#Rozdział 30 "Errare humanum est"
Tytuł: "Błądzić jest rzeczą ludzką."
Kłamstwo ma krótkie nogi mówili. Chyba mieli rację.
Zaprosiłam bruneta do swojego pokoju. Bez słowa usiadł na łóżku, natomiast ja w
bezpiecznej odległości zajęłam krzesło naprzeciwko. Chwilę zbierałam myśli,
zastanawiając się od czego zacząć. Nie patrzyłam
na Leo, ale czułam na sobie jego spojrzenie. Czekał cierpliwie, ale dobrze
wiedziałam, że również się denerwuje.
- To będzie długa historia, lecz tym razem opowiem ci wszystko
- oznajmiłam. Nic nie odpowiedział, więc odetchnęłam głęboko i zaczęłam - Mój
tata zawsze był wielkim fanem koszykówki, próbował w nas tą miłość zaszczepić.
Nikodem był co do tego sceptyczny, lecz ja od razu łyknęłam jego pasję. W
przedszkolu oglądałam z nim każdy mecz NBA, mimo to że mama się denerwowała, że
powinnam iść spać, nie mogłam opuścić żadnego meczu. Kiedy poszłam do pierwszej
klasy podstawówki, tata zapisał mnie na zajęcia z kosza. Oczywiście były mega
amatorskie, przecież miałam osiem lat, ale chodziło o kozłowanie, pierwsze
próby rzutów, nabranie techniki. Oprócz zajęć w szkole, chodziłam też na boisko
z tatą, to był taki nasz czas. Coś w czym rozumieliśmy się w stu procentach. Z
wiekiem częstotliwość treningów się zwiększała, umiejętności też rosły. Tata
zapisał mnie do klubu w Krakowie, niemal codziennie jeździłam tam by ćwiczyć.
Następnie poszłam do pierwszej gimnazjum, a trener zapisał nasz zespół do rozgrywek
ligowych. Dostałam swoją wymarzoną pozycję rozgrywającego. Jak na koszykówkę
jestem niska, za to miałam dobry przegląd boiska, skutecznie wyprowadzałam akcje,
a rzuty z dystansu może nie były idealne, ale wpadały dość często. Nie ukrywam,
byłam dobra nawet bardzo. Cały sezon szło nam świetnie, oczywiście niektóre
mecze przegrywaliśmy, ale w rankingu ogólnym prowadziliśmy. Nadszedł kwiecień -
finał ligi, zakończenie sezonu. Mieliśmy grać o mistrzostwo ze świetnym
wrocławskim zespołem. Ten mecz przeważał o wszystkim, to nie były tylko
mistrzostwa Polski. Na tym meczu miał się pojawić trener kadry naszego kraju, w
ten czas poszukiwał rozgrywającej do drużyny. W zależności od dyspozycji w tym
dniu miałam być powołana ja albo dziewczyna z Wrocławia. Ciężko pracowałam na
to wszystko, nigdy nie odpuszczałam i była przygotowana na mecz mojego
ówczesnego życia.
W ten dzień przyszłam na halę wcześniej, chciałam się rozgrzać
i wtedy podeszła do mnie Anastazja, moja konkurentka o miejsce w kadrze i
przeciwniczka w tamtym spotkaniu. Miałyśmy okazje się spotkać już wcześniej,
nie polubiłyśmy się. Oznajmiła mi, że trener mnie szuka. Wyszłam zatem ciekawa,
co trener chce mi indywidualnie przekazać. Przed halą nikogo nie było, obeszłam
ją dookoła i nagle poczułam uderzenie czymś twardym, zimnym i chyba metalowym w
plecy. Padłam na ziemię, ból mnie wręcz paraliżował. Leżałam na brzuchu, nie
miałam siły wstać, ani nawet się przewrócić na bok. Bębniło mi w uszach,
usłyszałam, jak ktoś krzyknął: " Co jej zrobiliście?".
Najprawdopodobniej się przestraszyli i zaczęli uciekać. Jeden z nich, nawet nie
wiem czy to był on czy ona, potknął się o moje nogi i spadł całym swoim ciężarem
na mnie - wciągnęłam nerwowo powietrze, dopiero teraz się zorientowałam, że
lecą mi łzy. Leo nie podszedł do mnie, nie przytulił, siedział nadal w tym
samym miejscu, tworząc między nami większy dystans. Opowiadałam bardzo obrazowo
i ze szczegółami, ponieważ doskonale to wszystko pamiętałam - usłyszałam
trzask, poczułam ukłucie w karku, a ból przeszedł ze zdwojoną mocą po całym
kręgosłupie. Podbiegły do mnie dwie osoby, jakaś pani i Werka. Myślałam, że to
cierpienie się nigdy nie skończy, z każdą kolejną sekundą pragnęłam tylko by
ktoś mnie dobił i żeby ta męka się skończyła. Nie wiem dokładnie co się działo
później. Obudziłam się po kilku dniach w szpitalu, siedzieli przy mnie mama i
tata, zawołali lekarza, który powiedział mi, że mam uraz rdzenia kręgowego, dokładniej
jest on naciągnięty. Tylko, że to nie jest to samo co naciągnięty mięsień na
nodze, kiedy ból przechodzi po dwóch dniach. Przez pół roku chodziłam na
fizjoterapię i masaże. Mimo to uraz będę mieć do końca życia. Koniec z
koszykówką, koniec z wszelką aktywnością fizyczną, koniec z pasją, koniec z
marzeniami. Pamiętam, że od tego momentu zaczęliśmy się z tatą oddalać od
siebie. Nie chciałam słyszeć już o koszykówce, przez to nie mieliśmy o czym
rozmawiać. Po dwóch tygodniach spędzonych w szpitalu, gdy nikogo przy mnie nie
było, przyszła Anastazja i zaczęła mnie przepraszać. Nie rozumiałam o co
chodzi, ale kiedy powiedziała " to miało cię tylko uziemić, żebyś nie
mogła zagrać meczu", zrozumiałam, że to ona stała za tym wypadkiem.
Chciałam, żeby się przyznała, żeby powiedziała kto mi to zrobił. Wciąż
przepraszała i oznajmiła, że nie może tego zrobić, że będzie mieć spieprzone
życie...
- Dlatego wolała żeby tylko twoje było spieprzone? - przerwał
podenerwowany. Nie mogłam doczytać się jego intencji, ale nie czułam ciepła, co
sprawiało, że dystans wciąż między nami występował.
- Odczuwam ból w kręgosłupie dosyć często, jest znośny,
czasem też kłuje mnie w klatce piersiowej i mam problemy z oddechem. Ostatnio,
kiedy byłam w szpitalu to dlatego, że spadłam ze schodów i mnie przytkało. Nie
mogę uprawiać żadnej aktywności fizycznej nie przez ból, który bym czuła,
bardziej przez to, że jeden upadek może uczynić ze mnie kalekę do końca życia -
zakończyłam. Dotknęłam koszulki, była cała mokra od moich łez. Serce waliło mi,
jak szalone i czekałam na dalszy bieg wydarzeń.
