#Rozdział 38 "Aurea dicta"

Ta pani troszkę mnie zainspirowała do jednego fragmentu :) Myślę, że będzie wiedziała, o którym mówię :) Polecam! ---> Link



Tytuł: "Złote słowa"



Skulona dziewczyna siedziała cicho na sofie, popijając herbatę i raz po raz wypuszczając jedną łzę. Ta zaś spadała zwinnie i delikatnie na parkiet tuż przy stopach blondynki, gdzie powoli tworzyło się małe jeziorko. Nie wiedziała co myśleć, jak się zachować, co robić. W tej całej sytuacji nie chodziło o żadną nietolerancję seksualną tylko o fakt, że zawsze zakochuje się w niewłaściwej osobie. Ada często jej powtarzała, że zazdrości dziewczynie powodzenia u płci przeciwnej. Ale czy można było to nazwać powodzeniem? Chłopcy podziwiali zwykle tylko wygląd Weroniki, a ona szukała czegoś więcej. Kiedy udawało jej się znaleźć chłopaka, który patrzy na nią inaczej, zawsze kończyło się to rozczarowaniem. Nie zapominając o ostatnich wydarzeniach, czyli o Charlie'm i Tomku.
Teraz analizowała wszystko po kolei. Gdzieś musiała popełnić błąd, skoro zawsze kończy się klapą. Przypomniała sobie słowa przy pożegnaniu z Bars and Melody:

"- Weronika - odezwał się Charlie, gdy szli już w stronę miejsca odjazdu. - Nie miałem okazji podziękować ci za...wszystko. Wiele mi uświadomiłaś, poza tym bardzo się cieszę, że poznałem kogoś takiego jak ty.
Przyjemna iskierka ciepła przeszła przez całe ciało Wery.
- Nawet nie wiesz ile to wszystko dla mnie znaczy - odpowiedziała. - Przecież ja jestem taką psychofanką, że na twoim miejscu bym się bała. - Chłopak się zaśmiał, następnie zatrzymał i odwrócił Weronikę w swoją stronę.
- Weronika, pamiętaj że ja nie znikam. Kiedy będziesz czuła się gorzej, to napisz, zadzwoń, ja tam będę. Nie zamykaj się na świat, proszę - kiedy dziewczyna pokiwała głową, dodał. - Obiecujesz?
- Obiecuję - mocno przytuliła Charlie'ego"

Puste słowa. Nic dla niego nie znaczące. "Hopeful", co za hipokryta - myślała. Po czym z całej siły wykrzyknęła:
- Nienawidzę Bars and Melody! - wydawało jej się, że poczuje ulgę. Nic się jednak nie zmieniło. - Najwidoczniej coś ze mną musi być nie tak. Miłość nie jest dla mnie - myślała na głos. - Żaden z jej rodzajów. Tata, Zuza, Mama, Charlie, Tomek, nawet Adela powoli odchodzi.
Zacisnęła pięści, tak że kostki jej zbielały, zamknęła oczy i pomyślała: "No more pain, no more tears". Zaśmiała się ironicznie w duchu.

Faza trzecia.

