#Rozdział 53 "Per consensum"
Tytuł: "Za zgodą"
Okres ostatnich kilku miesięcy był jednym z najbardziej
burzliwych, równocześnie najbardziej twórczych w moim życiu. Słyszałam, że to idzie
ze sobą w parze. Rysowałam niemal codziennie już nie skupiając się czy dzieła są ładne czy brzydkie, to mijałoby się z
celem. Szkicowałam uczucia, a czy można określić piękno lub brzydotę emocji? To
nie mieście się w tych ramach.
Gdybym nie miała szkicownika już dawno bym zbzikowała. Wiele
razy myślałam, że najważniejsi są inni ludzie, którzy dawali mi siłę i
nadzieję. Jednak obyłabym się bez nich gdyby trzeba było, najprawdopodobniej z
bólem i rozpaczą, ale zrobiłabym to. Bez szkicownika nie. To moja ucieczka, a
każdy powinien mieć swoją. Nie może być ona zależna od innych. Potrzebujemy mieć
coś swojego i autonomicznego, jestem szczęściarą, że mnie się to udało
odnaleźć.
Przejechałam ostatni raz ołówkiem po kartce i zamknęłam
czarny zeszyt. Byłam umówiona na spotkanie z Zuzią. Pani Emilka zadzwoniła do
mnie przedwczoraj objaśniając, że dziewczynka znów przyjeżdża do Polski. Nie
nastawiałam się w żaden sposób na to spotkanie. Nie byłam ani specjalnie
szczęśliwa, ani smutna. Życie uczy dawkować emocje, ale mam nadzieję, że na
razie oszczędziło Zuzi tej lekcji.
Nic się nie zmieniła oprócz tego, że trochę podrosła. Jak
zawsze pełna radości i energii podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. Razem
z mamą opowiadały mi o postępach w rehabilitacji.
- Już jest naprawdę dobrze, a jeśli mój lekarz mówi, że
"naprawdę" to znaczy, że naprawdę! - cieszyła się dziewczynka, a ja
nie mogłam powstrzymać uśmiechu. - Może nawet uda mi się rozpocząć naukę gry na
instrumencie, teraz to jest w zasięgu ręki!
- No troszkę dalej niż w zasięgu ręki, ale na horyzoncie -
poprawiła mama dziewczynki i dodała - w każdym razie jesteśmy bardzo
zadowoleni. Chyba nigdy nie będziemy w stanie odwdzięczyć się temu komuś, kto
wpłacił pieniądze. Wciąż nie mogę w to uwierzyć, żeby wpłacić taką kwotę
bezinteresownie!
No tak, oni nie wiedzieli, że to Bam. Mogłabym im
powiedzieć, ale to nie moje pieniądze i skoro chłopaki nadali temu miano
tajemnicy, tak niech pozostanie. Poza tym, zniknęłaby cała magia tego czynu. Ja
również nigdy nie będę w stanie się im za to odwdzięczyć.
- Czemu jesteś taka smutna? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos
dziewczynki.
- Nie jestem smutna, tylko trochę zmęczona - odpowiedziałam,
posyłając jej szczery uśmiech.
- A co cię tak męczy? - to dziecko emanowało taką dobrocią i
zaufaniem, które zachęcało mnie do powiedzenie jej wszystkiego, ale przecież
nie mogłam. To nie sprawy, żeby zaprzątała sobie swoją, wystarczająco zajętą od
własnych problemów, główkę.
- Życie - rzuciłam, a ona spojrzała na mnie bystrym i
zaciekawionym spojrzeniem. - Wiesz, czasem nie układa się tak jak byśmy tego
chcieli. Pomimo tego, że się staramy, to i tak wszystko diabli bierze. To mnie
trochę męczy, ale zobaczenie cię od razu mi poprawia humor.
- Kto to diabli i czemu zabierają starania? - odezwała się
zbita z tropu.
- Tak się mówi - zaśmiałam się. - Jak coś "diabli
bierze" to znaczy, że nic nie idzie po naszej myśli, tak jakby jakaś siła
płatała nam figle i wszystko psuła.
- O kurczę, a nie można im powiedzieć, żeby przestali? W
końcu to bardzo niemiłe z ich strony - odpowiedziała oburzona.
- Na nich działa tylko dobro, więc właśnie tak jak teraz
jesteśmy tu razem, a ty jesteś miłą i dobrą dziewczynką, one znikają. Dziękuję
ci Zuziu - powiedziała i przytuliłam małą.
- Następnym razem kiedy Diabli znów ci coś wezmą to po
prostu do mnie przyjdź - mówiła tonem pełnym dumy w moich objęciach.
- Obiecuję, że tak zrobię.
Rzeczywiście spotkanie z Zuzią dało mi nową energię, nową
siłę i przede wszystkim nową nadzieję.
***
Ferie dobiegły końca, my wróciliśmy do szkoły, a Weronikę
przenieśli na oddział do szpitala psychiatrycznego na drugą hospitalizację. W
między czasie widziałam się z nią trzy razy. Teraz kiedy wiem, że nie wierzy w
szczerość moich intencji i uczuć, to wszystko stało się jeszcze gorsze. Cięzko
mi przychodzą te wizyty. Jednym plusem w tej sytuacji była zmiana mamy Weroniki.
Kobieta pracowała o wiele mniej, a starała się spędzać czas z córką. Czytała
mnóstwo książek psychologicznych i o anoreksji, starając się zrozumieć tę
chorobę. Jedną z nich nawet mi pożyczyła, ale nie byłam w stanie o tym czytać.
Pod koniec każdego naszego spotkania z Werką mówiłam jej, że bardzo ją kocham i
wierzę, że wygra. Patrzenie na to jak odbierała te słowa było podwójnym ciosem
w brzuch. Totalna pustka w oczach, jakby ich nie słyszała albo ledwie
dochodziły zza cienkiej szyby, którą próbowałam skruszyć. I tak mijał dzień za
dniem, a szyba zwiększała swoją grubość i szczelność.
***
Charlie obiecał, że dziś wieczorem do mnie zadzwoni. W
szkole siedziałam rozkojarzona i zdenerwowana. Karol poprosił mnie, żebym dała
mu znać jak poszło, a ja zadeklarowałam, że na pewno to zrobię. Kilka razy
rozmawiałam o moim pomyśle z Leondre. Był bardzo sceptycznie do tego
nastawiony.
- Adele, nie możesz okłamywać kogoś, że ta druga osoba ją
kocha - mówił. - Przecież jak to wyjdzie na jaw, to może się stać coś sto razy
gorszego.
- Wydaje mi się, że nie może być gorzej niż jest teraz - odpowiedziałam
stanowczym tonem i może lekko obrażonym. O wiele łatwiej by mi było, gdyby
wsparł mnie w moim planie, a nie go negował.
- Nie wiem Adele, dla mnie to nie wyjście - miałam ochotę
rzucić telefonem o ścianę. Związek na odległość to katorga. Niby cały czas ze
sobą rozmawiamy, jesteśmy dla siebie, a tak naprawdę nawet nie mogę zobaczyć
jego reakcji, poczuć go, nic.
- To co mam zrobić? Jeśli znasz jakiś inny sposób, żeby
sprawa się ruszyła to proszę powiedz mi, a ja zrealizuję go w stu procentach -
każde słowo wypowiadałam z coraz większych zrezygnowaniem w głosie.
- Nie mam - westchnął. - Po prostu wydaje mi się, że to nie
wyjście.
- Leo, ona siedzi w szpitalu, a poprawy żadnej nie ma. Wiesz
co ostatnio powiedziała mi pani Arlena? Że jak szła na ważenie to zmoczyła
włosy i splotła warkocza, by to ukryć, włożyła kilkanaście monet i małe
odważniki pod poduszkę stanika. Wszystko po to, aby były pozory, że waga
rośnie. Przecież to jest chore. Każdy gram się liczy. Nie umiem inaczej jej
pomóc, a widzę, czego potrzebuje. Zamierzam jej to dać.
- Wiesz, że będę cię wspierał nie ważne jaką decyzję
podejmiesz, prawda? - powiedział delikatnym tonem.
- Wiem i dziękuję za to.
***
Nowiutki samochód podjechał na licealny parking. Jedna z
grupki dziewczyn odłączyła się i ruszyła rozpromieniona w stronę auta.
Otworzyły się drzwi i wysiadł z nich nie kto inny, a Charlie Lenehan. Podszedł
do swojej dziewczyny, ucałował na przywitanie i otworzył drzwi, by wsiadła.
Ruszyli do restauracji, mieli spędzić całe popołudnie razem, gdyż rzadko mieli
taką okazję. Życie obojga było zapieczętowane brakiem czasu. Jednakże
dzisiejszy wypad, był nieco inny niż wszystkie. Charlie musiał powiedzieć
swojej dziewczynie o ostatnich wydarzeniach i tym co zamierza zrobić. Bardzo
denerwował się, jak dziewczyna przyjmie tę informację, więc odkładał moment
rozmowy jak najdłużej się da. Ale ile można? W końcu, niczego nieświadoma
Chloe, sama wywołała wilka z lasu, pytając:
- Czemu jesteś dziś taki spięty? - posłał jej nerwowy
uśmiech i poprosił kelnera o rachunek. Teraz przechadzali się dróżkami w parku.
Charlie w głowie układał sobie swoją przemowę, ale wciąż nie był jej pewien,
więc próbował od nowa. Ostatecznie, nie wytrzymując napięcia, odchrząknął
ostentacyjnie i rzekł:
- Chloe, muszę ci coś powiedzieć - dziewczyna spojrzała na
niego ukradkiem, lecz nic nie powiedziała. Jedynie ścisnęła mocniej jego ręka,
jakby bała się, że Charlie ucieknie. Ten mały gest dodał blondynowi otuchy.
- Muszę pojechać do Polski - wyrzucił to z siebie. Na jego
nieszczęście to jeszcze nie była najtrudniejsza informacja do przekazania
dzisiejszego dnia.
- Na długo? - spytała lekko przybitym głosem.
- Nie wiem - odpowiedział, drapiąc się przy tym po głowie.
Właściwie ile czasu miał tam zostać? To wszystko jest takie względne -
pomyślał.
- No dobrze - rzuciła Chloe, lecz jej wyraz twarzy się nie
zmienił.
- Chloe, jest jeszcze coś - mówił ostrożnie.
- Słucham - zerknęła na niego za rozpuszczonych włosów.
Wziął głęboki oddech i powiedział:
- Jadę do Weronika, to ta dziewczyna z którą zerwałem
kontakt, bo mnie prosiłaś. Zachorowała na anoreksję, a Adele poprosiła mnie
żebym przyjechał - teraz mina dziewczyny zrzedła. Zmarszczyła ciemne,
pomalowane brwi.
- A ty tam po co? - bąknęła. Ufała Charliemu, ale nie
rozumiała czemu musiał jechać do jakiejś dziewczyny z którą od miesiąca nie ma
kontaktu.
- Przyjaźniliśmy się, zostawiłem ją... nie powinienem. Jest
w totalnym dołku emocjonalnym i nie umie sobie poradzić z chorobą. Jest w
szpitalu psychiatrycznym. Chciałabym...ja muszę spróbować jej pomóc -
powiedział pewnie, co zadziwiło nawet jego samego.
- Ale co ty możesz? Charlie, nie obraź się, ale wydaje mi
się, że one chcą cię wykorzystać. Wiesz, jakie są niektóre fanki, zrobią
wszystko żeby się z wami widywać. Wcisnęły ci kit, a ty będziesz latał i
wydawał pieniądze. Kochanie, bądź mądry - powiedziała łagodnie, pewna swoich
przekonań. Zirytowało go to.
- Mówię poważnie, z nią jest naprawdę źle. Adele mówi, że
jest bardzo samotna, a ja... jestem jedną z przyczyn jej choroby - przez chwile
zapadła cisza, którą następnie przerwał wybuch śmiechu Chloe.
- Proszę cię Charlie, dziewczyna wmówiła sobie, że jest
gruba i zaczęła się odchudzać. Przykro mi, bo na pewno to okropna choroba, ale
jak mogłeś mieć na coś takiego wpływ? Co, mówiłeś jej codziennie, żeby schudła?
- Jej ton ociekał sarkazmem i arogancją, która bolała Charliego. Był zdziwiony,
ale za każdym razem gdy dziewczyna mówiła coś negatywnego w stronę Weroniki
zapalało mu się w głowie światełko.
- Anoreksja to coś więcej niż chęć schudnięcia, a jej skutki
często są nieodwracalne - powiedział ostrym tonem, po czym dodał łagodnie. -
Posłuchaj, chcę z nią znów mieć kontakt, jest świetną przyjaciółką i nie
zasługiwała na takie traktowanie. Chcę pojechać do Polski i powiedzieć jej, że
nasz przyjaźń jest dla mnie ważna i może jakoś wszyscy damy radę.
- Charlie, czy ty siebie słyszysz? Brzmisz jak szalony -
odpowiedziała z niedowierzaniem. - Będziesz musiał wybrać. Jeśli pojedziesz do
Polski z nami koniec.
Postawiła sprawę jednoznacznie. Charlie bardzo się zasmucił,
wiedział że rozmowa nie będzie należała do najłatwiejszych, ale tego się nie
spodziewał. Przytulił ją mocno i oznajmił, że bardzo ją kocha, na co ta
odetchnęła z ulgą. Odwiózł ją do domu po czym długo oraz czule się z nią
żegnał. Dziewczyna totalnie zapomniała o wydarzeniach sprzed godziny. Gdy
zamknął drzwi od swojego pokoju, padł na łóżko. Chwycił telefon do ręki po
czym, wysłał SMS do Chloe:
Pamiętasz, że Cię kocham, prawda?
Odpowiedź brzmiała tak:
Oczywiście i ja Ciebie.
Przeczytał, uśmiechnął się smutno, po czym wybrał numer i
zadzwonił. Kiedy usłyszał głos z głębi słuchawki powiedział:
- Przemyślałem wszystko - zaczął, wziął głęboki oddech i
oznajmił:
- Przylatuję w sobotę
rano.
Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie się czyta krótkie rozdzialiki, a jeszcze lepiej gdy są super!
OdpowiedzUsuńCharlie ty spryciarzu! Cwany jest, ale robi jak najbardziej słusznie w przeciwieństwie do Adeli. Czuję że nie skończy się to dobrze.
Leondre jest kochany. Nie popiera, ale wspiera. Też takiego chce xd
Chloe jak zwykle ma ulubienica. A tak serio wydaje się niewdzięczna i oschła.
Werka. Nie mam pojęcia z kąd wytrzasneła swoje przekonanie, ale nie wpadła bym na wkładanie monet do satnika a tym bardziej moczenie włosów. Pasują do siebie z Lenehan jak dwie połówki jabłka...
Romantiko się zrobiło.
Nie obraziłabym się gdybyś ich połączyła.
Rozdział super (a porównania ahhh).
Do snapa 😁
Nie popiera, ale wspiera haha dobre :D To są częste sztuczki anorektyczek :/
UsuńDziękuję!