#Rozdział 55 "Tres Bellisi"



Tytuł: "Trzy stokrotki"



Przez kolejnych kilka dni Charlie codziennie odwiedzał Weronikę zapewniając jej jak największy komfort i ciepło. Nie dostrzegałam wielkich zmian w zachowaniu przyjaciółki, lecz miałam wrażenie, że stała się wyraźniejsza i silniejsza, a to już wiele. Parę razy konsultowałam się z panią Arleną na jej temat, ta oznajmiła, że Werka ewidentnie się czegoś boi. Oprócz oczywistej anoreksji tłumiła w sobie jakiś rodzaj lęku, z którym nie do końca umiała sobie poradzić, dlatego wychodzenie z choroby zajmuje jej nieco więcej czasu. Byłam jednak wciąż pełna nadziei i pozytywnych myśli. Jak już kiedyś wspominałam, dam jej tyle czasu ile tylko będzie potrzebowała, żebym odzyskała moją najlepszą przyjaciółkę.
Wielkimi krokami zbliżały się też egzaminy gimnazjalne, chcąc nie chcąc miały się odbyć już za dwa miesiące. Dużo się na nie uczyłam i przygotowywałam. To był mój sposób na stres, ale robiłam to również z myślą o szkole średniej. Do Wery przychodziła nauczycielka, która nadrabiała z nią materiał, ale z tego co słyszałam nie przerobiła nawet połowy z tych tematów co my. Martwiłam się o nią jak sobie poradzi, ale na pierwszym miejscu plasowało się jej zdrowie, nie jakieś egzaminy.
W czwartej od razu po lekcjach podjechałam do przyjaciółki. Razem z nią i Charliem, którego zastałam już na sali, spędziliśmy świetnie czas. Rozmawialiśmy o codzienności, a Wera głównie nas słuchała. Nie dziwię się, w końcu jej codziennością był zamknięty obiekt. Odrobinę skarżyłam się na nadmiar nauki, a wtedy przyjaciółka się zamyśliła. Ostatecznie zaczęłam odrabiać zadanie przy nich, a blondyn położył się obok przyjaciółki. Po chwili odpłynął, a wraz z nim Weronika. Gdy skończyłam matematykę, pomyślałam że zadzwonię do Leondre. Parę ostatnich dni miał zabieganych. Z powodu pobytu Charliego w Polsce, Leo odwalał dwa razy więcej roboty, a właśnie przygotowywali nową płytę. Dlatego nie chciałam zajmować mu cennego czasu wcześniej. Rzuciłam okiem na łóżko, obydwoje sprawiali wrażenie pogrążonych w pięknych snach. Uśmiechnęłam się na ten obrazek i wyszłam na korytarz. Wybrałam numer Leondre:
- Jak idą sprawy dotyczące płyty? - Spytałam, a on zaczął snuć opowieść o kilku ostatnich dniach pracy. Mówił o pomysłach na nowe piosenki, o ich znaczeniach, o projektach, a jego monolog mnie relaksował i uspokajał. Nie zapominając o fakcie, że był szczególnie interesujący.
- A jak z Weronika i Charlie? - zapytał niepewnie. Nie rozmawialiśmy od momentu pierwszego spotkaniach blondynów, więc przyszła pora, by przedstawić Leo sytuację.
- Dobrze, naprawdę dobrze - uśmiechnęłam się pod nosem. - Charlie spisał się świetnie, powiedział wszystko o co go prosiłam. Czyli, że bardzo kocha Werkę, że zakończenie znajomości to był błąd, który chciałby teraz naprawić, że bardzo mu na niej zależy. Najbardziej zależało mi na zapewnieniu o swojej miłości, żeby nie czuła się taka samotna. Chyba podziałało. Teraz spędzają ze sobą mnóstwo czasu i się bardzo dobrze dogadują. Zaczynam jednak martwić się o to, jak powiem Werze, o naszej wielkiej intrydze i kłamstwie. Ale na razie skupiam się na tym by wyzdrowiała.
- Cieszę się, że zadziałało i mam nadzieję, że już będzie tylko lepiej - odpowiedział wyraźnie zadowolony Leo.
- Ja też...

