#Rozdział 50 "Umbram suam metuere"
Tytuł: "Bać się własnego cienia"
W miłej atmosferze szybko płynie czas, ostatnie dni były
wspaniałe. Czy to dlatego miałam wrażenie jakby mignęły mi przed oczami?
Właśnie pakowałam ostatnią rzecz i dopinałam walizkę. Dziś z samego rana
byliśmy z Leo na ostatnim wspólnym spacerze w Port Talbot. Poszliśmy nad
wybrzeże i oglądaliśmy wschód słońca. Temperatura była tak niska, że do tej
pory czułam dreszcze, a od godziny znajdowaliśmy się w domu. Usiadłam na
walizce próbując ją domknąć, ostatecznie się udało. Rozejrzałam się jeszcze po
pokoju, by sprawdzić czy wszystko wzięłam. Teraz wyglądał identycznie jak go
zastałam. Przez głowę przelatywały mi myśli, które były niczym klipy filmowe.
Tak jakby mój mózg w programie do edycji, zmontował filmik, który pokazywał
cały miniony tydzień. Najpierw odkrywanie Port Talbot, magiczne miejsca, w
których dowiedzieliśmy się nowych rzeczy o sobie nawzajem z Leo, godziny
spędzone przy laptopie z kubkiem kakao i filmem, sylwestrowy koncert, czas
spędzony z Charliem i Chloe. Dziewczyna nie wywarła na mnie niesamowitego
wrażenia, ale polubiłam ją. Natomiast Charlie ciągle wyglądał przy mnie na
dziwnie spiętego, a gdy na koniec się żegnaliśmy szepnął mi na ucho, żebym
pozdrowiła Werkę. Nie miałam czasu zapytać co się stało między nimi i czemu nie
mają kontaktu. Wyznaczyłam sobie za cel dowiedzieć się tego, jak i wielu innych
rzeczy od Weroniki. Nie odpuszczę tak łatwo tej przyjaźni.
Usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju niemal bezgłośnie.
Niemal. Odwróciłam się, a przede mną stał przygarbiony Leo, który ogarnął
wzrokiem cały, posprzątany pokój.
- Gotowa? - spytał bez wyrazu. Od rana był małomówny, co
wcale nie poprawiało sytuacji. Dla mnie rozstania też są ciężkie, więc było by
łatwiej gdyby chociaż spróbował
zachowywać się naturalnie.
- Zależy - odpowiedziałam próbując złapać jego wzrok. - Fizycznie
tak, psychicznie totalnie nie.
Podniósł głowę i odgarnął kosmyki, które spadały mu na oczy.
Wziął moją walizkę, drugą ręką chwycił moją, pociągnął mnie za sobą i schodząc
powoli po schodach nucił nowy rap:
I wanna show you a
world, just let go,
what you gotta do is
close your eyes, feel it flow
I'm trying to fight
the pain, but I'm slowly falling,
you can try to run
away, can you hear me calling?
I know that you're
scared, so close your eyes
The pain will heal, no
need to cry
I know that it hurts,
I've felt it all
But no matter what
happens, I wont let you fall
Nie mogę się doczekać, aż nagrają ten cover i wypuszczą na
YouTube. Coś czuję, że będę słuchała go na okrągło. Victoria i Tilly już
czekały na nas gotowe do wyjścia. Ubrałam się ciepło i ostatni raz rzuciłam
spojrzenie na dom.
- Jeszcze tu wrócę - szepnęłam do siebie i wsiadłam do
samochodu. Pół godzinna droga na lotnisko przebiegła w przezabawnej atmosferze.
Victoria poprosiła mnie, żebym puściła jakieś popularne, polskie piosenki.
Zdziwiłam się, ale równocześnie ucieszyłam. To przyjemne kiedy ktoś zza granicy
chce posłuchać twojego języka, szczególnie kiedy jest to polski. Włączyłam
kilka utworów, które kojarzyłam z radia, później nieco starszych, a tych troje
Walijczyków wsłuchiwało się w tekst i próbowało powtarzać słowa. Miałam z nich
niezły ubaw. Na sam koniec, gdy zobaczyłam znak kierujący na lotnisko, puściłam
"Pomimo burz". Spojrzałam kątem oka na Leo, ale jego wyraz twarzy się
nie zmienił. Zastanawiałam się czy rozpozna tę piosenkę. Gdy Antek Smykiewicz
zaczął śpiewać refren, Leondre wciągnął gwałtownie powietrze i krzyknął:
- Znam to! - zaczęłam się śmiać, a on razem z wokalistą
śpiewał - I jeszcze znajdę więcej sił. Będę walczył, będę kochał. Będę się o
ciebie bił.
