#Rozdział 56 "Cura, ut valeas!"
Tytuł: "Bądź zdrów!"
Zbiłam lustro w swoim pokoju, przez co na rękach pojawiły mi
się małe rany od ostrych boków szkła. Zakleiłam lustra w łazience i w
przedpokoju. Nie mogłam patrzeć na swoje odbicie, brzydziłam się sobą. To i tak
wiele nie pomogło, bo moje oblicze widniało na każdej szybie i szklance. A z
każdym kolejnym razem jak na nie patrzyłam, uczucie krwi na rękach wzrastało.
Dlatego po kilku godzinach po powrocie, mój dom był cały zasłonięty, ciemny,
nic się nigdzie nie odbijało, a na ziemi w moim pokoju leżało mnóstwo
rozsypanych drobinek. Gdy mama wróciła z pracy i zobaczyła mieszkanie w takim
stanie, nieco się zdziwiła i od razu zapytała o co chodzi, nie musiałam
odpowiadać. Spojrzała na mnie raz i już wiedziała.
- O Boże, to niemożliwe - zakryła usta dłonią z przerażenia.
Nie wytrzymałam, pobiegłam i zamknęłam się w pokoju. Nie wychodziłam przez
kolejne godziny. Mama próbowała pukać, dobić się do mnie, lecz to nic nie
dawało. Wpatrywałam się w szramy na moich rękach i próbowałam się na nich
skupić.
Po nieprzespanej i najgorszych nocy mojego życia, wyszłam z
mojej jaskini. Przy stole czekała na mnie mama, widać że jej noc tez nie
należała do najprzyjemniejszych. Obrzuciłam ją obojętnym wzrokiem i weszłam do
kuchni po wodę.
- Może coś zjesz? - Zaproponowała zmartwiona bacznie mnie
obserwując.
- Nie - ucięłam. Nalałam wody, a gdy przechyliłam ja by się napić znów zobaczyłam tą ohydną twarz. Dopiłam do końca, ubrałam się, nie
zwracając uwagę na to co nakładam, spakowałam torebkę i bez słowa wyszłam z
domu. Promienie słoneczne mnie drażniły, iskrzący śnieg sprawiał ból moim przekrwionym
oczom, chłód wiatru rozdrapywał wczorajsze rany. Czułam się jakbym umarła, a
jednak musiałam żyć.
W pierwszym lepszym sklepie kupiłam wysoko procentową wodę
utlenioną i nożyczki. Następnie poszłam
do toalety publicznej w całodobowym markecie. Ponieważ dziś była. niedziele, w
ubikacji nikogo nie zastałam. Rzuciłam okiem na swoje odbicie w lustrze i się skrzywiłam. Rozpuściłam potargane włosy i chwyciłam nożyczki do ręki.
Najdłuższe kasztanowe kosmyki sięgały mi trochę za pas. Ciach, teraz nie
przekraczały łokci. Ciach, końcówki smyrały ramiona.
Ciach, ostateczne cięcie.
Przeczesałam palcami moje włosy by je trochę rozczesać.
Następnie użyłam wody utlenionej. W trakcie gdy moje włosy zmieniały kolor pod
wpływem stężenia, wyciągnęłam kosmetyczkę i zrobiłam makijaż. Nie minęło
kilkadziesiąt minut, a zamiast Adeli z długimi, gęstymi włosami o odcieniu jesiennych kasztanów i delikatną twarzą, stał ktoś zupełnie inny. Dziewczyna z
krótkimi, utlenionymi blond włosami, obciętymi niedbale, o długości pomiędzy "na chłopaka" a " long Bobem". Makijaż miała mocny, czarna
kredka okrążała grubą linią jej oczy, ciemna szminka na ustach, ciemne brwi i
duża ilość tuszu do rzęs. To nowa Adela, bo na tamtą już nie miałam ochoty
patrzeć. Na tą, która pozwoliła swojej przyjaciółce odejść, która była zbyt
zapatrzona w swoje szczęście, by dostrzec ból najbliższej osoby.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, kilkanaście nieodebranych
połączeń, jakieś powiadomienia z mediów społecznościowych, olałam to. Tego dnia
włóczyłam się jeszcze długo bez celu na zewnątrz, a gdy wróciłam wieczorem do
domu, mama mnie zatrzymała:
- Ada - zawiesiła głos, gdy mnie zobaczyła. Przez chwilę
patrzyłyśmy na siebie, ja wzrokiem pomiędzy agresywnym a pasywnym, a ona z niepokojem i czułością. W
końcu odchrząknęła i powiedziała. - Dzwoniła do mnie mama Weroniki i prosiła
żeby ci przekazać, że pogrzeb planowany jest na czwartek.
- Nie wiem czy przyjdę - rzuciłam niby od niechcenia z grobową miną i
poszłam do pokoju. Gdy tylko zamknęłam drzwi zaczęłam płakać i tak nie
przestawałam aż do poranka.
***
Unikałam wszystkich i wszystkiego, jak tylko mogłam. Z nikim
nie rozmawiałam, nie chodziłam do szkoły, kreowałam swój nowy wygląd i
szukałam... nie wiem czego. Wyjścia? Czułam się jak w labiryncie, bez nadziei i
celu. Aż w końcu we wtorek, gdy siedziałam zamknięta w pokoju, usłyszałam
delikatne pukanie do drzwi. Zignorowałam to. Pukanie z czasem stawało się coraz
głośniejsze i bardziej nachalne. Nie przeszkadzało mi to jednak w dalszym ignorowaniu. Następnie ta osoba, która stała za drzwiami zaczęła uderzać pięścią
raz po raz. Wcześniej myślałam, że to moja mama, ale ona się tak nie
zachowywała. Wiem, też że w między czasie Karol był tu kilka razy, ale do niego nie
wyszłam. Nikodem miał wrócić, ojciec też, ale to nic nie zmieniało.
Nie potrzebowałam już nikogo.
- Jeśli zaraz nie otworzysz drzwi, to je wyważę -
usłyszałam zza drzwi. Zdziwiłam się, co on tutaj robił? Coś w środku się we mnie
złamało, ale nadal nie drgnęłam. Osoba wciąż biła w drzwi. - Proszę otwórz,
proszę... - w końcu ustąpiła. Wypuściłam powietrze z ulgą.
Po kilku godzinach poczułam się spragniona, muszę sobie
załatwić jakiś zapas wody do pokoju. Otworzyłam delikatnie drzwi i zatrzymałam
się gwałtownie. Przed nimi siedział oparty o ścianę Leondre Devries. Dostrzegłam
jak zmieniła się jego twarz, gdy mnie zobaczył. Nie takiej mnie oczekiwał, nie
taką mnie chciał. Odwróciłam się szybko by zamknąć drzwi z powrotem, lecz Leo
poderwał się z ziemi i włożył nogę tak by mi to uniemożliwić.
- Nie zachowuj się tak, porozmawiajmy - powiedział, a ja
wciąż próbowałam go wypchnąć i zatrzasnąć drzwi. - Nie rób mi tego - nie
przestawałam. - Proszę cię - determinacja rosła, a on słabł i powoli wysuwał
nogę na śliskiej podłodze. - Nie uciekaj, nie zamykaj się na to - łzy zaczęły
spływać mi po policzkach, ale napierałam na drewniane drzwi. - Weronika by tego
nie chciała, uszanuj jej śmierć i nie niszcz kolejnego życia! - krzyknął, a ja
puściłam. Zatoczyłam się i usiadłam na ziemi, ukrywając twarz w dłoniach.
Przysiadł się koło mnie i próbował zagarnąć w objęcia, ale się upierałam i mu
na to nie pozwoliłam. Nie naciskał, zamknął drzwi do mojego pokoju i po prostu
siedział obok mnie, delikatnie głaskając moje udo. Po pewnym czasie w końcu
podniosłam na niego wzrok. Miał wymalowany spokój na twarzy, zacisnęłam zęby i
krzyknęłam:
- Nie chcę cię już, wynoś się stąd! - Pokręcił smutno głową.