***

Gdy Adela wyszła z sali, niedbale zamknęła drzwi. Jednak szpital wybudowano dawno temu, a remontu jeszcze nigdy nie widział, więc wrota samoistnie się uchyliły. Weronika nie spała, miała jedynie zamknięte oczy i rozmyślała. Ostatnimi czasy jej głowę zaprzątała pewna myśl, bardziej nawet niż Anoreksja, a mianowicie: co będzie jak wyzdrowieje? Od kilku miesięcy bardzo tego chciała, wręcz o to błagała, a teraz gdy weszła na dobrą drogę, by zostawić tę paskudną chorobę daleko za sobą, była przepełniona irracjonalnym strachem. Spędzając czas z Adelą, Karolem i Charliem zdała sobie sprawę, jak bardzo jest do tyłu ze wszystkim co się wokół niej dzieje. Jak wiele ją ominęło i z każdym dniem omija ją coraz więcej. Bała się zacząć z powrotem normalne życie, bała się wrócić do szkoły, bała się egzaminów, które z góry były skazane na porażkę. Bała się życia, wiedząc ile straciła. Czuła się jakby już nie pasowała do tego świata. Sama myśl o tym tak ją paraliżowała, że nawet będąc w szpitalu, wciąż często wykorzystywała stare sztuczki, by nie zjadać posiłków i nie wychodzić.
Tak leżąc i czując na szyi ciepły oddech Charliego rozmyślała, aż z korytarza doszedł ją głos przyjaciółki:
-... naprawdę dobrze. Charlie spisał się świetnie, powiedział wszystko o co go prosiłam. Czyli, że bardzo kocha Werkę, że zakończenie znajomości to był błąd, który chciałby teraz naprawić, że bardzo mu na niej zależy. Najbardziej zależało mi na zapewnieniu o swojej miłości, żeby nie czuła się taka samotna. Chyba podziałało. Teraz spędzają ze sobą mnóstwo czasu i się bardzo dobrze dogadują. Zaczynam jednak martwić się o to, jak powiem Werze, o naszej wielkiej intrydze i kłamstwie. Ale na razie skupiam się na tym by wyzdrowiała.
Słowa, które do niej dotarły o dziwo ją nie zaskoczyły, jakby nic w życiu nie było w stanie ją zachwiać emocjonalnie. Może brakowało jej już siły? W każdy razie poczuła przechodzący przez jej ciało, znajomy chłód. Cześć Ana - pomyślała. Spojrzała na blond czuprynę przy jej boku. Wyciągnęła skostniałą dłoń i zaczęła gładzić jego włosy.
- Dziękuję Charlie - szepnęła. - To miłe, że chciałeś mi pomóc, szkoda tylko, że życie to nie film i tak naprawdę mnie nie kochasz, a ja ciebie chyba tak... chyba nawet bardzo tak.

***

Kiedy następnym razem przyszliśmy we trójkę, czyli ja, Karol i Charlie, Werka była smutna i pełna zadumy. Blondyn zmartwił sie na ten widok, od razu do niej podszedł chwycił jej rękę i zaczął głaskać, ona jednak tylko sie na niego spojrzała i nic nie powiedziała. Wzrok dziewczyny był niewinny i bezbronny zupełnie jak wtedy gdy sie poznałyśmy. Przypomniałam sobie jak od dziecka opowiadała mi o najbliższych dla niej osobach. W normalnych okolicznościach na cmentarz chodziła co najmniej raz w tygodniu.
- Kiedy ostatnio widziałaś sie z tatą i Natalką? - Spytałam lekkim tonem. Teraz ten sam wzrok przerzuciła na mnie.
- Dawno, na pewno przed tym jak mnie tu wysłali - odpowiedziała smutno.
- Tęsknisz za nimi, co? - Bardziej stwierdziłam niż zapytałam. - Mogę porozmawiać z panią Arleną w tej sprawie.
 Posłała mi szczery uśmiech, a później odpowiedziała jakby nieobecna:
- Nie, nie trzeba. Za niedługo się z nimi zobaczę.
Po chwili do drzwi zapukała nauczycielka, więc musieliśmy zakończyć naszą wizytę. Wracając do domu całą trójką omawialiśmy nasze spostrzeżenia co do zachowania Weroniki. Charlie mówił, że ostatnio sie na niego bardziej otwiera, przypomina dawna Werę, ale czasem przemawia przez nią choroba. To samo mogłam stwierdzić ja i Karol. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że z przyjaciółką było z dnia na dzień coraz lepiej. Jeszcze chwila i wszystko będzie jak dawniej.