Na lotnisku zrobiliśmy standard czynności i siedliśmy w hali
odlotów, wykorzystując ostatnie minuty razem. Położyłąm głowę na ramieniu
chłopaka i spytałam:
- Kiedy wrzucicie nowy cover? - nie widziałam tego, ale
byłam pewna, że uśmiechnął się pod nosem. Zaczął bawić się moimi włosami
owijając je wokół swojego palca.
- Nie możesz się doczekać, żeby zobaczyć mnie w tych
seksownych słuchawkach studyjnych, co? - parsknęłam śmiechem.
- Tak, to właśnie mój główny powód - odpowiedziałam. Nagle
zawiesiłam wzrok na parze, która się żegnała przed nami. Chłopak bardzo mocno tulił
niską i drobną dziewczynę, obydwoje płakali. W końcu oderwali się od siebie, a
chłopak ruszył wolnym krokiem, oddalając się od czerwonej od łez dziewczyny.
Nie chciałam, żebyśmy też tak wyglądali, nie chciałam się żegnać, jakbyśmy się
mieli już nigdy nie zobaczyć, lecz tak jakbyśmy się mieli widzieć jutro. W
końcu on zawsze jest przy mnie, nawet jeśli nie mogę go dotknąć. - Myślę, że
jak go dodacie, to będzie mój nowy ulubiony, przegoni nawet "Why I got you
on my mind?"
Chwilę siedzieliśmy w przyjemnej ciszy, którą przerwał
brunet:
- Wiesz dlaczego ten rap jest taki wyjątkowy? - spytał, a ja
podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam w czekoladowe tęczówki. -
Dlatego, że pisałem go patrząc na ciebie.
- Och, Leo - zarumieniłam się. - Ale przecież pokazywałeś mi
to nad czym pracowałeś i nawet ci pomagałam z tekstem.
Wstał i zaczął grzebać w kieszeni swoich jeansów, po chwili
wyciągnął pogiętą kartkę i mi ją podał. Rozłożyłam i spojrzałam na słowa.
- No właśnie, to przecież ten tekst, który pisaliśmy
wspólnie - powiedziałam nieco zdezorientowana.
- Odwróć kartkę - wykonałam polecenie, a tam cała strona
była zapisana. Znajdowało się mnóstwo poprzekreślanych słów, drobne plamy po
kakao i wgniecenia od pisania na kolanach. Przeniosłam rozpromieniony wzrok z
kartki na twarz mojego chłopaka. On cały był promieniem, który od kilku
miesięcy powoli rozjaśniał moje wnętrze, pokazując mi najskrytsze zakątki
siebie, o których nie miałam pojęcia. Nigdy bym nie przypuszczała, że aby
poznać lepiej swoje wnętrze, będę potrzebowała drugiej osoby. Wtuliłam się w
Leo, oddając jak najwięcej emocji z siebie. Chciałam mu je przekazać bez słów,
bo zwykłymi wyrazami nie potrafiłam.
Nadszedł ten czas, pożegnałam się z roześmianą Tilly,
następnie z przemiłą mamą Leo, a na samym końcu z Leondre.
- Hej, nie bądź smutny - powiedziałam mu do ucha, gdy
tkwiliśmy w przytuleniu. - Jestem przy tobie, coś się dzieje, dzwoń do mnie,
dobrze? Już się nie zachowam jak ostatnio, wszystko zrozumiałam.
Mruknął w ramach odpowiedzi. Odsunęłam się od niego i
zaczęłam odchodzić w stronę bramek.
- Poczekaj! - krzyknął. Podbiegł do mnie i delikatnie
pocałował mnie w policzek. - To już taka nasza tradycja, nie? - zaśmiałam się,
uścisnęłam ostatni raz jego rękę i poszłam.
