#Rozdział 44 "Fata viam inveniet"
Tytuł: "Przeznaczenie znajdzie drogę".
Ostatni tydzień przed świętami. Już nie mogłam się ich doczekać! Wigilia
wypada w sobotę, więc w do czwartku musimy jeszcze chodzić do szkoły, a potem
już wolne. Ogromnie się cieszyłam, ponieważ w tym roku przyjeżdżali do nas
dziadkowie z Gdańska. To rodzice mojej mamy, która jak byłam młodsza zawsze
mówiła mi, że jest rodowitą syreną. A ja się
z nią kłóciłam, że w Bałtyku nie ma syren, bo to morze, a one mieszkają
tylko w oceanach. Nie mam pojęcia czemu tak myślałam, przecież morza też mają
odpowiednie warunki, jako środowisko życia dla syren. W każdym razie przez
odległość, która nas dzieli, rzadko się widujemy, ostatni raz to chyba dwa lata
temu. Uwielbiam ich! Są zawsze tacy pogodni, mimo że starsi mają niekiedy
więcej werwy niż ludzie w moim wieku. Przyda mi się teraz ich radość.
Przyjeżdżają w piątek po południu, wtedy wypuszczają mamę ze szpitala. Nikodem
też przybędzie w tym samym czasie, ponieważ mają jeszcze zajęcia.
Nasz dom od dawna nie gościł tylu osób, nie wiem czy
wytrzyma. Te myśli dodawały mi otuchy, a przede wszystkim zajmowały umysł,
który w końcu mógł trochę odetchnąć od zmartwień. Myślałam nad prezentami, już
nawet się umówiłam z Karolem, że pojedziemy po nie razem. Ponieważ nie
dysponowałam zbyt dużym budżetem musiałam wszystko dokładnie rozplanować.
Nikodemowi chciałam zrobić taki mały, uroczy teleskop z naszym zdjęciem z
dzieciństwa. Znalazłam film instruktarzowy w internecie i brakowało mi tylko
materiałów. Mamie zamierzałam kupić tomik poezji Szymborskiej w pięknym
wydaniu. Wiem, jak bardzo ją inspiruje. Często ją cytuje i darzy ogromnym
szacunkiem. Jednym z powodów dlaczego przyjechała do Krakowa, była właśnie ta
kobieta. Do tego dorzucę, takie małe, kolorowe karteczki, żeby mogła wracać do
swoich ulubionych fragmentów. Dla dziadków znalazłam w sieciówce dwa przeurocze
swetry, idealne na zimę. Nie są identyczne, ale widać że są kompletem. Nie
dość, że cieplutkie to wiedziałam że będą zachwyceni. Tacie chciałam na większym formacie narysować
piłkę do kosza, oczywiście ołówkiem, ale z mocnym zaznaczeniem konturów i uwzględnieniem
gry cieni. Następnie mam zamiar to oprawić i mu wręczyć. Nie wiem kiedy się
spotkamy, bo mama ani Nikodem nic nie wiedzą o naszej rozmowie. Tata się mnie
pytał jak spędzamy święta, ale nie sądzę, żeby przyszedł. Pewnie boi się
reakcji mamy.
Dla Werki przygotowywałam coś specjalnego, nie wiedząc do
końca czy uda mi się wszystko tak jak zaplanowałam. Amandzie miałam zamiar
kupić olbrzymi kubek i do środka włożyć wedlowską gorącą czekoladę i najlepsze
pianki na świecie. Ta mała kochała gorącą czekoladę. Oczywiście nie mogłam
zapomnieć o Zuzi. Razem z pielęgniarką Emilką, umówiłyśmy się, że kupimy
dziewczynce bilet na noworoczny koncert Bars and Melody. Zuzia to ich wielka
fanka i już zamówiłyśmy bilet Meet and greet. Wręczymy jej go osobiście,
ponieważ na święta wracała do domu. Tak bardzo cieszyłam się, że ją zobaczę!
Największy problem był z Karolem, nie miałam bladego pojęcia
co bym mogła mu sprawić lub co by chciał dostać. Znaliśmy się już trochę,
przegadaliśmy wiele godzin, ale miałam wielką pustkę w głowie. Postanowiłam, że
jego zostawię sobie na koniec, gdyż muszę jeszcze pomyśleć.
Sama myśl o świętach wprawiała mnie w cudowny nastrój,
szkoda tylko, że nie było śniegu. Wszystko co spadło, zdążyło już stopnieć, a
prognozy były niepokojąco wysokie. Ale nie mogłam sobie tego wyobrazić. Jak to tak
święta bez śniegu? Już czuję wystarczającą pustkę w sercu, więc:
Śniegu,
łaskawie proszę spaść
i mi ją przykryć delikatną warstwą miękkiego puchu.
***
W galerii handlowej siedzieliśmy już czwartą godzinę, a moje
nogi odmawiały posłuszeństwa. Karol jednak szukał idealnego prezentu dla taty,
więc oglądaliśmy paski, zegarki i wszystkie te "męskie" rzeczy, lecz chłopak
na nic się nie mógł zdecydować.
- Chciałbym mu kupić coś drogiego, tak żeby poczuł się
doceniony - mówił, gdy rozpoczęliśmy piątą godzinę. Wszystkie inne prezenty
udało nam się kupić (oczywiście oprócz mojego dla Karola, nadal nie miałam
pomysłu). Byłam znużona, chodzenie po sklepach to nie jedna z tych form
rozrywki którą preferuję. Na te słowa jednak westchnęłam ze wzburzeniem. Czy
tak się w ogóle da? Westchnąć ze
wzburzeniem? Nie wiem, ale to zrobiłam.
- Przecież prezent nie musi być drogi, żeby niósł ze sobą
wielką wartość - zaoponowałam. - Właśnie takie mniejsze od serca, często są
lepsze.
Spojrzał na mnie zainteresowany, ale również zrezygnowany.
Przycupnął na najbliższej ławeczce i oparł łokcie na kolanach, przygarbił się
lekko. Przysiadłam się tuż obok i go szturchnęłam.
- To co mam wybrać? - przejechał palcami po swoich włosach,
z uwagą obserwowałam ten gest. Ciekawe co robi z włosami, że wyglądają właśnie
tak... Otrząsnęłam się, widząc spojrzenie Karola.
- Kiedy ostatnio byliście gdzieś we trójkę? Ty, Amanda i
twój tata? - spytałam uśmiechając się. - Z tego co wiem, nie spędzacie wiele
czasu całą rodzinką... - ugryzłam się w język, przypominając sobie, że Karol
nie ma mamy - tam jest takie stoisko, gdzie można kupić "wspólne spędzanie
czasu". Może tam coś wybierzemy dla waszej trójki?
Karol od razu wykrzywił usta w uśmiechu, wstał ciągnąc mnie
przy tym za rękę i powędrowaliśmy oglądać oferty. Ostatecznie wybraliśmy park
trampolin. Ama jest tancerką, więc będzie zachwycona, a tata Karola ponoć się
skarżył ostatnio na brak ruchu i adrenaliny.
Wracając podskoczyliśmy jeszcze do mojej mamy, przynosząc
jej porządną kawę, gdyż tej szpitalnej nie cierpiała. Opowiedzieliśmy o naszych
zakupach, pośmialiśmy się. Mama bardzo lubiła Karola, mówiła że jest taki miły
i porządny. Czyli wszystko co już wiem. Pytała też, gdy Karol wyszedł do
łazienki, czy coś między nami będzie.
Powiedziałam jej dokładnie dwa słowa: " Nie wiem".
Karol odprowadził mnie do domu i tak zaczęłam odliczać,
został dokładnie tydzień do sobotniej wigilii.
***
W niedzielę obudził mnie dzwonek do drzwi. Kto jest taki
nienormalny, żeby o tej godzinie mnie zrywać z łóżka?! Spojrzałam na zegarek i
się zdziwiłam. Już trzynasta? Chyba byłam bardzo zmęczona. Zwlekłam się na dół
i z twarzą pandy, piżamowymi spodniami w renifery, bluzką w pudrowy róż z jakąś
starą plamą, której nie dało się wyprać oraz włosami, których sama Samara
Morgan by się nie powstydziła, otworzyłam drzwi.
- Ada, Ada! Cześć - usłyszałam radosny głos od razu, gdy
tylko otworzyłam szerzej wrota. Obok Amandy stał nie kto inny jak Karol.
Odgarnęłam pasma z twarzy i spojrzałam na moich gości.
- Obudziliśmy cię? - spytał zatroskany chłopak.
- Nie, skądże - odpowiedziałam. - Właśnie miałam wychodzić
zaraz.
- A po co masz takie czarne pod oczami? - zapytała ciekawa
dziewczynka. Za kilka lat dowiesz się, jak to jest mieć efekt pandy, drogie
dziecko. Westchnęłam, posłałam im trochę wymuszony uśmiech i wpuściłam do
środka.
- Napijecie się czegoś?
- Czekolada! - zaśmiałam się. Mogłam się tego spodziewać.
Zrobiłam trzy kubki, pachnącej gorącej czekolady i zaniosłam na stół.
- Żebyś sobie nie myślała, że tak przyszliśmy wypić ci
zapasy i pójdziemy - zaczął Karol i spojrzał na siostrę. - Ama, co chciałaś dać
Adeli?
Dziewczynka otworzyła swoją małą, różową w cekiny
torebeczkę, jakie noszą dziewczynki. Mimo, że nie potrzebują i nic w nich nie
mają to kto tego nie robił? Po chwili w ręce trzymała niebieską karteczkę,
wstała i mi ją wręczyła.
To było zaproszenie na czwartkowy występ taneczny.
- Co roku na święta mamy występ z moich zajęć tanecznych w
waszej szkole. Tym razem dostałam solówkę! Pani powiedziała, że idealnie się
nadam - mówiła o tym z taką radością, że aż nie mogłam powstrzymać swojego
uśmiechu. - Chciałabym, żebyś przyszła.
Karol uniósł brwi i przytaknął, jakby chciał powiedzieć:
"Ja też chciałbym, żebyś przyszła".
- Na pewno nie opuszczę twojego występu - odpowiedziałam
dziewczynce, a następnie przeniosłam wzrok na chłopaka. Wykonałam ten sam gest,
co on przed chwilą i zaczęliśmy się śmiać.
***
Kiedy zegar wybił w pół do dziewiątej wieczór, mama Weroniki
wróciła z pracy. W domu panowała cisza, ale wiedziała, że córka siedzi w
pokoju. Ostatnimi czasy nie rozmawiały za wiele. Kobieta nie wiedziała jak, nie
umiała i bardzo się tego wstydziła. Poszła do kuchni przygotować kolacje, a
następnie z pięknie udekorowanym talerzem, zapukała do drzwi pokoju córki.
- Przyniosłam ci coś do jedzenia - zastała córkę siedzącą na
łóżku z książką.
- Jadłam już, dzięki mamo - posłała rodzicielce słaby
uśmiech. Kobieta wycofała się, ale zanim wyszła zapytała niepewnie:
- Wszystko w porządku? Bo ostatnio, jesteś taka smutna. -
Wera zwróciła wzrok w drugą stronę, po czym od razu go odwróciła i
odpowiedziała:
- Tak, po prostu
chyba mnie łapie jakieś przeziębienie. Chcę odpocząć.
Mama kiwnęła głową i wróciła do kuchni. Następnego dnia
rano, w niedzielę, czyli jedyny dzień kiedy nie pracuje, podjęła kolejną próbę.
Usmażyła naleśniki, czyli ulubione śniadanie nastolatki. Przygotowała nutelle,
dżem, m&m's i poczekała na córkę. Gdy ta tylko zeszła, spojrzała na stół i
dwa rozłożone talerze.
- Ojej, to bardzo miłe, ale boli mnie brzuch - skwitowała. -
Odgrzeje sobie później.
Wyszła z domu, zostawiając coraz bardziej zaniepokojoną
rodzicielkę.
***
Charlie siedział na łóżku i brzdąkał na gitarze. Próbował
stworzyć jakąś piosenkę, ale w głowie miał chaos, z którego nic nie dało się
wyciągnąć. Jak tylko znalazł w tym nieładzie jakąś myśl, łapał się jej
kurczowo, jednak ona jakby była posmarowana masłem, wyślizgiwała mu się z rąk,
zanim się orientował. Stwierdził, że to bez sensu, więc postanowił dla uspokojenia
zagrać piosenkę, która przejmowała jego umysł i sama, narcystycznie
przekonywała ręce i usta do wykonania jej. Wybrał piórko do gitary i zaczął grać podśpiewując (link)*:
I met you in the dark
You lit me up
You made me feel as though
I was enough
We danced the night away
We drank too much
I held your hair back when
You were throwing up
Then you smiled over your shoulder
For a minute, I was stone cold sober
I pulled you closer to my chest
And you asked me to stay over
I said, I already told ya
I think that you should get some rest
I knew I loved you then
But you'd never know
Cause I played it cool when I was scared of
letting go
I know I needed you
But I never showed
But I wanna stay with you
Until we're grey and old
Just say you won't let go
Just say you won't let go
I wake you up with some breakfast in bed
I'll bring you coffee
With a kiss on your head
And I'll take the kids to school
Wave them goodbye
And I'll thank my lucky stars for that night
When you looked over your shoulder
For a minute, I forget that I'm older
I wanna dance with you right now, oh
And you look as beautiful as ever
And I swear that everyday you'll get better
You make me feel this way somehow
I'm so in love with you
And I hope you know
Darling your love is more than worth it's
weight in gold
We've come so far my dear
Look how we've grown
And I wanna stay with you
Until we're grey and old
Just say you won't let go
Just say you won't let go
Przerwał gwałtownie, kiedy usłyszał otwierające się drzwi do
pokoju. Ujrzał blondynkę i posłał jej delikatny zmieszany ze skrępowaniem
uśmiech. Ona dała mu znak, żeby dokończył piosenkę. Charlie przez chwilę się
wahał, później spojrzał na swój instrument i dokończył:
I wanna live with you
Even when we're ghosts
Cause you were always there for me
When I needed you most
I'm gonna love you till
My lungs give out
I promise till death we part
Like in our vows
So I wrote this song for you
Now everybody knows
That it's just you and me
Until we're grey and old
Just say you won't let go
Just say you won't let go
Just say you won't let go
Oh, just say you won't let go
- W twoim wykonaniu ta piosenka jest jeszcze piękniejsza -
odezwała się. Charlie podszedł do niej i przywitał się, całując ją długo i
namiętnie. - Właściwie to przyszłam ci coś dać. Wiem, że święta są już za
chwilę, ale... to nie mogło czekać.
Chwyciła chłopaka za rękę i pociągnęła na parter, gdzie
czekał jego prezent. A właściwie siedział, bo był to malutki buldog francuski.
Charlie miał niegdyś psa, ale było to dobre kilka lat temu i bardzo przeżył
jego odejście. Teraz go wryło.
- Chloe - zaczął, nie wiedząc co powiedzieć. Wtedy szczeniak
podbiegł do niego i zaczął skakać. - Jest wspaniały, dziękuję... jesteś
najlepsza!
Do wieczora spędzali czas całą trójką, a Troy, bo tak został
nazwany, zadomowił się niemal od razu.
***
Czwartek rano wstałam wcześniej. Chciałam posprzątać cały
dom, w końcu już jutro wieczorem przyjeżdżają dziadkowie, Niko i mama wraca ze
szpitala. Po południu szłam na występ Amandy i wszystko zapowiadało się jak
najlepiej. Jednak coś innego wprawiło mnie w olbrzymią radość, dziś od rana
padał śnieg. I to nie jakieś małe śnieżynki, tylko obfite płaty. To jakiś cud
świąt, jeszcze wczoraj było niemal trzynaście stopni. Chciałam, żeby taka pogoda
utrzymała się do Bożego Narodzenia.
Tymczasem włączyłam kiczowate, świąteczne piosenki i
rozpoczęłam sprzątanie. Później ubrałam choinkę, sztuczną oczywiście, bo nie
miałam jak pojechać po prawdziwą. To czynność trochę mnie smuciła, pierwszy raz
ubierałam sama jak palec choinkę. Jeszcze tylko jeden dzień, a zobaczysz ich
wszystkich. Po kilku godzinach, ogarnęłam cały dom i miałam ochotę paść na
łóżko i z niego nie wstawać. Rany, nigdy więcej!
Zjadłam coś na szybko i zaczęłam się szykować. Postanowiłam
zrobić dziś porządny makijaż. Wzięłam czarny eye liner i chciałam zrobić
kreskę. Pięć podejść - żadne udane. Wiem, że to głupie, ale prawie się
rozpłakałam przed lustrem. Jak to jest, że na papierze umiem stworzyć idealne
linie w sekundę, a jakiejś głupiej kreski na oku nie jestem w stanie dobrze
narysować! Poddałam się, wzięłam cienie i nałożyłam różne odcienie, tak żeby
przechodziły w siebie. Wytuszowałam rzęsy, następnie wzięłam zestaw małego
murarza i rozpoczął się proces szpachlowania: podkład, korektor, puder. Żeby
podkreślić efekt użyłam jeszcze bronzera i rozświetlacza. Byłam zadowolona z
efektu. Rozpuściłam włosy z koka. Każdy pojedynczy był wygięty w inną stronę.
Rozgrzałam prostownicę i po piętnastu minutach miałam włosy jak drut, już
wystawały mi poza pas i poparzoną rękę. Jestem taka zdolna od urodzenia.
Wzięłam telefon, portfel, klucze i wyszłam z domu. Było
jeszcze jasno, choć to piętnasta godzina, co oznaczało, że za niedługo się
ściemni. Z przystanku odebrał mnie Karol i razem ruszyliśmy do szkoły.
Siedzieliśmy w trzecim rzędzie i podziwialiśmy występy. Najpierw kilka
grupowych, w których Ama też występowała, następnie była przerwa i dziewczynka
do nas wybiegła:
- Tak bardzo się stresuje... chyba już nie pamiętam
kroków... a wiedzieliście ile jest ludzi?! O rany, co było po obrocie i przysiadzie?
Ja - nawijała przerażona. Karol wziął ją na ręce i zaczął łaskotać. Dziewczynka
zaczęła się rzucać ze śmiechu.
- Karol, zniszczysz mi fryzurę! - powiedziała udając
oburzoną. Teraz już była rozluźniona. Zasiedliśmy w fotelach i nagle kurtyna
się rozsunęła i na scenie stała Amanda.
Powiem szczerze myślałam, że dobrze tańczy, ale że aż tak
rewelacyjnie, to się nie spodziewałam! Idealnie wbijała się w każdy dźwięk,
jakby muzyka ją pchała do każdego kroku, a ona niczym laleczka poddaje się w
zupełności. Subtelnie, delikatnie, ale równie mocno i energicznie... wow! Kiedy
skończyła, czułam niedosyt, mogłabym ten występ oglądać godzinami. Tylko muzyka
się wyłączyła, wszyscy wstali, a Ama dostała aplauz na stojąco. Popatrzyłam na
Karola, rozpierała go duma starszego brata.
Czekaliśmy na dziewczynę w holu przed wyjściem. Miała
odebrać jeszcze jakieś rzeczy od swojej pani.
- Podobało ci się? - spytał, przysiadając się bliżej mnie.
- Oczywiście - odpowiedziałam z entuzjazmem. - Ona jest
niesamowita. Jakby urodziła się z muzyką w sobie, jak... - "Leondre"
powiedziałam bezgłośnie. Od razu zrobiło mi się smutno, na myśl o nim. Karol
coś do mnie mówił, ale nie mogłam się skupić na jego słowach, więc
przytakiwałam co pewien czas, myślami będąc gdzieś indziej. Wyobrażałam sobie
rapującego Leo, który jest chodzącą melodią z tańcząca Amandą z boku, której
ruchy wyznaczała sama muzyka. To musiałby być nieziemski występ.
-... jesteś dla mnie bardzo ważna - w końcu doszły do mnie
jakieś słowa Karola. Nie mam pojęcia o czym mówił wcześniej, ale wiem że
przytakiwałam. Może nie powinnam? Teraz widziałam jak twarz Karola, a przede
wszystkim jego usta zbliżają się do moich. Gwałtownie się odsunęłam.
- Co ty robisz?! - oburzyłam się. Jak on może kiedy takie
myśli wiążą moją głowę, to on sobie wybiera moment na całowanie? Mimo, że to
nie była jego wina, na ten moment stwierdziłam, że powinien to wiedzieć.
- Myślałem, że jak się zgadzasz z tym co mówię, to... dobry
czas - odpowiedział zmieszany.
- Nie, to nie był dobry czas! - odwróciłam się na pięcie,
owinęłam szalikiem i wyszłam ze szkoły jak najszybciej potrafiłam.
Kiedy człowiek nie wie co zrobić i jak się obronić zawsze
instynktem obronnym jest ucieczka. Chyba, że jest się typem lwa i bierze
wszystko na klatę. Wątpię jednak, w ilość tego typu ludzi. Uciekam, bo chcę
wydłużyć czas. Na przemyślenie, ocenienie sytuacji. W parze jednak idzie
wzmocniony stres, to jest męczące.
Teraz po prostu szlam przed siebie. Wpadłam prosto w
śnieżyce. Biały puch sypał wyjątkowo mocno. Ubrałam kaptur, ściągnęłam głowę w
dół i szłam tak naprawdę nie wiedząc gdzie. Nie dość, że śnieg padał bardzo
gęsto to dodatkowa wichura nie sprzyjała w żaden sposób. Roztopione śnieżynki
zlewały się ze łzami na mojej twarzy, delikatnie ją ochładzając i wywołując
rumieńce. Chyba się zgubiłam, a najgorsze było to, że nawet za specjalnie nie
chciałam odnaleźć drogi. Chodniki usłane białym puchem wszystkie wyglądają tak
samo. A ja wciąż wlepiałam wzrok w dół.
Nagle poczułam jak ktoś mnie chwyta za rękę, pewnym
uściskiem, odwracając mnie przy tym w swoją stronę.
- Karol, proszę nie teraz... - przerwałam nagle gdyż
przemoczone buty na które patrzyłam nie należały do Karola. Powoli zaczęłam
podnosić wzrok, kawałek po kawałku. Rozpoznając coraz więcej fragmentów aż w
końcu doszłam do czekoladowych oczu. Mimo, że było ciemno czułam, że się do
mnie uśmiechają.
- Leo - wyszeptałam, jakbym bała się, że to sen a on zaraz
zniknie.
- Adele - odezwał się w końcu. Teraz wiedząc już, że to nie
sen, zaczęłam jeszcze głośniej płakać i wtuliłam się jak najmocniej tylko
mogłam w Leo. Na początku, chyba zaskoczony, niepewnie mnie obejmował. Chwilę
później przyciągnął mnie jeszcze bliżej.
Płakałam w jego objęciach, czułam jakby był moja barierą przed światem.
Odsunęłam sie na chwilę cały czas na niego patrząc, dałam mu
z liścia w twarz. Zaznaczę tylko, ze chciałam być delikatna. Zaskoczony chłopak
spiorunował mnie wzrokiem.
- Należało ci się - stwierdziłam i ponownie wróciłam w jego
objęcia, a on się roześmiał i zamknął mnie w swoich ramionach i miałam
nadzieję, że już nie wypuści.
Przepłakałam przez niego tyle nocy, wycierpiałam tyle chwil,
moje serce kondycyjnie musiało wykonywać potrójną robotę, ale gdy teraz go
zobaczyłam, nic mnie nie obchodziło. Zapomniałam o tym wszystkim. Z jednej prostej
przyczyny.
Pomimo wszystko, wciąż go kochałam.
* Wybaczcie, ale musiałam dać ten cover, bo oni to moja nowa miłość ( #typowafangirl )
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wreszcieeeee! Nawet nie wiecie ile czasu czekałam, żeby napisać ten fragment z Leo! Praktycznie od początku i wiem że jest przesadzony i w ogóle, ale taki miał być. Chociaż chciałabym nad nim trochę dłużej popracować, a nie pisać ten rozdział tak na szybko, ale musiałam. Teraz siedzę w piżamie, zaraz muszę wychodzić, ale rozdział skończyć i wstawić dziś MUSIAŁAM. Więc mam wielką nadzieję, że Wam się podobał. Jest dłuższy, booo ostatnio nie było, poza tym majówka no to dacie radę :D
Nie mam czas sprawdzić drugiej połowy rozdziału, bo pisałam ją teraz, więc liczę, że wyszło dobrze.
Lęce, już muszę szybko...
Miłego dnia!
Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ty mała wstrętna bulwo!
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny doprowadziłaś mnie do łez! chyba przestane czytać twoje rozdziały w miejscach publicznych, bo ludzie się jakoś dziwnie na mnie patrzą haha
Ten cudowny klimat świąt ajć jak ja chce święta. Być może jeszcze tu wróce dokończyć mój monolog tymczasem życze udanej majówki
Ps. Bardzo lubie Szymborską 😇🤗
Mała wstrętna bulwo? Haha, uznam to za komplement :D Dziękuję, ja też ją bardzo lubię.
UsuńI też chcę święta :(
Dziękuję!
Uffff...
OdpowiedzUsuńPatrząc na ten rozdział myślałam, że zaczniesz opisywać już Wigilię. Jakbym cie nie znała.
Karol jest super. Naprawdę mega go lubię, ale Leo... Sory Karol jesteś trochę niżej. Szkoda mi go. Naprawdę. Jest cudowny. Tak się stara, no kochany. Adaaaa znowu ty zepsułaś! Tak ty!! Wszystko dobrze super ale jak zwykel musiałaś się zapomnieć i twoją głowę przeją Leo. (Teraz Karol jest wyżej).
Powinnam skakać z radości ale nie ciesze sie że przyjechał. Pogodziłam się z tym tak jak Ada. Znalazłam sobie nowego i nagle Bum!! Powinnam powiedzieć Bam (hehe).
Charlie. Pięknie to zaśpiewałeś. Jakbyś czytał mi w myślach.
Werka, twoja mama sie stara. Doceń to.
Ja cie prosze!
Wiesz jak dziwnie mi było gdy nagle napisałaś, że mamy majówke? Tak mi ten klimat świąt się udzielił.
Komentarz może być zdziebko haotyczny (pisałam na telefonie), ale powinnaś wywnioskować że był super :D
Oczka się kleją.
Rozdział ekstra!!!
To do snapa:*
Ja tam wszystkich lubię, nie wiem czemu ty robisz taką selekcję. Jakbyś ich poznała zobaczyłabyś że każdy jest tak samo spoko :D No i dobrze, święta są lepsze od majówki xd
UsuńTroszkę chaotyczny, ale mimo to baaaardzo dziękuję!