***

W sobotę rano, tydzień później przyszłam do szpitala. Jak zawsze w soboty przyniosłam jej świeżą i ciepłą drożdżówkę. Gdy weszłam do sali uśmiechnęła się szczerze, a z oczu poleciały jej łzy. Zapytałam co się stało, a ona odpowiedziała tylko, że cieszy się że mnie widzi. Posłałam jej pełen wdzięczności za te słowa uśmiech. Poprosiła żebym siadła obok niej i trzymała swoimi zimnymi dłońmi, moja rękę. Zaczęła wspominać stare czasy: nasze pierwsze spotkanie, wspólne wpadki, śmieszne przygody, oglądanie High School Musical, wszystko to co zapisałyśmy na kartach naszego  życia. Te wspominki mnie dogłębnie wzruszyły.
- Ada?
- Hm?
- Bardzo ci dziękuję, że cały czas ze mną jesteś. Kocham cię.
- Ja ciebie tez Wera, bardzo - ścisnęła mocniej moja rękę.
- Ach przypomniałam sobie, że dziś w Bravo ma być wywiad z Leo i Charliem, Charlie mówił, że jest mega zabawny i wiele w nim opowiadają historii z dzieciństwa. Bardzo chciałam go przeczytać. Mogłabyś kupić mi go w kiosku?
- Jasne, jest niedaleko. Zaraz wrócę - wstałam i nie patrząc za siebie, wyszłam do sklepu. Szukałam numeru Bravo z chłopakami, ale nigdzie takiego nie mogłam znaleźć. W tym samym momencie Leo zadzwonił. Opowiedziałam mu czego poszukiwałam.
- Ale Adele, my nie udzielaliśmy wywiadu od jakiegoś miesiąca, a juz na pewno nie do Bravo.
Pomyślałam, że to dziwne, może Weronika się pomyliła? Albo Charlie ją wkręcał. Ciekawa motywu wróciłam do szpitala. Otworzyłam drzwi sali i...przeżyłam coś czego nigdy nie będę w stanie opisać. Nie ma takich słów by wyrazić to jak się wtedy czułam, co przeżywałam, nie istnieją. Chyba każdy bał się je wymyślić.
Zobaczyłam Weronikę, która leżała z zamkniętymi oczami, a w dłoni trzymała duże opakowanie tabletek, trochę rozsypały się na ziemię, kołdrę i po bluzce Weroniki. Usta miała lekko rozchylone. Wyglądała jakby zasnęła, ale chyba snem wiecznym. Zaczęłam dygotać na ten widok, przerażona, zaczęłam nią delikatnie potrząsać i wołać jej imię. Nie reagowała, pobiegłam po lekarzy. Krzyczałam i wolałam przez następne kilkanaście minut. Zareagowali od razu, jednak było za późno. Za mocne leki, za dużo... Lekarze jednoznacznie stwierdzili zgon. Zaczęłam kręcić głową i zaprzeczać. To nie mogło się dziać naprawdę, to był jakiś głupi żart, kawałek jakiejś gry, gdzie ktoś zaraz wejdzie i powie "koniec zabawy". Jednak nikt nie wchodził, a moja przyjaciółka nie oddychała.
- Weronika - szeptałam błagalnym głosem. - Proszę, nie odchodź, proszę... zostań... błagam...
Czułam tysiące cieni smutku, rozpaczy, bólu i żalu w jednym momencie. Czułam jakbym się topiła, ale nie mogła ani umrzeć, ani wypłynąć na powierzchnię, więc trwałam w tym stanie powolnej i niemal wiecznej agonii pod wodą. W tym momencie zrozumiałam co to znaczy, kiedy umiera część ciebie. Walnęłam z całej siły pięścią w szafkę obok, a ta ze starości się otworzyła. Wypadło z niej mnóstwo zgniłego i zaśmierdłego jedzenia. Jakby Weronika nie jadła od kilku dni. Razem z tą breją wypadły też perfumy, którymi pryskała szafkę, by nie było czuć cuchnących produktów, tak wywnioskowałam. Fala złości i goryczy uderzyła we mnie niczym tsunami, które postanowiłam posłać dalej:
- Widzicie to?! - krzyknęłam, nie panując nad sobą. - Dziewczyna umarła w szpitalu!!! Wy mieliście ją uratować a nie pozwolić umrzeć! Nawet nie umieliście dopilnować, by jadła, przemyciła tabletki! Jak mogliście do tego dopuścić?! Kurwa, jak można?! - Nawet nie spostrzegłam kiedy dostałam ataku płaczu, który był nie do opanowania. Zalana łzami, otworzyłam małą półeczkę, która znajdowała się najbliżej Weroniki, gdzie zawsze trzymała chusteczki. Tam znalazłam kopertę, na której napisane było moje imię. Zawahałam się, ale drżącymi rękami po nią sięgnęłam. W środku znajdował się mój rysunek trzech stokrotek, który Wera chciała sobie wytatuować. Pociągnęłam nosem i zaczęłam czytać dołączony list:

Kochana Adelajdo Klimczyk,
Po pierwsze przepraszam, naprawdę próbowałam to pokonać i przemóc, ale to było dla mnie za dużo. To nie mój świat, przestałam go rozumieć, jego zasady i na czym polega. To chyba przez anoreksję. Chciałam się uwolnić - od niej, od strachu, życia w ciągłym lęku, zimnie, samotności. Nic nie potrafiłam poradzić na te uczucia, pomimo tego, że zawsze byłaś tutaj przy mnie. Wiem, że Charlie mnie nie kocha i poprosiłaś go, by powiedział mi te wszystkie piękne słowa. Widzę ile próbowaliście dla mnie zrobić i bardzo to doceniam, ale... to po prostu nie był świat dla mnie. Wiesz, jak tęskniłam za siostrą i tatą i bardzo chciałabym ich już zobaczyć. Mam nadzieję, że kiedy to czytasz, ja jestem z nimi, trzymaj kciuki. Chcę, żebyś wiedziała, że to nie była twoja wina. Ani Charliego, ani mamy, ani Tomka, nikogo z Was. Kilka spraw złożyło się na siebie i dały mi popalić. To był test, którego nie zdałam. Nie płacz za mną za dużo, bo będzie mi przykro. Ciesz się życiem, rób to co chcesz i nigdy przenigdy nie daj sobie wmówić, że się do czegoś nie nadajesz. Pamiętaj, że zawsze jestem przy Tobie, pomimo że w innym świecie, wciąż będę się tobą opiekować. Szkoda, że już nie zobaczymy High Schoola, ale wierzę, że jeszcze się spotkamy i będziemy miały dużo czasu dla siebie.  
Zawsze będę pamiętać, jak się poznałyśmy, kiedy podeszłaś do mnie  na cmentarzu i nie wyśmiałaś tego, że rozmawiam z rodziną. To dzięki Tobie, przeżyłam tyle wspaniałych chwil. Odchodzę szczęśliwa, bo na samym końcu miałam wspaniałych ludzi, a jedną nawet przez całe życie.
 Szkoda mi jeszcze tego pięknego rysunku. Wiedz, że bardzo mi się podoba i gdyby było mi dane dalej żyć, na pewno znalazłby się na moim ciele.


Weronika

----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Płakałam pisząc końcówkę. Autentycznie leciały mi łzy. Jeszcze jeden rozdział i epilog.
Lia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz