#Rozdział 9 "Ancestral Rings"
Siedziałam w gabinecie i wpatrywałam się w niską kobietę. Na
sobie miała elegancką ołówkową spódnicę i białą koszulę. Prosiła, żebym
opowiedziała jej o sobie.
- Nazywam się Adelajda - zaczęłam nieśmiało. - Mam 15 lat,
jestem w ostatniej klasie gimnazjum. Mam przyjaciółkę Weronikę...
- A dlaczego zdecydowałaś się do mnie przyjść? - przerwała
mi.
- Mam problemy z emocjami i osobowością... tak myślę - nie
przypuszczałam, że mówienie o tym wszystkim będzie aż tak ciężkie. Wiem, że ta
osoba ma mi pomóc, ale jednak jest obca.
- A jakie masz relacje z rodziną?
- Z mamą świetne, z tatą nie rozmawiam prawie w ogóle, a z
bratem, no cóż czasem się o coś posprzeczamy - westchnęłam.
- A czy czujesz, że masz w nich oparcie? - pytała spokojnym
tonem.
- W mamie tak. Reszta
ma mnie totalnie gdzieś. Nie obchodzę ich - odrzekłam zgodnie z prawdą.
- Mhm, mhm - notowała coś. - Zwykle problemy emocjonalne
mają związek z relacjami rodzinnymi. A powiedz mi jeszcze czy wydarzyło się coś
znaczącego w twoim życiu? Co bardzo przeżyłaś? - zapadła głucha cisza, a po
chwili pani psychoterapeutka znów się odezwała. - Czyli jest coś na rzeczy. Abym
mogła ci dalej pomóc muszę wiedzieć co to było.
- To dla mnie trudne, naprawdę... - nie chcę do tego wracać,
a co dopiero opowiadać.
- Bez tego słoneczko ani rusz. To posłuży nam tylko, by ci
pomóc - uśmiechnęła się ufnie. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam opowiadać.
Wymieniłam każdy drobny szczegół, żeby nie było dodatkowych pytań, by zamknąć
temat. Kiedy skończyłam, odezwała się.
- Tak, to na pewno miało duży wpływ na ukształtowanie twojej
psychiki, Adelajdo. Mogę tak mówić?
- Wolę Ada lub Adela - odpowiedziałam cicho.
- A więc Ado, problemy są po to, żeby je rozwiązywać, a ja
jestem po to by pomóc ci z twoimi. Na następną sesję chciałabym porozmawiać z
twoimi rodzicami i bratem.
- Wolałabym nie, jeśli to nie będzie konieczne. Chyba, że
tylko z mamą.
- No cóż, nie ukrywam, że myślałam o całej trójce, ale
lepiej jedno niż wcale. W takim razie wszystkie informacje sobie poukładam i od
następnego spotkania zaczniemy terapię - uśmiechnęła się, pożegnałam ją,
wstałam i wyszłam. Od razu wykonałam telefon.
- No i jak było? Opowiadaj - usłyszałam głos Weroniki.
- To chyba nie dla mnie. Musiałam dużo opowiadać o sobie, o
uczuciach i o "tamtym" - zrobiłam pauzę. - Wiesz, że tego nie lubię robić, a ona
jeszcze chce gadać z moją rodziną.
- Adelcia, ale może w ten sposób się otworzysz! Nie rezygnuj
od razu, pójdź na kilka spotkań, a jeśli
nadal będziesz tak czuła to zrezygnujesz, ok?
- Okay.
- To widzimy się jutro, pójdź wcześniej spać, żebyś znowu
nie zaspała. Muszę zrobić matmę, ona
mnie wykańcza.
- Jakbyś miała problem to dzwoń, wytłumaczę ci -
powiedziałam i chwilę później zakończyłyśmy rozmowę. Dostałam jeszcze sms.
