#Rozdział 49 "Carum est, quod rarum est"
Tytuł: "Cenne jest to co rzadkie"
Przez większą część lotu wpatrywałam się rozmarzonym
wzrokiem w szybę, a pozostały czas wykorzystałam na rysowanie. Na szczęście
szkicownik zawsze miałam pod ręką, a aktualnie w mojej głowie pojawiało się tysiąc
rysunków na minutę, za którymi sama nie potrafiłam nadążyć. Muszę zapamiętać,
że największą wenę twórczą mam trzynaście tysięcy metrów nad ziemią.
Lądowanie nie należało do najprzyjemniejszych, tak samo jak
startowanie, jednakże widok mi to wynagradzał. Gwiazdy błyszczały na niebie, a
światła miasta mieniły w każdym poszczególnym okienku mieszkań. Twarde lądowanie i oklaski dla pilota. Ktoś bił brawa tak głośno, że
przebijał się ponad dźwiękiem. Ten ktoś to byłam ja. Dopiero teraz zdałam sobie
sprawę, że się rozluźniłam i poczułam bezpiecznie. Mimo stresu jaki mi towarzyszył, lot był jedną z
najbardziej ekscytujących rzeczy, jakie do tej pory przeżyłam. A teraz? Jestem
w Port Talbot. W Walii. W Wielkiej Brytanii. Pierwszy raz za granicą. Przeszedł
mnie dreszcz, ale to z podniecenia. Dla dziewczyny, która nigdy nie postawiła nogi za granice swojego kraju to spełnienie marzeń.
Ruszyłam za tłumem, zabrałam walizkę z taśmy, a następnie
skierowałam się w stronę wyjścia. Tam czekał na mnie Leondre, który w ręce
trzymał kartę z napisem "I always got you on my mind, Adele" i machał
do mnie. Poczułam się jakbym patrzyła na jakiś obrazek z pinteresta, takie
rzeczy dzieją się też naprawdę? Podeszłam do niego targając za sobą walizkę i
mocno przytuliłam. To dziwne kiedy wczoraj się z nim żegnałam, myśląc że nie
zobaczę tych węgielków w oczach albo potarganych włosów przez kilka miesięcy, a
dziś znalazłam się w jego objęciach.
Wziął moją walizkę, wolną ręką pochwycił moją dłoń i tak
poszliśmy na parking, gdzie czekała mama Leo. Jak tylko podeszłam od razu się
uśmiechnęła, przytuliła mnie i powiedziała, że bardzo się cieszy, że w końcu
może mnie poznać. Jej akcent był taki słodki, inny niż Leo, mogłabym ich
obydwojga słuchać cały czas. Nie minęło pół godziny, a dotarliśmy do domu
Devries. W środku na wejściu przywitała mnie Tilly, młodsza siostra Leo, która
sprawiała wrażenie nieco nieśmiałej, ale równie sympatycznej co reszta członków
rodziny.
- Chodź pokaże ci twój pokój - zwrócił się do mnie z
uśmiechem. Zabrał bagaż pod pachę i zaprowadził do sporego pokoju. - Tu
mieszkał Joseph zanim się wyprowadził.
W pomieszczeniu znajdowało się duże łóżko, równie wielka
szafa obok biurko przy oknie na nim komputer stacjonarny i dwie wysokie wieże. Pokój był dobrze wyposażony, biorąc pod uwagę fakt, że nikt go nie
zamieszkiwał. Mój wzrok przykuły drzwi na przeciwko łóżka. Wskazałam na nie i
spytałam co się za nimi znajduje. Machnął ręką, dając mi do zrozumienia, żebym
sama sprawdziła. Otworzyłam i zajrzałam do łazienki, której rozmiary
dorównywały pokojowi. Mój własny pokój jest o połowę mniejszy niż ta prywatna
łazienka. Pierwszy raz w życiu widzę pokój z prywatną łazienką!
- Pewnie jesteś zmęczona, więc idź się odświeżyć i spać,
żebyś miała siłę na jutrzejszy dzień - powiedział i posłał mi ciepły uśmiech,
ale tak mocny, że poczułam go nawet w swoim wnętrzu. Zgarnął mnie jeszcze w
objęcia, pocałował czule w czoło. Uwielbiałam kiedy to robił. - Nawet nie wiesz
jak się cieszę, że tu jesteś - szepnął.
- Ty nawet nie wiesz, jak to wszystko dla mnie dużo
znaczy i jaka jestem zachwycona - odpowiedziałam równie cicho.