- Adele - głos mu się załamał, a ja usłyszałam cząstkę
mojego Leondre. Odchrząknął i znów zaczął chłodnym tonem - czemu mnie
okłamywałaś? I to wielokrotnie, przecież park, wizyty u lekarza, nawet kiedy
trzymałem już artykuł o tobie i o tym wypadku w ręce, wciąż mnie zwodziłaś - wyliczał
z wyrzutem. W tej chwili uznałam, że to strasznie nie w porządku. Czy on nie
widzi co to ze mną robi? Czy właśnie nie opowiedziałam mu historii która
ograniczyła mi życie?
- Te wydarzenia - wyjąkałam - są dla mnie bardzo trudne.
Mocno to wszystko przeżyłam, zamknęłam się na świat. Kiedyś byłam zupełnie
inna.
- Nic nie rozumiesz - pokręcił głową. - Co jeśli bylibyśmy
gdzieś razem i ktoś przez przypadek by cię szturchnął przechodząc i byś upadła?
Nie wiedziałbym co się dzieje, co mam zrobić, jak ci mogę pomóc, nie znam
polskiego, mógłbym przez niewiedzę przykuć cię do łóżka do końca życia.
Jego słowa brzmiały, jakby wszystko to moja wina - wypadek,
niemoc, kłótnia. Wiem, że źle postąpiłam nie mówiąc mu, ale nie mam na to
wpływu. Tego było już za wiele na moją głowę, na moje nerwy i na moje serce.
- Właśnie dlatego ci nie mówiłam, żebyś nie traktował mnie
jak jakąś niepełnosprawną. Poza tym myślałam, że skoro możesz wybrać tysiące
dziewczyn, to jeśli się dowiesz, jaka jest prawda, że jestem ograniczona, że
nie mogę robić tylu fajnych rzeczy z tobą, to mnie...wymienisz - nie wiem czemu
to powiedziałam. Pierwowzór w mojej głowie wyglądał inaczej. Miałam się bronić
i na niego nakrzyczeć, a nie bełkotać jak mała dziewczynka. Czasem jednak umysł
nie ma władzy nad ciałem, gdyż przejmuje ją serce.
- Ty nadal myślisz, że taki jestem? - spytał z
niedowierzaniem. - Od naszego pierwszego spotkania myślisz, że jestem
rozpieszczonym nastolatkiem, który o nikim nie myśli. Tyle razy pokazywałem ci,
że tak nie jest, a ty wciąż masz mnie za takiego dupka? Jak ty sobie wyobrażasz
ten związek skoro nawet mi nie ufasz i ciągle mnie okłamujesz?! - teraz już
krzyczał, po raz kolejny dziś. Chciałam się rzucić na łóżko i wypłakać w
poduszkę. Ale raz, nie powinnam się rzucać, gdyż lekarz mi zabronił. A dwa mój,
chyba jeszcze, chłopak siedział właśnie na nim. Zalałam się łzami, mam gdzieś
co sobie o mnie teraz myśli. Powinien mnie zrozumieć, ja kiedy opowiedział mi
swoją historię to zrozumiałam.
- Leondre! To wszystko boli, jak cholera, te wspomnienia,
opowiadanie. Wtedy straciłam wszystko na czym mi zależało. Wszystko, rozumiesz?
- ryczałam, trochę krzyczałam, sama nie wiem jak to nazwać. - Znamy się niecały
miesiąc, to chyba normalne, że do niektórych rzeczy muszę się jeszcze
przygotować. Niczego nie rozumiesz, nawet nie próbujesz zrozumieć. Też
przeżyłeś swoje, więc powinieneś wiedzieć, jak to jest. Ty w swoim najgorszym
okresie wolałeś myśleć o śmierci - wzdrygnął się, a ja ciągnęłam dalej - sam
tak powiedziałeś, że wielokrotnie byś już z tym skończył gdyby nie mama. A ja?
Cały czas walczyłam, szłam do przodu, płakałam prawie codziennie, ale o śmierci
pomyślałam tylko raz. Wtedy w dniu wypadku, kiedy ból stawał się nie do
wytrzymania! Jesteś tchórzem, jak ty w ogóle masz czelność mnie oceniać?!
Wiedziałam, że posunęłam się za daleko, ale on to także
zrobił, więc grajmy fair. Gdy tylko skończyłam mówić, wstał i bez słowa ruszył
do drzwi.
- Zamierzasz teraz wszystko zostawić, tak? Mnie zostawić i
wyjść? - zatrzymał się. Stał tyłem do mnie, a ja szlochałam. Mimo całej tej
złości, rozpaczy, lęków i tych wszystkich negatywnych emocji, chciałam tylko,
żeby mnie zamknął w swoich ramionach i szepnął mi, że wszystko będzie dobrze.
Że sobie poradzimy. Pragnęłam poczuć ciepło, rozpaczliwie tego chciałam. Stał
chwilę, a gdy się poruszył, zrobił dokładnie naprzeciw moim myślom. Wyszedł bez
słowa, trzaskając za sobą drzwiami. Zostawił mnie w takim stanie.
Patrzyłam na misia, który znajdował się na półce.
- Tym razem mnie nie obronisz - wychrypiałam. - Nawet nie
potrafię cię naładować.
***
Mama Adeli siedziała w kuchni popijając gorącą, zieloną
herbatę i martwiąc się o swoją jedyną córkę. Wróciła wczoraj późnym wieczorem,
o dziwo dziewczyna już spała. Jednak nie to wzbudziło zaniepokojenie
rodzicielki, ale to że Adela spała wtulona w swoją ulubioną maskotkę z
dzieciństwa, co oznaczało, że albo oglądała Paranormal Activity albo z kimś się
pokłóciła. Marta, bo tak miała na imię kobieta, wykluczyła pierwszą opcję, gdyż
laptop był od wczoraj w stanie nienaruszonym. Poza tym ostatnim razem Adela tak
wariowała po tym filmie, że już chyba nigdy w życiu go nie włączy, przynajmniej
miała taką nadzieję. A więc pokłóciła się z kimś. To nie mogła być zwykła
kłótnia. Nikodem? Nie, nic nie wspominał. Weronika? Nie było jej tu wczoraj,
ponieważ zawsze jej obecność w domu Klimczyków naznacza zapach perfum Chanel.
Ten, jak mu tam...Karol? Możliwe, ale nie sądziła, żeby to o niego chodziło,
gdyż był taki jeden, który ostatnimi czasy mocno mieszał Adzie w głowie -
Leondre Devries. Ciekawa była co się stało. Wydawać by się mogło, że skoro
zakochali się w sobie po początkowych lodach, to już nic nie może wydarzyć się
gorszego. A jednak. Herbata zdębiała, a Marta wciąż myślała co powinna zrobić.
Dziś jest środa i teoretycznie nastolatka powinna być w szkole. Westchnęła
głęboko i już wiedziała co zrobi.
Po kilku godzinach wysłała dwa Sms'y o krótkiej treści
"APPP". Pół godziny później wszedł do domu dyszący Nikodem, a
niedługo po nim zmachana Werka. Cała trójka usiadła przy stole.
- Co się stało? Alarm dotyczy Adeli? Nie było jej w szkole -
spytała zaniepokojona Weronika. Marta opowiedziała im o całej sytuacji i o
swoich podejrzeniach, następnie pokazała im kartkę, na której był rozrysowany
cały plan. Młodzi zajęli się swoją częścią w tym czasie kobieta ruszyła do
pokoju córki.
***
Każdy z nas ma choć jeden dzień typu "Nienawidzę
świata, zostaje w łóżku na wieczność i nie wyjdę stąd już nigdy". Taki
dzień dopadł mnie właśnie teraz, a dokładniej to wczoraj zaraz po wyjściu
mojego, przynajmniej do wczoraj, chłopaka. Dochodziła 14, a ja czułam potworny
głód. Może to i lepiej? Skupię się na czymś innym, zamiast na ciągłym
rozmyślaniu i analizowaniu wydarzeń z wczoraj. Już mam tego dość. Fakt, często
robię głupie rzeczy i mówię coś czego nie powinnam, zachowuję się jak małe
dziecko, ale wczoraj nie zrobiłam żadnej z nich. Okay, okłamałam go, ale znamy
się zaledwie miesiąc, a to dla mnie za krótki czas, by się w pełni przed kimś
otworzyć. To on się zachował żałośnie. Zostawił mnie całą rozbeczaną, po prostu
wyszedł bez słowa. Mam ochotę obwieścić to w całym internecie, żeby wszystkie
faneczki dowiedziały się, że idealny książę Leondre Devries, wcale nie jest
taki idealny! A ja wcale nie jestem taką szmatą, jak mówią! Przecież ja w ogóle
nie jestem szmatą! A chrzanić to wszystko! I ryk od nowa.
Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Ugh, niech wszyscy dadzą
mi zapłakać się na śmierć w spokoju! Osoba nie zastosowała się do moich myśli,
bezkarnie weszła do pokoju i usiadła przy mnie. Mimo, że jej nie widziałam, bo
znajdowałam się w pozycji "na naleśnika", wiem że to nie kto inny, a
moja mama. Kochana kobieta, ale mogłaby sobie dziś darować, chyba że przyniosła
jedzenie. Śmierć z głodu nie jest moją wymarzoną. Delikatnie wysunęłam głowę
spod warstwy pościeli, powiodłam wzrokiem po polu widzenia, ale nigdzie nie
dostrzegłam potencjalnej żywności. Ugh, życie jest do bani! Zakopałam się znów
pod stertą pierzynek.
- Kochanie - doszedł do mnie delikatny, ale niepewny głos
mojej mamy.- Pogadamy?
Zabrało jej się na pogaduszki? Coś od kilku dni się na to
nie zapowiadało, prawie jej w domu nie widziałam. Zaraz jednak skarciłam się w
myślach. Przecież ona pracuje, żebyśmy z Nikodemem mieli dobre życie, idiotko.
Przygotowałam głos na spokojny, ale z nutą stanowczości i powiedziałam:
- Nie - wyszedł jednak niewyraźny bełkot. Czemu nigdy nie
mogę powiedzieć czegoś jak chcę i co chcę?
-Hej, jesteś mi coś winna. W końcu pozwoliłam ci nie pójść
do szkoły - powiedziała nadal tym samym głosem. Ona to jakoś potrafi nad tym
panować. W dodatku szasta mocnym argumentem, nie wiem co odpowiedzieć, więc
stwierdziłam, że zignoruję. - Taka jesteś? Dobra! - powiedziała, po czym wstała
z łóżka. Nie spodziewałam się, że pójdzie tak łatwo, ale będę mogła wrócić do
mojego planu śmierci przez utopienie się we łzach.
Nagle usłyszałam
głośną muzykę i piosenkę "Fat bottomed girls" jednego z moich
ulubionych zespołów Queen.
- Chcesz mnie przekupić na głos Freddie'ego? - spytałam
rozgoryczona. Sięgnęła po mocną artylerię. Usłyszałam, jak śpiewa poszczególne
frazy.
Are you gonna take me
home tonight.
Coś tam, coś tam
firelight.
Nie znam tekstu hang out
Fat bottomed girls You make the rockin' world
go round
Strasznie mnie to rozśmieszyło. Ech, jak ona to robi, że
zawsze wie jak do mnie dojść? - Dobra, udało ci się.
Ściągnęłam z głowy wszelką pościel i usiadłam na łóżku,
opierając się o ścianę. Wyraźnie zadowolona z siebie mama, ściszyła muzykę i
przysiadła się obok.
- A więc, odpuściłam sobie ojcowską rozmowę a la "jeśli
skrzywdzisz moją córkę, to ja skrzywdzę ciebie", teraz wiem, że nie można
popełniać tego błędu - zaczęła tak naszą rozmowę, a ja się uśmiechnęłam.
- Skąd wiesz, że chodzi o Leondre? - kiedy wypowiedziałam
jego imię głos mi zadrżał.
- Szybka analiza - przysunęła się do mnie, objęła ramieniem
i przycisnęła do siebie. - A więc?
Westchnęłam tak mocno, że aż mi się zakręciło w głowie.
- Leondre nie wiedział, o moim wypadku. Nie miał pojęcia o
problemach z kręgosłupem. Kilka razy go okłamałam, bo bałam się wyznać mu
prawdę. Znalazł ten artykuł z gazety, który sobie zachowałam i się pokłóciliśmy
- wyrzuciłam z siebie. Mama chwilę milczała i zapytała ze zdziwieniem.
- Właściwie czego się bałaś?
- Mamo, on jest gwiazdą, idolem tysiąca nastolatek -
odpowiedziałam, przecież to oczywiste. - W każdej chwili może wymienić mnie na
jakąkolwiek dziewczynę, szczególnie że nie oszukujmy się, urodą nie grzeszę.
Rodzicielka pokręciła głową, nie mogłam jednak odczytać jej
wyrazu twarzy.
- Adela - zaczęła, jakby chciała zagrać na czas, żeby
poukładać w myślach to co zaraz powie. - Ten chłopak cię skrzywdził na
początku, ale również ty dałaś mu popalić. Opowiedział ci swoją historię i
wtedy pokazał, że w pełni tobie ufa - chwilka milczenia, a potem kontynuowała.
- Ty wcale nie bałaś się, że cię zostawi, bo dobrze wiesz, że by tego nie
zrobił. Nie związałabyś się z kimś, kto by taki był. Ty po prostu bałaś się
przyznać na głos przed samą sobą.
- Niby do czego bałam się przyznać? - zapytałam cicho.
- Tego, że jesteś ograniczona, co oznacza, że twój związek
też będzie ograniczony, jak i wszystko inne.
Prychnęłam, to jest niedorzeczne.
- Mamo, przecież to wiedziałam! Lekarz jasno mówi "do
końca życia zero ruchu".
- Owszem - potwierdziła. - Ale teraz jesteś w związku i masz
wyrzuty sumienia, że twoja niepełnosprawność ogranicza osobę, na której ci
zależy. A to błąd, bo to nie jest żaden problem dla Leo, któremu tak bardzo na
tobie zależy .
Chyba ma rację. Ciągle zakrywałam się strachem o porzucenie,
a tak naprawdę od początku chodziło o Leondre. Chciałam żeby żył pełnią życia i
nie przejmował się moimi problemami. To chyba było głupie, w końcu to go wcale tak
bardzo nie ogranicza. Nie musimy wszystkiego robić razem, spędzać każdej wolnej
chwili. Jeśli ma ochotę na deskę może pójść z Charlie'm, na boisko z kolegami.
Może robić co chce, a ja go... chyba nie ograniczam. Niby takie oczywiste, a
nie zdawałam sobie z tego sprawy. Jest jeszcze jedna ważniejsza sprawa, którą
zrozumiałam dopiero teraz. Po moim wypadku straciłam więź z moim tatą, który
był wtedy dla mnie najważniejszy. Bałam się, że Leondre też stracę, wiem że to
bez sensu. Ale ten wypadek tak namieszał w moim życiu, że jestem bardzo ostrożna.
Mama to chyba jedyna osoba, która umie odkryć co we mnie
siedzi, kiedy nawet ja nie wiem.
- Masz rację mamo, teraz to do mnie dotarło tylko wiesz, co?
- do oczu napłynęły mi łzy. - Mi naprawdę jest z tym ciężko, zresztą sama
wiesz. Opowiedziałam mu całą moją historię, tak samo jak on mnie. Jednak
zamiast zostać ze mną w tej trudnej chwili, on wyszedł. Nawet się nie obejrzał.
Dwie łzy spłynęły mi po policzkach. Mama zwinnie je otarła.
- Kochanie, doskonale rozumiem o co ci chodzi, w końcu sama
przechodziłam z tobą przez cały ten okres, ale postaw się na miejscu Leo. Okay,
nie zachował się najlepiej, ale jesteście jeszcze tak naprawdę dziećmi.
Jesteście impulsywni i w wielu sytuacjach nie możecie wymagać od siebie nie
wiadomo jakiej dojrzałości - przytuliła mnie jeszcze mocniej do siebie. - Ale
wiesz co? Ty sobie przemyślałaś wszystko i on na pewno też. Teraz musicie ze
sobą porozmawiać.
- Masz rację, wiem to, ale chyba nie jestem jeszcze gotowa -
położyłam głowę na jej ramieniu. - Bardzo mnie to wszystko boli.
- Wiem, słońce - pogłaskała mnie po włosach. Jednocześnie
usłyszałam, że wyciągnęła komórkę z kieszeni. Po chwili do pokoju weszła Werka
i Nikodem.
- Cześć Adelciu - zaczęła zmartwiona przyjaciółka. - Mam dwa
bilety do kina, chyba na najgłupszą komedię w dziejach! Rozumiesz to? Nie
możemy zrezygnować z takiej okazji - uwielbiam ten jej entuzjazm, pamiętam jaki
był wielki, kiedy mówiła o koncercie bam.
- A ja - tym razem to Nikodem. - was zawiozę i mam trochę
kasy na karcie, więc dwa duże zestawy się szykują! W dodatku zgadnij co puścimy
w samochodzie!
- Nie wiem - odpowiedziałam, ale nie mogłam powstrzymać
uśmiechu.
- "Queen Greatest Hits"! - Weronika i Nikodem
mieli dwa wielkie banany na twarzy, a ja wybuchłam śmiechem. Popatrzyłam się na
mamę.
- To ty wezwałaś "APPP"? - spytałam.
- Może - odwróciła wzrok i wstała z łóżka. - No, a teraz
ubieraj się i jedziecie! Film nie zając, ale i tak może uciec.
***
W drodze do kina, zaczęłam wydzierać się na cały głos, bo
znam każdą ich piosenkę na pamięć. Ostatnie "APPP" zwoływaliśmy,
kiedy Nikodem dostał kosza od dziewczyny w drugiej gimnazjum. Jest to skrót od
: " ALARM Pilnie Potrzebne Posiłki" i można go wykorzystywać tylko w sytuacjach nagłych. Taki trochę 112.
Zwykle uczestniczymy w tym ja, Werka, Niko, mama, niegdyś też zdarzało się, że
tata i mama Weroniki, ale teraz została już tylko nasza czwórka. Od czasu
mojego wypadku, nie zwoływaliśmy "APPP" ani razu. Wtedy sytuacja
stała się zbyt poważna na taką zabawę. Poza tym wydawało mi się, że z tego wyrośliśmy.
Tymczasem to miłe zaskoczenie wrócić do dawnych czasów. Niko poszedł z nami do
kas w kinie, kupił wszystkie potrzebne rzeczy i rozkazał, że w razie potrzeby
mamy natychmiast do niego dzwonić. Pożegnaliśmy się i w pośpiechu weszłyśmy do
sali kinowej.
Świetnie się bawiłam na tej komedii. Była tak głupia i tak
idiotyczna, ale w takie dni jak dziś, wręcz idealna. W genialnych humorach
stwierdziłyśmy, że teraz czas na kawę i ciastko. Kątem oka widziałam wielki
znaczek Starbucksa, ale nie chciałam tam iść. Tamtejsza kawa nie należy do
najlepszych, a drogie to wszystko jak nie wiem. Zatem wyszłyśmy z galerii i
przewędrowałyśmy kilka ulic, w końcu znajdując małą, klimatyczną kawiarenkę. Zamówiłam
duże latte i sernik. Kocham sernik!
Popijając kawę, zaczęłyśmy rozmawiać o przyczynie mojego
smutku. Powiedziałam Werze co i jak. Powinna wiedzieć, zasługuje na to by być z
nią w stu procentach szczerą.
- Tak po prostu wyszedł? Myślałam, że tak tylko dzieje się
na filmach, żeby dodać dramatyzmu - stwierdziła oburzona.
- Nawet się nie obejrzał - potwierdziłam. - Wera, dość już o
tym. Zostawmy ten temat, jest tak wesoło, APPP udało się świetnie. Nie psujmy
tego.
Przyjaciółka od razu podłapała zmianę tematu i resztę dnia
spędziłam w świetnej atmosferze. Wieczorem całą czwórką graliśmy w klasyk,
czyli "Monopoly". Nikt nie lubi tej gry, ale ma coś takiego
wciągającego w sobie. Werka wygrała, stworzyła tyle hoteli, że ja, Niko i mama
staliśmy się bankrutami z długami u niej. Potem Nikodem odwiózł Weronikę do
domu i poszliśmy spać.
Głowę miałam wtuloną w pluszowego misia. Dodawał mi otuchy,
mimo że czułam się już o wiele lepiej. Ale ten pluszak dawał mi coś więcej niż
poczucie bezpieczeństwa.
Może to głupie, ale...dawał mi ciepło, którego
potrzebowałam.
Lia
#Rozdział 29 "Omnis homo mendax"
Tytuł: "Każdy człowiek jest kłamcą."
Siedzieliśmy przy śniadaniu, kiedy telefon mojego chłopaka wydał
z siebie dwa krótkie dźwięki. Brunet wstał zalać herbatę i rzucił już z kuchni:
- Przeczytasz od kogo i co napisał?
Chwyciłam komórkę - najnowszy, najdroższy telefon, jaki się
da mieć. Kliknęłam i od razu na wyświetlaczu zobaczyłam nasze pierwsze zdjęcie
z M&G. Zarumieniłam się, nie wiedziałam że ma mnie na tapecie. Szybko się
otrząsnęłam i zerknęłam na treść wiadomości:
- To Charlie - odpowiedziałam. - Pyta się, kiedy wrócisz i
czy pójdziecie gdzieś dzisiaj.
- On to ma wiecznie problemy z samotnością, cały czas tylko
nawija mi o Weronika - westchnął Leo. - Że lubi ją jako przyjaciółkę i ona taka
fajna i bla bla bla. Napisz mu, że będę za godzinę i że idziemy do skate parku.
Już chciałam to zrobić, ale przeszkodziło mi hasło, które
wymagane było do odblokowania telefonu. Jakie to może być? Hopeful? Nazwa
zespołu? Może imię mamy?
- Jakie masz hasło? - spytałam zaciekawiona.
- Kartofel - na początku byłam przekonana, że to żart.
Jednak brunet nie dał ku temu żadnych oznak.
- Naprawdę? - prawie wykrzyknęłam zaskoczona. - Myślałam, że
to będzie coś bardziej głębokiego, związanego z Tobą, zespołem, rodziną
cokolwiek. A ty masz "kartofel", serio?
- Wyobraź sobie taką sytuację - zaczął, przynosząc herbatę
na stół. - Po koncercie, przebijam się przez tłum oszalałych fanek skandujących
moje imię do autobusu. Jedna z nich jakimś cudem wyciąga ze mnie komórkę, a ja
nawet nie zdaje sobie z tego sprawy. Zaczyna wpisywać różne hasła. W życiu nie wpadnie na to, że to może być
właśnie "kartofel" - zakończył dumny.
- Ale z ciebie geniusz - powiedziałam sarkastycznie, a on
się roześmiał. Zajęłam się odpisywaniem. Kilka chwil później Leo już wychodził.
- Leondre - zaczęłam w progu. - Kiedy się zobaczymy?
- Poniedziałek? - pokręciłam głową, gdyż w ten dzień
chciałam się zobaczyć z Werką. Dawno nie spędzałyśmy ze sobą czasu poza szkołą.
Chcę jej powiedzieć wszystko o Leo, a również ciekawa jestem sytuacji z
Tomkiem.
- Nie mogę - pokręciłam głową.
- Wtorek?
- Ok - uśmiechnęłam się, on zaś nachylił się nade mną.
Czułam jego oddech na swoim policzku, był tak blisko. Następnie delikatnie musnął
wargami moje usta. Jednak nie wystarczyło mi to, więc pogłębiłam pocałunek,
wciąż myśląc tylko i wyłącznie o jego miękkich i ciepłych ustach. Po chwili odsunął
się, pożegnaliśmy się i odszedł.
***
Dni wolne zawsze mijają najszybciej, nie ważne czy to
święta, wakacje czy weekend, nim się obejrzysz już trzeba znów pracować od
poniedziałku. Nikodem wrócił do domu wczoraj wieczorem. Zamieniłam z nim kilka
zdań. Wydawał się zadowolony, nie chciał mi jednak opowiedzieć za wiele. Mama
wciągnęła się w wir pracy, której ostatnio miała coraz więcej. Nie chciałam jej
zawracać głowy, wiem jak się dla nas stara. Nawet zastanawiałam się czy nie
mogę jej jakoś pomóc, ale sama nazwa "rozliczenia roczne", która
widniała na papierach mamy, mnie
przerażała. W związku z tym najlepszym rozwiązaniem będzie dać jej spokój i nie
przeszkadzać.
Dziś w szkole na przerwie zagadnął mnie Karol:
- Hej Adela - uśmiechnął się niepewnie. - Może byśmy się
spotkali?
- Chętnie, tylko nie wiem czy będę miała czas -
odpowiedziałam.
- Taka rozchwytywana jesteś? - zaśmiał się.
- Po prostu chciałam spędzić, jak najwięcej czasu z moim
chł...Leondre - sama nie wiem czemu to zrobiłam. Po prostu słowo "mój
chłopak" w ustach Adelajdy Klimczyk to jakaś nowość. Nigdy jeszcze nie
wypowiedziałam tych słów na głos. Adela jesteś żałosna. Ugh, wiem!
- Ok, rozumiem że Leo za niedługo wyjeżdża - powiedział
bezbarwnym głosem. Rozmowa zbytnio się nie kleiła, więc gdy tylko zadzwonił
dzwonek, odetchnęłam z ulgą. Bardzo lubię Karola i chciałabym z nim spędzić czas, tylko jak? Czas, potrzebuje więcej czasu! Dwadzieścia cztery godziny to zdecydowanie za mało jak na dobę. Obiecałam sobie, że jak tylko Leondre wróci do Wielkiej Brytanii, pierwszą rzeczą jaką zrobię to zadzwonię i umówię się z Karolem.
Teraz szłyśmy z Werką do jej domu. Usiadłam przy stole a ona
zabrała się za robienie spaghetti. Jest mistrzynią tego dania. Natomiast ja
kończyłam swoją opowieść:
- ... i ma nasze pierwsze zdjęcie na tapecie - na
wspomnienie znów się zarumieniłam. Czy normalne dziewczyny jarają się takimi
rzeczami? To w sumie tylko tapeta, ale no... na wygaszaczu! Czyli każdy ją może
zobaczyć, z drugiej strony może ją ustawił tylko na spotkanie ze mną?
- To urocze - skomentowała Werka. - Powinniśmy się kiedyś przejść
gdzieś we trójkę.
- We czwórkę - poprawiłam ją. - Ponoć Charlie ciągle tylko
gada, jaka to ty jesteś fajna - prychnęła. - Ale tylko, jako koleżanka, nic
więcej.
- Oczywiście, dał mi jasno do zrozumienia kilka,
przepraszam, kilkanaście razy, że my się tylko przyjaźnimy - zmieniła teraz
głos, przedrzeźniając blondyna - Bo Chloe, jest dla mnie najważniejsza, kocham
ją, oooo.
Zaśmiałyśmy się. Następnie Wera zaczęła opowiadać o Tomku.
Przerwała na chwilę, gdy mieszała makaron z sosem, następnie podała mi jeden
talerz i sama się przysiadła z drugim.
- On jest świetny! - powiedziała, gdy skończyła relacjonować
cały weekend. - Taki dojrzały i porządny. Na początku myślałam, że to taki
bezmózgi mięśniak, ale jest totalnym przeciwieństwem - westchnęła, po czym
dodała - a pewny siebie jest, oj tak! Czasem aż za bardzo.
- Wera, czy to jest to o czym myślę? - spytałam unosząc
jedną brew.
- Nie mam pojęcia o czym myślisz - skwitowała wciągając
makaron.
- Dobrze wiem, że ty wiesz o czym myślę - nie dałam się zbić
z tropu.
- Wcale nie wiem, że ty wiesz, że ja wiem o czym myślisz, bo
ja nie wiem i nawet nie wiem skąd ty byś mogła o tym wiedzieć. Wiem, że nie
wiesz.
- Skąd wiesz, że nie wiem?
- Bo wiem - rzuciła. - Adela, chyba się pogubiłam, wiesz?
- Wiem, ja też - wybuchłyśmy śmiechem. Na tym zakończyłyśmy
temat Tomka. Byłam lekko zszokowana, bo zwykle Werka opowiada mi o swoich
miłostkach. Zawsze zazdrościłam jej, że potrafi mówić o chłopakach w taki
swobodny sposób. A teraz? Chyba jest zawstydzona. Ona, Weronika, moja
przyjaciółka! To jest dziwne, ale może to oznacza, że Tomek to jakaś przełomowa postać w jej
życiu. Mam nadzieję, że nie potraktuje ją, jak wszyscy inni.
Kiedy już się wygadałyśmy, zerknęłam na zegarek i okazało
się, że już prawie dziesiąta wieczór. A po telefonie od mamy ani śladu, nawet
sms'a nie wysłała. Praca daje się we znaki. Ruszyłam do domu, usiadłam przy
biurku, zrobiłam tylko zadanie z matematyki, mimo że miałam lekcje do
odrobienia prawie ze wszystkiego. Nie mogę się ostatnio zmobilizować do nauki,
a w tym roku egzaminy! Jedynie matma została takim przedmiotem, który zawsze
robię. Lubię ją, nie sprawia mi kłopotów i czasem dobrze jest trochę
pogłówkować. Po skończeniu zadań, wybrałam się prosto do łóżka.
***
- Dzień dobry, słonko - powiedziała mama, kiedy wpuściłam
Leo do domu. - Jak się masz?
Nie dawno przyznała się, że czuje się bardzo niekomfortowo w
jego towarzystwie. Zdziwiłam się, lecz okazało się, że chciałaby go zagadnąć,
okazać sympatię, a nie potrafi, gdyż nie jest dobra z angielskiego. Umie tylko
podstawy. Uspokoiłam ją, że Leo to nie przeszkadza i uważa, że jest
sympatyczna. Kilka dni później widziałam ją z moją starą książką od
angielskiego.
- Dzień dobry - odpowiedział i uśmiechnął się promiennie. -
Jak się pani czuje?
Mama chyba lekko się zestresowała tym, że rozmowa zaczyna
się rozwijać, więc odpowiedziała krótko i się pożegnała. Szła na spotkanie. Po jej
wyjściu pochwyciłam pytający wzrok Leondre, więc wyjaśniłam mu pokrótce całą
sprawę.
- Twoja mama nie ma się czym martwić, przecież jak coś źle
powie to jej nie ugryzę - zaśmiał się.
- Wiem, ale jej nie wytłumaczysz - westchnęłam. Poszliśmy do
mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a chłopak położył się kładąc głowę na moich udach. Bawiłam się jego gęstymi włosami, a on dokładnie wpatrywał się w moją twarz. Pasma jego ciemnych włosów były takie miękkie.
Nagle zadzwonił telefon. Szturchnęłam Leo, gdyż chciałam wstać, a leżąc na mnie mi to
uniemożliwiał. Wolno się podniósł i westchnął ostentacyjnie. Rzuciłam mu
półuśmiech i poderwałam telefon z biurka, by jeszcze zdążyć odebrać.
- Halo - powiedziałam, a brunet zaczął mnie przedrzeźniać. O
nie! Zaraz zacznę się śmiać do słuchawki.
- Cześć Adela, z tej strony Emilka - powiedziała, a ja od
razu rozpoznałam jej głos. To pielęgniarka ze szpitala, w którym niegdyś leżała
Zuzia. Teraz jest z nią na rehabilitacji w Niemczech.
- O dzień dobry! - odpowiedziałam szybko, a brunet złapał,
że to poważniejszy telefon i skupił się na mnie. - Jak się czuje Zuzia? Jest
zadowolona? Robi postępy? - zarzuciłam ją falą pytań.
Kiedy Brunet usłyszał imię "Zuzia", przeczesał
nerwowo włosy.
- Tak, jest bardzo zadowolona - zaczęła, a ja nadal
zaciskałam rękę w pięść, nie mogłam się wyluzować, dopóki nie usłyszę, samych
dobrych wiadomości. - Rehabilitacja jest
intensywna, po kilka godzin dziennie. Jednak Zuzia powoli nabiera koordynacji
ruchowej, ręce już nie trzęsą się jej tak jak wcześniej. Pomimo, że jest ciężko
nie poddaje się i pracuje dwa razy mocniej. To niesamowite widzieć, jaka jest zdeterminowana.
Weekendy spędza z rodzicami, kontakt im się o wiele polepszył, nie boją się już
jej okazywać uczuć. Naprawdę wszystko zaczyna się układać.
Te informacje sprawiły, że czułam się jakbym nie stała, a
wznosiła się kilka centymetrów nad ziemią. Zapamiętałam Małą, jako zmizerniałą,
smutnie uśmiechniętą, miedzianowłosą dziewczynkę. A teraz przed oczami stoi mi
obraz Zuzi, która ćwiczy na różnych sprzętach, w pocie czoła, zaciska zęby i
daje z siebie wszystko. Uwielbiam ją i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak
bardzo mi brakuje jej pokrzepiającej obecności.
- To wspaniale -powiedziałam. - Czy mogę z nią porozmawiać?
-Niestety, nie ma takiej możliwości. Jeśli chcesz to możesz
wysłać Zuzi list lub jakąś paczkę - odpowiedziała.
- Bardzo bym chciała!
- Przesyłam adres sms-em. Miło było cię usłyszeć, a teraz
muszę już zająć się obowiązkami - powiedziała pielęgniarka.
- Dobrze, dziękuję za telefon - już miałam się rozłączyć
kiedy dodałam. - Proszę pozdrowić Zuzię.
Kiedy zakończyłam rozmowę brunet patrzył na mnie z
wyczekiwaniem. Pokrótce opowiedziałam mu, to co usłyszałam od pani Emilki. W
tym samym czasie zdjęłam olbrzymie kartonowe pudło, które znajdowało się na
szafie. Leo nie spuszczał ze mnie wzroku.
Nachyliliśmy się nad pudłem.
- Co to? - spytał zaciekawiony.
- Jakieś pamiątki i ważne rzeczy z mojego dzieciństwa -
odpowiedziałam i zaczęłam grzebać w poszukiwaniach mojej ulubionej zabawki z
dzieciństwa. Chłopak też przeszukiwał i oglądał wszystko co się znajdowało w
kartonie. Po chwili w ręku trzymałam małego misia, trochę większego niż moja
dłoń.
Gdy byłam mała, bardzo bałam się burzy. Wyobrażałam sobie,
że przychodzi potwór, który chce nas ukarać za wszystkie złe rzeczy, jakie
robimy i to właśnie on strzela piorunami, a jego gniew objawia się w grzmotach.
Tylko czekałam na moją kolej. Bardzo przeżywałam każdą burzę. Pewnego dnia tata
kupił mi tego misia. Powiedział, że to taki specjalny miś, który będzie mnie
chronił przed wszelkim gniewem i złem. Jak tylko będę mieć go przy sobie nic mi
się nie może stać. Powiedział też, że miś aby mógł wypełniać swoje zadanie musi
być ładowany. Ale nie prądem, a moim uśmiechem. Im więcej się uśmiecham tym dla
mojego ochroniarza lepiej. Niedługo potem, żadne burze nie były mi straszne, a
nawet je polubiłam. Teraz, jak nadchodzą to siadam przy oknie i obserwuje, jak
potężna i wspaniała jest natura. Strach znikł, zmienił się w podziw. Ten
pluszak jest dla mnie bardzo ważny. Dużo mi pomógł, ale również przypomina mi
czasy, kiedy tata mnie kochał bezgranicznie. Dlatego postanowiłam właśnie, że
jego oddam Zuzi. Przyda jej się ta siła, to jedna z najcenniejszych rzeczy
jakie posiadam, chciałbym żeby go dostała.
- O co tu chodzi? - słysząc nutę zdenerwowania w głosie
Leondre, podniosłam głowę. W ręce trzymał stronę wyrwaną z gazety. O nie, nie,
nie! Nie powinien tego widzieć! Szybkim ruchem wyrwałam mu kartkę.
- To nic takiego - zaczęłam jąkając się. - Po prostu zwykły
artykuł.
Złożyłam go na kilka razy i włożyłam na samo dno pudła,
które zamknęłam.
- Tam było zdjęcie. Zanosili cię na noszach do karetki -
powiedział zaskoczony, ale również podenerwowany. Trudno mi będzie się teraz
wymigać. - Co się stało? Czy to ma związek z twoimi wizytami w szpitalu?
- To nie ja - powiedziałam szybko w geście desperacji. - Na tym zdjęciu jest moja przyjaciółka. Miała
wtedy poważny wypadek i bardzo źle to wspominam, nie chcę o tym mówić - czemu
brnę nadal w kłamstwa?! Będzie coraz gorzej.
Wstałam, żeby odłożyć karton na szafę, ale razem ze mną
podniósł się również Leo.
- Nie rozumiem co tam jest napisane, ale wyraźnie widziałem
twoje imię i nazwisko - ciągnął dalej, nie zmieniając tonu. Nie było ani śladu
ciepła w jego głosie.
- To oczywiste, ponieważ to ja wezwałam karetkę i to dzięki
mnie, można ją było odratować. Nie chcę już o tym mówić - wychrypiałam.
Uniosłam karton, ale brunet go przytrzymał.
- Powiedz mi prawdę - milczałam. - Adele, popatrz na mnie.
Przez cały ten czas unikałam jego wzroku, ale teraz nie
miałam wyjścia. Stłumiłam emocje i skupiłam się maksymalnie, by założyć
najlepszą maskę jaką tylko potrafię. Podniosłam głowę.
- Mówię ci, że to dla mnie trudny temat, moja
przyjaciółka... - urwałam. - Mówię ci prawdę.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie, jakby chciał mnie
przeskanować, moje myśli, to co czuje. Wybacz, ale nie uda ci się Leo, nie tym
razem.
- Dobrze, przepraszam - powiedział w końcu. Przez chwilę w
pokoju panowała niezręczna cisza, aż w końcu brunet znów powiedział. - Zaschło
mi w gardle, przyniosłabyś mi coś do picia.
- Jasne - odpowiedziałam i czym prędzej wyszłam z tego
pokoju. Myślałam, że głowa mi pęknie od tego napięcia. A jednak znów się udało.
Czemu mu nie powiedziałam? Przecież miałam idealną okazję. Ne mogę się tym
zamęczać, trudno. Może następnym razem.
Kiedy wróciłam do pokoju Leo siedział na moim łóżku. Podałam
mu szklankę i przysiadłam się obok. Wolną ręką mnie objął i przyciągnął do
siebie. Uspokoiło mnie to.
- W sobotę gramy koncert charytatywny - oznajmił.
- To świetnie! - ucieszyłam się.
- Lewis stwierdził, że nie możemy siedzieć i nic nie robić,
więc załatwił nam występ. Zbieramy na hospicjum dla dzieci, tego samego, gdzie
poznaliśmy Zuzia - w końcu ciepło wróciło, tak mnie to ucieszyło, że musiałam
się skupić podwójnie na tym co do mnie mówił.
Siedzieliśmy tak blisko, rozmawialiśmy. Leondre nie długo
potem powiedział, że już musi iść. Tak bez powodu, trochę mnie to zaniepokoiło.
Stwierdziłam, że nie będę sobie niepotrzebnie tym zaprzątać głowy. Pierwszy raz
od dłuższego czasu postanowiłam zrobić wszystkie lekcje.
***
Brunet niemal biegł do hotelu. Serce biło mu z zawrotną
prędkością, a w głowie kotliło mu się mnóstwo pytań, na które nie znał
odpowiedzi. Po drodze duża ilość fanek próbowała go zatrzymać, wołała, chciała
zdjęcie. Jak nigdy nie odmawia, tak sytuacja była wyjątkowa. Nie zwracał na nie
nawet uwagi. Dotarłszy do hotelu, otworzył drzwi pokoju 303.
Na sofie leżał, jak długi Charlie i oglądał coś w telewizji.
Na widok przyjaciela stojącego w drzwiach powiedział:
- Zamknij drzwi, jest przeciąg - udawał obrażonego. Kiedy
zorientował się, że przyjaciel nie reaguje, a wyraz jego twarzy się nie zmienia,
spytał - co się dzieje?
Z tylnej kieszeni jeansów Leondre wyciągnął kartkę papieru i
na nią wskazał. Charlie podszedł, wziął od niego i zaczął czytać.
- To po polsku, nic nie rozumiem - przeniósł wzrok na
przyjaciela. - Weź odezwij się i powiedz o co chodzi.
- Widzisz kto jest na tym zdjęciu?
Blondyn przyjrzał się uważniej.
- To Adele! - wydał z siebie stłumiony krzyk. - Ale o co w
tym wszystkim chodzi?
Na twarzy Leondre malowało się napięcie.
- Tego właśnie próbuję się dowiedzieć, chodź - machnął ręką
i wyszedł z pokoju, Charlie zaraz za nim. Przed hotelem stało kilka dziewczyn,
które od razu do nich podbiegły.
- Możemy zdjęcie? - spytały, Charlie już chciał odpowiedzieć
coś w stylu "przykro mi, ale mamy sprawę do załatwienia", ale Leo go
wyprzedził.
- Jasne - powiedział ochoczo, na co przyjaciel obdarzył go zdziwionym spojrzeniem. Gdy skończyli, brunet odezwał się. -
Dziewczyny znacie dobrze angielski?
- Nie zbyt, raczej tylko podstawy - odpowiedziała jedna z
nich.
- A spróbujecie mi przetłumaczyć, o co chodzi w tym
artykule? - spojrzał na nie z nadzieją i podał kartkę. Ta która się odezwała
kiwnęła głową. Po piętnastu minutach poznali tylko kilka słów. Wypadek, koszykówka,
Adelajda Klimczyk, Kraków i że zdarzenie miało miejsce dwa lata temu.
Podziękowali i oddalili się. Doszli do skrzyżowania, kiedy Charlie zorientował
się, że nie ma obok niego przyjaciela obrócił się i krzyknął:
- Gdzie idziesz?
- Dowiedzieć się o co do cholery chodzi - teraz Leondre był
wściekły. Charlie skierował się w stronę pokoju hotelowego i pomyślał
"albo się wyjaśni albo będzie nowa piosenka" , westchnął na głos i
położył się na kanapie.
***
Czemu jak akurat chcę się porządnie zabrać za szkołę, ktoś
mi musi przeszkodzić. Dzwonek zabrzmiał w całym domu. Zeszłam, żeby otworzyć
drzwi. Zaskoczyło mnie, że Leo stał w progu.
- O cześć, myślałam... - zaczęłam, ale przerwałam gdy
zobaczyłam minę chłopaka. Nie była ona beztroska jak zwykle. Pokazał mi kartkę,
którą trzymał w ręce. Zamarłam. To ten artykuł z gazety! Jak on mógł tak po prostu sobie
go wziąć?! - Leondre, nie powinieneś...
- Nie - przerwał mi.
- Powiesz mi w końcu o co chodzi. Mam już tego dość. Jaki wypadek? Co to
ma wspólnego z koszykówką? I co ci do cholery jasnej jest?
Krzyczał, pierwszy raz słyszałam jak krzyczy. W dodatku na
mnie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Oto jest i rozdział. Nie wiem czy czekaliście czy nie, ale chyba najwyższy czas coś dodać :) Wydaje mi się, że jest długi i to powinno wystarczyć na jakiś czas. W czwartek jadę na obóz sportowy na dwa tygodnie i wracam kilka dni przed rozpoczęciem roku szkolnego. Więc teraz muszę pozajmować się wszystkimi książkami i zeszytami i tymi wszystkimi pierdułkami. Dodatkowo przyjeżdża moja przyjaciółka i większość czasu będę spędzać z nią. Także rozdział stety niestety ukarze się pod koniec miesiąca :)
Jeżeli macie trochę czasu, napiszcie to wam się podobało w tym rozdziale, czy wam się w ogóle podobał, jeśli nie to dlaczego. Czego się spodziewacie, czy macie jakieś podejrzenia? Byłoby mi bardzo miło. Nie wiem zbytnio co sądzić o tym rozdziale, więc chciałbym się zdać na was :)
Miłego wieczoru :)
Asieneczka Lia
#LBA 6
To już szósta nominacja do LBA, mam nadzieję że te posty was nie nudzą. Osobiście lubię czytać tego typu notki, więc mam nadzieję, że wy też :) Pytania są od Dagi, wpadajcie do niej, gdyż jest posiadaczką świetnego bloga, którego swoją drogą polecam! :)
1. Ulubiona piosenka na dzień dzisiejszy.
Dziś obudziłam się i nie mogę przestać słuchać i patrzeć na Ruggero Pasquarelli. Awww, on jest taki uroczy *.*
2. Czy jest coś co Cię inspiruje do pisania dalszych rozdziałów, jak tak to co?
Inspiruję się całe życie, gdyż ona mi jest potrzebna do zwykłego funkcjonowania. Szukam ciekawych ludzi, czytam różne rzeczy, artykuły, poznaje nowe miejsca. Staram się, jak najbardziej inspirować życiem. Więc można powiedzieć, że życie mnie inspiruje.
3. Masz internetowego przyjaciela?
Przyjaciela nie, jednak są osoby które poznałam przez internet i rozmawiamy/ piszemy ze sobą :)
4. Jakie masz zainteresowania, poza pisaniem?
Przede wszystkim trenuję siatkówkę, więc w roku szkolnym to pochłania mi najwięcej czasu. Uwielbiam czytać książki, głównie tematyka fantasy, ale nie tylko. Lubię ogólnie sporty, ale oprócz siatkówki to jeśli tylko jest sezon to mogłabym cały dzień żeglować i jeździć na nartach. Interesuje się też fotografią, natomiast jak na razie bardzo amatorsko. Chyba to tyle :)
5. Polscy wykonawcy VS. zagraniczni.
Nie mogę wybrać, gdyż i w jednych i drugich znajdę naprawdę wspaniałych artystów, jak również tych żenujących. Każdy ma swój urok :)
6. Jaką książkę ostatnio przeczytałaś?
"Fangirl" Rainbow Rowell
Książka warta przeczytania, przyjemna, ale nie jest jakaś wybitna, żeby nie wiadomo co o niej mówić. Po prostu - fajna.
7. Na czyj koncert poszłabyś najchętniej?
Nie wiem, który raz już odpowiadam na to pytanie, ale nieustannie THREE DAYS GRACE!!! Niech ktoś mnie do nich zabierze :'(
8. Najszczęśliwsze wspomnienie?
Mam dwa takie wspomnienia. Pierwsze jest z dzieciństwa, a drugie sprzed 2 miesięcy. Jak pomyślę sobie o "najszczęśliwszym wspomnieniu" to te dwie sytuacje stają mi przed oczami. Opiszę może jedną, tą taką z dzieciństwa, bo druga jest dosyć osobista i nie chcę o niej opowiadać.
Moja mama pochodzi z Podlasia, ma czwórkę rodzeństwa, a każde z nich ,tak jak ona, poukładało sobie z kimś życie, mają dzieci itd. Rozsiani są po różnych miejscach Polski. Jedyna okazja na wspólne spędzenie czasu to, kiedy spotykaliśmy się wszyscy razem na Świętach Bożego Narodzenia. To mój ulubiony czas w roku, wszystko jest wtedy takie magiczne, ludzie wydają się lepsi, inaczej postrzega się świat, jest piękniejszy. Teraz wyobraźcie sobie, duży drewniany dom o kolorze spłukanego szmaragdu, rozciągające się przy nim połacie lasu, mnóstwo śniegu, a z nieba nadal spływają białe płatki. Panuje półmrok, idziemy wszyscy do salonu, już czuję zapach potraw i momentalnie przypominają mi się kilka poprzednich dni, kiedy razem z kuzynami, ciociami lepiliśmy pierogi, uszka, graliśmy w gry, śmialiśmy się. Wchodzę do naprawdę dużego salonu. Czuję intensywny zapach świerku i widzę olbrzymią choinkę, pod którą znajduje się mnóstwo kolorowych prezentów. Światło oczywiście jest zapalone, ale główną rolę gra kominek. Bije od niego ciepło, a także słychać przyjemny trzask palonego drewna. Przez niemal cały pokój ciągnie się długi stół. Po chwili znajduje się na nim dwanaście potraw, pięknie nakryty, głównie w odcieniach czerwieni i zieleni. Natomiast od choinki bije szał kolorów. Zasiadamy do stołu, rozmawiamy, śmiejemy się. Między nogami chodzi i zaczepia wszystkich biszkoptowy labrador. Następnie przychodzi moment na prezenty. Tradycja mówi, że podarunki rozdaje najmłodszy z grona, w tym przypadku jestem tą osobą ja. Powoli opróżniam stos i dostrzegam zadowolenie, zachwyt, radość na twarzach obdarowanych. To jest taka chwila kiedy każdy z nas czuje w sobie cząstkę dziecka, tej niespodzianki. Siedzimy jeszcze do późna w przyjemnej atmosferze, a rano budzę się i myślę: "O rany, dziś jest Boże Narodzenie!"
Rzadko spędzamy święta tak wszyscy razem, ale kilka razy się zdarzało i to zdecydowanie one są moim najlepszym wspomnieniem.
9. Czy poprzez prowadzenie bloga poznałaś kogoś, zaprzyjaźniłaś się z kimś?
Tak, poznałam kilka osób, między innymi taką jedną Dagmarę :)
10. Brak mi już pomysłów a więc będzie prosto, jak tam wakacje gdzie byłaś i czy planujesz jeszcze jakiś wyjazd?
Byłam u cioci za granicą, na obozie niedaleko Zielonej Góry, na zawodach, jutro z rana jadę do babci, będę tam do piątku, a potem jeszcze obóz z siatkówki i...szkoła.
To już koniec odpowiedzi. Nie nominuję nikogo, gdyż już nie mam kogo xD Cały czas te same osoby nominować to chyba bez sensu ;) Jutro jadę do babci, pociąg mam o 5:39, co oznacza że pobudka będzie koło 4! Chyba umrę, ale jeśli jednak nie to rozdział powinien się pojawić w niedzielę albo początkiem przyszłego tygodnia. Natomiast myślę, że w niedzielę się pojawi :) Także wpadajcie :P
Pojawiła się nowa zakładka "Warte obejrzenia", jest już tam od jakiegoś tygodnia. Na razie jeszcze jej nie dopracowałam i nie dałam wszystkiego, ale jest tam kilka ciekawych linków, więc zapraszam :)
Miłego dnia! :)
Asieneczka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)