Weronika:
Zapomniałam ci wcześniej powiedzieć, to sprzątanie z
Karolem... wyczuwam, że coś się będzie działo. Przeznaczenie...
Parsknęłam śmiechem i pokręciłam głową. Weronika jest jedyna
w swoim rodzaju. Założyłam słuchawki, już pierwsze tony głosu Freddiego mnie
uspokoiły. Właśnie słuchałam "Spread Your Wings" i rozmyślałam.
Zdecydowałam się pójść do specjalisty, bo ostatnio nie poznaje siebie. W duszy
jestem spokojna, wrażliwa, a to co okazuje to tylko pogarda i lekceważenie. Tak
mnie widzą inni. Nie chcę tego, nie jestem taka. W tym momencie zaczął się
refren i zaczęłam śpiewać pod nosem:
- Spread
your wings and fly away
Fly away
far away
Spread your
little wings and fly away
Fly away
far away
Pull
yourself together
Cos you
know you should do better
That's
because you're a free man.
"Spread your
little wings and fly away" skrzydła by mi się teraz przydały. Dotarłam
do domu, weszłam do mojego pokoju i stwierdziłam, że tak bardzo brak mi
rysowania. Wzięłam szkicownik, usiadłam przy biurku. Trzymałam ołówek w ręce i
czekałam. Czekałam na ten moment kiedy sama zacznie prowadzić ołówek i nic ani
nikt nie będzie mógł w nią ingerować. Tak jak to zawsze było, jednak nie tym
razem. Przez pół godziny gapiłam się w ścianę z przyborem w dłoni. Przecież to
nie może być takie trudne! Dobra, zacznij od czegoś prostszego, powiedzmy... o
kubek! Przede mną stał niebieski kubek w gwiazdki. To się na pewno uda!
Przykładałam ołówek do kartki, ale ciągle go odciągałam, nie wiedziałam jak
zacząć, nie umiałam. Czułam się jakbym miała pierwszy raz coś do pisania w
ręce. Niewiarygodne, ale nie potrafię narysować głupiego kubka!
Zostawiłam wszystko i rzuciłam się na łóżko. Nic mi nie
wychodzi! Dziwne było jedynie to, że nie zanosiło się na płacz. Chyba mój
organizm był odwodniony po niedawnym wodospadzie łez. Tak leżąc z głową w
poduszce usłyszałam dźwięk wiadomości na facebook'u. Otworzyłam portal i
zobaczyłam imię "Karol". Jutro przecież piątek, może coś chce w
związku z tym. Odczytałam wiadomość.
Karol:
Hej :) Podaj mi
swojego ulubionego wokalistę/zespół, który ma żwawe piosenki ;)
Po co mu to? Nie ważne. Odpisałam:
Nie sądzę, żeby Ci się
spodobały, słucham... innej muzyki ;)
Na odpowiedź nie czekałam długo:
Nie ważne, jaki to rodzaj,
byle żeby była żywiołowa. Pilna sprawa, pomożesz czy nie?
Zastanowiłam się chwilę a następnie, wystukałam kilka słów
na klawiaturze.
Zespół rockowy Three
Days Grace ma takie piosenki. Ale to mocny rock. Natomiast ja ich uwielbiam ;)
Karol:
Super! Dzięki wielkie
i pamiętaj, że widzimy się jutro :D
Widzimy się codziennie. Chodzimy do jednej klasy od trzech
lat.
Do zobaczenia ;)
***
Piątek. W ten dzień mamy luźne lekcje. Mijał dosyć szybko i
całkiem przyjemnie. Na jednej przerwie, gdy stałam z Weroniką, naprzeciwko nas
siedział Karol, jego "fani" i dziewczyna. Przechodząc obok nas,
ukradkiem na mnie spojrzał i się uśmiechnął. Odwzajemniłam, ale było mi trochę
przykro, że nawet głupiego "cześć" przy tych swoich koleszkach nie
mógł mi powiedzieć. Oczywiście zaczepiali Werę, lecz to się często zdarza, jest
bardzo ładna, nakłada makijaż, natomiast on tylko podkreśla jej walory.
Koleżanka zręcznie ich zbywała. Na mnie nigdy nie zwracali uwagi.
Po ostatniej lekcji odprowadziłam przyjaciółkę do szatni,
chwilę rozmawiałyśmy.
- A no i pamiętaj, dziewczyna nie ściana da się przesunąć -
szturchnęła mnie w łokieć i się zaśmiała.
- Jasne, dzięki za złote rady - odpowiedziałam
zażenowana. - Będzie tak romantycznie, w
końcu my dwoje, śmierdzące mopy, pełno kurzu, achh nie mogę się doczekać -
powiedziałam ironicznie. Pośmiałyśmy się jeszcze chwilę, a następnie pożegnałam
Werkę i ruszyłam na salę. Przy wejściu ujrzałam chłopaka.
- No no, spóźniłaś się koleżanko - uśmiechnął się.
- Cześć Karol, miło cię widzieć - podeszłam i zabrałam mopa
z jego ręki.
- Przecież już się widzieliśmy - powiedział.
- No tak, ale nie raczyłeś się przywitać, także ja to robię -
posłałam mu wymuszony uśmiech i zaczęłam ścierać od końca sali, która była ogromna, a on od
początku. Im bardziej odległość między nami się zmniejszała tym więcej
rozmawialiśmy. W pewnym momencie szatyn powiedział, że idzie do toalety.
Zostałam sama na
wielkiej hali. Sala gimnastyczna niegdyś była jak mój drugi dom. Tyle się
zmieniło od tamtego czasu. Przede wszystkim ja się zmieniłam. Moje rozmyślania
przerwały jakieś odgłosy, które stawały się coraz głośniejsze. Nie wierzę! Na
salę wszedł Karol, wiózł dwa ogromne głośniki, z których wydobywała się muzyka.
Moi ukochani! Aktualnie leciało "Landmine". W jednym momencie się
rozpromieniłam. Przybliżył się do mnie i powiedział.
- To mam nadzieję, że teraz nam szybciej pójdzie -
zaśmialiśmy się. Zaczęliśmy ścierać podłogę do muzyki, a ja śpiewałam... no
dobra wyłam, tekst piosenek.
- I'M
LIVING LIKE A LANDMINE WAITING TO EXPLODE
I'M TICKING
LIKE A TIME BOMB READY TO GO
I'M A
DANGER TO MYSELF AND EVERYBODY ELSE
I'M LIVING
LIKE A LANDMINE WAITING TO EXPLODE
I'M READY TO GO!
Sprzątanie szło o wiele szybciej kiedy mieliśmy podkład
muzyczny. Cały czas się wygłupialiśmy. Gdy już byliśmy przy końcu usłyszałam
pierwsze nuty jednej z najpiękniejszych piosenek. Podparłam się na kiju od mopa
i zamknęłam oczy. Muzyka przepełniała całe moje ciało, była wszędzie, razem z
emocjami jakie towarzyszą przy słuchaniu. "Fallen Angel" niesamowicie
ważny dla mnie utwór. Tekst jest tak piękny i uczuciowy. Rzadko jej słucham,
nie chcę by mi się przejadła. Słysząc kolejne linijki łzy zebrały mi się do
oczu. Pochłaniałam każdy dźwięk. Cały czas mając zamknięte oczy, puściłam kij i
przysiadłam na ziemi.
- Ada, wszystko w porządku? - usłyszałam zaniepokojony głos
chłopaka.
- Tak...chyba tak - położyłam się i ukryłam twarz w
dłoniach. Płakałam, ale to nie był ten rodzaj łez, który najczęściej towarzyszy
człowiekowi. Wzruszenie, emocje, uczucia.
Wyczułam, że obok mnie kładzie się Karol, w bezpiecznej odległości. Nie
odzywał się, uszanował moją chwilę, jestem mu za to wdzięczna. Cały czas szeptałam słowa refrenu.
"Fallen angel close your eyes." "I want let you fall
tonight."
"Just let go." "You
don't have to be alone"
Gdy piosenka się kończyła ściągnęłam całe mokre dłonie z
twarzy i wpatrywałam się w wysoki sufit hali. Teraz kątem oka widziałam, że
zielone oczy Karola też wędrują w górę. Leżał pół metra ode mnie, cieszę się,
że był ze mną, że nie byłam sama.
- Wow, to było coś cudownego - powiedziałam nieobecnym
głosem. - Ja... nawet nie wiem co się właśnie stało.
- Płakałaś? - spytał łagodnie.
- Tak, ale to jedne z najprzyjemniejszych łez jakie wylałam
- w moim głosie dominował zachwyt . - Nnie wiem co się stało, ale dziękuję -
wyjąkałam.
- Cała przyjemność po mojej stronie - obrócił głowę w moją
stronę, a ja zrobiłam to samo. Wpatrywaliśmy się tak w siebie chwilę, potem
jego twarz rozpromienił uśmiech i zobaczyłam jego równe, białe zęby.
- Jasne, czyli odwołujesz nasze spotkanie, żeby poleżeć
sobie z jakąś laską na podłodze? Zajebiście - obydwoje poderwaliśmy się z
miejsc, w wejściu stała, czarnowłosa dziewczyna. O nie! Przecież to jest
dziewczyna Karola. - Nie przeszkadzajcie sobie - dodała i wyszła.
- Zaczekaj! - krzyknął
Karol i wybiegł za nią. Zostałam na sali zupełnie sama. Pozbierałam wiadra,
umyłam mopy, sprzęt też złożyłam. Nie chowałam złości do kolegi. To naturalne,
że musiał wyjaśnić sprawę. Mam nadzieję, że nie będzie miał przeze mnie
problemów. ZNOWU. Pogasiłam światła i wychodząc ze szkoły nadziałam się na
zdyszanego Karola.
- O przepraszam, nie zauważyłam cię - powiedziałam cicho. -
I jak sytuacja?
- Kiepsko. Syśka jest mocno wkurzona. Próbowałem jej
wytłumaczyć, że my nic złego nie robiliśmy, ale nawet nie dała mi dojść do
słowa. Pojechała do domu - odpowiedział smutny. Super, nie dość że sama
komplikuję sobie życie, to jeszcze innym.
- Może ja z nią porozmawiam i wytłumaczę Sylwii, że nic nie
było, nie ma i nie będzie między nami? - zapytałam. Naprawdę się głupio czuję.
Muszę to naprawić.
- Nie, lepiej nie. Sylwia ma trudny charakter. Spróbuję
jeszcze jutro. W końcu sobie to wyjaśnimy - rzekł. Kiedy był zmartwiony, zieleń
jego oczu stawała się ciemniejsza i bardziej nasycona.
- Przepraszam, to moja wina. Wszystko... ta kara, problemy z
dziewczyną. Lepiej się ze mną nie zadawaj. Jestem chodzący nieszczęściem -
zwiesiłam głowę w dół.
- No co ty w ogóle wygadujesz - przytulił mnie. On mnie
pociesza? To ja powinnam przytulić jego. To Karol jest w dołku nie ja. - Syśka
po prostu źle zrozumiała to, co zobaczyła. Nie dziwię jej się to mogło wyglądać
dwuznacznie, ale jestem przekonany, że to sobie wyjaśnimy. - Wypuścił mnie z
przyjacielskiego uścisku i dodał - Chodź, odprowadzę cię do domu.
Rozmawialiśmy aż do momentu kiedy, doszliśmy do drzwi
wejściowych murowanego domu, w którym mieszkałam od urodzenia.
- To do zobaczenia w poniedziałek.
- Tak, dziękuję za dziś. Jeszcze nigdy tak dobrze mi się nie
sprzątało. Jeszcze raz przepraszam - odpowiedziałam.
- Daj spokój - uśmiechnął się. - Też spędziłem przyjemnie
czas. Trzymaj się - odwrócił się i odszedł pod osłoną nocy.
Wchodząc po schodach na górę przywitałam się ze wszystkimi
domownikami. Odpowiedziała mi tylko mama. Zamknęłam drzwi do pokoju,
odetchnęłam głęboko i uśmiechnęłam się sama do siebie. Powód mojej radości
dotyczył jednego ważnego odczucia. Poczułam jak napełnia mnie chęć tworzenia.
Przysiadłam na krześle z ulubionym przyborem w ręce i zaczęłam kreślić cienkie
i grube, wyraźne i rozmazane, proste i zaokrąglone linie. Nie umiem opisać
uczuć, które towarzyszą mi za każdym razem, oto właśnie w tym chodzi. Dlatego
to kocham. Ostatnie pociągnięcie ołówkiem i spojrzałam na całokształt. Na
białej kartce znajdowała się twarz, mocno wyrysowany podbródek, w przeciwieństwie
do ust, nosa i uszu, które rozmyte, trochę niewyraźne nadawały subtelności.
Włosy poczochrane, niedbałe. Główną uwagę przyciągały duże oczy, narysowane z
niemal każdym szczegółem. Do tego stopnia, że mimo to, że obraz był w
odcieniach szarości, to gdyby nadać mu kolor dokładnie wiedziałam jakim
wypełniłabym oczy. Zero wątpliwości, gdyż żadna inna barwa oprócz tej by nie
pasowała. Wyłącznie głęboka zieleń.
***
Obudził mnie dzwoniący telefon. Jak ja tego nie lubię!
Zerknęłam najpierw na zegarek, który wskazywał 8, a potem na telefon. Nie
zdziwiłam się, bo któż inny mógł do mnie dzwonić w ten sobotni poranek.
- Halo - wypowiedziałam
zaspanym głosem.
- Pomocy! Nie wiem w co się ubrać! Ani jak umalować! Nie
mogłam spać przez pół nocy! Nawet sobie nie wyobrażasz jaka jestem
podekscytowana - piszczała Weronika do telefonu.
- Czyli teraz będzie tak za każdym razem? Zaczęło się od
tego, że dostałaś bilety...
- Wygrałam! - poprawiła mnie koleżanka.
- Dobra, wygrałaś bilety, potem koncert, następnie
tłumaczenie listów, a teraz spotkanie z Charlie'm. Za każdym razem będziesz do
mnie dzwonić bardziej podekscytowana? Dziewczyno, jak tak dalej pójdzie to
umrzesz ze szczęścia - mówiłam nadal nieprzytomnym głosem.
- Bardzo śmieszne - skwitowała. - Ok, rozumiem masz mnie dość,
wystarczy powiedzieć.
- Wera wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu dzwoń dwie
godziny później, a nie jak śpię - wytłumaczyłam.
- Jasne - kontynuowała naburmuszona. - To już nie ważne,
sama poradzę sobie z outfit'em.
- Weronika... - zaczęłam.
- Nie spoko, przecież - ech... zawsze strzela tak szybko
fochy. - Zgadamy się wieczorem, miłego dnia.
- Tobie również, kocham cię - przeciągnęłam ostatnią sylabę.
- No ja ciebie też, pa - zaśmiałam się na jej odpowiedź i
zakończyłyśmy rozmowę.
Z Leondre umówiliśmy się na 15 pod kinem. Zdecydowaliśmy sie
na komedię "Siódme niebo" , gdyż powiedziałam mu, że nie zamierzam
przy nim płakać...znowu. Pogoda na zewnątrz wyjątkowo łaskawa, porównując
ostatnie dni. Ubrałam zwykłe rurki, sweter, który u dołu niebieski, stopniowo
stawał się jaśniejszy przy górze, czyli efekt ombre. Stanęłam przed lustrem,
standardowo luźny warkocz, a teraz co z makijażem? Miałam ochotę pomalować się
jakoś ładnie, wieczorowo. Jednak znając moje umiejętności wyszłabym jak klaun
lub gorzej. Podkład, korektor, puder, tusz. Tyle wystarczy. Kolczyki dopełniały
całość, te same co zwykle. Opuszczając dom narzuciłam na siebie parkę i
wsunęłam czarne trampki na stopy, i pojechałam komunikacją miejską, którą wręcz
uwielbiam, sarkazm, pod kino. Chwilę wypatrywałam bruneta.
- Cześć - podskoczyłam, obróciłam głowę w bok, a tam stał
Leo z kapturem na głowie. W pierwszej chwili go nie poznałam, dlatego się
wzdrygnęłam.
- Wiem Leondre, że spędzasz już w Polsce trochę czasu,
natomiast nie musisz się bawić w osiedlowego dresa. Czemu nie zdejmiesz
kaptura? - zaśmiał się.
- Tu jest dużo ludzi, nie chcę żeby od razu Bambinos się na
mnie rzuciły - wyjaśnił.
- Dobra rozumiem. Lepiej już chodźmy, bo zaraz się film
zacznie - kiwnął głową i ruszyliśmy na salę kinową. Oczywiście nie obyło się
bez kupna popcornu. Film nawet mi się podobał, momentami rzeczywiście mnie
śmieszył, trochę jednak głupkowaty. W przeciwieństwie do mnie Leo bawił się
świetnie myślałam, że zaraz posika się na fotel ze śmiechu. Może nie rozumiem tych
angielskich żartów? Po zakończeniu seansu wychodząc z kina chłopak się spytał.
- Jak mogłaś wytrzymać? Ta komedia była zarąbista, rzadko
się zdarza aż tak śmieszna - na wspomnienie o filmie znów zaczął pękać ze
śmiechu.
- Widocznie mamy inne poczucie humoru - odpowiedziała, zaraz
jednak dodałam. - Ale cieszę się, że ci się podobało.
Teraz nadszedł moment, gdzie miałam wykazać się jako
przewodnik. Cały czas rozmawiając, poszliśmy na rynek, chodziliśmy między
starymi kamieniczkami, wzdłuż Wisły. Nie obyło się bez ataków Bambinos. Nie mam
nic przeciwko, rozumiem że fani chcą zrobić sobie zdjęcia i pogadać ze swoim
idolem. Natomiast dla mnie to były postoje i wpatrywanie jak się tulą i robią
selfie. Trochę męczące, ale przygotowałam się na to. Doszliśmy do kładki Bernatka.
Tak nazywa się w Krakowie most z kłódkami dla zakochanych. Przechodząc
tłumaczyłam brunetowi, niektóre napisy. Już szliśmy w stronę Kopca Kraka, skąd
jest niesamowicie ładny widok na miasto, gdy chłopak zaczął.
- Chciałbym kiedyś zawiesić taką kłódkę z "tą jedyną"
- powiedział.
- Ja nie - powiedziałam.
- Zwykle to dziewczyny są ROMANTYCZNE i chcą zawieszać -
zaakcentował i się zaśmiał.
- Ja to bym chciała posadzić drzewo.
- Drzewo? - zapytał zdziwiony.
- Drzewo - spojrzał na mnie wciąż zmieszany. - Na przykład
taki dąb. Najpierw malutki, gdy się zakorzeni to stopniowo rozrasta się do
ogromnych rozmiarów. Staje się coraz twardszy, rozgałęzia się, starszy i żyje
nawet kilkaset lat. Nie taka powinna być miłość? Z każdym dniem mocniejsza,
rozwijająca się i nie do zniszczenia? Kłódki rdzewieją, nie które spadają do
rzeki inne są zdejmowane. Dla mnie żyjąca roślina jest większym symbolem
miłości, niż jakiś przedmiot - opowiedziałam.