***

- Może odprowadzę cię do domu? - spytał zmartwiony Karol. Niestety słyszał wszystko o czym mówiłam do Leo.
- Nie, chyba wolę być sama - odpowiedziałam. Było mi strasznie przykro. Od razu po wyłączeniu słuchawki cała złość ze mnie zeszła, ale ucisk smutku w brzuchu stał się jeszcze silniejszy. Boli mnie to, jak Leondre robi mi wyrzuty o to, że mam go gdzieś. Aktualnie zajmuje pierwsze miejsce w moim życiu, więc te słowa ranią, jak nie wiem. To mój pierwszy chłopak, pierwsza osoba, którą tak pokochałam. Na razie chyba musimy obydwoje odetchnąć.
- Słuchaj Ada, nie chcę się wtrącać w wasz związek, ale jeśli on cię tak traktuje to - spojrzał na mnie niepewnie - może nie warto kontynuować?
- Chyba sobie żartujesz! Kocham go, tak jak jeszcze nikogo. Nie wiem, co się dzieje z moim Leo, ale to na pewno nie jest powód, żeby zerwać - odpowiedziałam oburzona. Potem jednak dodałam, już cieplejszym tonem - dziękuję, że się o mnie troszczysz, ale naprawdę wiem co mówię.
Przytuliłam go mocno na pożegnanie - taki uścisk daje mały zastrzyk energii - ruszyłam do domu. Idąc popatrzyłam w niebo, dziś było wyjątkowo rozgwieżdżone. Ciekawe czy Leondre też teraz na nie patrzy. Czy myśli o mnie? A może jest zbyt wściekły, żeby zastanawiać się nad takimi rzeczami.
- Kochanie, ja nie jestem na ciebie zła - wyszeptałam patrząc na duży wóz, a tym samym przeniosłam wzrok na gwiazdę polarną.

***

Zaparzyłam ciepłą herbatę, otuliłam się kocem i zaczęłam rysować. W tle puściłam piosenki Bam i podśpiewując pod nosem rysowałam. Straciłam rachubę, ta czynność od zawsze mnie wciągała i pochłaniała do takiego stopnia, że zapominałam o rzeczywistości. Dlatego nie zdziwiło mnie, że gdy spojrzałam na wyświetlacz telefonu to wskazał drugą w nocy. Nie zmartwiło mnie to zbytnio, mimo że za cztery godziny musiałam wstać do szkoły. Kiedy rysuję to odpoczywam, podróżuję, płynę, tańczę pomiędzy liniami, bawię, spełniam i cieszę. To daje nawet więcej niż te kilka godzin snu. Wzięłam do ręki szkicownik i przyjrzałam się najnowszemu dziełu w całej okazałości. Jak zawsze rysowałam ołówkiem. Zwykły człowiek widzi w tym przedmiocie tylko i wyłącznie szary kolor. Natomiast ja dostrzegam precyzję, cieniowanie, przeróżne odcienie, delikatność, moc, ponurość, subtelność, a to nie wszystkie kombinacje. Można mieszać te możliwości ze sobą, bądź zamieniać. Zawsze wydawało mi się, że