#Rozdział 49 "Carum est, quod rarum est"





Tytuł: "Cenne jest to co rzadkie"


Przez większą część lotu wpatrywałam się rozmarzonym wzrokiem w szybę, a pozostały czas wykorzystałam na rysowanie. Na szczęście szkicownik zawsze miałam pod ręką, a aktualnie w mojej głowie pojawiało się tysiąc rysunków na minutę, za którymi sama nie potrafiłam nadążyć. Muszę zapamiętać, że największą wenę twórczą mam trzynaście tysięcy metrów nad ziemią.
Lądowanie nie należało do najprzyjemniejszych, tak samo jak startowanie, jednakże widok mi to wynagradzał. Gwiazdy błyszczały na niebie, a światła miasta mieniły w każdym poszczególnym okienku mieszkań. Twarde lądowanie i oklaski dla pilota. Ktoś bił brawa tak głośno, że przebijał się ponad dźwiękiem. Ten ktoś to byłam ja. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że się rozluźniłam i poczułam bezpiecznie. Mimo stresu jaki mi towarzyszył, lot był jedną z najbardziej ekscytujących rzeczy, jakie do tej pory przeżyłam. A teraz? Jestem w Port Talbot. W Walii. W Wielkiej Brytanii. Pierwszy raz za granicą. Przeszedł mnie dreszcz, ale to z podniecenia. Dla dziewczyny, która nigdy nie postawiła nogi za granice swojego kraju to spełnienie marzeń.
Ruszyłam za tłumem, zabrałam walizkę z taśmy, a następnie skierowałam się w stronę wyjścia. Tam czekał na mnie Leondre, który w ręce trzymał kartę z napisem "I always got you on my mind, Adele" i machał do mnie. Poczułam się jakbym patrzyła na jakiś obrazek z pinteresta, takie rzeczy dzieją się też naprawdę? Podeszłam do niego targając za sobą walizkę i mocno przytuliłam. To dziwne kiedy wczoraj się z nim żegnałam, myśląc że nie zobaczę tych węgielków w oczach albo potarganych włosów przez kilka miesięcy, a dziś znalazłam się w jego objęciach.
Wziął moją walizkę, wolną ręką pochwycił moją dłoń i tak poszliśmy na parking, gdzie czekała mama Leo. Jak tylko podeszłam od razu się uśmiechnęła, przytuliła mnie i powiedziała, że bardzo się cieszy, że w końcu może mnie poznać. Jej akcent był taki słodki, inny niż Leo, mogłabym ich obydwojga słuchać cały czas. Nie minęło pół godziny, a dotarliśmy do domu Devries. W środku na wejściu przywitała mnie Tilly, młodsza siostra Leo, która sprawiała wrażenie nieco nieśmiałej, ale równie sympatycznej co reszta członków rodziny.
- Chodź pokaże ci twój pokój - zwrócił się do mnie z uśmiechem. Zabrał bagaż pod pachę i zaprowadził do sporego pokoju. - Tu mieszkał Joseph zanim się wyprowadził.
W pomieszczeniu znajdowało się duże łóżko, równie wielka szafa obok biurko przy oknie na nim komputer stacjonarny i dwie wysokie wieże. Pokój był dobrze wyposażony, biorąc pod uwagę fakt, że nikt go nie zamieszkiwał. Mój wzrok przykuły drzwi na przeciwko łóżka. Wskazałam na nie i spytałam co się za nimi znajduje. Machnął ręką, dając mi do zrozumienia, żebym sama sprawdziła. Otworzyłam i zajrzałam do łazienki, której rozmiary dorównywały pokojowi. Mój własny pokój jest o połowę mniejszy niż ta prywatna łazienka. Pierwszy raz w życiu widzę pokój z prywatną łazienką!
- Pewnie jesteś zmęczona, więc idź się odświeżyć i spać, żebyś miała siłę na jutrzejszy dzień - powiedział i posłał mi ciepły uśmiech, ale tak mocny, że poczułam go nawet w swoim wnętrzu. Zgarnął mnie jeszcze w objęcia, pocałował czule w czoło. Uwielbiałam kiedy to robił. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś - szepnął.
- Ty nawet nie wiesz, jak to wszystko dla mnie dużo znaczy i jaka jestem zachwycona - odpowiedziałam równie cicho.
- Nie zapominaj, że mam borderline, więc odczuwam wszystko dwa razy mocniej - zauważył.
- No dobra, wygrałeś w konkurencji "nawet nie wiesz jak", ale to jeszcze nie koniec - zaśmiałam się. Chwilę później brałam już ciepłą kąpiel, rozpakowałam się po części i padłam na łóżko zasypiając niemal od razu.

***

Kolejne dni, praktycznie cały czas spędzaliśmy poza domem tworząc wspaniałe, wspólne wspomnienia. Leondre pokazywał mi swoje miasto, które pierwotnie nie zrobiło na mnie pozytywnego wrażenia. Miasto przemysłowe, gdzie dym z kominów unosił się na okrągło. Nocą przypominał mi Nowy York, taki jaki znam ze zdjęć. Jednak brunet zabrał mnie w różne piękne miejsca, które sprawiły, że zakochałam się w Port Talbot. Piaszczysta plaża Aberavon Beach zimą wyglądała zjawiskowo, ciągnęła się tam gdzie wzrok nie dosięgał - nasze ulubione miejsce na długie, poranne spacery. Cały jeden dzień poświęciliśmy na Margam Park, gdzie znajduje się tajemniczy, stary zamek i wspaniałe walijskie, czyli męczące, ukształtowanie terenu. Oprócz tego zobaczyłam magiczne klify i miejsce do którego od zawsze uciekał, gdy czuł się samotny, gdzie powstały pierwsze teksty. Odwiedziliśmy mnóstwo małych, przytulnych kawiarni. Zima w tym roku nie była łagodna, więc chcąc nie chcąc musieliśmy co pewien czas się rozgrzać. Wybraliśmy się do typowego skate parku, gdzie ludzie jeździli pomimo temperatury i śniegu. Parę razy byliśmy w kinie, przechodziliśmy wąskimi, niezaludnionymi uliczkami. Poznawanie tych wszystkich miejsc z przewodnikiem Leo, było najwspanialszymi chwilami w moim życiu. Wracaliśmy wyczerpani i przemarznięci, robiliśmy kakao z piankami i cynamonem. Braliśmy wielki, wełniany koc i wtuleni w siebie oglądaliśmy filmy. Czasem zamiast kolejnej produkcji holywoodzkiej, brałam szkicownik odprężając się przy delikatnych pociągnięciach ołówka. Leondre wtedy chwytał kartkę i długopis, próbując stworzyć nowe teksty. Jak czegoś nie był pewien, pytał i razem poprawialiśmy jego rapowaną poezję.
Dogadywaliśmy się bez zarzutu, znaliśmy siebie na wylot, uszczęśliwialiśmy siebie nawzajem. Nie da się nic poradzić na zakochiwanie. Jeśli to odpowiednia osoba, to nie ważne co się między wami wydarzy, nie ważne jak bardzo będziesz chciał ją odrzucić, nie ma rady. Ja zakochuję się w Leo codziennie na nowo i mam wrażenie, że coraz mocniej. Zasypiam z myślą, że nie potrafię obdarzyć kogoś większą miłością, jednak każdego ranka okazuje się, że byłam w błędzie. Miłość jest potężna, ale cholernie skomplikowana. Chyba w końcu się w niej odnalazłam. Obydwoje się odnaleźliśmy.  

***

W wigilię ostatniego dnia grudnia, zaczęłam panicznie przeglądać wszystkie swoje ubrania. Leo znajdował się na próbie, jutro grali na Wembley na sylwestra. Na koncercie noworocznym, jako dziewczyna jednego z członków zespołu, musiałam wyglądać co najmniej świetnie. Nie chcę znów być wytykana przez fanki, pomimo tego, że zdawałam sobie sprawę, jeśli będą chciały mnie zjechać i tak to zrobią. Lecz nie chciałam im dawać powodów. Nic mi nie pasowało, wszystko było jakieś zwykłe, a nie mogłam sobie pozwolić, żeby kupić nowe ubrania. Z pomocą przyszła mi Tilly, z którą nie spędziłam zbyt wiele czasu w ciągu tych kilku dni. Lecz chyba usłyszała moje zrozpaczone jęki, które swoją drogą musiały brzmieć żałośnie. Zapytała się co się stało, a gdy jej opowiedziałam w czym tkwi problem, uśmiechnęła się i powiedziała, żebym poczekała chwilkę, po czym wyszła.
- Załatwione - wróciła po kilku minutach. - Rozmawiałam z Chloe, powiedziała żebyś podała swoje wymiary, a ona poszuka czegoś w swojej szafie, ma naprawdę dużo ciuchów.
Nigdy w życiu nie widziałam Chloe na żywo, ale na zdjęciach zauważyłam, że była bardzo szczupła, nie to co ja. Ten fakt mnie delikatnie zmartwił, wyobraziłam sobie, jak blondynka przywozi mi świetne ciuchy, a ja w żadne się nie mieszczę. Matilda jakby czytając mi w myślach powiedziała:
- Jeśli nie będzie miała twojego rozmiaru w szafie, to weźmie od koleżanek, więc nie martw się. Już Chloe w tym głowa, że będziesz wyglądać fantastycznie, zaufaj mi ona się na tym zna! - zapewniła mnie i uspokoiła.
- O rany, dziękuję bardzo! - niemal podskoczyłam z radości. - Nie wiem jak ci się odwdzięczyć.
- To co robisz z Leo jest wystarczające - posłała mi życzliwy uśmiech, pokazując zęby. Resztę dnia spędziłam z Tilly, która okazała się świetną dziewczyną, bardzo zdolną i pozytywną. 
Cała trójka tworzyła zgraną i kochającą się rodzinę. Zastanawiałam się tylko, jak Antonio, tata Leo i Tilly, mógł ich tak potraktować. Nie mieściło mi się w głowie, żeby skrzywdzić w taki potworny sposób te dobre i wrażliwe istoty.
Leo wraz z Victorią wrócili z próby, więc resztę wieczoru spędziliśmy wspólnie. Graliśmy w karty, później w planszówki a na sam koniec przerzuciliśmy się na play station, przy którym mieliśmy równie duży ubaw, jak przy poprzednich grach. 
I tak minął kolejny wspaniały dzień.
***

W ostatni dzień roku, już o godzinie ósmej byliśmy w drodze do Londynu. Wyjechaliśmy tak wcześnie nie dlatego, że Leo dziś grał koncert, lecz dlatego, że chciał mi chociaż trochę pokazać Londyn. Byłam podekscytowana i od rana buzia mi się nie zamykała. Całą czwórką pojechaliśmy w takie popularne miejsca jak Big Ben, przejechaliśmy się na London Eye i odwiedziliśmy National Gallery, gdzie wystawiona była jedna z moich artystycznych inspiracji, czyli Van Gogh. Kiedy zobaczyłam "Słoneczniki" na żywo, stałam przez piętnaście minut wpatrując się dokładnie w każdą kreskę i kontur. Następnie czerwonym autobusem przejechaliśmy przez pół Londynu, żeby dotrzeć na Wembley. Tam czekali już na nas Charlie z rodziną i Chloe. Przedstawiłam się wszystkim, a rodziny chłopaków zostawili mnie, Leo, Chloe i Charliego, sami poszli na obiad.
- Miło cię znów widzieć - zwrócił się do mnie Charlie. Uśmiechnęłam się i uścisnęłam chłopca. Następnie Chloe podała mi rękę przedstawiając się. Usiadłyśmy na widowni, kiedy Bam mieli próbę. Chloe nie była typem osoby, z którą lubiłam spędzać czas, ale nie przekreślałam jej od razu. Miła dziewczyna, jednak nasze poglądy bardzo się różniły. Ja i ona to dwa różne światy. Ty i Leo to też dwa różne światy, pomyślałam.
- Może zaczniemy się już przygotowywać? Wybierzesz sobie ubranie, umalujemy się i zrobimy włosy? - zaproponowała. Pokiwałam głową i poszłyśmy do garderoby. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, do występu chłopaków zostało mnóstwo czasu. Najwidoczniej Chloe, tak jak Werka, lubiła wyszykować się wcześniej. Na myśl o przyjaciółce żołądek mi się ścisnął. To pierwsze święta, które spędzamy bez słowa. Próbowałam się z nią skontaktować, nie odzywała się do mnie. Jej mama powiedziała, że wszystko w porządku, ale nie chce mi się w to wierzyć. Nie mogłam z nią porozmawiać skoro nie było jej w domu, nie odbierała telefonów, jej mama nie współpracowała. Chciałabym, żeby była tu teraz ze mną. Zawsze marzyłyśmy by razem podróżować, Londyn był jednym z naszych punktów na liście. Teraz jestem w tym starym mieście i czuję, jakby mi czegoś brakowało. Miałam nadzieję, że przeżyła wspaniałe święta. W szkole ją złapię i już mi się nie wywinie od rozmowy, myślałam. Jak to się stało, że od najlepszych przyjaciółek, niemal sióstr, stałyśmy się osobami, które nie mają żadnego kontaktu.
- Pasuje? - głos Chloe wyrwał mnie z zamyślenia. Wyszłam zza drewnianego parawanu, żeby zobaczyć się w lustrze. - Jest naprawdę ładna - przyznała dziewczyna z zadowolonym wyrazem twarzy, obejmując mnie wzrokiem w całości.
- Sama nie wiem - odpowiedziałam patrząc na siebie w zdobione na brzegach lustro. Na sobie miałam bardzo obcisłą sukienkę, która zasłaniała mi pupę i nic więcej. Miała głębokie, trójkątne wcięcie na plecach i mocno się błyszczała.
- W makijażu i włosach będziesz wyglądać zjawiskowo, mówię ci - zapewniała, a sama przebrała się w dopasowaną spódniczkę i krótką koszulkę. Następnie do pokoju weszły cztery kobiety, które zaczęły nas malować i stylizować włosy. Nie wiem ile cały proces trwał, ale już mnie tyłek bolał od siedzenia, więc pewnie długo.
- Gotowe - powiedziały kobiety niemal w tym samym momencie. Razem z Chloe poszłyśmy się zobaczyć. Blondynka była zachwycona, ja wręcz na odwrót. Miałam bardzo ciemny i mocny makijaż oka, wyraźnie wykonturowaną twarz, czerwoną szminkę, a włosy rozpuszczone i zakręcone, efekt potęgowała krótka i błyszcząca sukienka. Czułam się jak pani do wynajęcia na noc.
- Wyglądasz bosko - powiedziała Chloe spoglądając na mnie.
- Ale się tak nie czuję - wypaliłam. Zauważyłam, że wyraz jej twarzy szybko się zmienia, więc dodałam - ponieważ czuję się super bosko!
Super bosko? Co to za tekst?! Nie chciałam narzekać, bo dużo dla mnie zrobiła, lecz z takim wyglądem czułam się okropnie niekomfortowo. Do koncertu została godzina, więc poszłyśmy do barku się czegoś napić. Zastałyśmy tam Charliego, który na nasz widok gwizdnął. Chloe się zaśmiała, a ja pociągnęłam sukienkę w dół. Ciągle wydawało mi się, że mi podchodzi do góry i odsłania całą pupę. Usiedliśmy we trójkę i rozmawialiśmy. W pewnym momencie blondynka oznajmiła, że idzie do toalety, zostałam z Charliem. Nachylił się nade mną i przyciszonym głosem, jakby się czegoś obawiał, spytał:
- Jak tam się ma Weronika? - spojrzałam na niego zdziwiona. Przecież z nią rozmawiał, to po co się mnie pytał.
- Nie możesz się jej sam zapytać przy okazji rozmowy?
- Nie mam z nią kontaktu od miesiąca - szczęka mi opadła.
- Jak to? Dlaczego? - byłam zmieszana, ponieważ żyłam w przekonaniu, że się przyjaźnią.
- Musiałem zerwać z nią kontakt -odchrząknął zakłopotany. - To nie tak, że mi nie zależy. Jest dla mnie bardzo ważna i jest niesamowitą osobą, ale czasem trzeba wybrać - próbował się wytłumaczyć, a ja nic nie rozumiałam. - Myślałem, że wiesz w końcu to się zdarzyło już dawno... - w tym momencie blondynka wróciła, a my szybko zmieniliśmy temat.
Dlaczego mi nie powiedziała? Czemu nie zadzwoniła? Czy to oznacza, że wybrał Chloe, zamiast Werki? Jak to jest, że w ogóle musiał wybierać, przecież się przyjaźnili. Boże, przynajmniej Tomek ją wspiera, tego jestem pewna... a co jeśli nie?
Koncert zaraz się zaczynał, więc poszłam na backstage, aby go oglądnąć. Trwał dwie godziny, chłopcy jak zwykle dali czadu i nie obyło się bez bisu. W tłumie z przodu wzrokiem wyhaczyłam Zuzię, która była w specjalnym miejscu razem z rodzicami. Mam nadzieję, że podobał jej się prezent gwiazdkowy. Gdy dłużej przypatrzyłam się jej twarzy, nie miałam już wątpliwości, że tak.
Po koncercie została godzina do nowego roku, a przed nami była jeszcze impreza. Poszłam tam razem z Chloe i czekałyśmy na chłopaków. Nie przychodzili, więc blondynka wyciągnęła mnie na parkiet do jakiejś grupy nieznajomych. Byli lekko wstawieni, ale zaczęliśmy tańczyć. Każdy ruch mnie krępował, nie podnosiłam rąk, wręcz co chwilę ciągnęłam sukienkę w dół. Do naszej grupy w końcu dołączyli Bam. Charlie od razu podszedł do Chloe, a Leo chwilę się we mnie wpatrywał niepewnym spojrzeniem.
- Coś nie tak? - spytałam czerwieniąc się.
- Nie, po prostu wyglądasz tak - próbował znaleźć słowo. - No, nie poznałem cię po prostu - posłał mi zakłopotany uśmiech. Muzyka się zmieniła, a ja poczułam nagły przypływ odwagi. To nie zdarzało się u mnie często, więc wykorzystałam to i przywarłam do Leondre. Próbowałam być atrakcyjna i tańczyć tak jak to na imprezach robią te wszystkie dziewczyny. Nie miałam zbyt dużego doświadczenia, a brunet zachowywał się bardzo sztywno. W pewnym momencie przerwał moje wygibasy, łapiąc mnie za ramiona. - Adele, dość.
Myślałam, że spłonę ze wstydu. Ta scena musiała wyglądać komicznie z zewnątrz. Moja mina nadawała się idealnie do uwiecznienia i zrobienia mema z podpisem "ten moment kiedy chciałaś być seksi, a nawet twój chłopak cię nie chce". Do oczu zebrały mi się łzy, przygryzłam wargę.
- Nawet z tapetą na twarzy i w sukience która wywala mi dupę na wierzch wyglądam źle i obrzydliwie - powiedziałam, a głos mi lekko zadrżał. Było mi wstyd za siebie.Spuściłam głowę, Chloe to jakoś umie wyglądać fajnie i dobrze się prezentować. Pasuje do Charlsa i na te wszystkie imprezy, ja nie.
- Posłuchaj mnie - chwycił mój podbródek i delikatnie zmusił mnie żebym na niego spojrzała. - Nie powiem ci, że wyglądasz pięknie, bo to nie jesteś ty. Nie lubisz takich strojów, widzę że męczysz się w tej sukience i masz ochotę zebrać włosy i zgarnąć je w poczochranego koka, odsłonić swój kolczyk w uchu, który wygląda jakbyś uciekła z więzienia - zaśmiałam się, a on założył mi kosmyk za ucho i szepnął, pochylając się nade mną. - Przebierzesz się i zwiniemy się stąd, okay?
Pokiwałam energicznie głową i ruszyliśmy do jego garderoby. Wzięłam jakąś wielką bluzę, spodnie w których przyjechałam i w mgnieniu oka zmieniłam strój. Włosy spięłam, tak jak to przewidział Leo w niedbałego koka. Ściągnęłam sztuczne rzęsy, zmyłam szminkę i przepłukałam delikatnie twarz. Oczy nadal były dosyć mocno pomalowane, natomiast po konturowaniu nie było ani śladu, jedynie pozostałości trwałego podkładu. Od razu poczułam się lepiej.
- Chodź, za chwilę będzie nowy rok - porwał mnie za rękę, jak tylko wyszłam z pomieszczenia. Pod pachą miał nasze kurtki i zaczęliśmy wchodzić po schodach. Z początku zaczął biec, ale chyba przypomniał sobie, że przecież ja nie mogę i dostosował tempo do mojego. W końcu znaleźliśmy się na dachu budynku, w centrum Londynu. Spojrzałam na zegarek. Za dziesięć minut wybije północ. Leo podał mi kurtkę, którą się otuliłam. Rozłożył koc blisko skraju dachu. Usiedliśmy we dwoje, a ja oparłam głowę o jego ramię i wpatrywałam się w Londyn nocą, ale nie zwyczajną nocą, lecz noworoczną nocą.   
- Ten czas z tobą płynie jak szalony - zaczął smutnym głosem. - Nie mogę przestać myśleć o nim kiedy jesteśmy razem, o tym że on zaraz się skończy - urwał i przekrzywił głowę spoglądając na mnie. - Ostatnio z Charliem postanowiliśmy nagrać nowy cover do piosenki "Don't let me down", słowa są o tobie i są dla mnie ważne...chcesz posłuchać?
- Oczywiście - szepnęłam i zamknęłam oczy, trochę się obawiając. Ostatni cover bardzo nas poróżnił. Ale zanim mocniej się zaniepokoiłam, Leo już zaczął (link):

I wanna show you a world, just let go,
what you gotta do is close your eyes, feel it flow
I'm trying to fight the pain, but I'm slowly falling,
you can try to run away, can you hear me calling?
I know that you're scared, so close your eyes
The pain will heal, no need to cry
I know that it hurts, I've felt it all
But no matter what happens, I wont let you fall

-...teraz zaczyna się część Char... - przerwałam mu i zaczęłam śpiewać, a raczej fałszować refren tej znanej piosenki, a po chwili dołączył się do mnie również Leo, który jak wiemy śpiewa jeszcze gorzej niż ja:

I need you, I need you, I need you right now
Yeah, I need you right now
So don't let me, don't let me, don't let me down
I think I'm losing my mind now
It's in my head, darling, I hope
That you'll be here, when I need you the most
So don't let me, don't let me, don't let me down
Don't let me down
Don't let me down
Don't let me down, down, down
Don't let me down,
don't let me down, down, down

Leo uśmiechnął się i zaczął drugą zwrotkę, patrząc mi prosto w oczy:

I'm sorry that I brought you here,
I wish that I could turn back time
But I can't seem to break you down
enough to make you change your mind
It's cold outside, so take my jacket
I'm used to it so you can have it
And I'm glad that you are here with me
so we can taste the heaven
I left you out in such a state
And after all, you still stay
I think that it is safe to say,
that we can now, call this fate

W tym momencie usłyszeliśmy głośne odliczanie, dziesięć, dziewięć, osiem... Ale Leo nie przestawał.

So if you're done, open up, this is what I'm for
Maybe I can find a way before we hit the floor

Momentalnie, jakby na zakończenie jego słów, w górę wystrzeliły fajerwerki i otoczyły nas z każdej strony. A my rozglądaliśmy się wokół, ale wciąż powracając wzrokiem do siebie dokończyliśmy piosenkę. To nie wyglądało tak kolorowo, fajerwerki nas zagłuszały, więc tekst rozpoznawaliśmy tylko po ruchu swoich warg, w dodatku żadne z nas nie umiało śpiewać, więc akurat huk wokół ratował świat przed straceniem słuchu od naszych barw głosu. Mimo wszystko to było magiczne, właśnie to że było takie nieidealne i nasze. Niebo mieniło się złotem, czerwienioną, błękitem, zielenią i mnóstwem innych noworocznych kolorów, a my śpiewaliśmy patrząc na siebie:

I need you, I need you, I need you right now
Yeah, I need you right now
So don't let me, don't let me, don't let me down
I think I'm losing my mind now
It's in my head, darling, I hope
That you'll be here, when I need you the most
So don't let me, don't let me, don't let me down
Don't let me down
Don't let me down

Don't let me down, down, down
Don't let me down,
Don't let me down, down, down

Ooh, I think I'm losing my mind now, yeah
Ooh, I think I'm losing my mind now, yeah

I need you, I need you, I need you right now
Yeah, I need you right now
So don't let me, don't let me, don't let me down
I think I'm losing my mind now
It's in my head, darling, I hope
That you'll be here, when I need you the most
So don't let me, don't let me, don't let me down
Don't let me down

Yeah, don't let me down
Yeah, don't let me down
Don't let me down, oh, no
Yeah, don't let me down

Don't let me down
Don't let me down, down, down

Siedzieliśmy wtuleni na dachu jeszcze przez następną godzinę, obserwując cały pokaz fajerwerków, aż do ostatniego. Przymknęłam oczy i pomyślałam, że marzę tylko o jednej rzeczy.


By w każdy nowy rok, móc wejść przy boku Leondre.

Lia


2 komentarze: