#Rozdział 42 "Ab imo pectore"





Tytuł: "Z głębi serca"



Wiadomość o stanie zdrowia mamy zaniepokoiła Nikodema, ale na ten moment nie mógł zrobić nic lepszego dla swojej rodziny, jak wspomagać finansowo. Martwił się o Adę, jednakże nie mógł pozwolić sobie na powrót do Krakowa. Teraz tym bardziej potrzebowali pieniędzy. Pocieszał go fakt, że za niedługo święta, więc zobaczą się całą trójką. "Ada jest w dobrych rękach" - myślał o Werze i Karolu. Ostatnio kiedy rozmawiał z siostrą przez telefon, opowiedziała mu co wydarzyło się w jej związku z Leo. Kolejny cios. Niko nie potrafił poradzić nic więcej, co po prostu zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Po zakończeniu rozmowy, jego współlokator skomentował:
- Serio? - Popatrzył na Nikodema. - Dziewczyna opowiada ci o problemach, a ty do niej "wszystko będzie dobrze" i tyle? A ja się dziwiłem, że nie masz laski.
Aron, bo tak miał na imię kolega z pokoju Nikodema, był bardzo bezpośredni. Chłopcy poznali się miesiąc temu, a ich znajomość zaczęła się od słów Arona: "Kurde, myślałem, że będę mieszkał sam do końca roku!". Szybko jednak znaleźli wspólny język. 
Szkoła do której uczęszczali, nie była dla głupich nastolatków. Astronomia równa się z dobrą znajomością fizyki, co nie jest częstym zjawiskiem u młodzieży. Zajęcia mieli od ósmej rano do szesnastej. Plus był taki że nigdy nie dostawali zadań domowych, a wszystkiego czego mieli się nauczyć, uczyli się na lekcji. Dlatego większość uczniów prowadziło dosyć aktywne życie towarzyskie. Aron nazywał to przedsmakiem życia studenckiego. Co chwile chodził na jakieś imprezy, przyprowadzał inne dziewczyny do pokoju. Dlatego też Nikodem uważał, że Aron jest zabawny, sympatyczny i naprawdę spoko gościem, ale jeśli chodzi o dziewczyny to jest totalnym dupkiem. Raz nawet powiedział to współlokatorowi, na co on odparł:
- Wiem, ale nic nie poradzę, taki mam styl bycia.
Nikodem nie mógł pozwolić sobie na tak dużą swobodę. Codziennie, oprócz niektórych weekendów, po lekcjach chodził do laboratorium, w którym pracował do dwudziestej. Podobał mu się ten rodzaj zarobku. Nie da się ukryć, że było to ciężkie, ale przynajmniej go kręciło. Każdy uczeń szkoły astronomicznej musiał raz w tygodniu przyjść i popracować w laboratorium w ramach zaliczeń. Niko miał zaliczone do końca roku.
Podobało mu się tutaj. Astronomia to coś, co od dawna lubił. Poznał wielu ludzi, którzy podzielali jego pasję i wbrew temu co sobie wyobrażał, nie byli kujonami czy nie wiadomo jakimi nerdami. Można to zobaczyć chociażby na przykładzie Arona. Większość uczniów bazowała po prostu na inteligencji i zamiłowaniu do tego co robią, więc wszystkim się chciało.
Internat w którym mieszkali składał się z kilku budynków, a obok znajdował się kompleks szkół. Oprócz astronomicznej, także baletowa, aktorska i medyczna. Dlatego Nikodem trochę żałował, że nie może po prostu wyjść i zapoznać się z tymi wszystkimi ludźmi, jak to robili inni, tylko musiał siedzieć w laboratorium do wieczora. Wiedział jednak, że mus to mus i cieszył się, że mimo wszystko może tu być. W weekendy nadrabiał spotkania towarzyskie. Kiedy mieszkało się w jednym pokoju z Aronem, nie można byłoby siedzieć w samotności, nawet jeśli nie wiadomo jak bardzo się próbowało. Z czego Nikodem był naprawdę zadowolony.
Uwielbiali sobie dokuczać nawzajem, sprzeczać na żarty, ale zdarzało im się też rozmawiać na poważne tematy. Niko opowiedział Aronowi historię, o której mało kto wiedział. Swego czasu Ada zamęczała go w tym temacie, gdy widziała siniaki i krwiaki na ciele brata. Nie chciał jej martwić, poza tym już sobie z tym poradził, to po co do tego wracać? Nie wiedział dlaczego, ale pewnego wieczoru poczuł potrzebę wyrzucenia tego z siebie:
- Kiedy poszedłem do liceum, wpadłem w nieciekawe towarzystwo. Moi przyjaciele z gimnazjum mnie w nie wciągnęli, sami bardzo się zmienili. Zaczęły się imprezy, alkohol, pierwsze narkotyki. Próbowałem kilka razy, ale nie ciągnęło mnie do nich. Za to, innych jak wilka do lasu. Uzależniali się powoli, lecz skutecznie. Znaleźli miejsce gdzie można kupować. Żeby nie było podejrzanie, wymienialiśmy się kto w danym miesiącu załatwia kilka gramów. Na początku było wszystko w porządku, dobra zabawa, przypały. Potem zaczęło stawać się agresywni kiedy byli pod wpływem. W pewnym momencie to zaszło już za daleko. Chciałem żeby z tym skończyli, powiedziałem że ja się z tego wypisuje. Gdyby to było takie łatwe. Zaczęli mi grozić, że nie mogę nikomu powiedzieć i że ja jestem w tym z nimi i też brałem, więc wcale nie jestem czysty. To już nie byli moi kumple, tylko narkomani. Nigdy nie byłem słaby, jak mi coś nie pasowało to próbowałem się postawić, ale jeden na sześciu nie ma szans. Także trochę śladów po spotkaniach z nimi miałem. Obrywałem raz po raz. Trwało to pół roku, aż jeden wsypał wszystkich. Był już tak uzależniony, że nawet nie pamiętał żeby być ostrożnym. Policja wyhaczyła nas. Sprawdziła. Z całej naszej siódemki tylko ja byłem czysty. Wzięli mnie na przesłuchania, ale wypuścili, cud że nie wezwali rodziców. Teraz wszyscy są na odwyku. Nie widziałem, ani nawet nie wiem co się z nimi dzieje od dwóch miesięcy. Narkotyki to gówno, nie pakuj się w to nigdy. Nie warto.
Aron też opowiedział Nikodemowi, kilka sytuacji ze swojego życia, nie koniecznie kolorowych. 
Życie każdego z nas to film przeplatany kolorowymi i czarno-białymi kliszami. 
Reżyser los, nikogo nie oszczędza.