- Nigdy nie patrzyłem na to z takiej perspektywy -
uśmiechnął się.
- Takie czasy, ludzie szukają prostych rozwiązań, we
wszystkim skracają sobie drogi. O drzewo trzeba dbać, aby wyrosło zdrowe.
Kłódkę wystarczy zawiesić i tyle. Tak właśnie wyglądają związki teraz.
- Niesamowite.
- Ale co? - nie zrozumiałam.
- Ty - popatrzył w moje oczy. - Jeszcze nigdy nie spotkałem
takiej osoby. Jesteś wyjątkowa -
powiedział ciepło.
- Dziękuję - zarumieniłam się. - Ty też jesteś fajny - serio
Adela? Fajny? Jedna wielka porażka. On się tylko zaśmiał i poszliśmy dalej.
Wyszliśmy na kopiec i usiedliśmy na trawię. Akurat słońce kończyło już swoją
wędrówkę po niebie. Otuliłam się mocniej parką. Chłopak przeczesał niedbale
włosy, a ja zwróciłam uwagę na jego dłoń.
- Czym dla ciebie są te pierścionki ? - zaciekawiona
zapytałam.
- Kojarzą mi się z takimi pierścieniami rodowymi, jak przed
wiekami nosiły całe rodziny. Oznaczają dla mnie przywiązanie do kogoś. Ten -
wskazał na pierwszy - symbolizuje, że jestem Devries, z kolei ten znaczy, że
wszystkie Bambinos są, jak moje narzeczone. Ostatni jest dla mnie najważniejszy
- podniósł głowę i wpatrywał się w nieskończoną przestrzeń. - Dostałem go, jako
mały chłopiec od ojca "na szczęście". Zawsze, jak na niego patrzę to
wydaje mi się, że tata jest przy mnie. Że nigdy nas nie zostawił i tylko
zawołam, a pójdziemy jeździć na deskorolkach, tak jak kiedyś. To on mnie
nauczył, jak utrzymać balans, jak stać na desce by nie spaść. Zresztą nie tylko
tego. Potem znalazł sobie młodszą, ładniejszą laskę od mojej mamy i zapomniał o
nas. Dopóki mam ten pierścień , to mam nadzieję, że będzie tak jak dawniej, że
któregoś dnia wróci do naszego domu i zostanie, jakby nigdy z niego nie odszedł
- zakończył, a łza spłynęła po jego gładkim policzku.
- Jesteś zbyt wrażliwy w tym podłym świecie - powiedziałam i
przytuliłam go mocno. - Ale nie martw się, jest nas dwoje - uśmiechnął się
smutno i odwzajemnił uścisk. Chciałam go pocieszyć, więc zażartowałam.
- No Leondre, jak będziesz miał dziewczynę, z którą
zawiesisz kłódkę, to będziesz musiał pościągać pierścionki. Dziewczyny lubią
chodzić za rękę - zaśmialiśmy się.
- Myślę, że nie będą problemem. Zobacz - chwycił mnie za
dłoń i pociągnął żeby pomóc mi wstać. Tak trzymając wymachiwał nią do przodu i
do tyłu. Potem po prostu trzymał moją rękę. - I co, przeszkadzają? - spytał.
- Kłują, jak cholera. Współczuję twojej przyszłej dziewczynie
- zaśmialiśmy się obydwoje.
- Przyzwyczaiłabyś się.
- Ja? - spytałam zdziwiona.
- To znaczy, moja przyszła dziewczyna oczywiście -
odpowiedział szybko, a nasze dłonie już nie były splecione. Sytuacja stała się
niezręczna. Jednak Leo rzucił jakimś żartem i gadaliśmy tak całą drogę
powrotną. Pożegnaliśmy się pod hotelem, a ja wróciłam do domu. Poczułam
wibracje w kieszeni. Dostałam sms:
Weronika:
Wejdź na fb! Teraz!