- Takie zachowanie nic nie da. Wcale nie poczujesz się lepiej,
wiesz o tym? - zapytał.
- Nic o tym nie wiesz, nie masz prawa mi mówić co i jak mam robić - syknęłam.
- Mam, bo cię kocham - zadrżałam, a on mówił dalej. -
Myślałaś, że z każdym dniem będzie lepiej? Niestety muszę cię zmartwić bo nie
będzie. Każdy kolejny dzień będzie coraz gorszy i trudniejszy. Będziesz zdawać
sobie sprawę ze straty, ból będzie rósł, wtedy się dopiero zacznie. Dlatego
właśnie nie rób tego. Nie zamykaj się na miłość i dobroć. Będziesz jej bardzo
potrzebować, bardziej niż kiedykolwiek. Ciężki to będzie okres, ale przejdziemy przez to wszyscy razem.
Obiecuję ci, że poradzimy sobie. Nie pozwól, żeby śmierć Weronika poszła na
marne. Może ona chciała nam wszystkim coś uświadomić? Musimy się trzymać razem.
Ty, ja, Charlie, twoja rodzina, rodzina Weronika, to będzie siła, której nikt
nie zatrzyma.
Spojrzałam na niego, potem na swoje ręce i łkałam.
- Ja już mam tego dość, mam siebie dość. Tylko spójrz na
mnie, jestem żałosna. Widzisz co ze sobą zrobiłam? - Spuściłam głowę, by nie
widział mojej twarzy. On jednak ją chwycił w dłonie, pocałował mnie czule w czoła i
szepnął do ucha.
- Jesteś piękna, kocham cię w tych krótkich włosach. Kocham
cię w blondzie. Kocham cię w makijażu. Kocham cię i bez niego. Kocham cię za to
jaka jesteś, nie obchodzi mnie okładka, bo kocham ciebie.
- Brzydzę się sobą - odpowiedziałam. Leo wstał i wyszedł, zostawiając mnie w ciemnościach pokoju. Gdy po dłuższym czasie wrócił, zapalił
światło. Na początku oczy mnie paliły, ale gdy już się przyzwyczaiłam
zobaczyłam co zrobił. Ściął niedbale swoją grzywkę i teraz miał zwykłe krótkie
włosy, w kolorze żółtej platyny.
- Pierwszy raz farbowałem włosy, jak ci się podoba? - Spytał,
przejeżdżając ręką po nowej fryzurze. Posłałam mu niewyraźny uśmiech. Ten gest w tym
czasie znaczył dla mnie więcej niż ktokolwiek mógłby pomyśleć.
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od kilku dni.
***
Czwartek był słoneczny i wczesnowiosenny. Powoli drzewa,
kwiaty, natura odradzała się do życia. To wszystko kontrastowało ze mną i
kilkunastoma innymi osobami ubranymi od stóp do głów na czarno. Niektórych
kojarzyłam innych w ogóle. Rozpoznałam rodzinę Wery, niektórych nauczycieli,
Tomka z tatą, Zuzię z rodzicami, Charliego, mamę Weroniki i Karola, reszty
nie znałam. Szłam u boku z Leondre i mamą, a za nami podążali Nikodem i tata.
Przykre, że zobaczyliśmy się wszyscy razem dopiero, gdy doszło do czyjejś śmierci.
Ceremonia odbywała się w kościele a następnie przeniosła na
cmentarz. Przed spuszczeniem grobu w dół, ksiądz spytał czy ktoś by się chciał
pożegnać jeszcze z Weroniką. Po kolei wszyscy mówili piękne i miłe słowa o tej
niesamowitej dziewczynie. Niektórzy też podchodzili do trumny i kierowali
wypowiedź tylko do Wery, tak by nikt inny nie słyszał.
Gdy doszło do Charliego, chwilę milczał, aż w końcu
powiedział:
- Jestem słaby w przemowach, dlatego nie będę nawet
próbował. Weronika zasługuje na wszystko co najwspanialsze a nie jakąś marną
gadkę pożegnalną. Dlatego chciałbym zrobić coś co potrafię najlepiej.
Nagle usłyszałam cichą i delikatną muzykę, następnie głos
Charliego [LINK - proszę żeby każdy posłuchał w trakcie]:
I am not the only
traveler
who has not repaid his
debt
I've been searching
for a trail to follow again
take me back to the
night we met
and then I can tell
myself
what the hell I'm
supposed to do
and then I can tell
myself
not to ride along with
you
I had all and then
most of you, some and now none of you
take me back to the
night we met
I don't know what I'm
supposed to do, haunted by the ghost of you
oh take me back to the
night we met
when the night was
full of terror
and your eyes were
filled with tears
when you had not
touched me yet
oh take me back to the
night we met
I had all and then
most of you, some and now none of you
take me back to the
night we met
I don't know what I'm
supposed to do haunted by the ghost of you
take me back to the
night we met
Łzy zaczęły mi spływać po policzkach, następnie przyszła
moja kolej, by coś powiedzieć. Leo puścił moją rękę uprzednio puszczając w nią
iskierkę. Stanęłam nad trumną i powiedziałam cicho, tak żebyśmy tylko my się słyszały:
- Słyszałaś to, prawda? Założę się, że ryczysz teraz jak bóbr tam w niebie, bo tak ładnie zaśpiewał - zaśmiałam się do siebie przez łzy. Wzięłam oddech
i łamiącym się głosem mówiłam nadal cicho - Trochę tęsknię, wiesz? Ale będę
cię odwiedzać i ci opowiadać co tam u mnie, tak jak ty to zawsze robiłaś do
taty i Natalki. Mam nadzieję, że jesteś teraz z nimi i że spędzacie wspaniale
czas. Nauczyłaś mnie wielu rzeczy, myślę że tych tam też - machnęłam
niezauważalnie głową w stronę ludzi za mną. - Szkoda jedynie, że ktoś musiał zamknąć oczy, by inni otworzyli swoje.
Odwróciłam się i wróciłam na miejsce. Następnie żegnała się
rodzina, potem grabarz spuścił trumnę i zakopał. Na górze powstał nagrobek z
wyrytym imieniem i nazwiskiem Wery. Teraz wszyscy udali się na stypę, ale ja
podeszłam do Charliego i odciągnęłam go na bok. Patrzył na mnie spod
spuchniętych i smutnych oczu.
- Dziękuję za wszystko, Charlie - powiedziałam płacząc. -
Nie mogliśmy nic więcej zrobić.
- Wiesz co jest najgorsze? - łkał. - Że odeszła ze
świadomością, że nikt jej tak szczerze nie kochał. A to nieprawda. Była i jest jedyną osobą, którą
kochałem naprawdę od początku do końca. Chciałbym, żeby to wiedziała.
- Charlie, ona wie, tak czuję - przytuliłam go, a następnie rozeszliśmy
się.
Leondre powiedział, byśmy się stąd zwinęli. Pojechaliśmy na wzgórze
Tauron Areny, usiedliśmy na murku, gdzie wszystko się zaczęło. Cała nasza wyboista przygoda. Leo chwycił mnie
za obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Odezwałam się pierwsza:
- Leo, co my teraz zrobimy?
- Wiem, czego nie zrobimy - odpowiedział i posłał mi ciepły
uśmiech. - Już nigdy się nie rozdzielimy.
Słońce mocniej zaświeciło i rozświetliło nasze twarze.
Zaczęłam płakać, ale nie z powodu tego co się dziś wydarzyło, ani nie z myślą o ostatnich
wydarzeniach.
Zaczęłam płakać, bo szczerze poczułam, że jeszcze kiedyś
wszystko będzie dobrze.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Kolejny post to epilog, który dodam zaraz po tym rozdziale, a jakiś czas po epilogu dodam taki wpis podsumowujący, w którym wszystko dokładnie napiszę i odniosę się do całości.
Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz