#Rozdział 51 "Saepe morborum gravium exitus incerti sunt"



Tytuł: "Jak zakończy się ciężka choroba jest często niepewne"


Tik, tak. Tik, tak. Tik, tak. Dźwięki zegara grały mi w uszach. Obejmując ciasno rękami kolana, wpatrywałam się w tarczę już trzecią godzinę. Mój pokój ogarniała ciemność. Jedynie światło księżyca nieco rozjaśniało pomieszczenie. W głowie miałam pustkę, co dziwne, zazwyczaj myśli krążą mi chaotycznie, nie dając spokoju. Nie wiedziałam o czym mam myśleć, więc gapiłam się w zegar i wsłuchiwałam się w moje przyspieszone bicie serca. Na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy wydarzyło mi się mnóstwo okropnych rzeczy. Tyle razy cierpiałam i przeklinałam wszystko dookoła, ale to co działo się teraz sprawiło, że te sprawy stały się błahe. Świadomość, że w tym momencie Weronika leży na łóżku w szpitalu psychiatrycznym, rozbrajała mnie w zupełności. Bezsilność mnie irytowała, choć to za mało powiedziane, ona mnie rozrywała. A z tego wszystkiego najbardziej dobijał mnie fakt, że to w dużej mierze moja wina, a nie mogę tego naprawić. Choć nie wiem jak będę się starać i tak ostateczna decyzja należy do Weroniki i do tej obrzydliwej anoreksji, która w niej siedzi.
Za każdym razem jak próbowałam pomyśleć o czymś lub kimś innym było jeszcze gorzej. Leo? Gdybym nie była nim tak zaabsorbowana, może nie doszłoby do tego wszystkiego. Każda najmniejsza rzecz była jak igiełka, która z premedytacją kłuła wciąż w jednym i tym samym miejscu, powiększając powoli ranę, nie pozwalając się zagoić.
Tik, tak. Tik, tak. Tik, tak. Złapałam się za głowę, nie wytrzymam dłużej tej przeraźliwej ciszy. Chwyciłam telefon i szybko wybrałam numer Leondre, odebrał po czwartym sygnale:
- Adele? - usłyszałam jego zaspany głos, w końcu była trzecia w nocy.
- Cześć - chciałam zacząć spokojnie, ale od razu zadrżał mi głos i się rozpłakałam. Momentalnie zapytał o co chodzi i w milczeniu słuchał tego co się wydarzyło od czasu do czasu mnie pokrzepiając.
- Boże... nie wiem co powiedzieć - usłyszałam w słuchawce, gdy tylko skończyłam mówić. - W życiu bym się tego nie spodziewał.
- Leo, zawiodłam ją - łkałam. Zrobiłabym wszystko, żeby cofnąć czas i się nią zająć. Wszystko.
- Nie możesz się obwiniać, prędzej muszę porozmawiać z tym idiotą Lenehanem - jego głos z troskliwego i przestraszonego przerodził się w rozgniewany. - Jak można tak potraktować przyjaciółkę? Bo co, Chloe miała problem, że rozmawiali? Co za palant...
- Leo, zawiodłam ją, nie rozumiesz? - powtórzyłam, a on zamarł. - Nie wiem czym zasłużyłam sobie, że wciąż ze mną jesteś, jestem okropna, nie dbam o nikogo tylko o siebie.
- Cholera - powiedział pod nosem, ale to usłyszałam. - Chciałbym być teraz przy tobie, gdybym był bliżej... Posłuchaj, choroby psychiczne to bagno, wiem coś o tym - westchnął, sam przechodził przez straszne wydarzenia. Prześladowania, ignorancja ojca, a teraz borderline. Znów się zdenerwowałam, ciągle tylko się nad sobą użalałam, a nic mi nie dolega...prawie nic.
- Posłuchaj, z tego się wychodzi, a Weronika jest na dobrej drodze. Teraz jest pod obserwacją lekarzy i specjalistów, którzy będą dbać o to, żeby zmieniła myślenie. Ona musi się uwolnić od choroby, a oni to zadbają - mówił względnie spokojnym głosem. Względnie, gdyż faktem było, że jego głos mnie zawsze uspokaja, ale wyczułam w nim nutę strachu.
- Gdybyś ją widział, te kości policzkowe i oczy...Kiedy w nie spojrzałam - przypomniałam sobie obraz z wczorajszego dnia - nie było jej tam.
- Adele - płakałam mu do słuchawki, bo cóż miałam zrobić? I tak jestem beznadziejna i tak. - Adele! - podniósł nieco głos, co mnie zdezorientowało. - Weź się w garść, bo jeszcze się odwodnisz od tych łez i też wylądujesz w szpitalu, i po co to komu? Skup się teraz, na tym co polepszy sytuację, a to że nie będziesz spała po nocach i tylko o tym myślała na pewno nie pomoże. Może Wera potrzebuję zobaczyć znów wesołą i pełną energii przyjaciółkę. Wtedy zrozumie co traci przez anoreksję i to będzie jej droga na wolność. Nigdy nie wiadomo.
- Masz rację - powiedziałam, pociągając nosem. Muszę się skupić, żeby być jak najlepszą wersją Adelajdy Klimczyk! "To będzie jej droga na wolność..." powtarzałam w głowie. - Bardzo cię kocham, wiesz?
- Wiem, ja też ciebie kocham - odpowiedział ciepłym tonem, który tak uwielbiałam. - Dobranoc, odezwij się do mnie jutro.
- Dobranoc - zakończyłam rozmowę. Poszłam do łazienki przepłukać czerwoną od łez twarz i ochłonąć. Położyłam się do łóżka z jedną myślą.
Czas się wziąć porządnie w garść.
Następnego ranka wstałam energicznie z łóżka i od rana zaczęłam przygotowywać się na dzisiejszy dzień. Przy śniadaniu dokończyłam zadanie z matematyki, spakowałam rzeczy i wyszłam. Moja mama miała jeszcze urlop zdrowotny, dlatego musiałam po cichu wykonywać te wszystkie czynności, żeby jej nie obudzić. Napisałam do Karola, czy spotkamy się przed lekcjami, na co ten się zgodził, więc właśnie byłam w drodze do parku niedaleko naszego gimnazjum. Dawno z nim nie rozmawiałam, właściwie to ostatni raz przed świętami. Gdy tylko mnie zobaczył uśmiechnął się wesoło i porwał w ramiona, po przyjacielsku oczywiście. Jego zielone oczy błyszczały tak samo jak zawsze co dodało mi otuchy i napełniło głębszym spokojem.
To niesamowite jak poszczególni ludzie mogą na nas wpływać, a właściwie ich części. Leondre kocham całego, nie zmieniłabym w nim nic i uwielbiam jego towarzystwo, lecz to właśnie jego głos działa na mnie wyjątkowo. Gdy tylko słyszę tę przyjemną i ciepłą barwę od razu się rozluźniam. Rozgrzewa mnie ciepłą melodią, która wypływa z jego ust i dociera do mojego ucha, ale na tym nie koniec, rozchodzi się do każdego zakątka w moim ciele, jakby płynął razem z krwią. U Karola są to oczy. Ich szmaragd od razu mnie rozwesela i przenosi mój umysł w miejsce bez zmartwień. Ciekawe czy ja też mam coś takiego w sobie co działa na innych. Chciałabym wiedzieć, chociaż w to wątpię.
Karol opowiedział mi o swoich świętach, o tym jaka Amanda była zachwycona, co jak sam określił, było dla niego najlepszym prezentem pod choinkę. Nie przerywając poszliśmy w stronę szkoły, a na każdej lekcji siedzieliśmy razem. Trochę się pozmieniało odkąd zaczęłam się przyjaźnić z Karolem. Nie zadaje się z tymi najpopularniejszymi, jedynie pozostał przy małym gronie bardziej zaufanych znajomych. Wiem, że to dla niego lepsze, popularność i chęć popisywania się nie jest dla niego. On od zawsze był ponad nimi. Widzę jego wzrok, gdy mija Sylwię, nadal żywi do niej uczucia, a ona ma go w dupie. Nigdy nie brała ich związku na poważnie, w przeciwieństwie do Karola. Podczas przerwy obiadowej udaliśmy się na koniec korytarza, tam gdzie nikogo nie ma, usiedliśmy na parapecie, a przyjaciel zaczął bawić się moimi włosami.
- Czemu nigdy nie chodzisz w rozpuszczonych? - zapytał z widoczną ciekawością. Rano, jak niemal każdego dnia zebrałam włosy w kucyka, którego teraz uwolnił, a długie pasma rozlały mi się na plecach.
- Czasem chodzę - kiedy posłał mi wątpiące spojrzenie, parsknęłam śmiechem. - Są niewygodne i za długie.
Sięgały za pas, końcówkami lekko dotykając tylnych kieszeni moich jeansów. Ich kolor przypominał dojrzały kasztan, który można znaleźć na jesieni pomiędzy złotymi liśćmi. Tak porównała je kiedyś moja mama. Szczególnie mi się to spodobało, w końcu jestem wielbicielką jesieni!
- W takim razie czemu nie zetniesz? - spytał jakby od niechcenia.
- Lubię je - wzruszyłam ramionami. - Poza tym podobają mi się fryzury na długich włosach.
- To może farba? - nie dawał spokoju.
- O nie, to na pewno nie - zaśmiałam się, kasztanu nigdy nie oddam. Przeczesał moje kosmyki przez swoje palce i zaczął zaplatać warkocza. Choć uważałam, że czeszę całkiem ładnie, to Karol robił to o wiele lepiej. Niejedna dziewczyna chciałaby takiego faceta, żeby je z chęcią czesał. Ciekawe, która będzie taką szczęściarą. Przypomniało mi się, jak dałam mu kosza. Jejku, wciąż mi źle kiedy widzę w głowie tę sytuację. Jednak gdyby się powtórzyła, zrobiłabym to samo. Kocham Leondre i jestem go w stu procentach pewna. Dzwonek zadzwonił, obwieszczając koniec przerwy, a Karol w drodze do sali dokańczał warkocza. Był prześliczny, jak wszystko co wychodzi spod jego dłoni.
Po lekcjach zaproponował mi, żebyśmy poszli do niego, lecz ja grzecznie odmówiłam. Chciałam jeszcze pojechać do Wery. Nic Karolowi o niej nie powiedziałam. Nie byłam pewna czy to dlatego, że myślałam iż przyjaciółka by sobie tego nie życzyła, czy dlatego że wstydziłam się swojego zachowania. Pożegnałam się z Karolem obiecując, że nadrobimy to kiedy indziej.
Przekroczyłam drzwi szpitala psychiatrycznego po raz pierwszy w życiu. Czułam dziwny niepokój przebywając w tym miejscu. Zganiłam się za to w myślach, przecież tu leży twoja przyjaciółka! Wnętrze wyglądało, jak zwykły szpital. Podeszłam do biurka i spytałam czy mogę zobaczyć się ze swoją przyjaciółką.
- Niestety na razie przepustkę na widzenie mają tylko rodzice pacjentki, nikt więcej - odpowiedziała kobieta. Posmutniałam, chciałam jak najwięcej spędzać czasu z Werką, rozmawiać z nią, nadrobić stracony czas, ale musiałam poczekać.
- A mogłabym chociaż porozmawiać z jakimś lekarzem, który się nią zajmuje? - zapytałam z nadzieją.
- Lekarzy obejmuje tajemnica zawodowa - odrzekła, lecz widząc moją minę dodała - jednak mogłabym zadzwonić po panią psychiatrę, ona ci to wytłumaczy najlepiej - puściła do mnie oko i zadzwoniła gdzieś telefonem stacjonarnym. Po dłuższej chwili pojawiła się pani Arlena, psychiatra Weroniki. Wzięła mnie na bok i spytała w czym może pomóc. Gdy zapytałam o jakieś szczegóły dotyczące zdrowia Weroniki odpowiedziała:
- Teoretycznie nie powinnam ci tego mówić, ale - zawiesiła głos, dokładnie myśląc nad kolejnymi słowami - chyba ty jej możesz pomóc.
Moje serce szybciej zabiło. Z pełnym skupieniem wsłuchiwałam się w to co mówiła pani Arlena, czując się odpowiedzialna za wszystko co się stało, dzieje i będzie dziać.
- Weronika jest bardzo samotna i ma niskie poczucie własnej wartości. Uważa, że krzywdy i przykrości z jakimi się spotkała są tylko i wyłącznie jej winą. Śmierć taty i siostry wciąż są dla niej wstrząsającym wydarzeniem i bardzo bolesnym. Aktualnie jej kondycja psychiczna jest gorzej niż zła. Jej BMI może nie wyszło bardzo bardzo tragicznie, lecz - westchnęła, a ja wlepiłam wzrok w ziemię, bo nie mogłam dłużej patrzeć w pełne szczerości oczy kobiety - nie ma co ukrywać jest słabo. Ale spokojnie, mieliśmy gorsze wyniki, Weronice daleko jeszcze do granicy. Martwi mnie tylko jej anoreksja bulimiczna, to nie spotykany przypadek, który potwornie wyniszcza organizm. Teraz jej pilnujemy, ale z głowy tak szybko jej ona nie wyjdzie. Rozmawiałam z jej mamą i wiem, że ona nie da jej siły. Nie jest złą kobietą, ale nie jest w stanie zapewnić Weronice tego czego jej potrzeba, a potrzeba jej ogromnych pokładów siły i wiary w nią. Miłości i akceptacji. Na razie nie możesz się z nią widzieć, ale będę miała dla ciebie zadanie, gdy już nadejdzie czas i widzenie będzie również dla przyjaciół. Z tego co mi opowiadała znacie się długo. Zastanów się nad tym co mogłoby jej przywrócić wiarę i to co mogłabyś zrobić, żeby uwierzyła jak wielu ludziom na niej zależy. Rozumiesz?
Przez chwilę milczałam, trawiąc słowa, które uderzyły w moje serce i wdarły się do jego środka. Powoli zaczęłam kiwać głową i odpowiedziałam:
- Zrobię wszystko, co będzie trzeba. Kiedy będę mogła się z nią zobaczyć?
- Myślę, że nie wcześniej niż za dwa tygodnie. Takie są procedury - poinformowała mnie.
Wróciłam do domu, po drodze głęboko rozmyślając nad tym co powiedziała mi pani Arlena. Mam dwa tygodnie na przygotowania do walki z moim największym wrogiem.

Bo wróg mojego przyjaciela jest moim wrogiem. 

***

Chłopak szedł zaśnieżonym chodnikiem rozkopując śnieg wokół siebie. Z jego nozdrzy ulatniała się delikatna para. Podniósł głowę, gdy zobaczył zaparkowane auto, które dobrze znał. Naciągnął rękawy na dłonie, jak to miewał w zwyczaju. Podszedł bliżej BMW, a następnie do niego wsiadł. Blondyn, który siedział za kierownicą, ściszył radio, gdy tylko Leo zamknął za sobą drzwi.
- Co było takiego ważnego, że musiałem przyjechać, aż do Port Talbot? Mam nadzieję, że masz jakiś zarąbiście ważny powód, bo...
- Co ty, Charlie do cholery, robisz? - przerwał mu Leodnre. Ten spojrzał na niego zdziwionym i zaniepokojonym wzrokiem i ostrożnie odpowiedział.
- Nie wiem, o co ci chodzi - Leo zmierzył go przenikliwym spojrzeniem, następnie przeniósł go na szybę.
- O Weronika mi chodzi, o co chodzi z tą akcją? - powiedział gniewnie, na co Charlie westchnął i spuścił głowę.
- Ponad miesiąc temu, kiedy wróciliśmy z Polski - zaczął, uciekając od przeszywającego wzroku przyjaciela - dużo rozmawiałem z Weronika przez internet i Chloe wiedziała, że to tylko przyjaciółka. Później mieliśmy trochę gorszy okres z Chloe i porozmawialiśmy szczerze, a ona mi przedstawiła swój punkt widzenia. Ciężko jej było z tym, że tabloidy co chwilę piszą, że jestem z jakąś dziewczyną, że jestem czyimś chłopakiem i tak dalej. Poza tym przyznała, że jest trochę zazdrosna o fanki, przyprawiają ją o kompleksy, ale się stara, bo wie, że to ważne dla mnie. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i myślałem, że już będzie dobrze. Ona jednak poprosiła mnie, żebym zerwał kontakt z Weronika. Więc... to zrobiłem, bo bardzo ją kocham - powiedział Charlie, a następnie skrzyżował ręce na piersi, w geście obronnym, jakby był gotowy na wszystko.
- Twoja dziewczyna kazała ci olać przyjaciółkę, bo jest zazdrosna, więc tak bez zastanowienia to zrobiłeś? - spytał z wyrzutem brunet i wyrzucił ręce w powietrze w geście irytacji.
- Myślałem nad tym - poprawił go, na co Leo prychnął.
- Dlatego, jako dojrzały gość postanowiłeś jej napisać, że niestety już nie możecie gadać i zablokowałeś ją na portalach społecznościowych? Ile ty masz lat, Charlie? Nie miałeś nawet odwagi powiedzieć jej prawdy, że boisz się swojej dziewczyny - oskarżał go wzburzony Leondre. Odkąd przeprowadził nocną rozmowę z Adelą, myślał tylko o tych wydarzeniach. Dlatego z samego rana napisał do przyjaciela, że muszą się dziś spotkać.
- Nie boję się, tylko postanowiłem pójść na kompromis w związku. Chciałem jej ułatwić sprawę, bo ma ciężko, Leo - odpowiedział rozdrażniony blondyn.
- Pokazanie, że słowo przyjaźń nie ma dla ciebie żadnej wartości i po prostu olanie kogoś ważnego, kto też ciebie uważał za istotną osobę w życiu, nie jest pójściem na kompromis, Charlie - Leo odwrócił głowę do przyjaciela i teraz jeździł wzrokiem po jego twarzy, próbując odczytać kotłujące się w nim emocje. Charlie milczał i przekręcił głowę, wpatrując się w boczną szybę. - Nic mi o tym nie wspomniałeś, dlaczego?
Nagle Charlie odwrócił się i wlepił wściekłe spojrzenie w bruneta:
- Po co miałem ci mówić, jak wiedziałem co będziesz o tym myślał? - krzyknął. - Nie potrzebuję, żeby ktoś mnie oceniał za moje decyzje. Stało się trudno - Leondre roześmiał się, lecz to była mieszanka zirytowania, niezrozumienia i absurdu.
- No tak, co tam, przecież to tylko była jakaś głupia przyjaciółka - rzucił sarkastycznie brunet, po czym dodał. - Może nie robiłbym ci aż takich wyrzutów i scen, ale cholera stary, potraktowałeś ją jak gówno, a teraz leży w szpitalu i walczy z anoreksją!
Charliego zatkało.
- Jak to? - ledwo wyjąkał te słowa z przerażeniem. Leo opowiedział mu to, czego dowiedział się od Adeli. O przyczynach anoreksji, że prawdziwe powody często kryją się pod obsesją niejedzenia i chudnięcia. Charlie słuchał w milczeniu wciąż przecząco kiwając głową.
- Nie mogę w to uwierzyć Leo - wydukał, gdy tamten skończył. - Ja... jest mi tak wstyd, czuję się do dupy...cholera! - walnął w kierownice z bezsilności i...zaczął płakać. Na ten widok Leo zmiękło serce. Charlie nie był złym chłopakiem, a równie emocjonalnym jak jego przyjaciel. - Gdybym wiedział, gdybym tylko wiedział... nigdy bym do tego nie dopuścił - potężna łza spłynęła po jego policzku i skapnęła na jego jeansy, układając się w niewymiarowy kształt na materiale.
- Wiem Charls, ale to już nie ma znaczenia, nie możesz tego zmienić. Trzeba iść do przodu i coś z tym teraz zrobić - poklepał blondyna po ramieniu.
- Wiesz co jest najgorsze - spojrzeli sobie obydwoje prosto w oczy.Jedna para była mokra od łez, a druga przepełniona głębokim współczuciem - że mi nigdy nie przestało na niej zależeć jako na osobie.  Myślałem o niej przez ostatni miesiąc niemal codziennie, mając nadzieję, że u niej wszystko w porządku i że jest szczęśliwa, bo ma Tomek. A kiedy my... - zadrżał mu głos - bawiliśmy się w najlepsze, ona toczyła codzienną walkę ze sobą.
- Charlie, daj już spokój, musimy... - próbował jeszcze Leondre.
- Nie, Leo - przerwał mu. - Nigdy sobie tego nie wybaczę. Ona na to po prostu nie zasługuje, a ja... kurwa! - krzyknął i z całej siły uderzył pięściami w kierownicę.


Lia

2 komentarze:

  1. Mocne.
    To dobre słowo.
    Czytam ten rozdział i z każdym akapitem dociera do mnie jaki masz dar Asia. Ślicznie łączysz słowa a przenośnie i metafory uwielbiam. Nie mówiąc o frazach.
    Tekst jest tak przemyślany i jestem pod wrażeniem, że odpisujesz ich odczucia tak trafnie.
    Nie chce się powtarzać, ale Leo jest chłopakiem na medal i to złoty w dodatku. Wyśłuchał, pocieszył a potem dał kopa w tyłek.
    Bardzo mi się podoba jak opieprzył Charliego. To było potrzebne. Za to on jest biedny. Chciał by Chloe była szczęśliwa i pewnie przyczynił się tym do choroby Werki.
    Jeśli już o niej mowa...
    Pani psychiatra Arlena. Gdy tylko przeczytałam to imię stanęła mi przed oczami najlepsza nauczycielka angielskiego!
    A co do chorób.
    W poprzednim rozdziale wspomniałaś o borderline. Pierwsze usłyszałam i jutro (w sensie po szkole) dowiem się coś o tym bo nie mam pojęcia co to.
    Karol. Kochany Karol. Przyjaciel idealny. Pamiętasz jak kiedyś mówiliśmy o chłopakach przyjaciołach i "tym czymś"? Xd
    On by się nadawał idealnie do tej roli.
    Jak dla mnie jeden z lepszych rozdziałów!
    Są coraz lepiej napisane i strach się bać co będzie na przyszłym blogu xd
    Do snapa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocna to jest Twoja prędkość, jak Ty szybko przeczytałaś ten rozdział! Ale to fajne hi hi ^.^ Tymi komentarzami dajesz mi chęć do życia, serio. Borderline jest okropny brrrr.
      Cieszę się bardzo i dziękuję Ci :)

      Usuń