Ach, pewnie chce mi opowiedzieć, jak było u nich. Wzięłam
komputer na kolana, otworzyłam portal. W wiadomości, którą dostałam od Weroniki
był jeden link. Weszłam w niego a moim oczom ukazał się artykuł zatytułowany:
"Leondre Devries związał się z Polką, co na to
Bambinos?"
Pod napisem widniało wielkie zdjęcie, jak Leo trzyma mnie za
rękę. Rzeczywiście wyglądało jakbyśmy byli parą. Super! Czekam tylko na to, jak
fanki będą mnie dojeżdżać na każdym kroku. Przecież nie mam dość problemów.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Kolejny raz, nie jestem zadowolona z rozdziału. Pomysł mam i wiem, jak chcę to zrealizować, ale nie miałam czasu, by dopracować tekst. Na pewno z drugiej części jestem zadowolona, ale co do pierwszej...grrrr. Nie wiem czy pojawi się rozdział w piątek, bo chcę dodać coś z czego będę w pełni dumna :D To chyba tyle. Mokrego dyngusa! Piszcie co myślicie ;)
Asieneczka Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No! tym razem jestem pierwsza! hahha
OdpowiedzUsuńJa to sama nie wiem co mam myśleć...
Leo hmm.. tak po prostu uwielbiam czytać jak tych
dwoje spędza ze sobą czas :D
A jeszcze jest Karol... niby ma dziewczynę ale są pokłóceni
Mam dziwne przeczucie, że Syśka z nim zerwie? (oby nie!)
Aaa.. jeżeli rozdziału nie będzie w piątek to mam nadzieję, że w poniedziałek będzie x2 dłuższy!
A więc życzę weny kochana, tylko WIĘCEJ CHARLIEGO proszę tutaj! <3
Wszystkiego się dowiesz, jeśli będziesz cierpliwa i będziesz czytać uważnie :D Z tym rozdziałem to jeszcze zobaczę, jak się wyrobię ;) Dobra dobra tylko nie bij :D
UsuńDziękuję, Twoja opinia jest ważna dla mnie <3
Aaaaaaaaaaale cudnie! <3
OdpowiedzUsuńNormalnie nw od czego zacząć.
No najlepiej od początku, więc... psycholog/terapeuta
Już myślałam, że dowiem się o co chodzi, ale nie. Czemu to ukrywasz? Czemu? D':
Karol i Sylwia...
No nw co o tym napisać, ale to było piękne <3
To wejście smoka xD
A te piosenki to... <3
A Leo...
W ogóle genialny pomysł z tym drzewem! WOW!!
A ten artykuł...
Już się nie mogę doczekać co dalej!!
Cały rozdział po prosu BAJKA <3
Skoro ten ci się nie podobał to nwm jaki musi być, żeby sprostał twoim wymaganiom
Ja tam wierzę, że sie wyrobisz :D
A jak nie to trudno.
Nie no żartuję xD Jasne, że chcę żebyś wstawiła go w piątek, ale nie chcę na tobie wywierać presji czy coś
A i jeszcze jedno...
MASZ GIGANTYCZNY TALENT!!!
Życzę weny :**
Buziaki xoxox
Ukrywam, no bo wiesz musi być coś tajemniczego. Może za niedługo się dowiesz... :) Powiem ci, że to drzewo to mi się podoba, tak skromnie mówiąc, reszta tak nie zbyt xD Ale cieszę się OGROMNIE, że Tobie się spodobały te wypociny. Skoro piszesz mi takie ładne komentarze to może coś zorganizuję na piątek :D Haha na razie, to ja czekam na ciebie i twój rozdzialik ;*
UsuńDziękuję jeszcze raz <3