśmiałam się. Czas płynął nam wspaniale.
Około północy, kierowniczki zwolniły mnie ze stanowiska pomocnicy. Odłożyłam fartuszek,
weszłam do salonu. Widok mnie rozbawił, na kanapie siedział Niko, Leo i
dziadek. Dziadek miał odchyloną głowę do tyłu i rozwarte usta - przysnął. Niko
z wielkim zaangażowaniem próbował coś opowiedzieć Leo, który wspiął się na
wyżyny swojego skupienia. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem.
Zwrócili wzrok w moją stronę.
- Pora spać, jutro Wigilia, wypada nie mieć worów pod oczami
- powiedziałam w dwóch językach na wszelki wypadek. Niko zajął się dziadkiem, a
Leondre podszedł do mnie.
- Jesteś tu brudna - przetarł delikatnie ręką mój policzek,
pokazując mi mąkę na swojej ręce. No tak, zawsze się muszę ubabrać. Poszłam z Leo do
swojego pokoju.
- Twój dziadek jest super - powiedział entuzjastycznie. - W
życiu nikogo tak nie ciekawiła historia Walii, a on nawet nie znał języka.
Zaśmiałam się, bo znam dziadka i wiem jaki jest towarzyski i ciekawski.
- Cieszę się, że się polubiliście - uśmiechnęłam się
delikatnie. - Z Nikodemem zresztą też. Nawet nie wiesz ile taki widok daje mi
szczęścia.
Zbliżyłam się do niego i złączyłam nasze usta w długim, ale
delikatnym pocałunku. Ujął moją twarz w dłonie i wpatrywał mi się w oczy, co pewien
czas przekręcając głowę.
- Powiedziałbym ci coś, ale zabrzmi zbyt tandetnie - odezwał
się po chwili pół szeptem.
- Jesteś w tym dobry - odpowiedziałam, na co prychnął.
- No powiedz mi Leo, widziałeś ile moja mama ma badziewia w pokoju? Tandeta u
nas w domu to normalka.
- Wiesz, że to mnie bardziej odpycha niż przekonuje? -
rzucił śmiejąc się. Podniósł na chwilę wzrok do góry, jakby nad czymś myślał,
oblizał delikatnie wargi, po czym rzekł - jak byłem mały to chciałem być
astronautą i polecieć w kosmos, żeby zobaczyć na własne oczy świat. Sprawy
poszły w inną stronę i raczej nie mam już szansy na karierę astronauty.
Zrobił pauzę, a ja nie byłam pewna czy to koniec, czy coś
jeszcze doda. A jeżeli nie, to chyba nie zrozumiałam przesłanie. Na szczęście
znów otworzył usta i wypłynęły z nich te słowa:
- Ale w sumie nie mam już potrzeby nim zostawać. Bo stoję
tutaj i właśnie patrzę na mój cały świat.
O cholerka, chyba właśnie strzeliłam buraka. Wszystko we
mnie krzyczało: "O rany, ale on kochany!", ale przecież mu tego nie
powiem. Odchrząknęłam i odezwałam się:
- To śmieszne, bo myślałam że mieszkamy na tej samej
planecie, ale skoro ty patrzysz na swój cały świat, a ja patrzę na swój w tym momencie, to chyba jesteśmy z innych planet.
Zgarnął mnie w swoje ramiona. Poczułam jak po policzku
spływa mu łza. Jednak udałam, że jej nie zauważyłam. Następnie poszłam wziąć
prysznic, po mnie Leo zrobił to samo. W tym czasie rozłożyłam mu łóżku w pokoju
obok. Gdy wrócił to usiedliśmy na moim łóżku, objął mnie ramieniem a ja
położyłam na nim głowę. Przez następne kilka chwil wsłuchiwałam się w słowa, które
rapował mi prosto do ucha. Był to mix różnych piosenek, ale dobierał je w
sposób spersonalizowany. Rozmarzyłam się. Miałam go trzymać na dystans -
przypomniałam sobie. Ach, gdyby to było takie proste.
Gdy już wychodził powiedziałam jeszcze:
- Znamy się od czterech miesięcy, a już spędzamy razem
święta - zaśmiałam się cicho, żeby nie obudzić pozostałych domowników.
- Właśnie Adele - podszedł ponownie do mnie. - Jutro wieczorem
mam samolot do Walii. Boże Narodzenie chcę spędzić z rodziną.
Przez moment myślałam nad tym co powiedział. Bardzo chciałam,
żeby został z nami, ale nie mogłam go o to prosić. To byłoby nie w porządku,
fakt że spędza z nami Wigilię to już duże wyrzeczenie.
- Okay - odpowiedziałam uśmiechając się smutno. Pocałował
mnie w czoło na dobranoc.
Już miałam zamiar zgasić lampkę, kiedy poczułam znajome
świerzbienie w rękach. Dobrze wiedziałam co to oznacza. Sięgnęłam po szkicownik
i ołówek.
Weszłam w trans. Tym razem czułam się jak mała dziewczynka,
która pływa na wielkim, dmuchanym materacu po bezkresnym morzu. Fale ją niosą, ale ona ma
zamknięte oczy i czuje tylko delikatne bujanie. Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam
skończone dzieło. Pół godziny - biję rekordy.
Rysunek był...zwykły. Przedstawiał całą naszą szóstkę
stojącą obok choinki. Zdziwiło mnie to, ponieważ zawsze rysuje nieco
abstrakcyjne rzeczy, a to nie miało jej ani za grosz. Czy tracę fantazję?
Może po prostu zawsze w niestworzonych obrazkach szukałam
szczęścia, kreując je we własny sposób. A gdy już je mam, mogę je
przedstawić tak jak wygląda naprawdę. Życie jest strasznie przewrotne,
nigdy nie wiesz, co narysuje ci na kolejnej stronie. Spadek z urwiska? A może
lśniącą tęczę?
Trzeba odważnie podać mu ołówek i pozwolić pokazać swój
obraz, może będzie arcydziełem?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam!
Krótki rozdział. No wiem. Nie za dobry. No wiem. Ale dziś jest poniedziałek i wróciłam po szkole i zabrałam się za pisanie. Więc wszystko co tu wyprodukowałam powstało w półtorej godzinki, więc proszę o wybaczenie :D Stwierdziłam jednak, że obieram taktykę powoli, ale do przodu, dlatego dziś jest rozdział. Tytuł nie do rozdziału, ale można powiedzieć że to była moja pewnego rodzaju motywacja :D
Dziękuję wszystkim, którzy czytają!
Miłego wieczoru :)
Lia
#Rozdział 45 "Nuda veritas"
Tytuł: "Naga prawda"
W milczeniu, kurczowo obejmując siebie nawzajem, doszliśmy
do mojego domu. Żadne z nas się nie odzywało. Oprócz tego, że warunki pogodowe
były dosyć niekorzystne, to główna przyczyna tkwiła w czymś innym.
Wiedzieliśmy, że będziemy musieli o tym porozmawiać, o tym wszystkim i
chcieliśmy przełożyć ten moment jak najdalej się dało. Więc tak krok po kroku,
zostawiając nasze ślady na śniegu, które były dla mnie kolejnym potwierdzeniem,
że nie jestem tu sama, doczłapaliśmy do drzwi mojego domu. Rozwiesiłam
przemoczone rzeczy na kaloryferach i wciąż w milczeniu ukradkiem przyglądałam
się Leondre.