- Nie zapominaj, że mam borderline, więc odczuwam wszystko
dwa razy mocniej - zauważył.
- No dobra, wygrałeś w konkurencji "nawet nie wiesz
jak", ale to jeszcze nie koniec - zaśmiałam się. Chwilę później brałam już
ciepłą kąpiel, rozpakowałam się po części i padłam na łóżko zasypiając niemal
od razu.
***
Kolejne dni, praktycznie cały czas spędzaliśmy poza
domem tworząc wspaniałe, wspólne wspomnienia. Leondre pokazywał mi swoje miasto,
które pierwotnie nie zrobiło na mnie pozytywnego wrażenia. Miasto przemysłowe,
gdzie dym z kominów unosił się na okrągło. Nocą przypominał mi Nowy York, taki jaki
znam ze zdjęć. Jednak brunet zabrał mnie w różne piękne miejsca, które
sprawiły, że zakochałam się w Port Talbot. Piaszczysta plaża Aberavon Beach
zimą wyglądała zjawiskowo, ciągnęła się tam gdzie wzrok nie dosięgał - nasze
ulubione miejsce na długie, poranne spacery. Cały jeden dzień poświęciliśmy na Margam
Park, gdzie znajduje się tajemniczy, stary zamek i wspaniałe walijskie, czyli
męczące, ukształtowanie terenu. Oprócz tego zobaczyłam magiczne klify i miejsce do którego
od zawsze uciekał, gdy czuł się samotny, gdzie powstały pierwsze teksty.
Odwiedziliśmy mnóstwo małych, przytulnych kawiarni. Zima w tym roku nie była
łagodna, więc chcąc nie chcąc musieliśmy co pewien czas się rozgrzać. Wybraliśmy
się do typowego skate parku, gdzie ludzie jeździli pomimo temperatury i śniegu.
Parę razy byliśmy w kinie, przechodziliśmy wąskimi, niezaludnionymi uliczkami.
Poznawanie tych wszystkich miejsc z przewodnikiem Leo, było
najwspanialszymi chwilami w moim życiu. Wracaliśmy wyczerpani i przemarznięci,
robiliśmy kakao z piankami i cynamonem. Braliśmy wielki, wełniany koc i
wtuleni w siebie oglądaliśmy filmy. Czasem zamiast kolejnej produkcji
holywoodzkiej, brałam szkicownik odprężając się przy delikatnych
pociągnięciach ołówka. Leondre wtedy chwytał kartkę i długopis, próbując stworzyć
nowe teksty. Jak czegoś nie był pewien, pytał i razem poprawialiśmy jego
rapowaną poezję.
Dogadywaliśmy się bez zarzutu, znaliśmy siebie na wylot,
uszczęśliwialiśmy siebie nawzajem. Nie da się nic poradzić na zakochiwanie.
Jeśli to odpowiednia osoba, to nie ważne co się między wami wydarzy, nie ważne
jak bardzo będziesz chciał ją odrzucić, nie ma rady. Ja zakochuję się w Leo
codziennie na nowo i mam wrażenie, że coraz mocniej. Zasypiam z myślą, że nie
potrafię obdarzyć kogoś większą miłością, jednak każdego ranka okazuje się, że
byłam w błędzie. Miłość jest potężna, ale cholernie skomplikowana. Chyba w
końcu się w niej odnalazłam. Obydwoje się odnaleźliśmy.
***
W wigilię ostatniego dnia grudnia, zaczęłam panicznie
przeglądać wszystkie swoje ubrania. Leo znajdował się na próbie, jutro grali na Wembley
na sylwestra. Na koncercie noworocznym, jako dziewczyna jednego z członków
zespołu, musiałam wyglądać co najmniej świetnie. Nie chcę znów być wytykana
przez fanki, pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę, jeśli będą chciały mnie
zjechać i tak to zrobią. Lecz nie chciałam im dawać powodów. Nic mi nie
pasowało, wszystko było jakieś zwykłe, a nie mogłam sobie pozwolić, żeby kupić
nowe ubrania. Z pomocą przyszła mi Tilly, z którą nie spędziłam zbyt wiele
czasu w ciągu tych kilku dni. Lecz chyba usłyszała moje zrozpaczone jęki, które
swoją drogą musiały brzmieć żałośnie. Zapytała się co się stało, a gdy jej
opowiedziałam w czym tkwi problem, uśmiechnęła się i powiedziała, żebym
poczekała chwilkę, po czym wyszła.
- Załatwione - wróciła po kilku minutach. - Rozmawiałam z
Chloe, powiedziała żebyś podała swoje wymiary, a ona poszuka czegoś w swojej
szafie, ma naprawdę dużo ciuchów.
Nigdy w życiu nie widziałam Chloe na żywo, ale na zdjęciach
zauważyłam, że była bardzo szczupła, nie to co ja. Ten fakt mnie delikatnie
zmartwił, wyobraziłam sobie, jak blondynka przywozi mi świetne ciuchy, a ja w żadne
się nie mieszczę. Matilda jakby czytając mi w myślach powiedziała:
- Jeśli nie będzie miała twojego rozmiaru w szafie, to
weźmie od koleżanek, więc nie martw się. Już Chloe w tym głowa, że będziesz
wyglądać fantastycznie, zaufaj mi ona się na tym zna! - zapewniła mnie i
uspokoiła.
- O rany, dziękuję bardzo! - niemal podskoczyłam z radości.
- Nie wiem jak ci się odwdzięczyć.
- To co robisz z Leo jest wystarczające - posłała mi
życzliwy uśmiech, pokazując zęby. Resztę dnia spędziłam z Tilly, która okazała
się świetną dziewczyną, bardzo zdolną i pozytywną.
Cała trójka tworzyła zgraną i kochającą się rodzinę. Zastanawiałam się tylko, jak Antonio, tata Leo i Tilly, mógł ich
tak potraktować. Nie mieściło mi się w głowie, żeby skrzywdzić w taki potworny
sposób te dobre i wrażliwe istoty.
Leo wraz z Victorią wrócili z próby, więc resztę wieczoru
spędziliśmy wspólnie. Graliśmy w karty, później w planszówki a na sam koniec
przerzuciliśmy się na play station, przy którym mieliśmy równie duży ubaw, jak
przy poprzednich grach.
I tak minął kolejny wspaniały dzień.
***
W ostatni dzień roku, już o godzinie ósmej byliśmy w
drodze do Londynu. Wyjechaliśmy tak wcześnie nie dlatego, że Leo dziś grał
koncert, lecz dlatego, że chciał mi chociaż trochę pokazać Londyn. Byłam
podekscytowana i od rana buzia mi się nie zamykała. Całą czwórką pojechaliśmy w
takie popularne miejsca jak Big Ben, przejechaliśmy się na London Eye i
odwiedziliśmy National Gallery, gdzie wystawiona była jedna z moich
artystycznych inspiracji, czyli Van Gogh. Kiedy zobaczyłam
"Słoneczniki" na żywo, stałam przez piętnaście minut wpatrując się
dokładnie w każdą kreskę i kontur. Następnie czerwonym autobusem przejechaliśmy
przez pół Londynu, żeby dotrzeć na Wembley. Tam czekali już na nas Charlie z
rodziną i Chloe. Przedstawiłam się wszystkim, a rodziny chłopaków zostawili
mnie, Leo, Chloe i Charliego, sami poszli na obiad.
- Miło cię znów widzieć - zwrócił się do mnie Charlie.
Uśmiechnęłam się i uścisnęłam chłopca. Następnie Chloe podała mi rękę przedstawiając
się. Usiadłyśmy na widowni, kiedy Bam mieli próbę. Chloe nie była typem
osoby, z którą lubiłam spędzać czas, ale nie przekreślałam jej od razu. Miła
dziewczyna, jednak nasze poglądy bardzo się różniły. Ja i ona to dwa różne
światy. Ty i Leo to też dwa różne światy, pomyślałam.
- Może zaczniemy się już przygotowywać? Wybierzesz sobie
ubranie, umalujemy się i zrobimy włosy? - zaproponowała. Pokiwałam głową i
poszłyśmy do garderoby. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, do występu
chłopaków zostało mnóstwo czasu. Najwidoczniej Chloe, tak jak Werka, lubiła
wyszykować się wcześniej. Na myśl o przyjaciółce żołądek mi się ścisnął. To
pierwsze święta, które spędzamy bez słowa. Próbowałam się z nią skontaktować,
nie odzywała się do mnie. Jej mama powiedziała, że wszystko w porządku, ale nie
chce mi się w to wierzyć. Nie mogłam z nią porozmawiać skoro nie było jej w
domu, nie odbierała telefonów, jej mama nie współpracowała. Chciałabym, żeby
była tu teraz ze mną. Zawsze marzyłyśmy by razem podróżować, Londyn był jednym
z naszych punktów na liście. Teraz jestem w tym starym mieście i czuję, jakby
mi czegoś brakowało. Miałam nadzieję, że przeżyła wspaniałe święta. W szkole ją
złapię i już mi się nie wywinie od rozmowy, myślałam. Jak to się stało, że od
najlepszych przyjaciółek, niemal sióstr, stałyśmy się osobami, które nie mają
żadnego kontaktu.