***

Wzięłam szkicownik i pewnym krokiem ruszyłam do parku. Rzadko jestem przekonana do tego co robię, ale tym razem w stu procentach popierałam swoją decyzje. A nie ma nic lepszego jak człowiek, który zgadza się sam ze sobą. 
Dawno nie rysowałam, właściwie od pierwszej kłótni z Leo przez telefon nie dotykałam czarnego zeszytu. Oprócz tego, że nie miałam zbytnio czasu, to brak mi było nawet ochoty. Kiedy jeszcze mój związek z Leondre rozkwitał, narysowałam połowę z tego co przez ostatni rok. Inspirował mnie, można powiedzieć, że był moją muzą. Chwila... czy facet może być muzą? To był moim muzem... Dobra, nie ważne! Po prostu tyle pozytywnych uczuć przeze mnie przechodziło, że chciałam to upamiętnić na kartce. Mój szkicownik stał się radosny, przepełniony moim szczęściem. Wcześniej praktycznie rysowałam tylko ponure i przygnębiające rzeczy - to duża zmiana. Może dlatego, kiedy ten nastrój wrócił, nie chciałam żeby mój pamiętnik, wrócił do stanu "wiecznie załamana nastolatka"?
W każdym razie dziś poczułam przyjemne świerzbienie w rękach. Ucieszyłam się i nie mogłam zmarnować tej okazji. Po szkole od razu ruszyłam do pobliskiego parku. Znalazłam ławkę pod dębem. Mimo tego, że  był środek grudnia, śnieg nie sypał, nawet się nie ukazywał. Siedziałam na starej ławce  ubrana w grubą kurtkę, co nie do końca pomagało utrzymać poczucie ciepła, ponieważ musiałam zdjąć rękawiczki. Kiedy rysuję muszę czuć ołówek, jako przedłużenie mojej ręki. Muszę czuć jak moja dłoń sunie po białej nawierzchni kartki. 
Muszę czuć.
Po godzinie zawziętego rysowania moje ręce całe zesztywniały. Ale skończyłam dwa rysunki, więc byłam z siebie dumna. Gdy zastanawiałam się, jak teraz zegnę zmarznięte palce, usłyszałam:
- Patrz, tam siedzi Ada!  - Podniosłam głowę i zobaczyłam Amandę, która szła w moją stronę. Zaraz za nią kroczył Karol. Szybko, ale nieudolnie zamknęłam szkicownik. Dziewczynka podbiegła i przysiadła się obok. - Co tu robisz?
- A tak, potrzebowałam spędzić trochę czasu sama - uśmiechnęłam się do niej, w tym czasie dołączył do nas Karol.
- Co się dzieje z twoimi rękami? - zapytała ciekawa dziewczynka. We troję spojrzeliśmy na moje dłonie. Próbowałam nimi ruszyć, szło opornie. Karol sięgnął po nie i zacisnął w swoich. Aż się skrzywiłam z bólu.
- Są strasznie zimne - zauważył zaniepokojony. Przeniósł wzrok na mój zeszyt, przybory i rękawiczki. - Rysowałaś?
Pokiwałam głową, a on zaczął masować mi dłonie. Amplituda temperatur między naszą skórą była tak potężna, że myślałam, że moja zaraz eksploduje. Zacisnęłam zęby, w końcu odmrażanie palców nigdy nie jest przyjemne.
Amanda zaciekawiła się i chwyciła mój zeszyt do ręki.
- Rysujesz? Mogę zobaczyć? - Wzrokiem wskazała na zeszyt. Pokiwałam przecząco głową.
- Może kiedy indziej, dobrze? - Dziewczynka trochę posmutniała, ale oddała mi szkicownik.
- Właśnie odprowadzam Amę na zajęcia. Chodź, pójdziesz z nami, a potem zrobię ci herbatkę i się rozgrzejesz - powiedział biorąc do ręki wszystkie moje rzeczy, tym samym puszczając moje dłonie.
- Nie, dziękuję, ale chyba wrócę do domu - odpowiedziałam, zakładając rękawiczki.
- Nie będziesz siedzieć sama, poza tym potrzebuję pomocy z matmą, więc chciałem ciebie o nią poprosić - podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać i ruszyliśmy w kierunku wyjścia z parku.
- Wiedziałam, że chcesz po prostu mnie wykorzystać - zaśmiałam się.
Odprowadziliśmy dziewczynkę i poszliśmy do domu Karola. Porządnie się rozgrzałam, następnie wytłumaczyłam matmę chłopakowi, a on zrobił mi przepyszne kakao, bo miałam ochotę na bombę kaloryczna.
- Czemu nie chcesz pokazywać swoich rysunków? - spytał nagle. Patrzyłam na niego chwilę, potem przeniosłam wzrok na widok za oknem i odpowiedziałam.
- Nie pokazuje się ludziom swojego pamiętnika.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć jak rysujesz. Nawet nie wiem czy jesteś po prostu dobra, czy wybitna, bo nigdy żadnego nie widziałem - mówił z nutą  żalu w głosie.
- Czemu myślisz, że jestem co najmniej dobra? - Zaśmiałam się. - Jestem samoukiem, nigdy nie chodziłam na zajęcia, więc na pewno nie są super technicznie.
- To lepiej - popatrzyłam na niego z zaciekawieniem. - Nie masz narzuconego stylu ani techniki. Rysujesz własną kreską, to się ceni.
- A skąd ty tyle o tym wiesz? - spytałam wpatrując się w niego. Uśmiechnął się tajemniczo i odrzekł:
- A to już moja sprawa.
Powiedziałam, że mogę mu coś kiedyś narysować, ale muszę mieć wenę. Stwierdził, że poczeka tyle ile będzie trzeba. W między czasie Ama razem z tatą wrócili do domu, zjedliśmy razem kolację. Było tak przyjemnie. Dawno nie uczestniczyłam w takim rodzinnym posiłku. Nie czułam się w ogóle niechciana albo nieswojo,i wręcz przeciwnie. Amie się buzia nie zamykała. Opowiadała różne historie, niektóre krępujące dla Karola, z których wszyscy się śmialiśmy. Nawet lekko zażenowany brat nie stronił od uśmiechu. Co pewien czas posyłał mi pełne ufności spojrzenie. To wszystko sprawiło, że wieczór był wspaniały.
W pół do dziewiątej, zebrałam swoje rzeczy, a Karol odprowadził mnie do domu. Na początku nie chciałam się zgodzić, mówiłam że wystarczy, jak poczeka ze mną na autobus. On jednak upierał się, że jest już późno i się będzie martwił. Doszliśmy pod mój dom. Staliśmy przed drzwiami.
- Dziękuję - powiedziałam.
- Za co? - popatrzył mi w oczy. Mimo, że było ciemno, zieleń jego tęczówek jak zwykle przenikała przez wszystko. Nawet teraz widziałam lekki błysk szmaragdu.
- Za dzisiaj - szepnęłam. Zauważyłam, że kąciki jego ust delikatnie unoszą się ku górze.
- Dobranoc - nachylił się i delikatnie musnął wargami mój policzek. Odwrócił się i odszedł. 
Oparłam się o drzwi, w jednej sekundzie moje serce przyspieszyło.
- Cholera, cholera, cholera - walnęłam w drzwi i zsunęłam się po nich, siadając na ziemi. Karol jest niesamowity. Cudowny brat, dobry syn, genialny przyjaciel. Jego wygląd zwala z nóg. Ale co z tego? I tak za każdym razem jak czuję, że moje serce zaraz wyskoczy, moje myśli od razu kierują się w jedną stronę i za każdym razem widzę tylko i wyłącznie Leondre. 
A najgorsze jest to, że nie ma takiej gumki, a przynajmniej nie umiem jej znaleźć, żeby go wymazać.

***

- Dziś znów byłam na wagarach - Weronika siedziała przy grobie, otulona kocem i mówiła do swojej najbliższej rodziny, mając nadzieję, że ją słyszą. - Nie chcę spędzać czasu wśród ludzi. Wydaje mi się, że oceniają mnie na każdym kroku. Idąc ulicą czuję każdy pojedynczy wzrok i zdaje mi się, jakby wypalał mi dziurkę w miejscu gdzie się wpatruje - westchnęła. - Klara, gdybyś tu była to by to wszystko wyglądało inaczej. Podzieliłybyśmy się uwagą, przecież jesteśmy bliźniaczkami, więc połowa osób patrzyłaby na ciebie, a połowa na mnie. To nie fair, że ty możesz być niewidzialna, a ja muszę sobie z tym wszystkim radzić sama - przerwała na chwilę, po czym dodała delikatniejszym tonem. - Skoro i tak macie tyle czasu to sprawdźcie jak się czuję Adela. Tęsknie za nią bardzo, ale nie mogę się z nią spotkać. Wiem, że wlałabym w nią cały mój smutek, a ona pochłonęłaby go jak gąbka. Ona już taka jest, zbyt wrażliwa, żeby to wszystko znieść. Możecie to dla mnie zrobić? Tato? Klara? Nie proszę was za często, ale to dla mnie ważne. Oprócz tego, zajrzyjcie też do Tomka, nie chciałam go olać. Jego orientacja mi nie przeszkadza, tylko czuję się jak idiotka. Ha! - prychnęła głośno. - Która dziewczyna zakochuje się w geju? A na samym końcu, pójdźcie do Charliego. Chciałabym, żeby było mu z Chloe dobrze, żeby im się udało. To taka miłość na całe życie. Bo dla prawdziwej miłości zrobi się wszystko...
Prawda?


------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej!
Dosyć krótki, ale wydaję mi się, że całkiem całkiem wyszedł :) Będę więcej pisać, bo bardzo chcę więcej pisać. A kiedyś trzeba to zakończyć tą opowieść.
Miłego dnia! :)
Lia

3 komentarze:

  1. To jest genialnee! Powiedz mi jak ty takie coś wymyślasz?
    "Życie każdego z nas to film przeplatany kolorowymi i czarno-białymi kliszami.
    REŻYSER LOS, NIKOGO NIE OSZCZĘDZA"
    Rozdział krótki ale nie liczy się ilość a jakość a ta wymiata!
    Karol punktuje ale jakoś nie widze ich razem ://
    Strasznie mi szkoda Werki, napisz coś wesołego o niej pliss!
    No i jak tam u mojego Charliego? Co? Napisz coś o nim 😂
    Do następnego! 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, miałam jakąś załamkę życiową to tak sobie palnęłam xD Wiem, że krótki, ale będzie więcej, tak chcę już dojść do tego punktu kulminacyjnego i to zakończyć ładnie pięknie, że musi być więcej :D Haha napisz to, napisz tamto, kocham cię haha :D
      Dziękuję bardzo!

      Usuń
  2. Ten rozdzialik był trochę inny.
    Bardzo mi się podoba, że było tyle o Nikodemie (chciałam napisać Mikołaju xd). Dawno go tu nie było i super, że pojawił się tu ponownie. Biedny chłopak, ale jaki kochany. To urocze, że nie powiedział nic Adeli.
    Karollllll!! Jesteś cudny, ale wszystko psujesz. Wiesz, z jednej strony chciałbym, żeby ta ich znajomość się rozwijała, ale może lepiej żeby zakończyła się na przyjaźni, bo Leondre na chlopaka się nadaje jak nikt inny brak mi spotkań tej dwójki.
    Worka też jest kochana. Jej rozmowy na cmentarzu są dla mnie rozciągające. Według mnie jednak powinna pogadać z Agą. Obie mają problemy a razem łatwiej będzie im przez nie przejść.
    Cudowny, przyjemny i kochany. Jak każdy zresztą. Nic dodać nic ująć.
    Szkoda, że musisz kończyć ta historię. Przerwie ją i nie kończ. Jak ja xD
    Do snapa

    OdpowiedzUsuń