- Gdzie masz swoje rzeczy? - chłopak popatrzył na mnie
pytająco. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że wypowiedziałam to pytanie
po polsku. Odzwyczaiłam się już w rozmawianiu po angielsku. Powtórzyłam te same
przetłumaczone słowa.
- Na lotnisku - odpowiedział. O rany, niech on do mnie mówi,
tak się stęskniłam za tym głosem. Jakby czytając mi w myślach chłopak dodał -
nie wiedziałem czy mnie nie odrzucisz i nie będę musiał wracać do Walii albo
jak ewentualnie się uda, to gdzie się zatrzymam, więc zostawiłem w lotniskowej
szatni. Swoją drogę, tania jest.
Uśmiechnął się do mnie. Skrzyżowałam ręce na piersi i
odrzekłam:
- To zadzwoń na lotnisko i podaj mój adres, żeby przywieźli
ci twoje rzeczy. Skoro zaoszczędziłeś na szatni to tu możesz dopłacić.
- Nie lepiej, żeby zawieźli je od razu do hotelu? - Bardziej
stwierdził niż spytał.
- Nie, bo śpisz tutaj - popatrzył na mnie niepewnie. - Mamy
trochę do pogadania, poza tym po co będziesz płacił za hotel, jak u mnie w domu
jest miejsce.
Chwilę myślał, następnie bez słowa wyciągnął komórkę i
wykonał poleconą przeze mnie czynność. Następnie wpatrywaliśmy się w siebie w
milczeniu. Poszłam do swojego pokoju i z szuflady wyciągnęłam mały zeszyt.
Zaniosłam go na dół i wręczyłam Leo.
- Co to jest? - był nieco zdenerwowany. Ruchem głowy
pokazałam, żeby otworzył. Zaczął przekładać strony - to jest moja piosenka, a
dokładnie tekst do "Hello"... przepisany jakieś siedem razy.
- Tak - potwierdziłam i usiadłam na przeciwko niego przy
stole i podciągnęłam kolano pod klatkę piersiową. - Po tym, jak to wstawiliście,
analizowałam tekst milion razy. Próbowałam się doszukać czegoś co sprawi, że
piosenka będzie miała zupełnie inne znaczenie. Chciałam, żeby okazało się, że
to nie o mnie, tylko jakieś twoje przeżycie z przeszłości. Chciałam cię
usprawiedliwić, ale nigdy tego nie znalazłam.
Gdy tak spoglądał w zeszyt, włosy opadły mu na czoło,
przysłaniając oczy. Zwykle dbał o swoją fryzurę, układał ją tyle czasu. Już
dawno powinien pójść do fryzjera, ponieważ gdy kosmyki miał choć milimetr za
długie, to bardzo go to drażniło. A teraz? Może to nowy wygląd sceniczny?
- Wiesz, że dużo przeszedłem - zaczął, odgarniając przy tym
włosy do tyłu. - Chorowałem na depresję, co nie jest dla nikogo nowością.
Pomogło mi, wyszedłem z tego, ale to wszystko siedzi wciąż w psychice. Jak już
raz zachorujesz to nic tego nie zmieni, do końca życia jest się zarażonym. Po
prostu czasem radzisz sobie lepiej, a czasem gorzej.
Przerwał na chwilę, a ja widziałam jak mu jest przykro, jak
mu z tym ciężko. Chciałam usiąść mu na kolanach, roztrzepać włosy, pocałować w
czoło i powiedzieć, że wszystko już w porządku. Nie mogłam jednak tego zrobić.
Musimy umieć rozmawiać i na takie tematy. Dlatego tylko zapięłam bluzę, bo
odczuwalna atmosfera w tym pomieszczeniu przyprawiła mnie o dreszcze.
- A wiesz też dobrze, że jestem emocjonalny - przełknął
głośno ślinę i kontynuował - i wrażliwy... Wtedy w Polsce, było cudownie. Nigdy
nie czułem się tak dobrze, jak z tobą. Wydaje mi się... zresztą mama mówi to
samo - zaśmiał się na wspomnienie kobiety - że ja odczuwam wszystko mocniej.
Jak kocham to na maxa, jak cierpię to totalnie. To się nazywa chyba borderline,
czy coś. Było wspaniale, a potem wróciłem do Walii i miałem taką pustkę w
sercu, taką olbrzymią i znów zaczęły się stany depresyjne. Odtrącałem
wszystkich przyjaciół, bo widok, że byli szczęśliwi bolał mnie jeszcze
bardziej. Pewnego wieczoru, czułem się tak pusty i wyzuty z pozytywnych emocji,
że bardzo pragnąłem z tobą porozmawiać, żebyś mi powiedziała że wszystko jest
super, że mnie kochasz i że wszystko będzie w porządku...
- A ja wtedy byłam u Karola i nie odebrałam - dokończyłam
wpatrując się w stół.
- Potem rozmawialiśmy i...
- Byłeś zazdrosny o Karola - ponownie zakończyłam za niego
zdanie. - Później długo myślałam nad moimi słowami i przykro mi było za to co
ci powiedziałam. Łatwiej byłoby gdybyś wtedy powiedział, że masz tego
borderline, zrozumiałabym dlaczego tak mocno odczuwasz zazdrość wobec mojego
przyjaciela - smutny głos rozniósł się po pokoju docierając prosto do jego
uszy. Może i do serca?
- Wtedy jeszcze nie wiedziałem, u psychologa byłem tydzień
temu i wtedy mnie zdiagnozował i uświadomił - sprostował. - Potem mieliśmy
okres milczenia i pomyślałem wtedy, że może potrzebujemy czasu. Było lepiej,
czułem się dobrze i chciałem z tobą porozmawiać. Nie odbierałaś telefonu przez
cały dzień, nie odpisywałaś na portalach - kiedy zobaczył, że chcę mu przerwać,
szybko dodał - wiem, że to był ten czas gdy twoja mama trafiła do szpitala, ale
ja nie wiedziałem. Przeglądając insta natrafiłem na...
- Stare zdjęcie rąk Karola i jego byłej, stwierdziłeś że to
ja i że cię nie chcę, wymieniłam na kogoś innego - tym razem mnie nie
powstrzymał.
Wziął głęboki wdech i mówił dalej, teraz zaczął się nerwowo
bawić palcami.
- Napisałem tekst, jak to mam w zwyczaju. Trochę wypiłem za
dużo. Charlie mnie zabrał do siebie. Pokazałem tekst i powiedziałem, że chcę
nagrać piosenkę.
- Czyli Charliego nie zdziwiło, że pijany Leondre chcę
nagrywać covery? - spytałam zaskoczona i lekko oburzona.
- Zdziwiło, dlatego mnie olał i kazał iść spać. Ale się
uparłem, chciałem to zrobić, a że nasz manager od kilku dni chodził i nawijał
tylko o tym, że najnowsza piosenka Adele w naszym wykonaniu to będzie hit, był
zachwycony. Nagraliśmy. Poczułem się lepiej. Oddałem dużo zmartwień i
podarowałem je tej piosence. Jeszcze tego samego dnia zmontowali i wrzucili na nasz kanał - zrobił pauzę, a że
nie byłam pewna czy już skończył to cicho zaczęłam:
- Na rehabilitację Zuzi schodzi za dużo pieniędzy, więc
musiałam chodzić do hospicjum po szkole i pomagać za darmo. Oprócz tego nie
mogłam sobie odpuścić szkoły, gdyż w tym roku mam egzaminy, a chcę się dostać
do jakiegoś porządnego liceum. Pamiętam, że cieszyłam się nadchodzącym
weekendem, tym że sobie odpocznę, że wyjaśnimy sobie nasze sprawy, ale wtedy
weszłam do domu. Zobaczyłam mamę nieprzytomną w sypialni. Nie jestem w stanie
opisać jak wtedy się czułam, ale jeśli
życie odebrałoby mi jeszcze ją, to ja bym sobie nie poradziła. Do tych
wszystkich obowiązków i zmartwień, doszły jeszcze te związane z mamą i
szpitalem. Nie miałam czasu na nic innego. Dosłownie, nie ładowałam nawet
telefonu, bo o nim zapomniałam tyle miałam na głowie. A gdy usłyszałam ten
cover to... - spojrzałam na Leondre i w tym samym momencie on popatrzył na
mnie. W dużych brązowych tęczówkach widziałam tyle cierpienia. Zastanawiałam
się czy ono równie dobrze widoczne jest w moich. Standardowo, nawet nie
zorientowałam się, że płaczę, tylko poczułam łzę, która właśnie delikatnie
spadła na moje spodnie. - I wiesz co? Nawet najgorsze nie było to, co te fanki
mi pisały. Naprawdę miałam je gdzieś, choć na początku się przejmowałam. Ani
ten tekst. Owszem bolał, ale najgorsze było to, w jaki sposób o mnie myślałeś.
Nie ufasz mi Leondre, dlaczego mi nie ufasz? Wiem, że okłamałam cię z moją
chorobą i żałowałam tego, ale wyjaśniliśmy to sobie. Dlaczego myślisz cały
czas, że się tobą bawię? No powiedz mi, dlaczego?! - na koniec już nie wytrzymałam.
Nie mogłam się doczekać kiedy będziemy mieli tę rozmowę za sobą. Myślałam, że
się wzburzy, że zacznie krzyczeć albo chociaż podniesie głos, a wbrew moim
przypuszczeniom, on zaczął delikatnie:
- Bo jesteś jedyna w swoim rodzaju i nie umiem zrozumieć
dlaczego wciąż chcesz być z takim kimś jak ja - widząc mój zdumiony wyraz
twarzy, zaczął wyjaśniać - też byłem zdziwiony, ale doszedłem do tego na
spotkaniach z terapeutą. Nie chcę, żeby te słowa brzmiały tandetnie albo jak z
jakiegoś filmu romantycznego, że ja powiem jaka jesteś w cholerę wyjątkowa, ty
powiesz "czemu wybrałeś mnie?", a ja "to nie ja wybrałem ciebie,
tylko ty mnie" i wszystko zakończy się sexem. Ale tak jest, może oprócz
tego sexu, ale to już rozmowa na kiedy indziej - czy przede mną nadal siedzi
Leondre? Sytuacja zmieniła się niemal diametralnie i teraz byłam w lekkim
szoku. Leo, ten który potrafił mi płakać na kolanach w drugim dniu naszej
znajomości, czy to on? - Nie byłem nigdy w związku, ale wiem, że nie znajdę
drugiej takiej dziewczyny jak ty. Bo podobasz mi się w każdym stopniu. Każda
twoja cecha charakteru, to jak wyglądasz. Cholera, nawet nie wiesz ile nocy
przesiedziałem z kartką w ręku opisując jaka jesteś dla mnie niesamowita.
Inspirujesz mnie...
- Cholera - zaczęliśmy mówić coraz szybciej, pochłaniając
się wzrokiem - nawet nie wiesz ile czasu
przesiedziałam nad zeszytem rysując ciebie. Połowa mojego szkicownika to ty.
Inspirujesz mnie - powtórzyłam samą prawdę.
- Będąc u terapeuty zdałem sobie sprawę z jeszcze jednej
rzeczy. Uwielbiam z tobą spędzać czas i już wiem dlaczego - mówił odkrywczym
tonem pełnym entuzjazmu. To nienormalne jak nasze uczucia przeskakiwały z
jednej szalki na drugą. Tak jakby były telewizją i ktoś miał do nich pilot,
przełączał po kolei, w poszukiwaniu
najciekawszego programu w sobotnie popołudnie. - Bo czuję się przy tobie wyjątkowy!
- O matko, ja też! - wyrwało mi się przez przypadek. W
naszej rozmowie chyba jednak nie było przypadków. Po prostu od początku serca
przemawiały naszymi ustami, chowając umysł i zdrowy rozsądek w kąt.
- Tysiące osób mnie słucha, czytałem o sobie mnóstwo opinii,
o moim talencie, unikatowości, ale nigdy się taki nie czułem. Raczej wciąż
myśląc o sobie widziałem sfrustrowanego chłopca. Przy tobie jest inaczej. Czuję
się dobry, nawet świetny, lepszy od innych. Może to narcystyczne, ale tak jest.
- Czy to zabrzmi tandetnie i jak z komedii romantycznej, jak
powiem, że czuję dokładnie to samo i że przy tobie nie muszę się pilnować, aby
być w stu procentach sobą, bo sama tego chcę? - wstałam gwałtownie i podeszłam
do Leo.
Czułam przyciągnie między nami, byliśmy osobnymi biegunami,
które po złączeniu stały się nierozerwalne. Więc gdy tylko nasze usta się
złączyły, moje zmysły zaczęły świrować. Jego wargi były ciepłe i miękkie,
dokładnie tak jak je zapamiętałam. Nie przestając go całować, jedną rękę włożyłam
w jego włosy. Brakowało mi tej czupryny. Drugą ręką zaczęłam powoli sunąc po
jego klatce piersiowej. Pod palcami czułam każde wgłębienie, zarysy lekkich
mięśni. Brakowało mi jego bliskości.
Brakowało mi jego.
Po dłuższej chwili, cali zdyszani oderwaliśmy się od siebie.
Patrzyliśmy na siebie, łapiąc oddech. Przyciągnął mnie do siebie i starannie
objął. Położyłam głowę na jego torsie, a on oparł na mnie swój podbródek.
Staliśmy tak, aż szepnął mi do ucha:
- W związku z tym, że postępujemy według planu wydarzeń w
komedii romantycznej to kłótnie mamy już za sobą, teksty że jesteś jedyna też,
pozostał nam już tylko sex - odsunęłam się od niego i zaśmialiśmy się.
- Leondre, czemu musiałeś zepsuć nawet taką chwilę? -
udawałam złą, jednak przychodziło mi to z trudem.
Dziś wydarzył się jakiś cud przed świąteczny. Nie dość, że
spadł śnieg, to mój chłopak do mnie przyjechał. Mój chłopak. Nareszcie ponownie
mogę go tak nazwać.
Zaczynam wierzyć, że niektóre rzeczy są zapisane w
gwiazdach.
***
Obudziłam się w
piątkowy poranek z najlepszym uczuciem jakie tylko mogło do mnie przyjść, a
mianowicie spokojem. Wstałam, podeszłam do okna, za którym sypał majestatyczny
śnieg i od razu wszystko było jakieś lepsze. Dziś wieczorem przyjeżdżali
dziadkowie i Nikodem, który wróci razem z mamą. Babcia zabiera ze sobą uszka i
pierogi. Barszcz już kisi się parę tygodni. Jeśli tylko czas mi pozwoli to
dogotuję parę potraw i upiekę ciasta. Boję się trochę, że nie będzie kiedy.
Trudno, najwyżej kupię w piekarni jakieś smakołyki, w tym przypadku jedzenie
nie jest najważniejsze.
Zabrałam rzeczy i poszłam do łazienki, po drodze minęłam
pokój, w którym spał Leo. Drzwi były uchylone więc zajrzałam do środka. Spał
jak dziecko, wydawało mi się, że nawet miał delikatny uśmiech na twarzy,
chociaż może mi się tylko przywidziało? W każdym razie na ten widok moje kąciki
ust samoistnie ruszyły ku górze. Poszłam się ogarniać.
Wczoraj po naszej pełnej uczuć i emocji rozmowie, byliśmy
wyczerpani. Mimo wszystko tak bardzo cieszyłam się, że wszystkie sprawy
ostatecznie są jasne. Przygotowałam brunetowi pościel i łóżko w pokoju
Nikodema. Kiedy to zobaczył trochę się skrzywił w grymasie:
- Nie mógłbym spać w twoim pokoju? - Spytał z nadzieją. - Na
jakimś materacu albo nawet na ziemi?
Przypomniał mi, jak jednej nocy, został przy mnie, gdyż
potrzebowałam jego obecności i wtedy właśnie spał na podłodze. Już miałam
odpowiedzieć, żeby z garażu wyciągnął dmuchany materac, ale stwierdziłam - nie!
Adela co ty robisz? Gość wyzwał cię na skalę całego internetu, a ty jeszcze
sobie będziesz z nim urządzać jakieś piżama party? Oj, nie koleżanko! Trzymaj
fason!
- Trzymaj fason - powtórzyłam po przekonującym głosie
wewnętrznym. Leondre patrzył na mnie zdezorientowany, a ja szybko dodałam -
Przykro mi, ale nie. Śpisz u Nikodema.
Podrapał się nerwowo po głowie, a gdy wychodził dodałam:
- Mimo, że bardzo doceniam to, że przyjechałeś i no...
zależy mi, to wciąż czuję blizny po tych wydarzeniach i nie jestem w stanie od
razu wrócić do tego co było wcześniej.
- Rozumiem, śpij dobrze - zamykając drzwi od mojego pokoju
dodał. - Ksienzniczko.
Uśmiechnęłam się na tę próbę wypowiedzenia polskiego słowa.
Znów miłe wspomnienia wracały, ale to nie znaczy, że wymazywały złe. Niestety o
tych tak łatwo się nie zapomina.Chociaż kiedy jestem z nim to potrafię
zapomnieć o całym moim świecie, wtedy Leondre się nim staje.
Zaczęłam przygotowywać śniadanie, planując dzisiejszy dzień.
Po jakimś czasie do kuchni wszedł zaspany brunet.
- Dzień dobry - przetarł oczy, ziewając. Cholera, zbyt
słodki. Punkt dla niego.
- Jak jesteś śpiący, to nie musiałeś jeszcze wstawać -
odpowiedziałam, ignorując jego poranny urok osobisty. Zjedliśmy razem a ja
przedstawiłam mu co musimy dziś zrobić.
- ...ale nie musisz jeździć ze mną w te wszystkie miejsca -
zakończyłam. Leo oświadczył, że bardzo chętnie będzie mi dziś towarzyszył.
Spakowałam prezenty świąteczne do dwóch siatek i
wyruszyliśmy. Pierwszym przystankiem na naszej liście był dom Werki. Dzwoniłam
do drzwi trzy razy, ale nikt nie otworzył. Jak to jest, że jej nigdy nie ma w
mieszkaniu? Byłam zdeterminowana, więc stwierdziłam, że tak łatwo nie
odpuszczę. Pojechaliśmy do redakcji, tam gdzie pracuje pani Kasia, czyli mama
przyjaciółki. Spytałam czy ma chwilkę. Widziałam, że jest zabiegana, zresztą
jak zawsze, jednak odłożyła papiery i z wyczekiwaniem patrzyła na naszą dwójkę.
- Mam prezent świąteczny dla Weroniki, chciałam jej go dać
osobiście, ale nie było jej w domu - powiedziałam przygnębiona. - Ostatnio
prawie nie chodzi do szkoły i nie mam z nią kontaktu, bo nie odbiera telefonów.
Odpisała mi tylko sms, że przeprasza ale jest zajęta i nie ma czasu. Martwię
się o nią. Czy mogłabym ją złapać jutro? W Wigilię?
Pani Kasia musiała przetrawić moje słowa, następnie
przykleiła sobie nieco sztuczny uśmiech do twarzy i odpowiedziała:
- Nie masz czym się martwić, Ada. Weronika się gorzej czuła,
więc wolałam żeby przed świętami wyzdrowiała, bo w szkole i tak już są luźne
lekcje. Po prostu ostatnio zajęła się redakcją razem ze mną i jej się to
podoba, więc ma trochę mniej czasu, ale naprawdę wszystko w porządku. Co do
waszego spotkania - przeciągnęła te kilka ostatnich wyrazów - to niestety, ale
na święta jedziemy do rodziny do Warszawy, więc nas nie będzie.
Pokiwałam głową, przekazałam prezent mamie Wery i razem z
Leo poszliśmy dalej. Słowa pani Kasi nieco mnie uspokoiły. Nie wiedziałam, że Werę
interesuje praca w gazecie. Ale cieszę
się, że znalazła sobie zajęcie, mam nadzieję, że po świętach uda nam się
spotkać. Jeżeli nie to będę się czaić na nią pierwszego dnia jak tylko wrócimy
do szkoły. Strasznie za nią tęsknie.
Później, pojechaliśmy na umówione spotkanie z Emilką.
Pielęgniarka, gdy tylko nas zobaczyła wyszczerzyła się od ucha do ucha.
Zaprowadziła nas do Zuzi. Jak ja dawno nie widziałam tego szkraba! Od razu się
we mnie wtuliła, a ja odwzajemniłam uścisk, przybliżając ją jak najbliżej
mojego serca. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, na początku był delikatny kłopot z
dwujęzycznością, ale jakoś sobie poradziliśmy. Dała mi taki zastrzyk pozytywnej
energii, że czułam się jakbym dopiero wstała z łóżka. Na koniec spotkania
przekazałam ukradkiem rodzicom Zuzi prezent ode mnie i Emilki, żeby włożyli go
pod choinkę. Ale dziewczynka się ucieszy!
- Co kupiłaś Zuzia na święta? - spytał mnie Leo, kiedy już
byliśmy sami.
- Bilet m&g na wasz koncert - odpowiedziałam. Teraz
mogło się to wydawać trochę głupie, bo taki bilet bez żadnych problemów i za
darmo może mi załatwić Leo. Ale jeszcze tydzień temu, nie miałam pojęcia, że
sprawy odwrócą się niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Chłopak pozostawił to bez
komentarza.
Zatrzymaliśmy się w cukierni, ale nie byle jakiej. To
właśnie tu mama zawsze kupowała wymyślne torty na nasze urodziny, moje i Niko.
Pan, który prowadził sklep, był starszym cukiernikiem. Miałam pewność, że u
niego kupię dobre, domowe wypieki i że wszyscy będą zachwyceni.
Już powinniśmy wracać do domu, ale została jeszcze jedna
osoba. Karol. Było mi strasznie głupio jak się zachowałam. Jak zwykle, to nie
była jego wina, to ja daje mu jakieś znaki, których sama nie jestem w stanie
pojąć.
***
Drzwi się otworzyły i przed nami stanął Karol. Jego oczy
skakały ode mnie do Leo z zaskoczeniem. Milczał, wydawał się zmieszany.
- Hej Karol - zaczęłam posyłając mu przepraszający uśmiech.
Spojrzałam na Leo i w jego ojczystym języku powiedziałam - To możemy zrobić tak
jak się umawialiśmy?
Chłopak kiwnął głową, odwrócił się i odszedł. Irytuję mnie
jak oni nawzajem się traktują. Nawet cholera głupiego "cześć"? Będę
musiała coś z tym zrobić, ale to już kiedy indziej.
- Chcesz wejść? - spytał. Pokręciłam głową, a Karol
westchnął zrezygnowany.
- Karol, mam mało czasu, ale chciałam cię bardzo przeprosić
- zaczęłam szybko. - Nic co się stało w czwartek nie było twoją winą. Nie
powinieneś się z tym czuć źle. Przepraszam. Mam tu dla ciebie prezent,
pracowałam nad nim prawie cały czas przez ostatni tydzień, mam nadzieję, że ci
się spodoba - wręczyłam mu zapakowany prezent. Chłopak się rozpromienił i
powiedział, żebym poczekała. Zostawił mnie na chwile samą, po czym wrócił z drobnym
pakunkiem.
- A tu mam coś dla ciebie - fala ciepła wylała się na moje
serce. Przyjęłam upominek i przytuliłam przyjaciela. Następnie podałam mu
prezent dla Amy, żeby włożył jutro pod choinkę i już musieliśmy się żegnać.
- Cieszę się, że przyszłaś. Nie chciałbym być z tobą
pokłócony na święta - przeniósł wzrok lekko w przestrzeń, jakby się w coś
wpatrywał. Już miałam się odwrócić kiedy dodał - czyli z Leondre znów jesteście
razem?
Chwilę wahałam się przed odpowiedzią.
- Tak - przygryzłam wargę, tak że poczułam posmak krwi w
swoich ustach. - To trochę skomplikowane, ale obiecuję, że po świętach ci
wszystko opowiem. Wiem, że w tobie mam zawsze wsparcie i dziękuję. Chcę, żebyś
wiedział że we mnie też masz wsparcie. Dobrze?
- Dobrze.
***
Razem z prezentem, ciastami i Leondre, wróciliśmy do domu.
Otworzyłam drzwi wejściowe i od razu zobaczyłam, że coś jest nie tak. W przed
pokoju, w którym przez ostatni miesiąc było pusto, teraz stało tam pełno butów.
Później z salonu zaczęli wychodzić.
Mama, Nikodem, babcia i dziadek. Stanęli przy choince. Czas
się zatrzymał. Znów miałam rodzinę. Znów miałam bliskich przy sobie.
Znów czułam się wypełniona miłością. Bez zastanowienia
podeszłam do nich i zafundowaliśmy sobie grupowego przytulasa, śmiejąc się
głośno. Mój śmiech był prze łzy, ale te dobre.
Bo w końcu, nie wszystkie łzy są złe.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemka!
O rany ta końcówka jest tak słaba -.- Ale znów mój największy wróg - czas. Ugh! Mam nadzieję, że mimo wszystko Wam się podoba.
Miłego dnia!
Lia
#Rozdział 44 "Fata viam inveniet"
Tytuł: "Przeznaczenie znajdzie drogę".
Ostatni tydzień przed świętami. Już nie mogłam się ich doczekać! Wigilia
wypada w sobotę, więc w do czwartku musimy jeszcze chodzić do szkoły, a potem
już wolne. Ogromnie się cieszyłam, ponieważ w tym roku przyjeżdżali do nas
dziadkowie z Gdańska. To rodzice mojej mamy, która jak byłam młodsza zawsze
mówiła mi, że jest rodowitą syreną. A ja się
z nią kłóciłam, że w Bałtyku nie ma syren, bo to morze, a one mieszkają
tylko w oceanach. Nie mam pojęcia czemu tak myślałam, przecież morza też mają
odpowiednie warunki, jako środowisko życia dla syren. W każdym razie przez
odległość, która nas dzieli, rzadko się widujemy, ostatni raz to chyba dwa lata
temu. Uwielbiam ich! Są zawsze tacy pogodni, mimo że starsi mają niekiedy
więcej werwy niż ludzie w moim wieku. Przyda mi się teraz ich radość.
Przyjeżdżają w piątek po południu, wtedy wypuszczają mamę ze szpitala. Nikodem
też przybędzie w tym samym czasie, ponieważ mają jeszcze zajęcia.
Nasz dom od dawna nie gościł tylu osób, nie wiem czy
wytrzyma. Te myśli dodawały mi otuchy, a przede wszystkim zajmowały umysł,
który w końcu mógł trochę odetchnąć od zmartwień. Myślałam nad prezentami, już
nawet się umówiłam z Karolem, że pojedziemy po nie razem. Ponieważ nie
dysponowałam zbyt dużym budżetem musiałam wszystko dokładnie rozplanować.
Nikodemowi chciałam zrobić taki mały, uroczy teleskop z naszym zdjęciem z
dzieciństwa. Znalazłam film instruktarzowy w internecie i brakowało mi tylko
materiałów. Mamie zamierzałam kupić tomik poezji Szymborskiej w pięknym
wydaniu. Wiem, jak bardzo ją inspiruje. Często ją cytuje i darzy ogromnym
szacunkiem. Jednym z powodów dlaczego przyjechała do Krakowa, była właśnie ta
kobieta. Do tego dorzucę, takie małe, kolorowe karteczki, żeby mogła wracać do
swoich ulubionych fragmentów. Dla dziadków znalazłam w sieciówce dwa przeurocze
swetry, idealne na zimę. Nie są identyczne, ale widać że są kompletem. Nie
dość, że cieplutkie to wiedziałam że będą zachwyceni. Tacie chciałam na większym formacie narysować
piłkę do kosza, oczywiście ołówkiem, ale z mocnym zaznaczeniem konturów i uwzględnieniem
gry cieni. Następnie mam zamiar to oprawić i mu wręczyć. Nie wiem kiedy się
spotkamy, bo mama ani Nikodem nic nie wiedzą o naszej rozmowie. Tata się mnie
pytał jak spędzamy święta, ale nie sądzę, żeby przyszedł. Pewnie boi się
reakcji mamy.
Dla Werki przygotowywałam coś specjalnego, nie wiedząc do
końca czy uda mi się wszystko tak jak zaplanowałam. Amandzie miałam zamiar
kupić olbrzymi kubek i do środka włożyć wedlowską gorącą czekoladę i najlepsze
pianki na świecie. Ta mała kochała gorącą czekoladę. Oczywiście nie mogłam
zapomnieć o Zuzi. Razem z pielęgniarką Emilką, umówiłyśmy się, że kupimy
dziewczynce bilet na noworoczny koncert Bars and Melody. Zuzia to ich wielka
fanka i już zamówiłyśmy bilet Meet and greet. Wręczymy jej go osobiście,
ponieważ na święta wracała do domu. Tak bardzo cieszyłam się, że ją zobaczę!
Największy problem był z Karolem, nie miałam bladego pojęcia
co bym mogła mu sprawić lub co by chciał dostać. Znaliśmy się już trochę,
przegadaliśmy wiele godzin, ale miałam wielką pustkę w głowie. Postanowiłam, że
jego zostawię sobie na koniec, gdyż muszę jeszcze pomyśleć.
Sama myśl o świętach wprawiała mnie w cudowny nastrój,
szkoda tylko, że nie było śniegu. Wszystko co spadło, zdążyło już stopnieć, a
prognozy były niepokojąco wysokie. Ale nie mogłam sobie tego wyobrazić. Jak to tak
święta bez śniegu? Już czuję wystarczającą pustkę w sercu, więc:
Śniegu,
łaskawie proszę spaść
i mi ją przykryć delikatną warstwą miękkiego puchu.
***
W galerii handlowej siedzieliśmy już czwartą godzinę, a moje
nogi odmawiały posłuszeństwa. Karol jednak szukał idealnego prezentu dla taty,
więc oglądaliśmy paski, zegarki i wszystkie te "męskie" rzeczy, lecz chłopak
na nic się nie mógł zdecydować.
- Chciałbym mu kupić coś drogiego, tak żeby poczuł się
doceniony - mówił, gdy rozpoczęliśmy piątą godzinę. Wszystkie inne prezenty
udało nam się kupić (oczywiście oprócz mojego dla Karola, nadal nie miałam
pomysłu). Byłam znużona, chodzenie po sklepach to nie jedna z tych form
rozrywki którą preferuję. Na te słowa jednak westchnęłam ze wzburzeniem. Czy
tak się w ogóle da? Westchnąć ze
wzburzeniem? Nie wiem, ale to zrobiłam.
- Przecież prezent nie musi być drogi, żeby niósł ze sobą
wielką wartość - zaoponowałam. - Właśnie takie mniejsze od serca, często są
lepsze.
Spojrzał na mnie zainteresowany, ale również zrezygnowany.
Przycupnął na najbliższej ławeczce i oparł łokcie na kolanach, przygarbił się
lekko. Przysiadłam się tuż obok i go szturchnęłam.
- To co mam wybrać? - przejechał palcami po swoich włosach,
z uwagą obserwowałam ten gest. Ciekawe co robi z włosami, że wyglądają właśnie
tak... Otrząsnęłam się, widząc spojrzenie Karola.
- Kiedy ostatnio byliście gdzieś we trójkę? Ty, Amanda i
twój tata? - spytałam uśmiechając się. - Z tego co wiem, nie spędzacie wiele
czasu całą rodzinką... - ugryzłam się w język, przypominając sobie, że Karol
nie ma mamy - tam jest takie stoisko, gdzie można kupić "wspólne spędzanie
czasu". Może tam coś wybierzemy dla waszej trójki?
Karol od razu wykrzywił usta w uśmiechu, wstał ciągnąc mnie
przy tym za rękę i powędrowaliśmy oglądać oferty. Ostatecznie wybraliśmy park
trampolin. Ama jest tancerką, więc będzie zachwycona, a tata Karola ponoć się
skarżył ostatnio na brak ruchu i adrenaliny.
Wracając podskoczyliśmy jeszcze do mojej mamy, przynosząc
jej porządną kawę, gdyż tej szpitalnej nie cierpiała. Opowiedzieliśmy o naszych
zakupach, pośmialiśmy się. Mama bardzo lubiła Karola, mówiła że jest taki miły
i porządny. Czyli wszystko co już wiem. Pytała też, gdy Karol wyszedł do
łazienki, czy coś między nami będzie.
Powiedziałam jej dokładnie dwa słowa: " Nie wiem".
Karol odprowadził mnie do domu i tak zaczęłam odliczać,
został dokładnie tydzień do sobotniej wigilii.
***
W niedzielę obudził mnie dzwonek do drzwi. Kto jest taki
nienormalny, żeby o tej godzinie mnie zrywać z łóżka?! Spojrzałam na zegarek i
się zdziwiłam. Już trzynasta? Chyba byłam bardzo zmęczona. Zwlekłam się na dół
i z twarzą pandy, piżamowymi spodniami w renifery, bluzką w pudrowy róż z jakąś
starą plamą, której nie dało się wyprać oraz włosami, których sama Samara
Morgan by się nie powstydziła, otworzyłam drzwi.
- Ada, Ada! Cześć - usłyszałam radosny głos od razu, gdy
tylko otworzyłam szerzej wrota. Obok Amandy stał nie kto inny jak Karol.
Odgarnęłam pasma z twarzy i spojrzałam na moich gości.
- Obudziliśmy cię? - spytał zatroskany chłopak.
- Nie, skądże - odpowiedziałam. - Właśnie miałam wychodzić
zaraz.
- A po co masz takie czarne pod oczami? - zapytała ciekawa
dziewczynka. Za kilka lat dowiesz się, jak to jest mieć efekt pandy, drogie
dziecko. Westchnęłam, posłałam im trochę wymuszony uśmiech i wpuściłam do
środka.
- Napijecie się czegoś?
- Czekolada! - zaśmiałam się. Mogłam się tego spodziewać.
Zrobiłam trzy kubki, pachnącej gorącej czekolady i zaniosłam na stół.
- Żebyś sobie nie myślała, że tak przyszliśmy wypić ci
zapasy i pójdziemy - zaczął Karol i spojrzał na siostrę. - Ama, co chciałaś dać
Adeli?
Dziewczynka otworzyła swoją małą, różową w cekiny
torebeczkę, jakie noszą dziewczynki. Mimo, że nie potrzebują i nic w nich nie
mają to kto tego nie robił? Po chwili w ręce trzymała niebieską karteczkę,
wstała i mi ją wręczyła.
To było zaproszenie na czwartkowy występ taneczny.
- Co roku na święta mamy występ z moich zajęć tanecznych w
waszej szkole. Tym razem dostałam solówkę! Pani powiedziała, że idealnie się
nadam - mówiła o tym z taką radością, że aż nie mogłam powstrzymać swojego
uśmiechu. - Chciałabym, żebyś przyszła.
Karol uniósł brwi i przytaknął, jakby chciał powiedzieć:
"Ja też chciałbym, żebyś przyszła".
- Na pewno nie opuszczę twojego występu - odpowiedziałam
dziewczynce, a następnie przeniosłam wzrok na chłopaka. Wykonałam ten sam gest,
co on przed chwilą i zaczęliśmy się śmiać.
***
Kiedy zegar wybił w pół do dziewiątej wieczór, mama Weroniki
wróciła z pracy. W domu panowała cisza, ale wiedziała, że córka siedzi w
pokoju. Ostatnimi czasy nie rozmawiały za wiele. Kobieta nie wiedziała jak, nie
umiała i bardzo się tego wstydziła. Poszła do kuchni przygotować kolacje, a
następnie z pięknie udekorowanym talerzem, zapukała do drzwi pokoju córki.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - zastała córkę siedzącą na
łóżku z książką.
- Jadłam już, dzięki mamo - posłała rodzicielce słaby
uśmiech. Kobieta wycofała się, ale zanim wyszła zapytała niepewnie:
- Wszystko w porządku? Bo ostatnio, jesteś taka smutna. -
Wera zwróciła wzrok w drugą stronę, po czym od razu go odwróciła i
odpowiedziała:
- Tak, po prostu
chyba mnie łapie jakieś przeziębienie. Chcę odpocząć.
Mama kiwnęła głową i wróciła do kuchni. Następnego dnia
rano, w niedzielę, czyli jedyny dzień kiedy nie pracuje, podjęła kolejną próbę.
Usmażyła naleśniki, czyli ulubione śniadanie nastolatki. Przygotowała nutelle,
dżem, m&m's i poczekała na córkę. Gdy ta tylko zeszła, spojrzała na stół i
dwa rozłożone talerze.
- Ojej, to bardzo miłe, ale boli mnie brzuch - skwitowała. -
Odgrzeje sobie później.
Wyszła z domu, zostawiając coraz bardziej zaniepokojoną
rodzicielkę.
***
Charlie siedział na łóżku i brzdąkał na gitarze. Próbował
stworzyć jakąś piosenkę, ale w głowie miał chaos, z którego nic nie dało się
wyciągnąć. Jak tylko znalazł w tym nieładzie jakąś myśl, łapał się jej
kurczowo, jednak ona jakby była posmarowana masłem, wyślizgiwała mu się z rąk,
zanim się orientował. Stwierdził, że to bez sensu, więc postanowił dla uspokojenia
zagrać piosenkę, która przejmowała jego umysł i sama, narcystycznie
przekonywała ręce i usta do wykonania jej. Wybrał piórko do gitary i zaczął grać podśpiewując (link)*:
I met you in the dark
You lit me up
You made me feel as though
I was enough
We danced the night away
We drank too much
I held your hair back when
You were throwing up
Then you smiled over your shoulder
For a minute, I was stone cold sober
I pulled you closer to my chest
And you asked me to stay over
I said, I already told ya
I think that you should get some rest
I knew I loved you then
But you'd never know
Cause I played it cool when I was scared of
letting go
I know I needed you
But I never showed
But I wanna stay with you
Until we're grey and old
Just say you won't let go
Just say you won't let go
I wake you up with some breakfast in bed
I'll bring you coffee
With a kiss on your head
And I'll take the kids to school
Wave them goodbye
And I'll thank my lucky stars for that night
When you looked over your shoulder
For a minute, I forget that I'm older
I wanna dance with you right now, oh
And you look as beautiful as ever
And I swear that everyday you'll get better
You make me feel this way somehow
I'm so in love with you
And I hope you know
Darling your love is more than worth it's
weight in gold
We've come so far my dear
Look how we've grown
And I wanna stay with you
Until we're grey and old
Just say you won't let go
Just say you won't let go
Przerwał gwałtownie, kiedy usłyszał otwierające się drzwi do
pokoju. Ujrzał blondynkę i posłał jej delikatny zmieszany ze skrępowaniem
uśmiech. Ona dała mu znak, żeby dokończył piosenkę. Charlie przez chwilę się
wahał, później spojrzał na swój instrument i dokończył:
I wanna live with you
Even when we're ghosts
Cause you were always there for me
When I needed you most
I'm gonna love you till
My lungs give out
I promise till death we part
Like in our vows
So I wrote this song for you
Now everybody knows
That it's just you and me
Until we're grey and old
Just say you won't let go
Just say you won't let go
Just say you won't let go
Oh, just say you won't let go
- W twoim wykonaniu ta piosenka jest jeszcze piękniejsza -
odezwała się. Charlie podszedł do niej i przywitał się, całując ją długo i
namiętnie. - Właściwie to przyszłam ci coś dać. Wiem, że święta są już za
chwilę, ale... to nie mogło czekać.
Chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła na parter, gdzie
czekał jego prezent. A właściwie siedział, bo był to malutki buldog francuski.
Charlie miał niegdyś psa, ale było to dobre kilka lat temu i bardzo przeżył
jego odejście. Teraz go wryło.
- Chloe - zaczął, nie wiedząc co powiedzieć. Wtedy szczeniak
podbiegł do niego i zaczął skakać. - Jest wspaniały, dziękuję... jesteś
najlepsza!
Do wieczora spędzali czas całą trójką, a Troy, bo tak został
nazwany, zadomowił się niemal od razu.
***
Czwartek rano wstałam wcześniej. Chciałam posprzątać cały
dom, w końcu już jutro wieczorem przyjeżdżają dziadkowie, Niko i mama wraca ze
szpitala. Po południu szłam na występ Amandy i wszystko zapowiadało się jak
najlepiej. Jednak coś innego wprawiło mnie w olbrzymią radość, dziś od rana
padał śnieg. I to nie jakieś małe śnieżynki, tylko obfite płaty. To jakiś cud
świąt, jeszcze wczoraj było niemal trzynaście stopni. Chciałam, żeby taka pogoda
utrzymała się do Bożego Narodzenia.
Tymczasem włączyłam kiczowate, świąteczne piosenki i
rozpoczęłam sprzątanie. Później ubrałam choinkę, sztuczną oczywiście, bo nie
miałam jak pojechać po prawdziwą. To czynność trochę mnie smuciła, pierwszy raz
ubierałam sama jak palec choinkę. Jeszcze tylko jeden dzień, a zobaczysz ich
wszystkich. Po kilku godzinach, ogarnęłam cały dom i miałam ochotę paść na
łóżko i z niego nie wstawać. Rany, nigdy więcej!
Zjadłam coś na szybko i zaczęłam się szykować. Postanowiłam
zrobić dziś porządny makijaż. Wzięłam czarny eye liner i chciałam zrobić
kreskę. Pięć podejść - żadne udane. Wiem, że to głupie, ale prawie się
rozpłakałam przed lustrem. Jak to jest, że na papierze umiem stworzyć idealne
linie w sekundę, a jakiejś głupiej kreski na oku nie jestem w stanie dobrze
narysować! Poddałam się, wzięłam cienie i nałożyłam różne odcienie, tak żeby
przechodziły w siebie. Wytuszowałam rzęsy, następnie wzięłam zestaw małego
murarza i rozpoczął się proces szpachlowania: podkład, korektor, puder. Żeby
podkreślić efekt użyłam jeszcze bronzera i rozświetlacza. Byłam zadowolona z
efektu. Rozpuściłam włosy z koka. Każdy pojedynczy był wygięty w inną stronę.
Rozgrzałam prostownicę i po piętnastu minutach miałam włosy jak drut, już
wystawały mi poza pas i poparzoną rękę. Jestem taka zdolna od urodzenia.
Wzięłam telefon, portfel, klucze i wyszłam z domu. Było
jeszcze jasno, choć to piętnasta godzina, co oznaczało, że za niedługo się
ściemni. Z przystanku odebrał mnie Karol i razem ruszyliśmy do szkoły.
Siedzieliśmy w trzecim rzędzie i podziwialiśmy występy. Najpierw kilka
grupowych, w których Ama też występowała, następnie była przerwa i dziewczynka
do nas wybiegła:
- Tak bardzo się stresuje... chyba już nie pamiętam
kroków... a wiedzieliście ile jest ludzi?! O rany, co było po obrocie i przysiadzie?
Ja - nawijała przerażona. Karol wziął ją na ręce i zaczął łaskotać. Dziewczynka
zaczęła się rzucać ze śmiechu.
- Karol, zniszczysz mi fryzurę! - powiedziała udając
oburzoną. Teraz już była rozluźniona. Zasiedliśmy w fotelach i nagle kurtyna
się rozsunęła i na scenie stała Amanda.
Powiem szczerze myślałam, że dobrze tańczy, ale że aż tak
rewelacyjnie, to się nie spodziewałam! Idealnie wbijała się w każdy dźwięk,
jakby muzyka ją pchała do każdego kroku, a ona niczym laleczka poddaje się w
zupełności. Subtelnie, delikatnie, ale równie mocno i energicznie... wow! Kiedy
skończyła, czułam niedosyt, mogłabym ten występ oglądać godzinami. Tylko muzyka
się wyłączyła, wszyscy wstali, a Ama dostała aplauz na stojąco. Popatrzyłam na
Karola, rozpierała go duma starszego brata.
Czekaliśmy na dziewczynę w holu przed wyjściem. Miała
odebrać jeszcze jakieś rzeczy od swojej pani.
- Podobało ci się? - spytał, przysiadając się bliżej mnie.
- Oczywiście - odpowiedziałam z entuzjazmem. - Ona jest
niesamowita. Jakby urodziła się z muzyką w sobie, jak... - "Leondre"
powiedziałam bezgłośnie. Od razu zrobiło mi się smutno, na myśl o nim. Karol
coś do mnie mówił, ale nie mogłam się skupić na jego słowach, więc
przytakiwałam co pewien czas, myślami będąc gdzieś indziej. Wyobrażałam sobie
rapującego Leo, który jest chodzącą melodią z tańcząca Amandą z boku, której
ruchy wyznaczała sama muzyka. To musiałby być nieziemski występ.
-... jesteś dla mnie bardzo ważna - w końcu doszły do mnie
jakieś słowa Karola. Nie mam pojęcia o czym mówił wcześniej, ale wiem że
przytakiwałam. Może nie powinnam? Teraz widziałam jak twarz Karola, a przede
wszystkim jego usta zbliżają się do moich. Gwałtownie się odsunęłam.
- Co ty robisz?! - oburzyłam się. Jak on może kiedy takie
myśli wiążą moją głowę, to on sobie wybiera moment na całowanie? Mimo, że to
nie była jego wina, na ten moment stwierdziłam, że powinien to wiedzieć.
- Myślałem, że jak się zgadzasz z tym co mówię, to... dobry
czas - odpowiedział zmieszany.
- Nie, to nie był dobry czas! - odwróciłam się na pięcie,
owinęłam szalikiem i wyszłam ze szkoły jak najszybciej potrafiłam.
Kiedy człowiek nie wie co zrobić i jak się obronić zawsze
instynktem obronnym jest ucieczka. Chyba, że jest się typem lwa i bierze
wszystko na klatę. Wątpię jednak, w ilość tego typu ludzi. Uciekam, bo chcę
wydłużyć czas. Na przemyślenie, ocenienie sytuacji. W parze jednak idzie
wzmocniony stres, to jest męczące.
Teraz po prostu szlam przed siebie. Wpadłam prosto w
śnieżyce. Biały puch sypał wyjątkowo mocno. Ubrałam kaptur, ściągnęłam głowę w
dół i szłam tak naprawdę nie wiedząc gdzie. Nie dość, że śnieg padał bardzo
gęsto to dodatkowa wichura nie sprzyjała w żaden sposób. Roztopione śnieżynki
zlewały się ze łzami na mojej twarzy, delikatnie ją ochładzając i wywołując
rumieńce. Chyba się zgubiłam, a najgorsze było to, że nawet za specjalnie nie
chciałam odnaleźć drogi. Chodniki usłane białym puchem wszystkie wyglądają tak
samo. A ja wciąż wlepiałam wzrok w dół.
Nagle poczułam jak ktoś mnie chwyta za rękę, pewnym
uściskiem, odwracając mnie przy tym w swoją stronę.
- Karol, proszę nie teraz... - przerwałam nagle gdyż
przemoczone buty na które patrzyłam nie należały do Karola. Powoli zaczęłam
podnosić wzrok, kawałek po kawałku. Rozpoznając coraz więcej fragmentów aż w
końcu doszłam do czekoladowych oczu. Mimo, że było ciemno czułam, że się do
mnie uśmiechają.
- Leo - wyszeptałam, jakbym bała się, że to sen a on zaraz
zniknie.
- Adele - odezwał się w końcu. Teraz wiedząc już, że to nie
sen, zaczęłam jeszcze głośniej płakać i wtuliłam się jak najmocniej tylko
mogłam w Leo. Na początku, chyba zaskoczony, niepewnie mnie obejmował. Chwilę
później przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
Płakałam w jego objęciach, czułam jakby był moja barierą przed światem.
Odsunęłam sie na chwilę cały czas na niego patrząc, dałam mu
z liścia w twarz. Zaznaczę tylko, ze chciałam być delikatna. Zaskoczony chłopak
spiorunował mnie wzrokiem.
- Należało ci się - stwierdziłam i ponownie wróciłam w jego
objęcia, a on się roześmiał i zamknął mnie w swoich ramionach i miałam
nadzieję, że już nie wypuści.
Przepłakałam przez niego tyle nocy, wycierpiałam tyle chwil,
moje serce kondycyjnie musiało wykonywać potrójną robotę, ale gdy teraz go
zobaczyłam, nic mnie nie obchodziło. Zapomniałam o tym wszystkim. Z jednej prostej
przyczyny.
Pomimo wszystko, wciąż go kochałam.
* Wybaczcie, ale musiałam dać ten cover, bo oni to moja nowa miłość ( #typowafangirl )
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcieeeee! Nawet nie wiecie ile czasu czekałam, żeby napisać ten fragment z Leo! Praktycznie od początku i wiem że jest przesadzony i w ogóle, ale taki miał być. Chociaż chciałabym nad nim trochę dłużej popracować, a nie pisać ten rozdział tak na szybko, ale musiałam. Teraz siedzę w piżamie, zaraz muszę wychodzić, ale rozdział skończyć i wstawić dziś MUSIAŁAM. Więc mam wielką nadzieję, że Wam się podobał. Jest dłuższy, booo ostatnio nie było, poza tym majówka no to dacie radę :D
Nie mam czas sprawdzić drugiej połowy rozdziału, bo pisałam ją teraz, więc liczę, że wyszło dobrze.
Lęce, już muszę szybko...
Miłego dnia!
Lia
Subskrybuj:
Posty (Atom)