- Pasuje? - głos Chloe wyrwał mnie z zamyślenia. Wyszłam zza
drewnianego parawanu, żeby zobaczyć się w lustrze. - Jest naprawdę ładna -
przyznała dziewczyna z zadowolonym wyrazem twarzy, obejmując mnie wzrokiem w całości.
- Sama nie wiem - odpowiedziałam patrząc na siebie w
zdobione na brzegach lustro. Na sobie miałam bardzo obcisłą sukienkę, która zasłaniała
mi pupę i nic więcej. Miała głębokie, trójkątne wcięcie na plecach i mocno się
błyszczała.
- W makijażu i włosach będziesz wyglądać zjawiskowo, mówię
ci - zapewniała, a sama przebrała się w dopasowaną spódniczkę i krótką
koszulkę. Następnie do pokoju weszły cztery kobiety, które zaczęły nas malować
i stylizować włosy. Nie wiem ile cały proces trwał, ale już mnie tyłek
bolał od siedzenia, więc pewnie długo.
- Gotowe - powiedziały kobiety niemal w tym samym momencie.
Razem z Chloe poszłyśmy się zobaczyć. Blondynka była zachwycona, ja wręcz na
odwrót. Miałam bardzo ciemny i mocny makijaż oka, wyraźnie wykonturowaną twarz,
czerwoną szminkę, a włosy rozpuszczone i zakręcone, efekt potęgowała krótka i
błyszcząca sukienka. Czułam się jak pani do wynajęcia na noc.
- Wyglądasz bosko - powiedziała Chloe spoglądając na mnie.
- Ale się tak nie czuję - wypaliłam. Zauważyłam, że wyraz
jej twarzy szybko się zmienia, więc dodałam - ponieważ czuję się super bosko!
Super bosko? Co to za tekst?! Nie chciałam narzekać, bo dużo dla mnie zrobiła, lecz z
takim wyglądem czułam się okropnie niekomfortowo. Do koncertu została godzina,
więc poszłyśmy do barku się czegoś napić. Zastałyśmy tam Charliego, który na
nasz widok gwizdnął. Chloe się zaśmiała, a ja pociągnęłam sukienkę w dół.
Ciągle wydawało mi się, że mi podchodzi do góry i odsłania całą pupę.
Usiedliśmy we trójkę i rozmawialiśmy. W pewnym momencie blondynka oznajmiła, że
idzie do toalety, zostałam z Charliem. Nachylił się nade mną i przyciszonym
głosem, jakby się czegoś obawiał, spytał:
- Jak tam się ma Weronika? - spojrzałam na niego zdziwiona.
Przecież z nią rozmawiał, to po co się mnie pytał.
- Nie możesz się jej sam zapytać przy okazji rozmowy?
- Nie mam z nią kontaktu od miesiąca - szczęka mi opadła.
- Jak to? Dlaczego? - byłam zmieszana, ponieważ żyłam w
przekonaniu, że się przyjaźnią.
- Musiałem zerwać z nią kontakt -odchrząknął zakłopotany. -
To nie tak, że mi nie zależy. Jest dla mnie bardzo ważna i jest niesamowitą osobą,
ale czasem trzeba wybrać - próbował się wytłumaczyć, a ja nic nie rozumiałam. -
Myślałem, że wiesz w końcu to się zdarzyło już dawno... - w tym momencie
blondynka wróciła, a my szybko zmieniliśmy temat.
Dlaczego mi nie powiedziała? Czemu nie zadzwoniła? Czy to
oznacza, że wybrał Chloe, zamiast Werki? Jak to jest, że w ogóle musiał wybierać,
przecież się przyjaźnili. Boże, przynajmniej Tomek ją wspiera, tego jestem
pewna... a co jeśli nie?
Koncert zaraz się zaczynał, więc poszłam na backstage, aby
go oglądnąć. Trwał dwie godziny, chłopcy jak zwykle dali czadu i nie obyło się
bez bisu. W tłumie z przodu wzrokiem wyhaczyłam Zuzię, która była w specjalnym
miejscu razem z rodzicami. Mam nadzieję, że podobał jej się prezent gwiazdkowy.
Gdy dłużej przypatrzyłam się jej twarzy, nie miałam już wątpliwości, że tak.
Po koncercie została godzina do nowego roku, a przed nami
była jeszcze impreza. Poszłam tam razem z Chloe i czekałyśmy na chłopaków. Nie
przychodzili, więc blondynka wyciągnęła mnie na parkiet do jakiejś grupy
nieznajomych. Byli lekko wstawieni, ale zaczęliśmy tańczyć. Każdy ruch mnie
krępował, nie podnosiłam rąk, wręcz co chwilę ciągnęłam sukienkę w dół. Do
naszej grupy w końcu dołączyli Bam. Charlie od razu podszedł do Chloe, a Leo
chwilę się we mnie wpatrywał niepewnym spojrzeniem.
- Coś nie tak? - spytałam czerwieniąc się.
- Nie, po prostu wyglądasz tak - próbował znaleźć słowo. -
No, nie poznałem cię po prostu - posłał mi zakłopotany uśmiech. Muzyka się
zmieniła, a ja poczułam nagły przypływ odwagi. To nie zdarzało się u mnie
często, więc wykorzystałam to i przywarłam do Leondre. Próbowałam być
atrakcyjna i tańczyć tak jak to na imprezach robią te wszystkie dziewczyny. Nie miałam zbyt dużego
doświadczenia, a brunet zachowywał się bardzo sztywno. W pewnym momencie
przerwał moje wygibasy, łapiąc mnie za ramiona. - Adele, dość.
Myślałam, że spłonę ze wstydu. Ta scena musiała wyglądać
komicznie z zewnątrz. Moja mina nadawała się idealnie do uwiecznienia i
zrobienia mema z podpisem "ten moment kiedy chciałaś być seksi, a nawet
twój chłopak cię nie chce". Do oczu zebrały mi się łzy, przygryzłam wargę.
- Nawet z tapetą na twarzy i w sukience która wywala mi dupę
na wierzch wyglądam źle i obrzydliwie - powiedziałam, a głos mi lekko zadrżał. Było mi wstyd za siebie.Spuściłam głowę, Chloe to jakoś umie wyglądać fajnie i dobrze się prezentować.
Pasuje do Charlsa i na te wszystkie imprezy, ja nie.
- Posłuchaj mnie - chwycił mój podbródek i delikatnie zmusił
mnie żebym na niego spojrzała. - Nie powiem ci, że wyglądasz pięknie, bo to nie
jesteś ty. Nie lubisz takich strojów, widzę że męczysz się w tej sukience i
masz ochotę zebrać włosy i zgarnąć je w poczochranego koka, odsłonić swój
kolczyk w uchu, który wygląda jakbyś uciekła z więzienia - zaśmiałam się, a on
założył mi kosmyk za ucho i szepnął, pochylając się nade mną. - Przebierzesz
się i zwiniemy się stąd, okay?
Pokiwałam energicznie głową i ruszyliśmy do jego garderoby.
Wzięłam jakąś wielką bluzę, spodnie w których przyjechałam i w mgnieniu oka
zmieniłam strój. Włosy spięłam, tak jak to przewidział Leo w niedbałego koka.
Ściągnęłam sztuczne rzęsy, zmyłam szminkę i przepłukałam delikatnie twarz. Oczy
nadal były dosyć mocno pomalowane, natomiast po konturowaniu nie było ani
śladu, jedynie pozostałości trwałego podkładu. Od razu poczułam się lepiej.
- Chodź, za chwilę będzie nowy rok - porwał mnie za rękę,
jak tylko wyszłam z pomieszczenia. Pod pachą miał nasze kurtki i zaczęliśmy
wchodzić po schodach. Z początku zaczął biec, ale chyba przypomniał sobie, że
przecież ja nie mogę i dostosował tempo do mojego. W końcu znaleźliśmy się na
dachu budynku, w centrum Londynu. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut
wybije północ. Leo podał mi kurtkę, którą się otuliłam. Rozłożył koc blisko
skraju dachu. Usiedliśmy we dwoje, a ja oparłam głowę o jego ramię i wpatrywałam
się w Londyn nocą, ale nie zwyczajną nocą, lecz noworoczną nocą.
- Ten czas z tobą płynie jak szalony - zaczął smutnym
głosem. - Nie mogę przestać myśleć o nim kiedy jesteśmy razem, o tym że on zaraz
się skończy - urwał i przekrzywił głowę spoglądając na mnie. - Ostatnio z
Charliem postanowiliśmy nagrać nowy cover do piosenki "Don't let me
down", słowa są o tobie i są dla mnie ważne...chcesz posłuchać?
- Oczywiście - szepnęłam i zamknęłam oczy, trochę się
obawiając. Ostatni cover bardzo nas poróżnił. Ale zanim mocniej się zaniepokoiłam, Leo już zaczął (link):
I wanna show you a
world, just let go,
what you gotta do is
close your eyes, feel it flow
I'm trying to fight
the pain, but I'm slowly falling,
you can try to run
away, can you hear me calling?
I know that you're
scared, so close your eyes
The pain will heal, no
need to cry
I know that it hurts,
I've felt it all
But no matter what
happens, I wont let you fall
-...teraz zaczyna się część Char... - przerwałam mu i
zaczęłam śpiewać, a raczej fałszować refren tej znanej piosenki, a po chwili
dołączył się do mnie również Leo, który jak wiemy śpiewa jeszcze gorzej niż ja:
I need you, I need
you, I need you right now
Yeah, I need you right
now
So don't let me, don't
let me, don't let me down
I think I'm losing my
mind now
It's in my head,
darling, I hope
That you'll be here,
when I need you the most
So don't let me, don't
let me, don't let me down
Don't let me down
Don't let me down
Don't let me down,
down, down
Don't let me down,
don't let me down,
down, down
Leo uśmiechnął się i zaczął drugą zwrotkę, patrząc mi prosto
w oczy:
I'm sorry that I
brought you here,
I wish that I could
turn back time
But I can't seem to
break you down
enough to make you
change your mind
It's cold outside, so
take my jacket
I'm used to it so you
can have it
And I'm glad that you
are here with me
so we can taste the
heaven
I left you out in such
a state
And after all, you
still stay
I think that it is
safe to say,
that we can now, call
this fate
W tym momencie usłyszeliśmy głośne odliczanie, dziesięć,
dziewięć, osiem... Ale Leo nie przestawał.
So if you're done,
open up, this is what I'm for
Maybe I can find a way
before we hit the floor
Momentalnie, jakby na zakończenie jego słów, w górę wystrzeliły
fajerwerki i otoczyły nas z każdej strony. A my rozglądaliśmy się wokół, ale
wciąż powracając wzrokiem do siebie dokończyliśmy piosenkę. To nie wyglądało
tak kolorowo, fajerwerki nas zagłuszały, więc tekst rozpoznawaliśmy tylko po
ruchu swoich warg, w dodatku żadne z nas nie umiało śpiewać, więc akurat huk
wokół ratował świat przed straceniem słuchu od naszych barw głosu. Mimo
wszystko to było magiczne, właśnie to że było takie nieidealne i nasze. Niebo
mieniło się złotem, czerwienioną, błękitem, zielenią i mnóstwem innych noworocznych kolorów, a
my śpiewaliśmy patrząc na siebie:
I need you, I need
you, I need you right now
Yeah, I need you right
now
So don't let me, don't
let me, don't let me down
I think I'm losing my
mind now
It's in my head,
darling, I hope
That you'll be here,
when I need you the most
So don't let me, don't
let me, don't let me down
Don't let me down
Don't let me down
Don't let me down,
down, down
Don't let me down,
Don't let me down,
down, down
Ooh, I think I'm losing
my mind now, yeah
Ooh, I think I'm
losing my mind now, yeah
I need you, I need
you, I need you right now
Yeah, I need you right
now
So don't let me, don't
let me, don't let me down
I think I'm losing my
mind now
It's in my head,
darling, I hope
That you'll be here,
when I need you the most
So don't let me, don't
let me, don't let me down
Don't let me down
Yeah, don't let me
down
Yeah, don't let me
down
Don't let me down, oh,
no
Yeah, don't let me
down
Don't let me down
Don't let me down,
down, down
Siedzieliśmy wtuleni na dachu jeszcze przez następną
godzinę, obserwując cały pokaz fajerwerków, aż do ostatniego. Przymknęłam oczy
i pomyślałam, że marzę tylko o jednej rzeczy.
By w każdy nowy rok, móc wejść przy boku Leondre.
Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
BRAK MI SŁÓW, POPŁAKAŁAM SIĘ. DZIEKUJE!
OdpowiedzUsuńJa dziękuję :)
Usuń