kredki są tylko po to, żeby odwracać uwagę. Jeśli coś jest brzydkie i się to pokoloruje milionem barw, staje się interesujące. Jeżeli jednak coś jest brzydkie, a stworzone ołówkiem to już takie pozostanie. Tu chodzi o rysunek, o scenę, o emocje, nie o barwy. Może dlatego jestem taka zamknięta w sobie, bo wolę wyrażać siebie poprzez odcienie szarości niż kolory.
Przenosiłam wzrok na różne punkty kartki. Znajdował się na niej chłopak - gwiezdny chłopak. Przeskakiwał z planety na planetę próbując za wszelką cenę dostać się do małej gwiazdy, która umiejscowiona została po przeciwnej stronie papieru. Wokół niego wisiało mnóstwo większych okazalszych gwiazd. W niedalekiej odległości leciała supernowa. Chłopak - z gęstą ciemną czupryną - skupiony był tylko na jednym. Na owej ledwie zauważalnej gwiazdce.
Uśmiechnęłam się delikatnie do rysunku, podobał mi się. Odłożyłam szkicownik na półkę, wyłączyłam komputer, w tym muzykę i położyłam się do łóżka. Czeka mnie pracowity tydzień. Poniedziałki są najgorsze. W szkole jest ciężko, po niej od razu do hospicjum, wieczorem nauka i tak wygląda moje błędne koło. Nie wiem co zrobić z Leo. Może najpierw pogadam z Charlie'm?  A może Werka coś wie na ten temat, bo Charlie jej mówił? Gdybym, mogła namalować sobie życie według własnych upodobań byłoby łatwiej i o wiele ciekawiej. Narysowałabym nam wszystko co chcemy i czego pragniemy, byłoby idealnie. Ale życie ma to do siebie, że nie jest idealne i często zupełnie inne od naszych marzeń.
Przewróciłam się na bok, przykryłam kołdrą po same uszy i sen pochłonął mnie tak jak rysowanie. Tam spotkałam Leo.
Leżeliśmy na wzgórzu wtuleni w siebie, on rapował mi po cichu piosenkę, którą dla mnie napisał, natomiast ja bawiłam się jego bujnymi włosami. Wokół nas nikt się nie znajdował, nawet jedna żywa dusza. W zamian za to otaczały nas drzewa i świergoczące lekko ptaki. Czułam się znów kochana, ważna, a Leondre już nie był naburmuszonym chłopakiem, tylko moim Leo, takim jak zawsze.
Otworzyłam oczy i wyłączyłam budzik. Szósta rano. Poszłam do łazienki umyć twarz pod zimną wodą i spojrzałam w swoje odbicie. Ta wizja mnie i Leo była cudowna, szkoda że to tylko wytwór mojej wyobraźni. Mimo wszystko, skoro nie możemy się spotkać na żywo, to będziemy to robić w snach, a to też dużo. To taka druga rzeczywistość. Niemalże bym w nią uwierzyła, ale życie mi na to nie pozwala.

***

Chciałam pogadać z Werką na przerwie, ale ona co chwilę gdzieś znikała. Dziwnie się zachowywała, musimy się spotkać i szczerze porozmawiać, tylko kiedy? Muszę jakoś zorganizować czas. Od razu po szkole pojechałam do hospicjum. Niestety dziś znów wylądowałam na onkologii. Jak mam rozweselać dzieci, kiedy sama nie mam na to siły ani ochoty. Staram się, bo wiem że walczą, w końcu nowotwory to poważna sprawa, tylko że kto jak kto, ale dzieci wyczuwają sztuczność i odkrywają nasze skrywane uczucia.
Popatrzyłam na zegarek. Jeszcze półgodziny i do domu. Najchętniej to bym wskoczyła do mojego łóżka i z niego nie wychodziła, ale perspektywa siedzenia nad lekcjami wcale mi się nie uśmiechała. Pomogłam pielęgniarce w ostatniej sali i pod osłoną nocy wróciłam do domu. Wchodząc krzyknęłam krótkie "cześć" do mamy, ale chyba jej nie było, bo nikt nie odpowiedział. Już zamykałam drzwi od pokoju, kiedy zobaczyłam leżącą postać w drugim pomieszczeniu. Ciśnienie mi podskoczyło. To moja mama. Podbiegłam do niej, zaczęłam szturchać i wołać:
- Mamo! Mamo, słyszysz mnie?! - brak odpowiedzi. Przyłożyłam głowę do jej ust, żeby posłuchać pulsu, jednak byłam zbyt zdekoncentrowana, aby go dosłyszeć. Krew dudniła mi w uszach. Chwyciłam za telefon i cała zalana potem zadzwoniłam po pogotowie. Nie wiedziałam co mam mówić, nigdy tego nie robiłam. Na szczęście pani po drugiej stronie telefonu zadawała pytanie, na które musiałam odpowiadać. Podałam adres i po dziesięciu minutach ratownicy medyczni zabrali moją mamę do karetki. Chciałam jechać z nimi, jednak nie wyrazili na to zgody. Tak jak stałam, zarzuciłam tylko kurtkę na siebie, ruszyłam na autobus w stronę szpitala. Nie miałam nic przy sobie ani telefonu, ani portfela, żadnych dokumentów. W głowie miałam tylko jedną myśl - mama.
Dotarłam do szpitala, zapytałam się pielęgniarki gdzie zabrali moją mamę. Podała mi salę i oznajmiła, że nie mogę tam wejść. Powlokłam się, więc pod wyznaczony numer, usiadłam pod ścianą i chlipałam.
- Proszę, mamo - szeptałam pod nosem. - Wszyscy, tylko nie ty. Błagam.
Minęło kilka godzin, aż z sali wyszedł lekarz. Poderwałam się do góry i zarzuciłam serią pytań.
- Czy jesteś kimś z rodziny? - spytał.
- Tak, jestem córką - odpowiedziałam szybko.
- Twoja mama odzyskała przytomność, ale musi odpoczywać. To był zawał serca. Przebadaliśmy ją i nie wygląda na to, aby męczyła ją jakaś poważniejsza dolegliwość. Czy w waszej rodzinie zdarzały się przypadki ataków serca?
- Nie - odpowiedziałam w pierwszej chwili. - To znaczy nie wiem, nie mam zbytnio kontaktu z rodziną.
- Czy twoja mama ma powody do stresu? Może praca? Czy jest przemęczona? - dopytywał.
- Tak, od ostatniego miesiąca mamy bardzo trudy okres w rodzinie. Tata od nad odszedł, jej praca nie przynosi wystarczającego zarobku, więc mój brat ją wspomaga. Mimo tego nadal mnóstwo pracuje. Jest bardzo przemęczona - nie wiem czemu opowiadałam lekarzowi te wszystkie szczegóły. Wydawało mi się, że to jest ważne.
- Czyli aktualnie mieszkacie we trójkę, tak? Ty, twój brat i wasza mama?
- Nie, mój brat jest w Zielonej Górze, tam uczy się i zarabia, żeby nam pomóc - obserwowałam bacznie lekarza i jego wyraz twarzy. Myślałam, że może po tym coś wywnioskuję.
- Więc jeśli chodzi o twoją mamę to najprawdopodobniej... - przerwał na chwilę, po czym zapytał - jeszcze tylko powiedz, ile masz lat? Bo nie wiem, czy mogę udzielić ci tych informacji.
- Piętnaście.
-Masz jakiś dokument ze sobą?
- Niestety nie.
Chwilę się zastanawiał. W końcu westchnął i zaczął:
- To był zawał, podejrzewam że spowodowany stresem, przemęczeniem i wadliwością genetyczną. Ktoś kto ma mocne serducho, nie dostaje ataku nawet po takiej dawce nerwów.
- Moja mama ma wspaniałe serce, lepsze niż większość ludzi na tym świecie - powiedziałam oburzona niczym mała dziewczynka, aż samą mnie to zdziwiło.
- Nie wątpię - uśmiechnął się lekko. - Ktoś w rodzinie musiał niestety cierpieć na takie dolegliwości. Ale spokojnie, twoja mama potrzebuje wypoczynku i porządnej przerwy od pracy. Takie ataki serca są bardzo niebezpieczne i dobrze, że szybko zareagowałaś. Mogą się zdarzać w przyszłości częściej, ale na pewno musicie ograniczyć zmęczenie i stres do minimum.
- Nasze życie od pewnego czasu to ciągły stres, chyba stało się to już rutyną - odpowiedziałam spuszczając głowę. Nie chciałam, żeby zobaczył jak płaczę.
- Dla zdrowia twojej mamy trzeba będzie coś z tym zrobić, to nie są przelewki - jego głos był teraz poważny. - Ale jestem dobrej myśli, ten przypadek jest naprawdę łaskawy.
Nie do końca zrozumiałam co miał na myśli. Chciałam wejść i ją zobaczyć, ale mi nie pozwolił. Przypomniały mi się okropne sny o mamie, które miewałam. Jak stałam nad jej grobem, potem jak się cała wykrwawiła. To jest chore. Z przerażenia aż przeszedł mnie dreszcz.
- Powinnaś iść do domu - zwrócił mi uwagę.
- Ja tu zostaję - rzekłam uparcie.
- Nie zobaczysz swojej mamy do jutra, bo nie możesz. Kiedy rano wejdziesz i będziesz cała opuchnięta od łez to dostanie drugiego zawału - zaśmiałam się, bo cóż innego mogłam zrobić? - Przyjdź jutro, możesz przynieść mamie coś dobrego, do poczytania, gdyż trochę tu u nas zostanie.
- Dobrze, to przyjdę jutro - powiedziałam cicho.
- Nie wątpię - posłał mi uśmiech. Ja też próbowałam, ale chyba nie do końca mi się to udało. Odwróciłam się i pojechałam do domu. Tej nocy w ogóle nie mogłam zasnąć, ciągle miałam obrazy mojej mamy ze starych snów, które mnie dobijały. W końcu się poddałam, postanowiłam że zajmę czymś myśli, więc wzięłam książki i zabrałam się za szkołę. Chyba jeszcze nigdy nie odrabiałam lekcji o trzeciej w nocy. No cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.
Po jakimś czasie, kliknęłam na telefon, żeby skontrolować czas. Czarny ekran. Rozładował się, super! Rozejrzałam się po pokoju. W tym syfie nigdy nie znajdę kabelka do ładowarki. Olałam to i spojrzałam na zegar. Wybiła siódma. Stwierdziłam, że jeszcze za wcześnie, aby pojechać do szpitala. Posprzątałam pokój obok, w którym wczoraj doszło do całej sytuacji. Mama najprawdopodobniej kiedy spadała chciała się chwycić szafy, bo zleciała z niej doniczka wraz z kwiatkiem. Dzięki Bogu, nie wylądowała na niej, tylko kilka metrów dalej. Poodkurzałam, pozbierałam resztki doniczki. Następnie upiekłam mamie jej ulubione ciastka. Chciałam robić jak najwięcej, żeby jak najmniej myśleć o zdarzeniach z poprzedniego wieczoru. W końcu spakowałam jeszcze ciepłe wypieki, wzięłam portfel z biurka i pojechałam do szpitala. W autobusie patrzyłam w szybę i napotkałam swoje delikatne odbicie. Moje czerwone oczy mnie przeraziły. Mam nadzieję, że na żywo nie wyglądam tak źle, tylko się wydaje. Odwróciłam szybko głowę i patrzyłam w ziemię.
Znów usiadłam pod salą, w której znajdowała się mama. Czekałam jakiś czas myślę, że nie zbyt długo, chociaż nie miałam przy sobie telefonu, więc tego nie wiedziałam. Przyszedł ten sam lekarz, z którym odbyłam rozmowę dzień wcześniej.
- Coś słabo spałaś w nocy - zwrócił uwagę.
- Nie należała do najlepszych  - zrzuciłam w odpowiedzi. Podał mi rękę, żeby pomóc mi wstać i otworzył drzwi od pokoju. Spięłam się, ale weszłam za nim. Mama, która leżała na łóżku, gdy mnie zobaczyła lekko rozwarła kąciki ust, ale widać było, że nie miała za bardzo na to sił. Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam. Oczywiście znajoma woda, popłynęła wzdłuż policzków.
- Tak się martwiłam, tak się bałam - dukałam, wtulając się w najważniejszą kobietę w moim życiu.
- Kochanie, wszystko będzie w porządku - mówiła powoli. Zwróciła uwagę na to co trzymałam w ręce i powiedziała - Adela czy ty piekłaś? Do czego to dochodzi!
Zaśmiałam się pod nosem, rzeczywiście ja chyba jeszcze nigdy nie używałam sama piekarnika. To, że mama miała taki dobry humor, trochę mnie uspokoiło. Ona zawsze wie, jak się zachować i co powiedzieć - przypomniałam sobie. Lekarz zostawił nas same, a ja siedziałam przy mamie i z nią rozmawiałam. Głównie to ja mówiłam, ponieważ rodzicielka nie czuła się zupełnie na siłach. Opowiadałam o Leo, o Werce, o moich problemach.  Ona zaś opowiedziała mi, że jej tata miał problemy z sercem. Przestrzegła mnie, żebym w związku z tym nie ignorowała niepokojących objawów. Mogłam genetycznie odziedziczyć to samo.
Telefon mamy zaczął dzwonić. Nie miałam pojęcia jak on się tutaj znalazł. Może przy upadku miała go w kieszeni? Wstałam i odebrałam za nią.
- Adela? - usłyszałam znajomy głos.
- Tak, czy coś się stało? - zapytałam.
- Po prostu teraz mamy jeszcze więcej pracy i przyda się każda para rąk - mówiła pani Emilia. - Zuzia rozpoczęła zaawansowaną rehabilitację i wpłacamy coraz więcej pieniędzy.
- Dobrze - westchnęłam, bliska płaczu. - Przyjdę jak najszybciej będę w stanie.
Rozłączyłam się. Mama popatrzyła na mnie pytająco, a ja zrezygnowana, siadłam przy niej i rozpłakałam się na całego. Jak ta mała Adela, która przewróciła się na rowerze i obtarła kolano.
- Ja już sobie z tym wszystkim nie radzę. Za dużo...za dużo - łkałam. A ona delikatnie głaskała mnie po włosach.
- Wiesz co? - szepnęła mi po chwili. - Gdy byłaś mała to tyle mówiłaś, że często nie mogłam za tobą nadążyć. Buzia ci się nie zamykała. Paplałaś o wszystkim czego się dowiedziałaś, co usłyszałaś, co cię ciekawiło. Codziennie przychodziłaś do domu, prosząc żeby cię zapisać na nowe i nowe zajęcia, oprócz koszykówki. Od dziecka wszystko bierzesz sobie na głowę. Nie musisz być super bohaterką i ratować świata. W pierwszej kolejności musisz pomóc sobie, a wtedy innym też ci się uda. Jeżeli myślisz jak się zająć sprawą z Leo, Karolem, Werą, Zuzią, hospicjum, mną, szkołą i przy tym dodatkowo cię to stresuje, to musisz przestać. Powoli, po kolei. Świat się nie zawali, jeśli niektóre sprawy przełożysz na później, na za kilka dni. Czasem pewne sprawy trzeba przemyśleć i to nie jest nic złego. Po prostu nie ratuj całego świata, a zwolnij. Wiem, że twoje ulubione bajki były o super bohaterach, ale muszę zdradzić ci przykrą tajemnicę. Nikt z nas nie posiada takich mocy, więc musimy być po prostu ludźmi.
Otarła mi łzy i zmęczonymi oczami wpatrywała się w moje. Układałam chwilę w głowie to o czym mówiła. Miała rację, nic nowego.
- Teraz idę do domu, ogarnę się, pojadę do hospicjum, wezmę zeszyty. Będę pracować i w przerwach się uczyć. Porządnie się wyśpię. Pójdę jutro do szkoły, po niej znów do hospicjum i wpadnę do ciebie wieczorem, dobrze? - powiedziałam podniesiona na duchu. Na razie z Leondre musimy sobie zrobić przerwę, żeby emocje opadły i wtedy będzie lepiej, tak myślę. Mama posłała mi przyjemny uśmiech. Już byłam przy wyjściu kiedy spytałam:
- Jak to jest, że dosłownie zawsze wiesz co mi powiedzieć? - chwilę się zastanawiała, a potem powiedziała:
- Mamy tak mają - wyszłam z sali, więc nie dosłyszałam późniejszych słów, które dopowiedziała. - Byłam taka sama jak ty, więc wiem co potrzebujesz usłyszeć, bo też to przeżywałam.

***

- Chloe wiesz, że cię bardzo kocham, tylko nie rozumiem czemu chcesz żebym rezygnował z przyjaźni dla ciebie - mówił zmartwiony Charlie. - Czemu nie mogę mieć wspaniałej dziewczyny i dobrej przyjaciółki? - 
Spojrzał na nią z ukosa. Dziewczyna dziś była totalnie bez makijażu co zdarzało się niezmiernie rzadko. Wiedziała, że bambino śledzą jej portale społecznościowe, często są ciekawskie i dociekliwe. Wymyślały przeróżne plotki na jej temat. W związku z tym zawsze jak wychodziła z domu, wcześniej poświęcała czas na porządny makijaż. Męczyło ją to, ale nie chciała żeby fanki mówiły o jej wyglądzie. Fakt  nie można powiedzieć, że była brzydką dziewczyną, ale urodą nie grzeszyła. Chowała się więc za każdym razem pod kosmetykami, które dodawały jej wdzięku. Teraz dotknęła delikatnie swojej twarzy i przejechała po niej palcem. Zamyślona odpowiedziała:
- To jest dla mnie trudne być z tobą w związku - przyciągnęła kolana do piersi i objęła je rękami. - Prawie we wszystkim towarzyszą ci fanki, niektóre są cudowne, a niektóre... sam wiesz. Dużo mnie kosztuje ten związek Charlie. Ja nie mam takiego talentu jak ty, jestem zwyczajną dziewczyną. Na każdym kroku muszę uważać by coś źle nie powiedzieć, by głupio się nie zachować, bo zjadą mnie z góry do dołu - westchnęła. - Więc boję się, Charlie. Codziennie budzę się rano i zastanawiam się dlaczego wybrałeś mnie. W każdej minucie możesz wymienić mnie na kogoś innego. Boję się tego.
Blondyn popatrzył na nią. Poczuł ogromne wyrzuty sumienia, za to co się działo w Polsce, za to że pocałował Weronikę, że chciał być przy niej tak blisko. Ale przecież, się zreflektował, porozmawiali o tym i ustalili przyjaźń. Charlie nie miał do Wery żadnych innych intencji.
- To nie ja wybrałem ciebie, to ty wybrałaś mnie - odpowiedział po chwili. - Przecież to ja latałem za tobą jak głupi, pytałem twoich koleżanek jakie lubisz kwiaty, czy lubisz lody czekoladowe i wszystkie tego typu rzeczy, bo bardzo mi zależało. Od początku się świetnie dogadywaliśmy. Tylko jeżeli ty mi nie ufasz, to nie ma sensu tego ciągnąć Chloe - popatrzył na nią znacząco.
- Ja - szepnęła. - Ufam ci, to znaczy próbuję, staram się. Proszę powiedz, że mnie rozumiesz. Powiedz, że w mojej sytuacji zachowywałbyś się podobnie - z jej ust wybrzmiał błagalny ton.
- Może - rzucił, jakby w przestrzeń, czekając aż te słowa się oddalą i zniknął z horyzontu. - Popracujemy nad tym dobrze? - przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku. - Żebyś nie była taka zazdrosna i nie przejmowała się fankami. Jesteś wspaniała taka jaka jesteś. Właśnie taką cię pokochałem.
- Dobrze - odpowiedziała i czule go pocałowała. - Czy może zostać tak jak jest teraz? Następnym razem się postaram i już nie będę taka stanowcza, żebyś zerwał znajomość. Ale na razie nie mogłabym znieść, żebyś się z nią przyjaźnił.
Chwilę myślał nad odpowiedzią, aż w końcu wyszeptał:


- No dobrze, nie będę odnawiał z nią kontaktu. Wiesz dlaczego? Bo bardzo mocno cię kocham - zaczął składać delikatne pocałunki na ustach dziewczyny. 

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! :)
Ale dawno nie było takiego długiego rozdziału. Mimo wszystko mam nadzieję, że się dobrze czyta, gdyż jestem z niego zadowolona i uważam, że jak na mnie to jest dobry :) W związku z tym jestem ciekawa Waszej opinii :) Wczoraj byłam na cudownej bajce Disneya w kinie, jako fanka tego typu rzeczy, nie mogłam sobie odpuścić! Bardzo gorąco polecam, jest świetna ( "Vaiana: Skarb Oceanu" ). Natomiast piosenka z tego filmu chodzi za mną już od pewnego czasu, więc proszę bardzo ją posłuchać, bo jest przefajna, przekochana, przesuper! :) Link to wszystko na dziś :) Dziękuję za to, że jesteście i czytacie <3
Miłego dnia! :)
Lia

5 komentarzy:

  1. Uroczy! 😍
    Standardowo wracam jutro ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Śliczny obrazek. Naprawdę i jeszcze pasuje do rozdziału, więc dodatkowy plusik :)
    Współczuję Werze. Jest naprawdę biedna. Ja sama już miałam nadzieję na to, że będzie z Tomkiem. No ewentualnie z Charli'em, ale po przeczytaniu tego rozdziału już nie jestem tego pewna. Ona na to nie zasłużyła. Proszę, stwórz jej jakiegoś super chłopaka. Takiego, żeby Charlie żałował, że jej "nie brał" gdy mógł. I żeby o nią walczył.
    Faza 3. Nie mam pojęcia co to jest. Mam nadzieję, że się niedługo dowiem... :D
    Ada moja biedna. Słuchaj ja wiem, że oni do siebie wrócą bo to jest w gwiazdach zapisane. Jeśli oni nie będą razem to ja się nie nazywam Madzia. (Zrób tak by byli, bo bardzo lubię to imię)
    W mojej głowie jej rysunek był śliczny. Skojarzyło mi się trochę z Małym Księciem. Przesłanie jest piękne (jeśli je dobrze zrozumiałam).
    Jejku moje słowa!!! Jak to miło zobczyć je w twoim opowiadaniu. Przyczynić się w mini stopniu do tekstu kogoś takiego jak Asia! Banana miałam na twarzy dobre dwie lub trzy minuty. Serio miło mi się zrobiło! :D
    Bardzo lubię mamę Ady, a jeszcze bardziej ich rozmowy. Jej mama jest kochana. Niech szybko wyjdzie z tego szpitala! Ej, błagam niech Ada tego nie odziedziczy! Ani Nikodem. Nie idź w tą stronę, ok? Heh przekonamy się.
    Chloe... Zaskoczę cię. Lekko ją polubiłam. Szkoda mi Wery. Naprawdę mi jej szkoda, bo to ona tu najbardziej cierpi, ale z drugiej strony zachowanie Chloe jest zrozumiałe i zdecydowana większość dziewczyn na jej miejscu postąpiłaby podobnie.
    Jestem ciekawa dalszej części, ale chyba najbardziej wyczekuję wątków związanych z Weroniką.
    W każdym razie rozdział był denny. Ale żartowniś! Był super. Czytało się świetnie i mimo, że długi to jakiś przetrwałam. Co mnie tak na żarty wzięło? Nie wiem, ale naprawdę był ekstra!!
    Do snapa, Asiu xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że jest śliczny ^.^ Myślę, że już niedługo :) Ojej to było kochane :D Postaram się, ale pomyśl też nad nowym imieniem na wszelki wypadek xD Jak to wtedy usłyszałam od Ciebie to od razu wiedziałam, że musi się to pojawić w opowiadaniu! Nie mam wpływu na ich geny. To dobrze, że ją polubiłaś, trzeba akceptować ludzi :D Dziękuję bardzo <3!

      Usuń
  3. Cudowne !
    Zawsze pojawia się na mojej twarzy uśmiech , gdy widzę , że jest rozdział .
    Nie ma słów , żeby opisały to jak bardzooooooooooooooooooooooooo kocham czytać tego bloga . Szkoda mi Weroniki , sądzę , że wielkimi wsparciem dla niej jest Ada i powinna znajdować się przy niej , jak i Weronika przy Adzie .
    Charlie jest w dziwnej sytuacji , Chloe bardzo tutaj lubię (w rzeczywistości też ) ale sądzę , że źle trochę postępuje . Nie może ograniczać kontaktu swojemu chłopakowi z jego przyjaciółką .
    Jestem strasznie ciekawa co dalej , weny życzę i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, ale to urocze :) W końcu przyjaciółki, zobaczymy jak będzie :) No cóż kobiety są dziwne i zmienne, więc nigdy nic nie wiadomo haha :D
      Dziękuję bardzo! :)

      Usuń