W samolocie wzięłam szkicownik i zaczęłam przeglądać
wszystkie rysunki z ostatniego tygodnia. Przez ten czas zapełniłam w połowie
wolne strony mojego zeszytu. Pomimo, że rysowałam ołówkiem, więc ilustracje
stworzone zostały mnóstwem odcieni szarości, przebijało przez nie szczęście i
radość. Wręcz tryskały tymi emocjami. Gdy przejrzałam najnowsze dzieła,
wróciłam do początku, czyli do pierwszego rysunku sprzed półtorej roku, gdy
byłam po wypadku. Wertowałam kartki przypominając sobie wydarzenia, które
zainspirowały mnie do stworzenia tych rysunków. Cieszę się, że wtedy postanowiłam
prowadzić pamiętnik w formie rysunkowej. Nikt go nigdy nie odczyta i tylko ja
wiem ile niesie ze sobą uczuć. Ile bólu, żalu, smutku, miłości, radości,
nadziei.
Ciekawe czy pokażę go kiedyś komuś w całości. Na pewno musi
to być osoba, której bezgranicznie ufam i wtedy opowiem jej o obrazkach.
Opowiem o emocjach, o wzlotach i upadkach. Miałam już kandydata na to miejsce.
Taki jeden, który dzielił się ze mną muzyką, więc może ja podzielę
się z nim rysunkami.
***
Ostatni dzień wolnego przesiedziałam w domu i rozmawiałam z
mamą. Opowiedziałam jej trochę o mojej pierwszej zagranicznej przygodzie,
cieszyła się tym wszystkim chyba jeszcze bardziej niż ja. Obiecałam jej, że na
pewno kiedyś ją tam zabiorę, żeby zobaczyła na własne oczy walijskie klify.
Wieczorem zajęłam się pakowaniem plecaka do szkoły. Wydawało mi się, jakbym
wieki nie była w szkole, pomimo że czas płynął w zabójczym tempie. Co za
paradoks!
Cieszyłam się na jutrzejszy dzień. Chciałam zobaczyć się w
końcu z Werą, przeprosić i pogadać. Poza tym trochę stęskniłam się za Karolem.
Od czasu do czasu pisaliśmy ze sobą, ale to nie to samo. Dlatego, gdy obudziłam
się o poranku, bez problemu wstałam z łóżka i zebrałam do wyjścia. Mama wstała
razem ze mną i zrobiła mi śniadanie do szkoły. Mały gest, ale jak cieszy! Droga
była całkiem przyjemna. Chociaż śnieg powoli topniał i robiła się ciapa, to
wciąż panowały niskie temperatury. Chłód wiatru obijał mi się o policzki
delikatnie je rumieniąc. Dzięki temu rozbudziłam się i czułam świeżo. Kiedy
zawieszałam kurtkę w szatni trochę się zmartwiłam, gdyż zauważyła, że nie ma
rzeczy Weroniki. Pod salą też jej nie było i na pierwszej lekcji, i na drugiej,
na ostatniej też nie. Przynajmniej Karol dotrzymywał mi towarzystwa i miło
spędziłam ten dzień. Nazajutrz sytuacja się powtórzyła i tak było do czwartku.
Międzyczasie próbowałam się skontaktować z Weroniką - dzwoniłam, przychodziłam
pod drzwi jej domu. Nie dawała znaku życia. Naprawdę się martwiłam, myślałam o
niej w nocy, przez co nie spałam za wiele. W końcu w piątek doszło do naszego
spotkania. Zobaczyłam ją na korytarzu, gdy rozmawiała z nauczycielką
matematyki.
- Wera! - krzyknęłam automatycznie i ruszyłam pewnie w jej
stronę. Akurat skończyła rozmowę z nauczycielką, która odeszła w drugą stronę.
- Jejku, co się z tobą działo???
Nie patrzyła na mnie, wlepiała wzrok w ziemię i mruknęła pod
nosem, co ledwo dosłyszałam:
- Przepraszam, ale nie mam zbytnio czasu - już chciała
odejść, ale zastąpiłam jej drogę. To sprawiło, że przez chwilę na mnie
spojrzała. Jak ja dawno nie widziałam tych szarych oczu! Jednak zawsze
błyszczące, teraz były niemal matowe. Wyglądała jakoś tak inaczej.
- Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - spytałam, bo
nie wyglądała najlepiej.
- Złapało mnie jakieś choróbsko, mam gorączkę, a przyszłam
tylko coś wyjaśnić - odpowiedziała i zaczęła jeździć nerwowo dłonią po
przeciwnej ręce. - Naprawdę nie mam teraz czasu ani siły, muszę wracać do domu.
- Musimy pogadać Wera - zaprotestowałam od razu. - Co się
dzieje? Powiedz mi...
- Obiecuję, że pogadamy, ale nie dziś - przerwała mi,
odwróciła się i odeszła szybkim krokiem. Ruszyłam w drugą stronę równie szybko.
Mój cel - szatnia. Szybko zgarnęłam kurtkę, szalik i w marszu zaczęłam się
ubierać. Na szczęście woźnej nie było, więc bez problemu uciekłam ze szkoły.
Rozejrzałam się i dostrzegłam złote włosy, przez chwilę się zawahałam
przyzwyczajona do zawsze idealnych fryzur u Wery, ale przecież widziałam ją
przed chwilą i właśnie tak wyglądała. Gdy znalazłam się w bezpiecznej
odległości, podążyłam jej śladem. Rzeczywiście wracała do domu, lecz w pewnym
momencie skręciła w bok do parku. Zrobiłam to samo. Obserwowałam jej nerwowe
ruchy kiedy się zatrzymała i szybko rozejrzała. Następnie weszła w... krzaki?
Przecież tam nic nie ma, więc po co tam idzie? Dość tego, postanowiłam to
sprawdzić. Podeszłam bliżej i usłyszałam dziwne odgłosy. Rozchyliłam nieco
rośliny i zobaczyłam klęczącą Weronikę, która właśnie zwracała, najprawdopodobniej
dzisiejsze, śniadanie.
- Wera! - krzyknęłam zmartwiona. Podskoczyła na dźwięk
mojego głosu. Otarła buzię i jednym ruchem wstała z ziemi. - Co...
- To tylko - przerwała mi od razu - zatrucie. Mama zrobiła
naleśniki z zepsutego mleka i tak mnie trzyma.
Zerknęłam na nią bacznie, blada jak ściana, podkrążone oczy
- jednego byłam pewna. Okłamała mnie.
- Czemu ciągle to robisz? - wybuchłam, a ona lekko się
skuliła. - Okłamujesz mnie, olewasz, nie odbierasz, unikasz. Do czego to
prowadzi? Nie chcesz mieć ze mną kontaktu?! To chociaż mi to powiedz w twarz, a
nie latam za tobą jak głupia, żebyś mnie zbywała jakimiś historyjkami wyssanymi
z palca!
- To nie tak, ja chciałam...próbowałam - zaczęła się miotać
i wtedy w końcu zobaczyłam to co powinnam już dawno dostrzec. Uwydatnione kości
policzkowe, zapadnięte oczy, matowe włosy i tęczówki, wiszące na niej dresy.
Jak mogłam być tak ślepa?
- Boże... dlaczego jesteś taka chuda? - wyjąkałam, jeżdżąc
wzrokiem po jej ciele. Nawet puchowa kurtka teraz nie ukrywała, że przede mną
stała może połowa Wery. Dziewczyna spuściła głowę i unikała odpowiedzi. Łzy mi
napłynęły do oczu i ledwo co wydukałam kolejne słowa. - M...Masz zaburzenia
odżywiania?
Nie odpowiedziała, jedynie pokiwała głową, a mnie wryło.
Zaczęłam wertować w mojej głowie poszukując ostatnich obrazów z Weroniką.
Straciłyśmy kontakt trochę ponad miesiąc temu, czy to możliwe, że tak szybko to
się stało?
- Ale jak to... przecież zawsze byłaś szczupła, po co? - Nie
rozumiałam tego. Lubiła swoją figurę, nie miała najmniejszego powodu, żeby się
odchudzać. - Wera... - nie wiedziałam co powiedzieć, nigdy wcześniej nie znałam
nikogo z zaburzeniami odżywiania, jedynie słyszałam o przypadkach. - Damy radę
jakoś - mówiłam, kiedy nagle dziewczyna zaczęła osuwać się na ziemię. Zareagowałam
prawie od razu. Złapałam ją i ułożyłam na ławce. Drżącymi rękami wyciągnęłam
telefon i zadzwoniłam po pogotowie. Przerażona czekałam kilka minut na karetkę,
co pewien czas delikatnie dotykając twarzy Weroniki, która była zimna. Była
cholernie zimna! Ratownicy medyczni jednym ruchem zgarnęli ja do karetki i odjechali
na sygnale, ledwo zdążyłam zapytać do jakiego szpitala ja zabierają.
Zatelefonowałam do mamy i objaśniłam jej w skrócie co się stało, przerywając od
czasu do czasu na aby wziąć oddech, bo zapomniałam jak to się robi. Obiecała,
że przyjedzie i pojedziemy razem. Pół godziny później byłam już w drodze. Może
powinnam powiedzieć dopiero, bo każda sekunda dłużyła się w nieskończoność.
Moją głowę rozsadzały myśli. Usiadłam w poczekalni, a mama poprosiła panią na
oddziale, że jak tylko będzie możliwość zobaczenia Weroniki to by dała nam znać.
Siedziałam w nerwach trzymając się za głowę i próbując opanować.
***
Drobna i krucha blondynka obudziła się w dziwnym dla niej
miejscu. Leżała na łóżku, otaczały ją białe ściany. Zobaczyła, że do ręki ma
podpiętą aparaturę, a na stoliku obok leżą jakieś leki. Obraz tego co się
wydarzyło zaczął się rozjaśniać. Park, Adela, utrata kontroli nad ciałem.
- Jak się czujesz? - głos należał do lekarza, który właśnie
wszedł do pokoju. Zdezorientowana dziewczyna przykryła się kołdrą pod samą
szyję. - Pamiętasz co się stało?
- Pamiętam... - zaczęła z trudem. - Pamiętam, że było zimno,
tak bardzo zimno i nie mogłam się na niczym skupić. Byłam w parku z Adą, ale
nie mogłam jej słuchać, bo było tak zimno...
- Porządnie wychłodziłaś organizm, dobrze że koleżanka z
tobą była, bo to mogło się skończyć bardzo źle - oznajmił rzeczowym tonem. Po
chwili do pokoju weszła niska, rudowłosa kobieta, która uśmiechała się
życzliwie. - Zostawię was same - ukłonił się i wyszedł. Blondynka bacznie
śledziła każdy, powolny ruch kobiety. Ta przybliżyła się i spod łóżka Weroniki
wyciągnęła małe krzesełko, na którym usiadła.
- Jestem Arlena i jestem psychiatrą - zaczęła, a nastolatka
na dźwięk tych słów wybałuszyła oczy. - Musimy porozmawiać o twoim problemie.
Przedstawię sprawę jasno. Masz anoreksję.
- Wiem - odpowiedziała i przewróciła oczami. - Dlaczego
kolejna osoba mi to mówi skoro ja to wiem. Ada też mi dziś to powiedziała.
Ameryki pani nie odkryła.
- Wiele anorektyczek się nie chce do tego przyznać i ukrywa
prawdę przed samą sobą - wyjaśniła poprawiając się na krześle. - Więc dobrze,
to już jest krok do przodu. Nie znam cię za bardzo, lecz od teraz będziesz
podlegała naszym obserwacjom w szpitalu psychiatrycznym...
- Co?! - przerwała jej Weronika. - Pójdę do psychiatryka?!
Proszę nie, ja nie potrzebuję, ja nie chcę - w jednej chwili oczy wypełniły jej
się łzami. - Proszę, zrobię wszystko tylko nie chcę tam iść.
Kobieta spojrzała na nią z politowaniem i współczuciem,
nachyliła się nad Werą i delikatnie ujęła jej dłoń.
- Posłuchaj, jeśli okaże się, że nie potrzebujesz pomocy,
wyjdziesz jeszcze tego samego dnia, wiesz? Po prostu musimy cię zważyć i
zobaczyć twoje BMI - próbowała ją uspokoić, ale nastolatka zalała się łzami, a
na jej twarzy malował się strach. - A teraz musisz mi opowiedzieć trochę więcej
o tym co się z tobą dzieje, dobrze? Chcesz pomocy, prawda?
Dziewczyna powoli pokiwała głową na tak, psychiatra podała
jej chusteczkę. Kiedy wysiąkała nos i otarła mokre policzki, zaczęła mówić:
- Nie wiem czy to anoreksja czy bulimia, bo praktycznie nie
jem, a jak zjem to często to zwracam - powiedziała drżącym głosem. - Zaczęło
się nieco ponad miesiąc temu chyba.
Nastała cisza, którą przerwała psychiatra:
- To o czym mówisz to najprawdopodobniej anoreksja
bulimiczna, jednakże z reguły chorzy mają naprzemiennie napady obżarstwa i
zwrot z głodówką. A ty, masz napady obżarstwa?
- Nie - odpowiedziała szeptem. Kobieta przygryzła nerwowo
wargę po tej informacji.
- Dobrze, do godziny przewieziemy cię do szpitala - gdy
spostrzegła znów przerażenie w szarych oczach, szybko dodała - na kontrolę
oczywiście. Nie martw na zapas. Na razie odpoczywaj.
Wyszła zostawiając zwiniętą w kłębek, wystraszoną
dziewczynę.
***
Postanowiłam poszukać przyjaciółki na własną rękę. Nikt mnie
o niczym nie informował, a ja za dużo spaprałam, żeby teraz znów siedzieć
bezczynnie. Przemykałam pomiędzy lekarzami w poszukiwaniu sali gdzie leży Wera.
Po jakimś czasie doszedł do mnie dźwięk jej głosu. Zbliżyłam się do drzwi i
zaczęłam słuchać:
- Proszę, zrobię wszystko tylko nie chcę tam iść.
Jej głos był taki zmizerniały i przestraszony, że serce mi
się łamało, gdy słuchałam dalszej części rozmowy. Najprawdopodobniej kobieta
była jakimś psychologiem. Nie słyszałam wszystkiego, ale wyłapywałam ważniejsze
rzeczy. Moje uszy wyłapały dwa słowa - anoreksja bulimiczna. Nagle drzwi się
otworzyły, a ja się szybko odskoczyłam. Kobieta od razu mnie dostrzegła i
zamknęła pokój. Chwilę na mnie patrzyła, byłam pewna, że zaraz na mnie
nakrzyczy. Ona jednak spokojnym głosem powiedziała:
- Ty jesteś Ada? - kiwnęłam głową na tak. Kobieta posłała mi
uśmiech.
- Czy może mi pani powiedzieć co się dzieje? Jak to w ogóle
możliwe, że dziewczyna z idealną figurą i wyglądem, popada w anoreksję? -
spytałam prosto z mostu.
- Wiesz, anoreksja to przede wszystkim choroba psychiczna.
Zaczyna się od problemów domowych może wśród znajomych? Gdy sobie z czymś nie
radzisz lub masz jakiś trudny czas. Czasami ludzi to przerasta, bezsilność ich
wykańcza, więc podświadomie wytwarzają problem, którym będą mogli się zająć.
Wśród nastolatek często są to właśnie zaburzenia odżywiania. W taki też sposób
chcą zwrócić na siebie uwagę otoczenia, ale równocześnie zajmują głowę innymi
myślami niż problemy zewnętrzne...
- Ada? - usłyszałam stłumiony krzyk dochodzący z pokoju.
Spojrzałam na kobietę, która ręką wskazała mi żebym weszła. Bez zastanowienia
otworzyłam drzwi i podeszłam do przyjaciółki, której oczy były czerwone od łez.
- Ada - pociągnęła nosem. - Zabierają mnie do psychiatryka...
- Wiem Wera, ale spokojnie... - przerwałam jej, a ona
zrobiła to samo.
- Jak mam być spokojna?! Przecież oni mnie nie wypuszczą
stamtąd - już chciałam zaprotestować, ale nie pozwoliła mi. - Posłuchaj mnie
proszę i daj mi mówić. Nie wiem kiedy będziemy mogły porozmawiać, bo w szpitalu
pewnie odwiedzać może tylko rodzina, przynajmniej na początku. Jestem pewna, że
mnie nie wypuszczą, bo... ważę 32 kilo.
Gdy to powiedziała zaczęłam kręcić głową z niedowierzaniem.
Boże, jak to? Poczułam jak łza skapuje mi na spodnie.
- Wera, czy mogę cię prosić, żebyś mi o tym powiedziała? O
wszystkim? Jak się czujesz, dlaczego to zrobiłaś? Proszę, muszę to wiedzieć.
Dziewczyna pokiwała głową i chwilę się zbierała, żeby
zacząć.
- Zaczęło się od tego, że Charlie zerwał ze mną kontakt.
Chloe była zazdrosna o naszą znajomość i stwierdził, że woli ją, nawet jeżeli
kazała mu wybierać i tak po prostu mnie olał. Wiem, o co spytasz, czemu ci nie
powiedziałam. Miałaś wtedy problemy z Leo i nie chciałam cię obarczać moimi i
tak już miałaś ciężko. Poza tym cieszyłam się, bo Tomek przyjeżdżał. Byłam w
nim zakochana, wiele dla mnie znaczył i chciałam w końcu mu to powiedzieć.
Kiedy wyznałam mu, co czuję, on oznajmił, że jest gejem - płakała nieprzerwanie.
Miałam ochotę ją przytulić, ale sama byłam sparaliżowana i próbowałam
przetrawić te wszystkie informacje. - Wiesz, zawsze mówiłaś, że zazdrościsz mi
powodzenia u chłopców. Tylko, że oni nigdy we mnie nie widzieli Weroniki, tylko
ładną blondynkę. Gdy w końcu spotkałam dwóch takich, którzy mnie dostrzegli,
jeden zerwał ze mną całkowicie kontakt, a drugi okazał się gejem. Stwierdziłam,
że coś ze mną musi być nie tak. Że może dla tych właściwych osób nie jestem
zbyt dobra? Tyle ludzi ode mnie odeszło lub się oddalało. Tata, siostra, mama,
Charlie, Tomek i powoli ty też... Całymi dniami myślałam o tym i zdałam sobie
sprawę, że tak naprawdę nie mam nikogo bliskiego oprócz ciebie. Tym bardziej
nie mogłam cię tym wszystkim zarzucić. Stwierdziłam, że coś jest ze mną nie
tak, skoro wszystkich odpycham... wtedy zaczęłam się interesować jedzeniem, kalorycznością
i tak się zaczęło. Patrzyłam jak chudnę i czułam się z tym dobrze. Wciąż
odczuwałam głód, na początku to było okropne, ale później zaczęło mi się
podobać. Chciałam tylko to czuć, wchodziłam na wagę i widziałam kilogram za
kilogramem mniej i byłam dumna. Aż w końcu to zaczęło mnie męczyć. Widziałam te
wszystkie potrawy wigilijne i miałam zamiar je zjeść, ale wtedy... - urwała, a
ja dostrzegłam jak przechodzi ją dreszcz. - Jakby w głowie uaktywniła mi się
osoba, która mi zabroniła. Anoreksja... ona mówiła, że jest moją jedyną
przyjaciółką i że nie jestem sama, i nie mogę tego zrobić - zaczęłam ryczeć,
tak mocno, jak nigdy w życiu. Pomimo wszystkich chwil, które przeszłam, ten
moment przytłaczał mnie najbardziej. Nie widziałam dobrze mojej przyjaciółki,
bo łzy zakryły mi cały świat. - Od tego momentu wiedziałam, że mam problem i
chciałam to skończyć, przysięgam! Próbowałam, ale gdy tylko coś zjadłam ona
zaraz przychodziła i mówiła, że zostanę znów sama, bo nie mam nikogo, więc
zwracałam. Jadłam tylko od czasu do czasu, gdy wydawało mi się, że jest
uśpiona. Ona jednak zawsze czuwała. Wiesz co jest najgorsze? Że spytasz mnie
ile kalorii ma banan i ja ci to powiem! Spytasz o kotleta, olej, kromkę chleba,
wszystko wiem! Mam całą tabelkę w głowie. Włosy mi wypadają, paznokcie się
rozdwajają, cera jest ziemista... widzę jak znikam. Próbuję, ją wygonić. Ale
się nie da. Nie da się!!! - krzyknęła, ale to nie był głos Weroniki. -
Próbowałam ją nawet skrzywdzić, ale to nie pomogło.
- Co to znaczy, że próbowałaś ją skrzywdzić? - wydukałam.
Odwróciła głowę i podciągnęła koszulkę pokazując mi swój brzuch, na którym
znajdowało się kilkadziesiąt ran. Cięła się. Widok był przerażający, pełno
kresek i wystające kości. Gdzie jest Weronika i czemu to cholerstwo mi ją
zabrało?
- Wera, przepraszam - przytuliłam się do niej. - Wyjdziesz z
tego, obiecuję. Wyciągnę cię. Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam.
Przepraszam. Powtarzałam to słowo jak mantrę. Jakby miało cofnąć
czas i wszystko naprawić. Tak bardzo chciałam teraz mieć przy sobie szkicownik
i narysować to co czuję, bo zaraz eksploduję od natłoku emocji. Dlatego
zaczęłam rysować w głowie. Rysowałam egoizm, tak jak go sobie wyobrażałam,
czyli siebie. Bo jakim trzeba być egoistycznym i zapatrzonym w siebie, żeby nie
zauważyć, że twoja przyjaciółka, którą znasz od dziecka, przeżywa najgorsze
chwile w życiu? Że twoja przyjaciółka woła o pomoc, ale anoreksja, która nią
zawładnęła dusi jej krzyk? Jakim trzeba być egoistą, żeby postawić swoje problemy
nad problemy najbliższej osoby?
I w końcu jaką trzeba być okropną Adelą, żeby pozwolić
Anoreksji Bulimicznej odebrać Weronikę, najlepszą przyjaciółkę, która zawsze
była przy niej, nie dawała upaść i się poddać. Dosyć tego. Popełniłam tyle
błędów, że już nie mam nic do stracenia.
Anoreksjo, szykuj się. To jest moja przyjaciółka i nie
pozwolę ci jej zabrać bez walki.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej,
jestem trochę zła. To dla mnie ważny rozdział. Nie dość, że jest pięćdziesiąty, to o takiej tematyce.Numer rozdziału i wydarzenia to zbieg okoliczności. W każdym razie jutro wyjeżdżam, więc nie mam czasu napisać tego lepiej, a chciałabym. Ciężko mi się pisało ten rozdział, może to głupie ale przywiązałam się do bohaterów i opisywanie takiego losu... to serio było dla mnie trudne. Dlatego wkurza mnie trochę to, że wstawiam go tak nie do końca dopracowanego, ale mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Mam prośbę, bardzo mi zależy na komentarzu pod tym rozdziałem. Chciałabym poznać waszą opinię na jego temat, czy was zaskoczył, może wzruszył, a może był dla Was obojętny. Proszę, jeśli to czytasz, skomentuj.
Miłego wieczoru!
Lia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Rozdział przeczytałam parę dni temu, ale chciałam zawrzeć w komentarzu dużo, a wtedy bałam się, że tak nie będzie, wiec teraz mam nadzieję, że podołam xd
OdpowiedzUsuńZacznijmy od początku, żeby było łatwiej. nie komplikujmy sobie życia zwłaszcza teraz. Witaj szkoło nie?
Wciąż uważam, że Leondre jest gigantycznym romantykiem! Już super by było gdyby na kartce było jej imię albo "Czekałem na Ciebie", ale on musi tak, żeby na serduszku było ciepło.
Tilly w tym opowiadaniu jest przekochana. Młodsza siostrzyczką, którą każdy chciały mieć.
Chloe... Nadal nie jest moją ulubienicą i jak widać Adeli też ;)
Kiepsko, że Ada ie czuła się dobrze, ale pocieszające jest to, że Leo też nie przepada za tym stylem, więc nie musi się tak "stroić". Ma dziewczyna szczęście! xD
Gdy siedzą na dachu, jest odliczanie, fajerwerki i jeszcze sobie śpiewają to jest jak z marzeń!! która buy tak nie chciała? h,? Las rąk...
Leondre było ostatnio dużo, ale niech to nie mija!
Jeśli chodzi o Werkę, to się nazywa szczęście! Glupia, spontaniczna decyzja Adeli by biec na nią, a sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej.
Jest taka biedna, ale ciesazę się, że wreszcie wszystko sobie wyjaśniły i, że odbudowują powolutku przyjaźń, bo chyba tak to można nazwać.
ostsnie zdanie jest genialne. Takie dobitne i idealne na końcówkę (niechamską xd).
Nie wyobrażam sobie Werki w jakimś szpitalu, ale jeśli to ma jej pomóc wygrać z chorobą niech będzie. Tylko, że ma wygrać, ok??
Nie masz powodu być na siebie zła, bo napisałaś go świetnie i według mnie jest taki jak ma być.
Jaki był...?
Obojętny. To na pewno xd
Zaskoczył mnie . Tak pozytywnie.
Super oddaje powagę sytuacji, więc możesz być dumna, bo tu już nie było o błahostkach.
Bądź dumna!!!
Jest ekstra.
Do snapa! :D
Leondre taki romantico no u mnie to podstawa opowiadania xd Oj, ma dziewczyna szczęście ma! Nie pamiętam jakie jest ostatnie zdanie więc chwilaaaa, aa już widzę, cieszę się, że Ci się podoba ^.^ Zaskakująco obojętny :D Oki, jestem dumna :3
UsuńDziękuję bardzo! Akurat tutaj potrzebuję opinii innych, więc bardzo doceniam komentarz :)